Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 43.

Jestem dziś takim flakiem, że nawet nie chce mi się robić wstępu. Pozostaje mi tylko przypomnieć, że od kolejnego rozdziału zaczną się mało przyjazne treści i życzyć miłego czytania ;)


***


     Dabi uznał, że jednak wypadałoby pojechać do tego cholernego szpitala i dowiedzieć się, co się właściwie stało. Jakby nie było, bracia policjanci mieli swoje zalety. Jedną z nich było niewątpliwie to, że dalej go nie zamknęli, choć mieli ku temu milion okazji.

- Jakoś mnie nie obchodzi, że mieszaniec dostał kulkę. Ba, nawet mnie to raduje. Po co mam tam jechać? Jakby był umierający, to bym pojechał się pośmiać, ale w takim układzie to mi się nie chce - narzekał Katsuki, mimo wszystko pakując się do auta.

- To ja z kolei ubolewam, że to nie Touya oberwał, bo też chętnie bym się pośmiał. - Dabi przewrócił oczami, niezbyt zadowolony.

- Zaraz ty oberwiesz i pośmiejemy się obaj - burknął Bakugo, zapinając pas. Był zaspany, poczochrany, w pomiętych ubraniach i do tego śmierdziało od niego winem. Ideał faceta.

      Może Touya przestanie na niego lecieć jak go zobaczy. Byłoby super.

- Lepiej nie podskakuj, bo jak twój lovelas usłyszy, że jesteś bogiem destrukcji, to może już być koniec waszego nieistniejącego zawiązku. - Dabi uśmiechnął się wyjątkowo wrednie, wyjeżdżając za bramę posesji.

- Nie powiedziałbyś mu o tym - syknął Bakugo, mrużąc oczy.

- A chcesz się przekonać? Jeśli nie, to nie narzekaj. Mi też się nie chce tam jechać, ale wypada się trochę zainteresować - stwierdził, wbijając wzrok w ulicę.

- Jaki masz w tym interes, co? Bo więzi rodzinne cię raczej nie obchodzą - mruknął chłopak, faktycznie się uspokajając.

      Oczywiście, że nie chce, żebym go wydał. Może mógłbym to bezczelnie wykorzystać?

- Shoto akurat mi niczym nie zawinił. Można powiedzieć, że go toleruję. Odwiedzę go, zapytam co się stało i tyle. - Wzruszył niedbale ramionami, dodając gazu. Chciał jak najszybciej mieć tę sprawę z głowy. Bakugo tylko cicho westchnął, wbijając wzrok w przednią szybę.

    Dalej jechali już w ciszy. W miarę szybko dotarli pod szpital i wysiedli z auta. Znalezienie odpowiedniego piętra i sali też nie przysporzyło im dużo kłopotów. Shoto spał, więc postanowili znaleźć Touyę. Uradowany z widoku Bakugo Shark od razu zgodził się zaprowadzić ich do tego idioty.

- Wyglądasz jak menel - zwrócił się po drodze do Katsukiego, któremu drgnęła brew na ten komentarz.

- Zostałem siłą wyciągnięty z łóżka po ostrym chlaniu. Nie wymagaj cudów - prychnął, mierząc go wkurzonym spojrzeniem.

- No, taki wymięty to zwykle byłeś po seksie. Było co? - Kirishima uśmiechnął się niewinnie, zapewne próbując jeszcze bardziej podjudzić tę tykającą bombę.

- Było, było. Żebyś tylko widział, jak się do mnie kleił... - wtrącił Dabi, chwilę później dostając z łokcia prosto w brzuch.

- Jeszcze raz skłamiesz, a utnę ci ten paplający głupoty jęzor - warknął Katsuki, po czym ruszył przodem, wyraźnie obrażony.

- Kocham go wkurwiać - stwierdził Dabi, ku rozbawieniu Sharka.

      Gdy wyszli zza zakrętu, ich oczom ukazał się obraz nędzy i rozpaczy. Różowowłosa laska i jakiś blond paszczur siedzieli na podłodze i grali w karty, zaś Touya siedział na krześle z miną srającego na pustyni kota.

- Bakuś! - Różowa poderwała się z miejsca na ich widok. Od razu dopadła do Katsukiego i przytuliła się do niego mocno. - Ugh, śmierdzisz menelem - podsumowała, ku rozdrażnieniu chłopaka.

- Jeśli ktoś jeszcze rzuci jakiś tekst porównujący mnie do menela, to przysięgam, że zabiję - fuknął, odsuwając od siebie tę laskę.

      Skoro już tu jestem, to pogadam z tą ciotą.

    Z tą myślą, stanął na przeciwko Touyi i skrzyżował ręce na piersi. Braciszek wstał, jakby wyczuwając jego intencje. Odeszli na kilka kroków i przystanęli pod ścianą, nie zamierzając dyskutować przy reszcie.

- Co się w ogóle stało? - zapytał Dabi, gdy cisza między nimi zaczęła się przedłużać.

     Touya zaczął opowiadać o swoim śledztwie odnośnie Tomury i ich ojca, o wmieszaniu się we wszystko praktykanta, o strzelaninie. Opowiedział nawet swoją rozmowę z Shoto odnośnie tego, że jest wszystkiemu winny i tuż pod nosem miał źródło wiedzy o rodzinie Shigarakich.

- Cóż, miałeś rację. Jesteś ostatnią osobą, z którą chciałbym rozmawiać o dzieciństwie - przyznał Dabi, gdy bliźniak już się uzewnętrznił. - Ale kilka rzeczy mogę ci powiedzieć. Stary Shigaraki ukrywał przede mną istnienie Tomury, a przed Tomurą moje. Dowiedzieliśmy się o sobie przypadkiem, po jego śmierci. Widujemy się czasem od tamtej pory, ale w zasadzie żaden z nas nie wie, dlaczego Shiggy nam nic nie powiedział. - Wsunął dłonie do kieszeni płaszcza. - Wychowywał mnie twardą ręką. Od małego robiłem okrutne rzeczy, na jego polecenie. W sumie nigdy mnie nie chwalił, ale jak zrobiłem coś nie tak, to dostawałem kary. Wiem, że Tomura był wychowywany w podobny sposób. Zacząłeś z nieodpowiednią osobą, Touya. On jest piekielnie niebezpieczny.

     Powrót do tych wspomnień nie wywoływał w nim żadnych uczuć. Były mu równie obojętne, jak wieść o tym, że większa część jego rodziny nadal żyje. Nie uważał, że został skrzywdzony przez Shigarakiego. Może odciął go od rodziny i wychował go na zabójcę, ale przynajmniej dzięki niemu wiele się nauczył i był w stanie bardzo dobrze ustawić się w życiu. Nie odczuwał pociągu do zmiany strony barykady i spróbowania życia spokojnego, z dala od półświatka.

- Od początku wiedziałem, że jest niebezpieczny. Nie chciałem, żeby ktokolwiek się w to mieszał. - Touya westchnął cicho i wbił spojrzenie w przeciwległą ścianę. Była sterylnie czysta, jak wszystko w tym szpitalu.

- Jesteś teraz na celowniku, więc lepiej uważaj. Najlepiej sobie odpuść, jeśli chcesz jeszcze trochę pożyć. Jedyne, w czym mogę ci pomóc, to uzyskanie informacji, których potrzebujesz o ojcu. Przypomnij mi, jak on w ogóle się nazywa? - Dabi przesunął językiem po wargach, zastanawiając się nad tym, czy powinien mu w ogóle pomagać.

     Jakby nie patrzeć, dotyczy to też mnie. I choć ta rodzina mnie nie obchodzi, miło byłoby się dowiedzieć, co za kutas mnie spłodził w komplecie z tym tępym bliźniakiem.

- Enji Todoroki. Mówili na niego Endeavor - mruknął cicho Touya. - Nie spodziewałem się, że zaoferujesz pomoc, bo wiem, że masz to wszystko w dupie... Mimo wszystko dziękuję.

- Jeszcze nie dziękuj. Jeśli się czegoś dowiem, dam znać. I pamiętaj, że będziesz miał wobec mnie przysługę. - Dabi uśmiechnął się dość psychopatycznie, całkiem zadowolony z tego, że jednak tu przyjechał.

      Mogę kazać mu usunąć się z życia Katsusia. To będzie deal życia.

- Jeśli informacje mnie nie usatysfakcjonują, niczego ci nie dam - odparł Touya, po czym odsunął się od ściany i ruszył z powrotem do reszty. Widocznie uznał rozmowę za zakończoną.

      Nie jest taki głupi, jak myślałem. Ale... już ja się postaram, żeby przysługa była ogromna.


**


      Touya uznał, że najwyższa pora odwiedzić Iidę. Zapukał do drzwi od jego sali i wszedł, słysząc krótkie „wejść". Szef na jego widok od razu przybrał poważny wyraz twarzy. To nie wróżyło niczego wybitnie dobrego.

- Co z Midoriyą? - zapytał od razu, przyciskając dłoń do swojego zabandażowanego barku.

- Lekarze robią, co mogą. Nic więcej nie wiem - odparł smętnie, zajmując miejsce na krześle, tuż przy łóżku Iidy. - Jego mamie pewnie powiedzieliby więcej. Masz na nią jakiś namiar? - zapytał.

    Gdybym spotkał się z matką Izuku, być może dowiedziałbym się czegoś więcej o ludziach, którzy obiecali ją wyleczyć. Cokolwiek to znaczy.

- Niestety nie. Zadzwoń do Ojiro, żeby ci ją znalazł. Jej dane na pewno są w bazie - mruknął szef, poprawiając okulary, które nieco zsuwały mu się z nosa. - Doniesiono mi, że istnieje podejrzenie, że atak wymierzony był właśnie w Midoriyę. Masz pomysł, dlaczego?

     Touya cicho westchnął. Wbił spojrzenie w swoje dłonie, postanawiając powiedzieć mu prawdę. Nie mógł dłużej ukrywać, że prowadzi śledztwo na własną rękę, a chłopak się w to po prostu wmieszał.

- To moja wina. Szukałem haków na Shigarakiego i Midoriya to podpatrzył. Znalazł informacje łączące go z Best Jeanistem i nawet wytrzasnął skądś jego billingi. Nie zdążyłem się dowiedzieć, skąd to wszystko miał - powiedział cicho, przenosząc zmęczone spojrzenie z powrotem na twarz Iidy.

     Mężczyzna zbladł jeszcze bardziej, o ile to w ogóle możliwe. Wypuścił głośno powietrze z płuc i przeczesał włosy palcami, nerwowym ruchem. Słowo „zdenerwowany" było zbyt lekkie, by opisać jego obecny stan.

- Czy ty wiesz, w jakie bagno nas wpakowałeś, Todoroki? - zapytał, aż zbyt spokojnym tonem głosu. Zapewne zwiastował on nadchodzące wielkimi krokami zwolnienie z pracy.

- Wiem. Nie powinienem był tego przed tobą ukrywać, ale prawda jest taka, że Shigaraki może mieć coś wspólnego z moim ojcem. Chciałem po prostu wiedzieć, gdzie ten skurwiel się ukrył i wymierzyć mu wreszcie sprawiedliwość. A po drodze wyszło jeszcze coś... - przerwał na chwilę, żeby zebrać myśli. - Okazało się, że ojciec Tomury uratował mojego brata bliźniaka z pożaru i wychowywał go. Wmówił mu, że nie przeżyliśmy. Było to dosyć proste, bo na skutek traumy wywołanej pożarem, Tetsuo stracił pamięć - zakończył cicho.

     Zapadła między nimi dość długa cisza, podczas której Iida analizował zasłyszane informacje. Wręcz było słychać, że jego mózg pracuje na pełnych obrotach.

- Shigaraki, ojciec Tomury, miał wiele za uszami. Jego współpracownik otruł go, by przejąć interes, ale Tomura go ubiegł. Był już na tyle dojrzały, by samodzielnie poprowadzić firmę i w krótkim czasie wygrał walkę o władzę. Oficjalna wersja brzmi, że ten stary pryk umarł ze starości, a informacje o truciźnie zostały utajnione - mruknął wreszcie Iida, przyglądając się Touyi z powagą, ale i gniewem. - Nie wiem, co ta rodzina ma wspólnego z twoim ojcem, ale wierz mi... lepiej nie wchodzić w drogę Tomurze. Wycofaj się, dopóki możesz albo znajdź inny sposób na odnalezienie ojca. Inaczej zginiesz, a my wszyscy razem z tobą.

     Touya zamilkł, nie chcąc przyznawać mu racji lub - co gorsza - składać obietnic, które musiałby złamać. Teraz, gdy odkrywał coraz więcej szczegółów związanych z Tomurą, nie mógł tak po prostu się poddać. Chciał zemsty. Za Tetsuo i za Midoriyę.

- Zwolnisz mnie? - zapytał, gdy cisza się przedłużała.

- Na razie nie. Ale jeśli jeszcze raz usłyszę, że mieszasz się w tę sprawę, to możesz pożegnać się z pracą - odparł szef, cały czas utrzymując ten poważny i oficjalny ton głosu.

- Zrozumiałem. - Touya podniósł się powoli z miejsca uznając, że nie ma tu już nic więcej do dodania. - Odpoczywaj, szefie - dodał i wyszedł z sali.

     Wyciągnął telefon z kieszeni i zadzwonił do Ojiro, by uzyskać potrzebne informacje. Po kilku minutach miał już namiary na mamę Midoriyi. Znał też tożsamość strzelca. Niejaki Vlad King. Zupełnie nic mu to nie mówiło. Ojiro mówił, że do tej pory miał na przestępczym koncie jedynie kradzieże z włamaniem. Nie był powiązany z żadnymi organizacjami przestępczymi, przynajmniej oficjalnie.

     Jestem prawie pewien, że to sprawka Tomury. Żarty się skończyły. Pora podjąć bardziej zdecydowane środki.


**


     Gdy Bakugo i Dabi wjechali na plac rezydencji, od razu wyczuli, że coś jest nie tak. Po pierwsze, nie działał prąd. Po drugie, nigdzie nie widać było teamu Zszywkogębego, a przecież Toga zawsze wybiegała na zewnątrz, by powitać powracających domowników.

- Radziłbym się wycofać. Zadzwonić najpierw do tych czereśniaków - mruknął teraz do Dabiego, wyciągając broń zza pazuchy. Odbezpieczył ją, nie zamierzając ryzykować. Instynkt podpowiadał mu, że nie jest tu bezpiecznie.

- Panikujesz. - Dabi przewrócił oczami, ale wyciągnął komórkę, by faktycznie wykonać połączenie.

     Bakugo przeniósł ciężar z nogi na nogę, rozglądając się uważnie po okolicy. Wydawało się jednak, że nikt nie czai się w pobliskich krzakach. Za to w domu... to już inna historia.

      Nie wygląda to dobrze.

- Nie odbierają. Żadne - mruknął Dabi, chowając telefon z powrotem do kieszeni. Również wyciągnął broń, a na jego twarzy pojawił się paskudny uśmiech. - Cóż. Wygląda na to, że muszę to sprawdzić.

     Ruszył w kierunku domu, pewnym krokiem. Nie wyglądał, jakby bał się tego, co może zastać w środku. Bakugo podejrzewał, że nie pierwszy raz ktoś włamał mu się do rezydencji, próbując go sprzątnąć.

- Chcesz wjechać tam z buta, bez żadnego planu? - zapytał, chwilowo nie ruszając się z miejsca. Zmrużył tylko oczy, wątpiąc w tej chwili w inteligencję Dabiego.

- A na co mi plan, skoro nie wiem, co zastanę w środku? - zapytał retorycznie, nawet się nie odwracając. - Musimy dostać się do korków znajdujących się na piętrze i włączyć prąd. Podejrzewam, że piętro jest obstawione, więc przyda nam się dywersja. Po prostu idź za mną i mnie osłaniaj.

     Bakugo wychodził z założenia, że musi być plan. Byle jaki, ale musi. To, co przedstawił Dabi, było ledwie jego improwizowanym zaczątkiem, jednak postanowił grać na jego zasadach, przynajmniej na razie. Odetchnął cicho i powoli ruszył za nim, wyostrzając wszystkie zmysły na tyle, na ile potrafił.

    Drzwi były uchylone. Dabi kopnął je mocno sprawiając, że uderzyły o wewnętrzną ścianę. Sięgnął do kontaktu, sprawdzając przy okazji, czy może jakimś cudem wrócił już prąd. Niestety, cud się nie wydarzył.

- I to by było na tyle, jeśli chodzi o choćby najmniejszy element zaskoczenia - fuknął Bakugo, poirytowany zachowaniem tego idioty.

- Ten, kto tu jest i tak wie, że przyjechaliśmy. Po co się cackać? - W głosie Dabiego było słychać rozbawienie, całkiem niepasujące do sytuacji.

- Idiota. - Bakugo przewrócił oczami.

     Przepchnął się do wnętrza i ruszył przodem, postanawiając wziąć sprawy w swoje ręce. Słysząc szelest dobiegający od strony salonu, skierował tam swoje kroki. Wiedział, że strzelanie na oślep przyniesie więcej szkody, niż pożytku. Nie wiedzieli, gdzie są Toga, Compress i Twice, ani ilu ludzi przebywało aktualnie w posiadłości. Byli zdani tylko na siebie.

     Przypomina mi to obławę na mnie po pierwszej ucieczce z poprawczaka. Wtedy też nie wiedziałem, co czai się w mroku.

     Przeszedł go nieprzyjemny dreszcz, gdy przypomniał sobie te chwile. Nie znosił wracać do tych wspomnień, które napływały w najmniej odpowiednich momentach. Między nim z tamtego czasu a nim z teraźniejszości była jednak zasadnicza różnica. Wtedy był bezbronną owieczką wystawioną na rzeź, a teraz pewnym siebie przywódcą, który potrafił strzelać.

- Belzebub - powiedział nagle Dabi, wybijając Bakugo z rytmu.

    Jakby nie patrzeć, rzucił zupełnie randomowe słowo w randomowym momencie. Chwilę później zaś strzelił, ewidentnie trafiając w swój cel. Z cienia obok szafy wyłoniła się ludzka sylwetka, padając na podłogę.

- Co to miało być? A jakby to był ktoś z twoich? - Katsuki spojrzał na niego z niemałą irytacją. Niestety, w tej ciemności nie był w stanie dostrzec wyrazu twarzy mężczyzny, więc zapewne i on nie widział jego wściekłej miny.

- Hasło. Ktoś z moich odpowiedziałby „amen" - szepnął mu Dabi do ucha, po czym jak gdyby nigdy nic ruszył dalej.

     Bakugo musiał mieć w tej chwili naprawdę głupią minę. Stał jak wryty przez dobrą minutę, zanim wreszcie przetrawił sens słów tego psychola. Belzebub? Amen?

- No pojebany - mruknął do siebie wreszcie, ruszając za Dabim.

      Przeszli przez salon i skierowali się do schodów na piętro. Instynkt Bakugo podpowiedział mu jednak, że nie powinni tam wchodzić. Złapał więc Dabiego za płaszcz i pociągnął w tył. W tej też chwili coś przeleciało tuż obok jego ucha, ze świstem. Zaklął, strzelając w kierunku, z którego to coś prawdopodobnie nadleciało. Głuche stęknięcie powiedziało mu, że trafił.

- Wycofujemy się - warknął Dabi, ciągnąc go teraz z powrotem do salonu. Nieco zaskoczył tym Katsukiego, który spodziewał się raczej nawiązania walki. - To była prawdopodobnie strzałka usypiająca - syknął po chwili mężczyzna, wyraźnie rozeźlony.

     Bakugo zacisnął zęby czując, że jego żołądek zapragnął zwrócić wszystko, co w nim zalegało. Jeśli Dabi miał rację, mogło to oznaczać tylko jedno.

- Musimy uciekać. Sprowadzimy posiłki i wrócimy - szepnął do niego, ruszając szybko w kierunku drzwi wejściowych. Czuł, że jeśli teraz stąd nie wyjdą, stanie się coś naprawdę złego.

- STÓJ! - krzyknął Dabi.

     I w tej chwili wydarzyło się kilka rzeczy na raz. Zza fotela wyskoczył postawny, zamaskowany mężczyzna, który rzucił się na Katsukiego i sprzedał mu mocny cios w piękną buźkę. Chłopak aż się zachwiał, a przed oczami stanęły mu gwiazdy, ale szybko doszedł do siebie i oddał facetowi z nawiązką. Dabi ruszył biegiem w ich stronę, ale w połowie drogi runął na ziemię, przygnieciony ciężarem innego goryla. W tej sekundzie wrócił też prąd, oświetlając cały dom.

     Bakugo wykorzystał to, że nagłe oświetlenie nieco oślepiło napastnika i podciął mu nogi. Facet upadł, a zawył przy tym tak głośno, jakby go co najmniej ze skóry obdzierali. Katsuki zastrzelił go, chwilę później kierując broń na przeciwnika Dabiego. Strzelił w jego bok sprawiając, że wrzasnął z bólu. Dabi parsknął śmiechem, zrzucając z siebie faceta mocnym kopniakiem. Z pasychopatycznym uśmiechem strzelił mu w łeb i wstał, jak gdyby nigdy nic.

- Dabi. Spadamy - ponaglił go Katsuki, z trudem utrzymując nerwy na wodzy.

     Mężczyzna już chciał coś odpowiedzieć, ale zanim zdążył wydobyć z siebie choćby słowo, do ich uszu dotarł wrzask Togi. Zamarli w miejscu, patrząc na siebie niepewnie.

- PUSZCZAJ MNIE! - W głosie dziewczyny było słychać zwierzęcy strach i desperację.

    To wystarczyło, by zarówno Bakugo, jak i Dabi, pognali na złamanie karku w głąb domu. Dotarli do schodów i spojrzeli w górę. W tej samej chwili wymierzyli broń w stojącego u szczytu zamaskowanego mężczyznę, który trzymał przy sobie dziewczynę, przykładając nóż do jej gardła. Stróżka krwi płynęła po jej szyi, a ona sama wyglądała, jakby miała zemdleć. W dodatku siniaki na jej twarzy i rozcięty łuk brwiowy wskazywały na to, że została wcześniej pobita.

- O, proszę. Jednak daliście się tu zwabić w tak głupi sposób - zadrwił mężczyzna, wyraźnie rozbawiony.

- Puść ją albo pożałujesz. - Zimna furia w głosie Dabiego sprawiła, że Bakugo mocniej zacisnął dłoń na pistolecie. Sam czuł się w tej chwili podobnie. Ich wściekłość i żądza mordu sprawiły, że facet aż cofnął się o krok, chyba nawet nie do końca zdając sobie sprawę z tego, że to zrobił.

- Zabiję ją, jeśli któryś z was ruszy się choćby o milimetr - ostrzegł.

- Czego chcesz? - zapytał Dabi, nie tracąc zimnej krwi.

     Bakugo kątem oka dostrzegł ruch na piętrze, co powiedziało mu, że za chwilę w tym miejscu rozpęta się piekło. Z trudem powstrzymywał chęć ucieczki. Zamiast tego oparł się o bok Dabiego i wymierzył lufę w odpowiednie miejsce. Jego mózg działał na przyspieszonych obrotach, ale nie był w stanie wymyślić niczego, co mogło pomóc im wyjść z tego bez szwanku.

     Wpadliśmy w pułapkę, jak małe dzieci.

- Zabawy - odparł mężczyzna, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.

    Dabi wypuścił gwałtownie powietrze z płuc, co oznaczało, że ledwo już nad sobą panował. Bakugo warknął na niego cicho, chcąc go w ten sposób przywrócić do porządku. Nie odzywał się, bo wiedział, że jeśli wejdzie z nimi w rozmowę, tylko bardziej się wkurwi.

     Nie mogę zostawić Dabiego samego. Jeśli zacznę biec, ten ktoś na górze we mnie trafi, a Toga może stracić życie. Myśl, Katsuki. Myśl!

- Azazel - mruknął nagle Dabi, wybijając z rytmu chyba wszystkich obecnych.

     W tej też chwili Toga zawisła bezwładnie w ramionach napastnika, który zaklął szpetnie. Jako że musiał poprawić chwyt, przesunął rękę z nożem nieco niżej... a wtedy dziewczyna dziabnęła go w nadgarstek. Napastnik zawył z bólu i rozluźnił chwyt. Toga wyrwała się z jego objęć i rzuciła się w kierunku schodów.

     Dabi wykonał celny strzał w kierunku faceta, trafiając go idealnie między oczy. Bakugo wyczuł moment, posyłając kulkę w stronę ukrytego za filarem gościa, jednak chybił. Toga zdołała już prawie do nich dotrzeć. Na ostatnim schodku potknęła się jednak, a jej oczy zasnuła mgła. Dabi złapał ją zanim upadła i zaklął. Katsuki zdążył tylko rzucić okiem na strzałkę usypiającą, którą mężczyzna wyciągnął z jej ramienia.

- Bierz ją i wiej! Będę zaraz za tobą! - warknął do niego.

     Dabi nie zawracał sobie głowy odpowiadaniem. Wziął dziewczynę na ręce i pobiegł do salonu, nawet nie patrząc, czy Katsuki biegnie za nim.

     Muszę odciągnąć uwagę przeciwników. Oni uciekną i sprowadzą pomoc.

- Wyłaź stamtąd, tchórzliwy psie - powiedział, z niewysłowioną pogardą. Jego przeciwnik cały czas krył się za bezpiecznym filarem.

     Chyba nie mam wyjścia.

    Wbiegł po schodach, przeskakując po dwa stopnie na raz. Facet uciekł w kierunku sypialni Compressa, po drodze mijając kilka trupów, które nie były ofiarami ani jego, ani Dabiego. Postanowił jednak nie zawracać sobie teraz głowy myśleniem o tym, co stało się z Compressem i Twicem. Na to będzie czas później, gdy tylko dowie się tego, czego chcą napastnicy.

- Będziesz się chował? - mruknął Bakugo, przeładowując broń.

     Szedł powoli, ostrożnie. Nerwy miał napięte do granic możliwości. Kopnął drzwi, za którymi ukrył się mężczyzna. Stał przy oknie, podrzucając w dłoni urządzenie, z którego wcześniej wypuszczał strzałki.

- Czego chcesz od Dabiego? - warknął, przesuwając palec na spust. Gość nie wyglądał, jakby zamierzał podjąć walkę, co mocno go zaniepokoiło.

     Mężczyzna nie odpowiedział. Po prostu nagle zaczął się śmiać sprawiając, że Katsuki zastygł w bezruchu. Jego serce fikało koziołki w piersi, a dłoń jeszcze mocniej zacisnęła się na broni.

- Niemożliwe - wychrypiał, za wszelką cenę starając się nie dopuścić do siebie emocji, jakie w tej chwili czuł.

     Facet powoli zdjął kominiarkę, widocznie nie widząc już sensu w ukrywaniu się za nią. Pistolet w dłoni Bakugo bardziej zadrżał, gdy ujrzał przed sobą tą znienawidzoną twarz.

- Tęskniłeś, Katsuki? - zapytał mężczyzna, uśmiechając się w typowy dla siebie, chytry sposób.

     Zanim blondyn zdążył przetworzyć to, kogo ma właściwie przed oczami i zrobić cokolwiek, by uciec z tego koszmaru, w jego plecy wbiła się usypiająca strzałka. Obraz bardzo szybko zamazał mu się przed oczami. Osunął się na ziemię, z ostatnią myślą w głowie: przeszłość zawsze wraca.


**


     Kiedy Dabi wziął Togę na ręce i wybiegł z nią z domu, cały czas myślał, że Bakugo jest zaraz za nim. Zapakował dziewczynę na tylne siedzenie Mazdy i szybko wygrzebał klucze z kieszeni. Dopiero wtedy zorientował się, że chłopak za nim nie wyszedł.

- Kurwa - zaklął, wyciągając z kieszeni telefon. Wybrał numer brata bliźniaka, zamierzając poprosić go o wsparcie. Ku jego uldze, Touya odebrał praktycznie od razu. - Przyjedź do mnie. Weź wsparcie. Ktoś się włamał. Toga oberwała środkiem usypiającym, nie wiem co się dzieje z Compressem i Twicem, a Bakugo został w rezydencji - wyrzucił z siebie na wydechu. Cały czas miał na oku okolicę.

- Co? - zapytał Touya głupio, widocznie nie przetwarzając takiej ilości informacji na raz.

- Gówno w zoo - warknął Dabi, mocno poirytowany. - Bierz ludzi i przyjeżdżaj, nie wiem czego chcą i ilu jest ich w środku! - warknął.

     Chciał dodać coś jeszcze na temat głupoty brata, ale wtedy jego uwagę przyciągnął ruch za winklem domu. Rozłączył się więc i przeładował broń. Zanim jednak zdążył strzelić, jego również dosięgła usypiająca strzałka.

      Oby Touya zastał nas żywych, zdążył jeszcze pomyśleć, zanim osunął się na trawę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro