Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 55.

Hej, nie wiem co się dziś stało, ale w ogóle nie mogłam wstawić rozdziału. Musiałam zalogować się na innej przeglądarce i - jak widać - wreszcie się udało. Dzisiaj znowu dość krótko. Dobra informacja jest taka, że zaczęłam coś tam dalej pisać. Trochę mi jeszcze zostało do zakończenia, ale mam nadzieję, że jakoś się uda dobrnąć do końca. Miłego czytania~


***


     Przez kolejne dwa dni Bakugo nie miał żadnej, nawet najmniejszej okazji do realizacji swoich ambitnych planów. Wymknięcie się z przychodni nie było możliwe, gdyż non stop ktoś przy nim siedział. Wymieniali się, próbując wciągać go w bezsensowne rozmowy, ale on uparcie milczał. Nie chciał z nikim rozmawiać, gdy w jego głowie panował taki mętlik. Wspomnienia z poprawczaka i z lochu mieszały się ze sobą, raz po raz niszcząc umysł.

- No dobra, poddaję się. - Kaminari, który do tej pory siedział obok niego i paplał w najlepsze, podniósł się powoli z miejsca. - Pora wytoczyć ciężkie działo. Touya, nie ma co zwlekać. Wjeżdżaj tu tą spacerówką.

     Bakugo odruchowo wbił spojrzenie w drzwi, w których faktycznie pokazał się Touya. Nie był jednak sam - pchał przed sobą wózek, na którym siedział Dabi. Mężczyzna uśmiechał się zadziornie, jak to miał w zwyczaju. Katsuki poczuł, że na widok tego idioty jego serce wyrywa się z piersi. Szalało, tak samo jak i jego tętno.

- Cześć, tygrysie. Tęskniłeś? - zapytał Dabi zaczepnie. Touya podjechał wózkiem tuż pod łóżko, co brunet od razu wykorzystał. Przesiadł się na nie, lekko krzywiąc się przy tym z bólu.

- Dabi... - szepnął Bakugo, powoli unosząc się do siadu. Ku zaskoczeniu wszystkich, wtulił się lekko w tors mężczyzny. Przymknął oczy, nie chcąc patrzeć na nietęgą minę stojącego przy łóżku Touyi.

     Nie wiedział, co mógłby teraz powiedzieć. Czuł tak wiele: wyrzuty sumienia, radość, ulgę, złość, smutek. Przede wszystkim jednak był wściekły na siebie za to, że okazał przy Dabim tyle słabości. Mężczyzna na pewno zdążył zorientować się w uczuciach Katsukiego, a to było tym gorsze, bo tak naprawdę... nie chciał go kochać. Bał się miłości i uciekał od niej, bo za każdym razem, gdy otwierał przed kimś serce, ten ktoś na tym cierpiał. Tak samo jak i on. Miłość kojarzyła mu się wyłącznie ze strachem o życie swoje i drugiej osoby. Z wieloma wyrzeczeniami i poświęceniami, z brakiem szczęścia.

      Czym w ogóle jest szczęście? Mam wrażenie, że w moim słowniku brakuje tej definicji.

- Jak się czujesz? - zapytał cicho Dabi, głaszcząc go powoli po włosach. Jego serce też biło szybko.

- A jak mam się czuć? - odpowiedział pytaniem na pytanie. Nie wypowiedział słowa od długiego czasu, więc jego głos był mocno ochrypły.

- No tak, głupie pytanie. - Dabi cicho westchnął. Przytulił go mocniej do siebie i cmoknął w czubek głowy. - Chcesz, żebym dzisiaj z tobą został?

- Tak - odparł, zanim zdążył pomyśleć.

     Z jednej strony nie chciał mieć Dabiego obok siebie, a z drugiej chciał. Nie zapomniał, że mężczyzna był synem Endeavora, w dodatku tak podobnym do niego z charakteru. Jednocześnie miał świadomość, że Dabi go nie skrzywdzi, w odróżnieniu do ojca. Balansował na cienkiej linie, popadając z jednej skrajnej myśli na jego temat w drugą.

      Dlatego to się nie uda. Jestem niekompletny.

- Nie chcę się wtrącać, ale oboje się na tym łóżku nie zmieścicie - mruknął Touya. W jego głosie słychać było nutkę zazdrości.

- Już ty się o to tak nie martw - odpowiedział Dabi, z lekką irytacją.

- Najwyżej poprosimy o wstawienie drugiego łóżka. Nie będziecie gnieździć się na tym. - Touya skrzyżował ręce na piersi, przyglądając się im spod zmrużonych powiek.

- Idź być wkurwiający gdzie indziej - prychnął Dabi.

     Bakugo odsunął się od mężczyzny i opadł z powrotem na poduszki. Ostatnie, czego chciał, to słuchanie kłótni bliźniaków o jego osobę. Miał ochotę wykrzyczeć im, że i tak z żadnym z nich nie będzie, że zamierza odejść i nie wracać, że nie chce już żyć. Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że wtedy tym bardziej nie będą odstępować go na krok. Milczał więc.

- Ta wymiana zdań jest bez sensu - stwierdził Kaminari, który do tej pory siedział cicho. - Jak chcą leżeć na jednym łóżku, to niech sobie leżą. Zostawmy ich na razie samych, Touya. I tak muszę z tobą o czymś pogadać - dodał, po czym ruszył do wyjścia.

     Wyraz twarzy Touyi zmienił się w jednej sekundzie. Irytację zastąpił ledwo tłumiony gniew, co kazało Bakugo zastanowić się nad tym, co on przed nim ukrywa. Nie mógł oprzeć się wrażeniu, że Denki o czymś wiedział. Między nim a Touyą było wyczuwalne napięcie.

- Wiesz może, o co im chodzi? - zapytał cicho Dabiego, gdy ta dwójka już wyszła, zamykając za sobą drzwi.

- Pojęcia nie mam, ale braciszek ewidentnie próbuje coś przed nami ukryć - odparł mężczyzna. - Przesuń się - dodał po chwili, usiłując położyć się przy nim na łóżku. Faktycznie było za małe dla nich obu.

- Dowiedz się, co takiego. Mi nie powiedzą - mruknął, przymykając oczy.

     Jego myśli od razu pomknęły w kierunku planów, jakie miał. Po pierwsze, musiał zacząć normalnie z nimi wszystkimi rozmawiać, jeśli mieli dać mu spokój. Nieważne, jak bardzo tego nie chciał - zmusi się do tego. Gdy już wypuszczą go z przychodni, poinformuje ich, że wyjeżdża. Zostawi list. Zanim ktoś go znajdzie, będzie już daleko. Być może wreszcie martwy.

- O czym myślisz? - zapytał Dabi, jakby wyczuwając ponury tok jego rozumowania.

- Zastanawiam się, czy jest szansa, że któryś z tych chłopców z poprawczaka przeżył. Skoro Kai okłamał mnie w twojej sprawie, może w tym przypadku też nie był do końca szczery - odparł cicho. Myślał o tym już wcześniej, dlatego tak łatwo przyszło mu to do głowy po pytaniu mężczyzny.

- Nie nastawiałbym się na to na twoim miejscu. Powiedział ci, że nie żyję, bo i tak zamierzał mnie oddać ojcu. Gdyby to zrobił, zanim nas odbili, to pewnie i tak już byś o mnie nie usłyszał - odpowiedział poważnie brunet. Pogłaskał go po policzku, ale szybko zabrał dłoń, zapewne nie chcąc go spłoszyć.

- Możliwe - odparł jedynie, odwracając głowę w bok.

     Nie chciał dłużej o tym rozmawiać i myśleć. Tak naprawdę nie miał nadziei na to, że ktokolwiek poza nim przeżył piekło poprawczaka. Poza tym, zaczynał sądzić, że jego ucieczką ktoś pokierował. Do tej pory uważał, że miał tego dnia niezwykłego farta, ale co jeśli wcale tak nie było? Chciał zakraść się na statek i odpłynąć nim, byle dalej od tego syfu, a ostatecznie przecież zmienił zdanie. Przypadkiem podsłuchana rozmowa rybaków w porcie przekonała go, że lepiej będzie przemieszczać się drogą lądową i tak też uczynił.

     Samo to, że trafił do tego miasta, nie było czystym przypadkiem - kierował się tu w celu odnalezienia Tomury, by utajnił jego akta. Co prawda nie spodziewał się, że zabawi tu dłużej, ale... czy to po prostu dziwne zrządzenie losu, że dzieci Endeavora były właśnie tutaj? Nie wierzył w to, już nie. Całkiem możliwe, że jego kaci od początku wiedzieli, gdzie jest. Pozwolili mu poczuć się wolnym, podczas gdy tak naprawdę wszystkim sterowali. Sama myśl o tym sprawiała, że czuł się ze sobą jeszcze gorzej.

     Czy cokolwiek w moim życiu było prawdziwe? Cokolwiek poza tym cholernym cierpieniem i byciem zabawką w rękach chorych skurwieli?

- Jestem tu, Katsuki. Jestem - szepnął Dabi, przyciągając go do siebie. Bakugo dopiero teraz zorientował się, że z jego oczu płyną łzy. Wtulił się w tors mężczyzny, próbując nad sobą zapanować.

     Nie mam siły. Już nie.


**


     Touya był mocno poirytowany tym, że Kaminari zamierzał znowu prawić mu kazania. Już i tak poszedł mu mocno na rękę i w miarę dobrze traktował ich więźnia. Dawał mu jeść, pić i ani razu go nie uderzył, choć miał na to cholerną ochotę. No dobra, może z raz. To już i tak były spore wyrzeczenia z jego strony.

- Powiem Dabiemu, kogo masz w piwnicy - mruknął teraz Denki, jeszcze bardziej wytrącając go z równowagi.

- Bez przerwy mnie straszysz, że mu powiesz, a jak na razie to nawet Shoto nie przejął się tą informacją. Dlaczego sądzisz, że z Tetsuo będzie inaczej? - prychnął, krzyżując ręce na piersi.

- Poprosiłem wszystkich, by zachowali to na razie dla siebie i obiecałem im, że przekonam cię, abyś oddał więźnia policji. Ale minęło już tyle czasu, a ja straciłem cierpliwość. Bakugo i Dabi niedługo się dowiedzą, a wtedy to im się będziesz tłumaczył. - Denki skrzywił się mocno.

     Chłopak był na niego cięty od akcji ratowniczej i Touya zdawał sobie sprawę z tego, że to się szybko nie zmieni. Doskonale wiedział, że robi błąd i upodabnia się do brata przez tego typu zachowanie. W dodatku niczego się nie dowiedział od Overhaula - facet paplał tylko o tym, jakie to były piękne czasy, gdy miał Bakugo na smyczy i jak zabawnie było denerwować Dabiego podobnymi tekstami, co i Touyę. Tylko myśl o tym, że obiecał coś Kaminariemu, powstrzymywała go od zabicia gościa na miejscu za całe zło, jakie uczynił. Zresztą, Denki też nie był święty. Touya widział, że sam ma ochotę wbić facetowi nóż w serce, po uprzednich torturach. Nie rozumiał więc, dlaczego zgrywał takiego świętoszka.

     Jeśli w tym, co mówił Overhaul, jest choć gram prawdy... dziwi mnie, że Katsu jeszcze żyje.

- Dobra. Sam powiem Tetsuo, ale Bakugo ma o niczym się nie dowiedzieć - powiedział, poddając się. Wiedział, że srogo mu się oberwie za to, że ukrywał to tyle czasu, ale trudno. Może brat go za to nie zabije. Prawdopodobnie wręcz się ucieszy.

- Masz czas do jutra - mruknął Denki, wymijając go. Ruszył korytarzem w kierunku wyjścia z przychodni, zapewne zamierzając wrócić do domu. W końcu, jak się ostatnio okazało, czekała tam na niego narzeczona.

     Dobra. Najpierw pójdę do Shoto zobaczyć, jak się ma jego śledztwo. 

    Westchnął cicho czując, że wszystkie siły z niego uciekają. Miał w sobie zbyt wiele trudnych emocji, które chciały wymknąć się na zewnątrz, ale nie wiedziały, jak tego dokonać. Praktycznie nie sypiał, dręczony przez okrutne myśli. Jego serce cierpiało, gdy uświadamiał sobie, jak wiele przeżył Bakugo z rąk zwyrola, na którym nie mógł na razie się wyżyć. Tylko i wyłącznie dlatego, że traktował poważnie obietnice dawane ludziom - w tym przypadku Denkiemu.

     Jakby tego było mało, Midoriya dalej się nie obudził, a Ojiro i Shoji zapowiedzieli, że nie mieszają się więcej w sprawy, które mają związek z gangami. Ostatnio powiedzieli mu, dlaczego właściwie im pomogli. Jak się okazało, siostra Ojiro została kiedyś porwana przez gang, który chciał wyrównać porachunki z jego ojcem. Shoji za to miał braci, którzy podążyli drogą przestępczą. Nie raz chronił im tyłki, żeby tylko nie wrócili z powrotem do więzienia. Uznali, że Touya i Shoto to dobrzy ludzie, dlatego pomogą im odbić brata z łap wrogiego gangu. Obiecali nie zgłaszać niczego szefostwu i zachować wszystko dla siebie.

     Jeśli Kaminari ma rację i ktoś w półświatku będzie chciał zemścić się za porwanie Overhaula, możemy potrzebować ich pomocy. Mam nadzieję, że w takiej sytuacji nam jednak nie odmówią.


**


     Shoto nie był ani trochę zaskoczony tym, co zrobił Touya. Zamknięcie Overhaula w piwnicy było w jego opinii najlepszym, co brat mógł zrobić w zaistniałej sytuacji. Wkurzało go jedynie to, że idiota w kółko się upewniał, czy to było dobre posunięcie.

- Sam postąpiłbym tak samo. Ale dobrze robisz, że czekasz na Tetsuo z rozwiązaniami siłowymi. To on się na tym zna, nie my. - Poprawił okulary i wgapił się znowu w dokumenty, które trzymał w rękach. Zrobił sobie mini biuro w jednym z wolnych gabinetów w przychodni. Lekarki się z tego nie ucieszyły, ale trudno się mówi i żyje się dalej.

- Kaminari robił mi takie wyrzuty, a ty tak po prostu uznałeś, że dobrze zrobiłem? Nie powiesz mi, że powinienem był oddać go policji? - W głosie Touyi brzmiało zaskoczenie zmieszane z niedowierzaniem.

- I jak byś wyjaśnił to, że złapałeś kogoś, kto oficjalnie jest trupem? - zapytał Shoto, wręczając mu akt zgonu Kaia Chisakiego.

     Touya zamarł, patrząc z niedowierzaniem na wypisane tam informacje. Z aktu zgonu wynikało, że przyczyną śmierci było dziesięć ran kłutych, zadanych nożem do mięsa.

- Jest gdzieś, kto go niby zabił? - zapytał, gdy pierwszy szok opadł.

- Yukine Lee. Jeden z wychowanków poprawczaka. Zaginął zaraz po tym i nigdy go nie odnaleziono - odparł Shoto, odbierając dokument od brata. Odłożył go na kupkę, cicho przy tym wzdychając.

- Tetsuo wspominał coś o jakimś Yukine, prawda? Czy mnie już pamięć zawodzi? - zapytał Touya, siadając na wolnym krześle. Przysunął do siebie kupkę z dokumentami, zaczynając je przeglądać.

- Wspominał. Był chłopakiem Bakugo. Tym, którego zabili na jego oczach. Nasz ojciec też był w to zamieszany, w całe to przedsięwzięcie. Znalazłem informacje na temat tego poprawczaka. Został zamknięty jakieś dwa lata temu. Policja zrobiła tam najazd po zebraniu wystarczającej ilości dowodów na to, że to zasadniczo burdel. Trafiały tam jedynie sieroty, z którymi nie dawano sobie rady w domu dziecka albo dzieci biedaków. Takimi nikt się nie interesował, więc łatwo było ukrywać, co się tam właściwie dzieje - odpowiedział Shoto, przyglądając się uważnie bratu.

- Widzę, że masz tu informacje o tych chłopcach... a wiesz może, czy jeszcze żyją? - Touya uniósł na niego wzrok.

- Na razie dotarłem do informacji dotyczących pięciu z nich. Trzech nie żyje, dwóch tak. Zostali ulokowani w mieszkaniu chronionym i do tej pory tam mieszkają, wspomagani przez pracowników socjalnych i psychologów. - Sięgnął do papierów i pokazał Touyi, o których chłopcach mówił.

- Masz tu coś o Katsukim albo o ojcu? Cokolwiek?

- Dane wszystkich wychowawców oraz dyrektora zostały usunięte z systemu i nie udało się ich odzyskać. Natomiast Bakugo... cóż, tu sprawa jest nieco bardziej skomplikowana. - Shoto odchylił się na krześle w tył, poważniejąc jeszcze bardziej. - Nie znalazłem kompletnie niczego. Wygląda to tak, jakby jego dane nie zostały w ogóle umieszczone w systemie. Tak, jakby ktoś celowo pominął jego obecność tam. Może być to wynik utajnienia akt, ale nie jestem tego pewien. Jego istnienie zostało całkowicie wymazane i jedynym dowodem na to, że żyje, są najnowsze dokumenty, czyli dowód osobisty, prawo jazdy... Ten bubek nie ma nawet aktu urodzenia.

- Ktoś naprawdę się postarał, żeby zatrzeć po nim ślady. Zapewne to ta sama osoba, która wysłała Sero lokalizację. Nie dał rady jej namierzyć. - Touya mocno się skrzywił. Widać było, że jest sfrustrowany tym, że ktoś ewidentnie wodzi ich za nos.

- Bakugo na pewno jest obserwowany. Lepiej miej go na oku, dopóki nie skończę badać tej sprawy - odparł Shoto.

     Lepiej będzie jak porozmawiam z Bakugo. Wstrzymywałem się z tym ze względu na jego stan, ale w tej historii z poprawczakiem jest kilka luk, które tylko on może wypełnić.

- Dobra. Jak dowiesz się czegoś jeszcze, daj znać. Muszę jeszcze porozmawiać z Tetsuo o Overhaulu. Mam dziwne przeczucie, że akurat on może się bardzo ucieszyć z szansy na odwet. - Touya wstał z miejsca i przesunął dokumenty z powrotem w kierunku Shoto.

- To jest bardziej pewne niż to, że po nocy przychodzi dzień - zgodził się z tym. Wbił spojrzenie w zdjęcie Yukine, już nie zwracając uwagi na brata.

      Nic dziwnego, że Bakugo się w nim zakochał. Nieco przypomina Kirishimę.

     Yukine miał czarne włosy do ramion i piwne oczy. W jego lekkim uśmiechu widać było ślad zadziorności. Rysy twarzy nie były ani ostre, ani łagodne - raczej coś pomiędzy. Pod okiem miał małą bliznę, podobnie jak na brodzie.

     Nigdy nie myślałem, że będę współczuł temu dupkowi. Już przestało mnie dziwić, dlaczego jest taki pogubiony. Gdybym był na jego miejscu, pewnie już dawno bym się zabił.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro