Rozdział 60.
Hej. Dziś też będzie dość krótko. Ale muszę Wam powiedzieć, że z tego rozdziału jestem wyjątkowo dumna, szczególnie pod względem opisanych w nim emocji.
Jednocześnie muszę rzec, że powoli kończy mi się materiał, który miałam w zanadrzu. W związku z tym, gdy dojdziemy do tego momentu, rozdziały będą pojawiały się raz w tygodniu lub nawet raz na dwa tygodnie. Zależy to nie tyle od weny, ile od czasu. W poniedziałek rozpoczynam pracę, do której będę dojeżdżała dość daleko, więc pewnie po powrocie do domu nie będę wybitnie chętna, żeby jeszcze siadać do pisania. No, ale zobaczymy. Kto wie, może przez weekend uda mi się porządnie nadgonić z fabułą. Mało zostało do opisania, więc trzymajcie kciuki xD
***
Kiedy Bakugo wyjechał Vectrą za bramę rezydencji, zaczęło okropnie lać. Deszcz bębnił w szyby auta, a wycieraczki nie nadążały przecierać szyb, tym samym utrudniając mu jazdę. To mu jednak nie przeszkadzało. Nigdzie się nie spieszył, był wyjątkowo spokojny, a na jego ustach błąkał się lekki uśmiech.
Jestem egoistą. Zostawiam ich, pozostawiając po sobie złe wspomnienia i zwykły list, który nie oddaje wszystkiego, co czuję.
Wiedział, że ten plan uszczęśliwi jedynie jego. Uwolni od konieczności życia w tym podłym świecie i od emocji oraz wspomnień. Nie chciał ich. Większość była okrutna i dobijająca. Dalsze życie jawiło się jako piekło na ziemi. Zaśnięcie na zawsze było zaś czymś, o czym marzył od momentu, w którym ponownie obudził się jako więzień. I chociaż miał wyrzuty sumienia z powodu tego, co zamierzał zrobić, to z drugiej strony wiedział, że one ucichną wraz ze śmiercią.
Ta myśl dodawała mu otuchy. Pogodził się z tym, że nie nadaje się do tego, aby żyć w społeczeństwie. Był zbyt spaczony. Nie potrafił funkcjonować normalnie, żyć normalnie, nie myśleć o tym wszystkim, co się wydarzyło w ciągu jego marnej egzystencji. Rodzice alkoholicy, którzy zachlali się na śmierć. Dom dziecka. Poprawczak. Lata spędzone na wolności, które okazały się być jednym, wielkim kłamstwem...
Nie zamierzał polować na osobę, która wymazała jego kartotekę, nie szukał też zemsty. Sądził, że i tak by jej nie uzyskał. Jakikolwiek był plan tej osoby, na pewno nie zakładał, że Bakugo zakończy swój żywot. Gdyby tak było, ten ktoś już dawno zrobiłby coś, aby go sprzątnąć.
Może to dziwne, ale jestem wdzięczny, bo jeśli faktycznie ktoś mną pokierował, powinienem mu podziękować. Chociaż przez moment zaznałem innego życia. Dobrego życia u boku ludzi, których kocham.
Odetchnął cicho, dodając gazu. Jeszcze chwila i powinien dotrzeć w najszersze miejsce rzeki, do której zamierzał wjechać Vectrą z rozpędu. Jedyne, co mogło mu to utrudnić, to błoto powstałe po deszczu.
Zatrzymał się jakieś dwieście metrów od rzeki i odetchnął głęboko. Zacisnął mocniej dłoń na kierownicy i uśmiechnął się szeroko na myśl o tym, że już niedługo poczuje wodę w płucach, a poduszka powietrzna uniemożliwi mu ucieczkę. Chciał umrzeć i wybrał do tego bardzo masochistyczny sposób. Istniało tyle prostszych rozwiązań, a on wybrał właśnie to.
Naprawdę jestem zjebany, pomyślał, ponownie odpalając samochód. I gdy już miał ruszyć, ktoś rzucił się na maskę auta, sprawiając, że zamarł w szoku. Zza szyby patrzył na niego bowiem nie kto inny, jak przemoczony do suchej nitki Todoroki Shoto. Jego wzrok ciskał błyskawice i Bakugo już wiedział, że jego plan właśnie spalił na panewce.
Zanim zdążył jakoś zareagować, Shoto stoczył się z maski i z rozmachem otworzył drzwi od Vectry. Złapał Bakugo za fraki i wyciągnął z auta, rzucając nim o glebę. Sprawę ułatwiło mu to, że blondyn nie miał zapiętego pasa.
- CO TY SOBIE, KURWA, WYOBRAŻASZ?! - ryknął, dopadając do niego i uderzając go w twarz. - Jesteś jebanym idiotą!
Katsuki był w zbyt dużym szoku, aby szybko zareagować. Nie spodziewał się tu nikogo, a tym bardziej Shoto. Ba! Nawet nie zauważył, aby jakiekolwiek auto za nim jechało. Mimo ulewy, mężczyzna musiał jechać bez włączonych świateł, aby go nie dostrzegł w tych warunkach.
- Skąd ty... Jak? - wydusił z siebie, osłaniając się przed kolejnym ciosem. Jego ubranie było już całe przemoczone i brudne od błota, a leżał na ziemi dosłownie pół minuty.
- Widocznie ktoś u góry, kurwa, nad tobą czuwa - warknął Shoto, patrząc na niego z furią. Zamachnął się, by po raz kolejny go uderzyć, ale w ostatniej chwili odpuścił i wymierzył cios w ziemię. - Co ci strzeliło do tego pustego łba?! Listy pożegnalne?! Czy ty jesteś normalny?! - wydarł się, przekrzykując ulewę.
Bakugo zrzucił go z siebie i uniósł się do siadu. Jego wnętrzności zapragnęły wydostać się na zewnątrz, ale jakimś cudem udało mu się powstrzymać odruch wymiotny. Nie spodziewał się takiego obrotu sprawy i teraz trudno było mu się odnaleźć w tej sytuacji.
- Po prostu mnie zostaw! Przecież od początku chciałeś, żebym umarł! Wszystkim będzie lepiej beze mnie! - krzyknął czując, że głos mu się załamuje pod sam koniec wypowiedzi.
- Czy ty siebie słyszysz, idioto?! NIKT nie chce, żebyś umierał, poza tobą samym! - ryknął Todoroki, ponownie się na niego rzucając. Uderzył Bakugo z pięści w twarz, a on odwdzięczył mu się tym samym sekundę później. - Dlaczego chcesz zostawić wszystkich, którzy o ciebie walczą?!
Katsuki poczuł, że wszystkie emocje, które do tej pory tkwiły ukryte pod maską spokoju i chęci zakończenia życia, wydostają się na zewnątrz. Z jego oczu pociekły łzy, mieszając się z deszczem, a on sam zawył jak ranione zwierzę, sprawiając, że Shoto zamarł z szeroko otwartymi oczami. Todoroki siedział mu na biodrach i trzymał mocno jego nadgarstki, żeby przypadkiem mu znowu nie przyłożył.
- BO NIENAWIDZĘ SIEBIE! - wydarł się. - Jestem bezwartościowym śmieciem, Shoto. Nie mogę dłużej żyć po tym wszystkim. Tyle lat byłem zabawką... - Zaszlochał, a kolejne jego słowa utonęły we łzach.
Ku jego zaskoczeniu, Shoto zszedł z niego i pociągnął go tak, aby usiadł. Potem zaś przyciągnął go do siebie i mocno przytulił. Tak po prostu wziął go w objęcia. Bakugo pozwolił, by wszystkie emocje z niego uszły. Wczepił palce w koszulkę Todorokiego i płakał, zagłuszając lejący deszcz. Obaj trzęśli się z zimna oraz z powodu uczuć, jakie nimi targały, ale żaden z nich nie ruszał się z miejsca.
- Chcesz się poddać? Naprawdę to jest to, czego chcesz? - wychrypiał wreszcie Shoto, mocniej go do siebie przyciskając. Zachowywał się w sposób zupełnie do niego niepodobny. Tak, jakby naprawdę go to obchodziło, mimo że od początku byli wrogami.
- Tak - jęknął żałośnie Katsuki, nie mając już sił na nic więcej.
Czuł się okropnie. Pozwolił dosłownie każdej negatywnej myśli, każdemu negatywnemu uczuciu wymknąć się spod kontroli. Bezradność i pragnienie śmierci opanowały jego ciało i umysł, na równi z bezsilnością. Nie było w nim nawet grama nadziei na to, że życie może być lepsze. Frustracja i ból zmieszały się ze sobą, tworząc mieszankę wybuchową. Niezależnie od tego, jak bardzo kochał swoich bliskich, nie był w stanie udawać ani przed nimi, ani przed sobą samym, że wszystko jest w porządku. Już nie. Nie wierzył też w skuteczność jakiejkolwiek terapii czy farmakologii. Zbyt wiele przeżył w swoim krótkim życiu, by mieć nadzieję na to, że się poprawi. Był więźniem nie tylko fizycznie. Przede wszystkim więził go jego własny umysł.
- Wiem, że przeżyłeś więcej, niż niejeden człowiek. Wiem, że czujesz się jak pięć razy przejechane traktorem gówno. Ale nie mogę pozwolić, żebyś się teraz zabił - wychrypiał Shoto, głaszcząc go po mokrych od deszczu włosach.
- Pozwól mi. Ja już nie chcę - jęknął żałośnie, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że brzmi teraz jak dziecko, któremu odmówiono cukierka.
Nie rozumiał, dlaczego po raz trzeci ktoś go powstrzymywał przed tym, co zdawało się być nieuniknione. Dlaczego znowu musiał odsuwać w czasie swoje plany? Jak to możliwe, że za każdym razem coś mu przeszkadzało? Czy tym też ktoś kierował?
- I jak miałbym spojrzeć w oczy Kirishimie, Tetsuo i Touyi, co? Jak miałbym przez resztę życia ukrywać przed nimi to, że miałem szansę cię uratować, a jej nie wykorzystałem? Moje sumienie nie pozwoliłoby mi spać - odparł Shoto, powoli wstając z miejsca. Równocześnie pociągnął Bakugo, aby i on wstał, po czym zaciągnął go z powrotem do Vectry, co nie było prostym zadaniem, gdyż blondyn się opierał. Ostatecznie jednak wylądowali na tylnym siedzeniu, gdzie Shoto ponownie objął go ramionami, jakby chciał obronić go przed całym złem świata.
- Chcę umrzeć - szepnął Katsuki, po naprawdę długiej chwili ciszy. Deszcz bębnił o drzwi i o szyby, a oni trzęśli się z zimna. Byli cali brudni w błocie od tego tarzania się po trawie i wymiany ciosów. Tapicerka Vectry zdecydowanie wymagała czyszczenia.
- Wiem - odparł cicho Shoto, wprost do jego ucha.
Zapadła cisza, przerywana jedynie głośnym szlochem Bakugo. Shoto milczał. Głaskał go uspokajająco po włosach i przytulał do siebie, ale nie wypowiedział nawet słowa więcej. Widocznie zdawał sobie sprawę z tego, że to może wyłącznie pogorszyć sprawę.
Katsuki nie potrafił już zahamować tej fali uczuć. Wyrzucał z siebie wszystko poprzez płacz, a jego mózg działał na pełnych obrotach. Już do końca się rozsypał i jak przez mgłę docierało do niego, że w zasadzie nie jest teraz sam. Wypłakiwał się w ramię mężczyzny, który do niedawna naprawdę go nienawidził - a samo to mogło pokazać, w jak bardzo złym stanie aktualnie jest.
Wreszcie jednak szloch ustał, a wraz z nim ucichł również i deszcz. Bakugo zasnął z wyczerpania, cały czas wtulając się w klatkę piersiową Shoto, który mógł myśleć jedynie o tym, jak bardzo niesprawiedliwe jest życie.
**
Shoto czuwał przez kilka godzin. Nie był w stanie zamknąć oczu nawet na sekundę. Deszcz powrócił, bębnił o szyby Vectry nieprzerwanie. Ten dźwięk wbijał się prosto w mózg Todorokiego, tym razem nie działając usypiająco - wręcz przeciwnie.
Przez cały czas przytulał do siebie Bakugo, który na przemian budził się i zasypiał. Pobudki były trudne. Chłopak wpadał w panikę, gdy tylko docierało do niego, że już nie śpi. Raz po raz przeżywał wydarzenia ostatnich tygodni, a nawet i lat. A jedynym, co mógł robić Shoto, było głaskanie go po brudnych od błota włosach i szeptanie do ucha uspokajających słów.
Nigdy nie sądził, że skończy w takiej sytuacji wraz ze swoim wrogiem. Nie lubił Bakugo, odkąd tylko go zobaczył i chociaż ostatnio dotarło do niego, że niepotrzebnie obwiniał go o całe zło świata, dalej nie darzył go wybitnie miłymi uczuciami. To zakrawało wręcz o absurd, że to właśnie ON powstrzymał Katsukiego przed samobójstwem i leżał z nim na tylnym siedzeniu auta.
Gdyby ktoś nas teraz zobaczył, pewnie nie uwierzyłby w prawdę.
Odetchnął cicho, po raz kolejny przesuwając dłonią po włosach Bakugo, zupełnie automatycznie. Sam nie wiedział, co właściwie teraz czuje. Z jednej strony była to ulga, bo dzięki swojemu przeczuciu zdążył na czas. Był też strasznie zmęczony i zmarznięty, miał też pewność, że rozchoruje się po tej nieprzyjemnej przygodzie. Odczuwał również frustrację i bezradność. Było mu strasznie szkoda Bakugo i współczuł mu tego, co przeżywał. Nie wyobrażał sobie tego. Na jego miejscu pewnie też próbowałby się zabić.
Nigdy bym nie pomyślał, że akurat ten chłopak tyle przeżył w swoim życiu. Nie chciałbym być na jego miejscu i nie życzę takich przeżyć najgorszemu wrogowi.
Ledwo zdążył o tym pomyśleć, Bakugo uniósł głowę i rozejrzał się półprzytomnie po aucie. Zadrżał mocno i wlepił zmęczone, pełne cierpienia spojrzenie prosto w Shoto. Po chwili zaś z trudem uniósł się do siadu i wbił wzrok w szybę.
- Lepiej ci? - wychrypiał widząc, że blondyn nie ma zamiaru się odezwać. Również usiadł, dopiero teraz czując, jak bardzo zdrętwiał z powodu leżenia w jednej pozycji.
- Nie - odparł smętnie Katsuki. Przymknął oczy i objął się ramionami. Drżał, zapewne nie tylko z zimna.
- Chcesz już jechać do domu? - zapytał spokojnie. Był bardzo cierpliwy. Mimo że było mu cholernie zimno i czuł, jak mokre ubrania kleją się do jego ciała, nie miał zamiaru naciskać i niczego przyspieszać.
- Możesz mnie tu zostawić? Nie chcę tam wracać - szepnął Bakugo, unikając patrzenia na Shoto.
- Nikomu nie powiem, co zamierzałeś zrobić. Zabrałem wszystkie listy - odparł spokojnie, przeczesując dłonią swoje wilgotne, brudne włosy.
Bakugo jedynie na niego spojrzał, po czym ponownie zerknął za okno. Pogoda była ponura, jakby wyczuwała nastrój chłopaka. Shoto cicho westchnął, przymykając oczy. Nie miał pojęcia, co mógłby powiedzieć czy zrobić. Miał wrażenie, że wykorzystał cały limit słów pocieszenia, jaki miał w zanadrzu.
Zanim zdążył się zastanowić, jak przekonać blondyna do powrotu, jego telefon się rozdzwonił. Spojrzał na wyświetlacz. Nazwa na ekranie głosiła, że to Orzeszek próbował się z nim skontaktować. Odrzucił połączenie, nie chcąc teraz tłumaczyć mu się z tego, dlaczego zniknął w nocy.
- Powiemy im, że trafiliśmy na ślad jednego z twoich przyjaciół. Wyjechaliśmy nad ranem. Nie dotarliśmy na miejsce, bo moje auto utknęło w błocie i nie mieliśmy linki holowniczej. Brudni jesteśmy, bo próbowaliśmy wypchnąć samochód. Ukryjemy prawdziwy powód tej wycieczki. Zgoda? - zapytał Katsukiego, odrzucając kolejne połączenie, tym razem od Tetsuo.
- Dziękuję. - Bakugo spojrzał na niego ze znużeniem. - Za wszystko. Ale wiesz... chyba nie jestem w stanie dłużej udawać. Pożegnałem się już i nie wyobrażam sobie, że miałbym wrócić. Nie chcę, by oni widzieli, jakim wrakiem jestem. - Pojedyncza łza popłynęła po jego policzku. Shoto wyciągnął dłoń, by ją otrzeć, czym zaskoczył Bakugo.
- Nie musisz wracać na długo. Wspominałeś, że chcesz znaleźć przyjaciół z poprawczaka. Możesz wyjechać, by ich odnaleźć, tak jak wspominałeś w szpitalu. Świadomość, że wrócisz, pozwoli im się z tym pogodzić. Gdyby zaś usłyszeli o tym, że nie żyjesz... zabiłbyś ich dusze. - Shoto patrzył na niego poważnie.
Nawet nie chcę myśleć, jak zareagowały Eijiro na wieść, że jego przyjaciel nie żyje. Dobrze, że zdążyłem.
Kirishima był dla niego szalenie ważny. Kochał go i nie chciał, by chłopak cierpiał. Nie wspominając już o braciach, którzy wpadliby w szał na tę wieść. Głównie dlatego wolał, aby informacja o niedoszłym samobójstwie Bakugo nie wyszła na jaw.
- Masz rację. Wyjadę, najlepiej jeszcze dziś - szepnął Katsuki w odpowiedzi.
- O, nie ma mowy. Muszę mieć cię na oku przez jakiś czas. A teraz wracamy. - Shoto wysiadł z auta i przesiadł się na miejsce kierowcy. Kluczyki dalej tkwiły w stacyjce.
Nawet gdyby Bakugo teraz zaprotestował, nie miałby nic do gadania. Todoroki wykręcił i ruszył w drogę powrotną, zostawiając swój samochód. Nie miał zamiaru ryzykować i pozwalać blondynowi prowadzić. Wróci po auto później, gdy bezpiecznie odwiezie go do domu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro