Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 37.

A jednak udało się dzisiaj wyrwać czas na wstawienie rozdziału. Miłego czytania! :D


***


     Dabi był zbyt dumny, by przyznać sam przed sobą, że Bakugo tak naprawdę nie udaje i jego reakcje są w pełni prawdziwe. Cały czas wmawiał sobie, że chłopak chce się wymigać, a on sam był na niego cholernie napalony i wściekły. Wiedział, że w momencie, w którym dostanie go w swoje ręce, jego cierpliwość zniknie. Czuł, że nie może dłużej czekać. Teraz, gdy wreszcie go miał, nie potrafił się powstrzymać i odsunąć gratyfikacji w czasie.

     Patrząc jednak na to, co dzieje się z chłopakiem, był już nawet gotów mu odpuścić. Wtedy jednak Bakugo sam zaczął się do niego dobierać i to był moment, w którym Dabi już nie potrafił powiedzieć „odłóżmy to w czasie". Poza tym głupio sądził, że skoro jednak dał się przekonać, robi to dlatego, że faktycznie chce.

     Ten seks był dla Dabiego czymś wyjątkowym. Pierwszy raz pozwolił na to, żeby to ktoś inny kierował całym stosunkiem. Pierwszy raz robił to z kimś, kto był dla niego tak ważny, mimo tych wszystkich kłamstw. Dlatego nie mógł się powstrzymać przed wyznaniem miłości w trakcie. Wyznaniem, na które mimo powtórzenia go, nie dostał odpowiedzi. „Mnie się nie da kochać" to nie była odpowiedź. To była całkowita nieprawda.

     Gdy Bakugo poszedł do łazienki, Dabi wstał z miejsca, by naciągnąć spodnie na dupsko. Okrążył łóżko i podszedł do szafki nocnej, na której stało wino. Otworzył je i wlał do kieliszków, zastanawiając się przy tym, jak mógłby poprawić chłopakowi humor. Odstawił butelkę na szafkę i sięgnął z kolei po papierosy. Nie zdążył nawet sobie odpalić, gdy do jego uszu dobiegł ledwo tłumiony szloch. Fajka wypadła mu z ręki, ale nie zawracał sobie tym głowy. Szybkim krokiem podszedł do drzwi i położył na nich dłoń, nie bardzo wiedząc, jak powinien teraz zareagować.

- Otworzysz mi? - zapytał cicho, nie kryjąc zdenerwowania, jakie w nim narosło.

     To moja wina. Płacze przeze mnie.

     Uświadomienie sobie tego nie było łatwe. To, jak bardzo zignorował emocje Bakugo na rzecz swoich popędów wydawało mu się teraz najgorszym, co kiedykolwiek zrobił. A miał szeroką gamę czynów, które mógł za takie uznać.

- Katsuki, proszę. Otwórz drzwi - poprosił, szarpiąc za klamkę.

      Boże. Jeśli on sobie coś zrobił, nie wybaczę sobie tego nigdy w życiu.

    Nie było odzewu. Szloch ucichł i jedynie pociąganie nosem mogło wskazywać na to, że chłopak żyje. Nie wyglądało jednak na to, że miał zamiar przekręcić klucz.

- Otwórz albo wyważę drzwi! - warknął wreszcie, dając się ponieść strachowi o życie Bakugo. Nie wiedział dlaczego, ale miał przeczucie, że jeśli teraz tam nie wejdzie, straci go. Nieodwracalnie.

     Słyszał, że blondyn przesuwa się od drzwi, wcześniej przekręcając klucz. Dabi odetchnął głęboko kilka razy, żeby się uspokoić, po czym wszedł powoli do środka. Jego wzrok od razu padł na Bakugo, który siedział obok drzwi z nogami podciągniętymi pod brodę i obejmował się ramionami. Cały się trząsł, patrząc na Dabiego z okropnym wręcz smutkiem.

      Dabi poczuł, że w tej właśnie chwili pękło mu serce. Wmawiał sobie, że chce go zniszczyć, a gdy już do tego doprowadził, miał ochotę jedynie wrzeszczeć. Ukarać samego siebie za to, że zawsze patrzy w pierwszej kolejności na własne potrzeby, zamiast na uczucia innych. Ujrzenie Bakugo w takim stanie uświadomiło mu, że wcale nie potrzebował tortur i bzykania, by coś poczuć.

       Co ja najlepszego narobiłem...

      Podszedł do chłopaka i klęknął przy nim, ostrożnie ujmując jego rękę w swoje dłonie. Bakugo oddychał szybko, a z jego oczu ciekły łzy. Wyglądał, jakby miał dostać ataku paniki.

- Boisz się mnie? - zapytał z żalem, patrząc mu prosto w oczy.

     Przyciągnął go do siebie i przytulił mocno nie wiedząc, co innego mógłby zrobić. Nigdy wcześniej nie był w takiej sytuacji. Pierwszy raz w życiu odczuwał tak wiele emocji na raz i był tym nieco przytłoczony. Poczucie winy przeplatało się ze strachem o Bakugo i ze świadomością, że w zasadzie już go stracił przez swoje chore zachowanie.

       Wolałbym nic nie czuć.

- Przepraszam. Przepraszam cię. Nie miałem pojęcia, że ty... że coś jest bardzo nie tak. Nie umiem... nie widzę często takich rzeczy - wydusił z siebie czując, że nawet jemu zbiera się na płacz. To było coś nowego w jego przypadku. Coś, czego nie chciał.

- Daruj sobie - wychrypiał Katsuki, odpychając go od siebie. - O to ci chodziło od początku. Żebym był twoją dziwką, nad którą masz władzę. Nie obchodzi cię wcale, co ja czuję. Dopiąłeś swego, więc powinieneś się cieszyć, zamiast udawać, że cię to rusza. - Skulił się, odmawiając patrzenia na niego.

      To cholernie boli.

- Chciałem cię przy sobie, to prawda, ale nie jako dziwkę. Nie uważam, żebyś nią był. - Dabi pokręcił głową, nie próbując na razie go dotykać. - Od samego początku sprawiałeś, że budziło się we mnie więcej, niż bym chciał. Byłem już nawet gotów zaakceptować, że potrzebujesz czasu. Ale wtedy odkryłem, że jesteś bogiem destrukcji. Jak myślisz, jak się poczułem? - Wyciągnął dłoń i złapał go za brodę. Zmusił Bakugo, by uniósł głowę i na niego spojrzał. - Przez to, czego się dowiedziałem, przekonałem samego siebie, że twoje zachowanie przed stosunkiem to czysta manipulacja. Tylko i wyłącznie dlatego nie chciałem odpuścić.

      Niech przynajmniej spróbuje mnie zrozumieć.

- Nie wiem jak się poczułeś. Pewnie chujowo. Ale... nie powiedziałem ci o tym, bo chroniłem siebie. Właśnie przed tym, co i tak... i tak się stało. Wiem, że to była kara. Przepraszam, że... że... - Katsuki nie był w stanie dokończyć tego zdania. Wbił mocno palce w swoje ramiona, jakby chciał dołożyć sobie bólu. Kolejne łzy torowały sobie drogę przez jego twarz, a cierpienie widoczne w jego oczach sprawiało, że Dabi znienawidził samego siebie jeszcze bardziej.

- Ile razy mnie wykorzystałeś udając, że nie jesteś nim? - zapytał teraz, mimo wszystko nie zamierzając odpuszczać mu tej rozmowy. Dotkliwie odczuwał to, że Bakugo przez niego płacze, ale chciał mu jednocześnie pokazać, że sam też został zraniony.

       Kara. Naprawdę odebrał to jako karę.

- W sumie nie wiem, czy była taka sytuacja. Najpierw zamierzałem wykorzystać twoje zainteresowanie mną i zniszczyć cię od wewnątrz. Później zamierzałem wykorzystać Touyę przeciwko tobie, gdy zorientowałem się, że jesteście braćmi. A potem wydarzyło się tak wiele... Między nami. Między mną i Touyą. Nie mogłem... nie mogłem wam tego zrobić. Staliście się zbyt ważni. - Głos Bakugo drżał. Ledwo był w stanie wypowiedzieć te słowa, między narastającym szlochem.

     Dabi opuścił dłoń czując, jak gromadzi się w nim żal. Nie mógł winić Katsukiego, że na samym wstępie podchodził do niego w ten sposób. W końcu sam miał wobec niego plany, które zakładały ostry seks i długie, bolesne tortury. Bakugo miał stać się jego kochankiem, a bóg destrukcji zginąć. Okazał się być jedną i tą samą osobą, a brunet musiał przyznać sam przed sobą, że pierwszy raz się zakochał.

      Inaczej byłoby usłyszeć to od niego. To, kim jest.

- Zniszczyłeś mnie, tak w sumie. Sprawiłeś, że zacząłem czuć, a to dużo gorsze. Bóg destrukcji miał pode mną jęczeć, a potem zginąć. A okazało się, że największy rywal, który psuł mi wszystkie plany działając z cienia, jest właśnie tym, kogo pokochałem. Ironia losu, czyż nie? - Skrzywił się lekko. Wyciągnął dłoń, by pogłaskać go po ramieniu.

- Nie kochasz mnie, Dabi. Tak ci się tylko wydaje. Czegokolwiek byś o tym nie myślał, zmusiłeś mnie zarówno do podjęcia wyzwania w wyścigu, jak i do tego seksu. Założyłeś mi kajdanki, żebym ci nie uciekł. Tak nie traktuje się kogoś, kogo podobno się kocha, tylko zwykłą kurwę. Nie jesteś pierwszym, który uświadomił mi, że jedynie do tego się nadaję. I nienawidzę cię za to - wydusił z siebie chłopak, zaciskając mocno powieki, spod których nieprzerwanie płynęły łzy.

     Dabi poczuł się tak, jakby jego serce zostało właśnie zmiażdżone. Ostatnie słowa boleśnie obijały się o siebie w jego głowie sprawiając, że nie był w stanie wykrztusić z siebie nawet słowa. Teraz już rozumiał stwierdzenie, że każdy czyn pociąga za sobą konsekwencje. Nie było już żadnych szans na to, żeby Katsuki się do niego przekonał. Sam to zjebał, nikt nie musiał mu w tym pomagać. Nawet jeśli zrozumiał jego motywy i gniew, niczego to nie zmieniało.

- Przepraszam. Naprawdę. Wiem, że tego nie naprawię. Nie cofnę czasu, ale zawsze mogę przynajmniej próbować sprawić, żebyś zobaczył, że naprawdę nie jesteś mi obojętny. Spróbuj zrozumieć moje reakcje, tylko o to cię proszę - szepnął, podnosząc się powoli z miejsca.

     Złapał Bakugo za przedramiona i siłą postawił go do pionu. Chłopak nawet nie próbował się wyrywać, widocznie w pewien sposób pogodzony z tym, że walka nie ma sensu. Dabi podprowadził go do łóżka i zmusił, by się na nim położył. Sięgnął po klucz od kajdanek, rozpinając je i odkładając do szafki. Sprzątnął też pejcz z poduszki, żeby nie przypominał Katsukiemu o tym, co się stało.

- Skąd... skąd w ogóle wiedziałeś, że jestem bogiem destrukcji? - zapytał nagle blondyn, ocierając łzy przegubem dłoni. Wyglądało na to, że się odrobinę uspokoił.

- Można powiedzieć, że się domyśliłem - odparł Dabi, nie zamierzając wkopywać Shigarakiego. Domyślił się, że ta dwójka się zna. Lepiej było nie prowokować Katsukiego do robienia afery właśnie Tomurze. - Swoją drogą, to głupia ksywka - dodał, wyciągając rękę, by pogłaskać go po policzku. Chłopak drgnął, a w jego oczach błysnął strach, szybko jednak zastąpiony przez obojętność.

      Jestem niemal pewien, że ktoś go krzywdził. Jak mogłem nie zorientować się wcześniej?

- Wymyślałem ją po pijaku - mruknął w odpowiedzi, przekręcając się na bok. Zwinął się w kulkę, dając mu tym do zrozumienia, że nie chce żadnej interakcji. - Nie wierzę, że tak po prostu się domyśliłeś. Nic mi nie powiesz?

- Katsuś, to jest najmniej ważne w tym wszystkim. Odpocznij teraz. Jeśli chcesz, zadzwonię po Touyę - odparł, zmieniając temat.

     Ani trochę nie chciał, żeby jego brat tu węszył. Nie chciał, by Bakugo z nim odszedł i nie był gotów powiedzieć mu teraz, że jeśli chce, to może wyjść. Szczególnie teraz, gdy tak bardzo bał się, że chłopak coś sobie zrobi lub - co gorsza - popełni samobójstwo. Może wyglądał już spokojniej, ale to nie musiało o niczym świadczyć. Był też świadom tego, że obecność tego wytatuowanego skurwiela może pomóc Katsukiemu odzyskać równowagę psychiczną.

     Nie pokazałem mu, że żałuję tego wymuszenia. Nie wiem jak. Nie umiem... To dla mnie nowe, bo zawsze brałem co chciałem.

- Po co? Żeby też mnie wyruchał? - W głosie Bakugo była teraz tak duża obojętność, że Dabi aż zadrżał. Z oczu blondyna ziała pustka.

- Nie. Żeby z tobą porozmawiał - odparł, ponownie przesuwając dłonią po jego policzku. Nie mógł się powstrzymać przed takimi czułymi gestami.

     Pierwszy raz w życiu nie pasuje mi to, jakim jestem zwyrolem. Pierwszy raz chcę się zmienić. Mimo że dalej nie mogę pogodzić się z tym, kim tak naprawdę jest...

- Obejdzie się - szepnął chłopak, przekręcając się na drugi bok. Skulił się i zamknął oczy. Dabi położył się za nim i objął go ramieniem w pasie. Było mu tak cholernie źle z tym wszystkim. Z całą wiedzą, jaką miał i z tym, co się wydarzyło. Zupełnie inaczej wyobrażał sobie ten wieczór.

- Na pewno? Mogę zadzwonić po kogokolwiek zechcesz. Zrobię dla ciebie co tylko zechcesz - szepnął, wtulając twarz w jego plecy.

- To zabij mnie, bo to jedyne, czego teraz chcę - wychrypiał chłopak. Znowu zadrżał, więc Dabi mocniej go do siebie przycisnął.

- Nie zrobię tego. Jesteś jedyną osobą, której nie potrafiłbym zabić. I mimo że wiem, że nie mogę liczyć na wzajemność z twojej strony... nie w kwestii uczucia... to chcę się dla ciebie zmienić. Nieważne, kim właściwie jesteś. W końcu to... to ty - szepnął, zaciskając powieki. Czuł się okropnie, ale to było nic w porównaniu do tego jak musiał czuć się Bakugo.

- Trochę za późno na takie deklaracje, nie sądzisz? - zapytał chłopak, wciskając twarz w poduszkę.

- Podobno nigdy nie jest za późno - odparł słabo, mimo że doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że w tej chwili brzmi to jak pobożne życzenie.

     Zapadła między nimi cisza. Dabi czuł, jak szybko bije serce Katsukiego i jak jego ciało drży. Musiał uruchomić w nim jakąś traumę. Naprawdę żałował tego, że nie odpuścił. Mógł z nim normalnie porozmawiać, dać się wytłumaczyć i kto wie, może seks wyszedłby sam z siebie? A teraz... patrzył na rozbitego psychicznie chłopaka i mógł myśleć tylko o tym, że na własne życzenie go od siebie odstraszył. Bakugo powiedział mu, że go nienawidzi. Może i zrobił to w emocjach, ale Dabi wiedział, że nie kłamał. Tak na dobrą sprawę, tym jednym ruchem pchnął go w ramiona Touyi. I sam był sobie winny.

- Wiesz, co było najgorsze w całej tej sytuacji? To, że to właśnie TY, mimo naszej rozmowy na tym cholernym dachu, jednak nie wytrzymałeś. Gdybyś poczekał, pewnie w końcu sam bym do ciebie przyszedł. Ale wolałeś ukarać mnie za to, że nie powiedziałem ci, kim jestem. Mimo że po prostu chroniłem siebie i ani razu nie wykorzystałem cię do swoich celów. Nie chcę pod tobą jęczeć. Nie chcę być zmuszany do seksu. Nie chcę już dłużej... nie chcę. - Z gardła Katsukiego ponownie wyrwał się okropny szloch, który rozerwał serce Dabiego na strzępy.

- Nie będę cię do niczego zmuszał - obiecał mu. - Nie chcę cię widzieć w takim stanie. Wybacz mi, proszę - szepnął.

      Chciałbym zabrać od niego całe cierpienie.

- Przypomniałeś mi, dlaczego przez lata tak bardzo siebie nienawidziłem. Siebie i tego ciała. - Bakugo wyplątał się z jego objęć i obrócił przodem do niego. W jego wzroku był ogromny ból, zmieszany z frustracją. - Nie chcę znowu przeżywać tego piekła. Za długo byłem sprowadzany do roli kozła ofiarnego i zwykłej kurwy. Robiłem rzeczy tak okropne i obrzydliwe, że na samą myśl o nich mam ochotę się powiesić. Jeśli chcesz, żeby mój stan psychiczny wrócił do względnej normy, po prostu wypuść mnie i zniknij z mojego życia - dodał, ledwo panując nad głosem.

- Nie miałem o niczym pojęcia. Skąd miałem wiedzieć o tym, że byłeś wykorzystywany? - Dabi pokręcił głową. Złapał go za ręce, patrząc mu przy tym w oczy, z powagą i lękiem. Lękiem przed utratą. - Kto ci to robił? Kto cię tak krzywdził? - zapytał, ignorując jego ostatnie słowa.

     Nie mogę go wypuścić. Nie potrafię tego zrobić, mimo że wiem, że naprawdę byłoby to dla niego najlepsze.

- Nie powinno cię to obchodzić - odpowiedział cicho i znowu odwrócił się do niego tyłem. - Nie dotykaj mnie już - dodał oschle, zaciskając powieki, spod których znowu popłynęły łzy.

     Dabi już nie odpowiedział. Przykrył chłopaka kołdrą i podniósł się z łóżka. Okrążył je, by chwycić kieliszek z winem i papierosy, po czym wyszedł na balkon, gdzie rozsiadł się na krześle ogrodowym. Czuł się tak, jakby stracił jedyną szansę w życiu na to, by żyć normalnie. Z osobą, którą naprawdę kochał. Zapalił papierosa czując, że z jego oczu cieknie woda. Zapewne to właśnie były te słynne łzy.

      Naprawdę wszystko zniszczyłem. On mi nie wybaczy.


**


     Kirishima był niepocieszony, gdy usłyszał o przegranej Bakugo w tym cholernym wyścigu. W jego sali szpitalnej panowała grobowa atmosfera i gdy patrzył na twarze otaczających go ludzi czuł się tak, jakby przyszli popatrzeć, jak umiera.

- Nie odbiera i nie odpisuje na wiadomości. Pewnie Dabi zabrał mu telefon - mruknął Kaminari, po raz setny próbując dodzwonić się do Bakugo.

    Był już późny wieczór. Lekarze zapowiedzieli, że jeśli zaraz nie opuszczą sali, zostaną wykurzeni z terenu szpitala siłą. Touya odpysknął mu wtedy, że może im naskoczyć i pokazał odznakę.

- Niczego innego się nie spodziewałam po tym zwyrolu - mruknęła Mina. Siedziała na parapecie, z nogami podkulonymi pod brodę. Była smutna i zaniepokojona, jak oni wszyscy. Poza, rzecz jasna, Shoto. Jako jedyny miał to w dupie.

- Nic teraz nie możemy tak naprawdę zrobić. Jedynie czekać - stwierdził teraz. Mimo dość późnej pory, pił kawę. Jego uzależnienie od kofeiny było widoczne na pierwszy rzut oka. Kirishima obiecał sobie, że gdy tylko wyjdzie ze szpitala, oduczy go picia tak dużych ilości kawy.

- Łatwo ci powiedzieć. Nie widziałeś jego twarzy, gdy go zabierał - warknął Touya, wyjątkowo wyprowadzony z równowagi. Szalał przez cały dzień, wietrząc najgorsze.

     Też się martwię. Jeśli Dabi go zgwałcił...

     Nie chciał nawet myśleć, jakie konsekwencje mogło to za sobą pociągnąć. Bakugo może i był silny psychicznie, ale ostatnio zbyt wiele traum do niego wracało. Najpierw zamknięcie i klaustrofobia, a teraz to, że trafił w łapy tego pieprzonego skurwiela... Mógł tego zwyczajnie nie wytrzymać nerwowo.

- Czemu nic nie mówisz, Kiri? - zapytał Sero.

     Sytuacja była na tyle wyjątkowa, że nawet on opuścił swoją norę. Widać było, że nie czuje się tutaj pewnie, tym bardziej wśród obcych. Ale sam fakt tego, że tu był, dużo znaczył dla reszty teamu Bakugo.

- Bo nie wiem, co mógłbym powiedzieć. To dla mnie za trudne - odparł cicho, przymykając oczy.

      Pomijając fakt, że bolało go niemal całe ciało po wpierdolu zwieńczonym zabawą z nożem, w tej chwili bardziej cierpiał psychicznie. Nie raz podkreślał, jak ważny jest dla niego Kacchan. Samo myślenie o tym, że może dziać mu się krzywda, przyprawiało go o depresję, lęk i dodatkowo ból głowy. Tak naprawdę nie musiał teraz nic mówić, by wszyscy wiedzieli, jak się czuje.

- Daj mi telefon, Touya. Padła mi bateria, a muszę zadzwonić - odezwał się nagle Shoto, po dłuższej chwili grobowej ciszy. Starszy Todoroki faktycznie przekazał komórkę młodszemu. Okularnik wyszedł z sali, zupełnie ich ignorując.

      Ciekawe, gdzie zamierza teraz dzwonić. Może ma zamiar aresztować brata?


**


     Shoto wyszedł z sali i skierował się do wyjścia z budynku, po drodze szukając właściwego numeru telefonu na komórce Touyi. Wreszcie znalazł to, czego szukał i przyłożył telefon do ucha. O dziwo, osoba po drugiej stronie odebrała po trzech sygnałach.

- Czego chcesz? - wychrypiał rozmówca, jakże uprzejmie.

- Ryczałeś czy się najebałeś? Ciężko orzec przez komórkę - powiedział spokojnie, siadając sobie na ławce. Chłodne powietrze przyjemnie muskało jego skórę.

- Ktoś ty? - Mężczyzna przybrał bardziej neutralny ton, oczywiście nie wiedząc, z kim ma do czynienia.

- Shoto. Twój młodszy brat. Nie mieliśmy jeszcze przyjemności pogadać - odparł żałując, że w zasadzie to nie pali. Akurat teraz by mu się to przydało.

      Robię to dla Kirishimy. Nie obchodzi mnie los Bakugo, bo dla mnie jest toksyczny.

- Mogłem się domyślić, że to ty. Po co dzwonisz? - zapytał Tetsuo, wzdychając przy tym.

     Shoto był pewien, że coś się stało. Skoro facet, który potrafił wypatroszyć człowieka albo zrobić z nim coś dużo gorszego brzmiał jakby miał depresję, to nie wróżyło niczego dobrego.

- Wszyscy próbują dodzwonić się do Bakugo, ale oczywiście odpowiada im cisza. Żaden z tych kretynów nie wpadł na to, by spróbować dobić się do ciebie, więc oto jestem - odparł spokojnie, przymykając oczy.

      Nie będę miał dobrych wiadomości. Przeczucie.

- Jego telefon musiał zostać w aucie. Kompletnie o nim zapomniałem - odparł Tetsuo, ponownie wzdychając.

- Wszystko w porządku? - Shoto przygryzł lekko wargę, nieco zaniepokojony.

- Tak. Po prostu jestem zmęczony. Bakugo teraz śpi, ale rano mu przekażę, że o niego pytałeś - mruknął w odpowiedzi, nieco oschle.

- Nie, nie mów mu tego. Nie lubimy się. Po prostu oddaj mu telefon - odpowiedział, kopiąc czubkiem buta jakiś mały kamyczek.

- Coś jeszcze chcesz? - Usłyszał klik zapalniczki, więc mężczyzna prawdopodobnie odpalał sobie papierosa.

- Co mu zrobiłeś? - zapytał prosto z mostu, przymykając powieki.

     Nie wiem, dlaczego czuję, że coś się stało. Jeśli Tetsuo go zgwałcił, Touya go zabije. Dopiero odzyskałem brata i nawet nie miałem okazji się z nim spotkać. Wolałbym nie odwiedzać go za kratami, nawet jeśli jest Dabim.

- Przypomniałem mu jedną z jego traum. W sumie to uosabiam wszystko to, od czego uciekał. To koniec. - Do głosu Tetsuo zakradła się ogromna rezygnacja. Nie brzmiał w tej chwili jak gangster bez uczuć, tylko po prostu jak... jego starszy brat.

- Zgwałciłeś go? - zapytał, uchylając powieki.

       Zupełnie jak Touya. Też zaczął od przywołania traumy. Widać, że bliźnięta.

- Można tak powiedzieć. Nie wiem, co mam robić. Samo to, że mówię o tym tobie, jest tego wystarczającym dowodem.

- Co z nim? - Musiał to wiedzieć, jeśli miał jakkolwiek uratować sytuację.

- Mówiłem, śpi, ale... cóż, nie jest najlepiej.

     Shoto cicho westchnął, poprawiając okulary. Sytuacja była trudna. Skoro Bakugo był teraz w podłym stanie, z pewnością w jego przeszłości wydarzyło się coś dużo gorszego, niż sobie z Touyą wyobrażali. Wydawało się, że jedynym sposobem na „naprawienie" Katsukiego było tak naprawdę odseparowanie go od Tetsuo.

- Słynę z tego, że jestem bezpośredni niezależnie od sytuacji, więc teraz też nie będę owijał w bawełnę. Najlepiej będzie, jak go sobie odpuścisz. Dostałeś, czego chciałeś. Zdobyłeś go dla siebie, a jedyne co obaj z tego macie, to cierpienie. Wiem, że trudno jest zrezygnować z kogoś, na kim człowiekowi zależy, niezależnie od tego jaki jest i jakie tajemnice przed nami ukrywa - oczywiście nawiązał tu do siebie i Kirishimy, który okazał się Sharkiem - ale dla was obu będzie zdrowiej, jak się od siebie oddzielicie. To toksyczne, Tetsuo.

- Nie rozumiesz. Nie mogę tak po prostu... Nie mogę - warknął mężczyzna. Nerwy zaczynały go ponosić, a to źle. - Pewnie mówisz to po to, żeby Touya mógł go zdobyć dla siebie - zakończył szeptem.

      Ma kompleks brata, czy jak?

- Szczerze? Wolałbym, żeby Touya skończył z kimś, kto nie jest kłamliwym dupkiem. Współczuję Bakugo licznych traum, jakie przeżył, ale go po prostu, kurwa, nie lubię - wyznał, nad wyraz szczerze.

     Ta rozmowa zaczynała powoli go męczyć. W zasadzie dowiedział się tego, czego chciał. Pytanie tylko, czy powinien przekazywać wieści osobom czekającym na niego w szpitalnej sali? To mogło tylko wszystko pogorszyć. Bardziej, niż brak wieści.

- Gdybym był taki jak on, może by mnie pokochał. - Smutek w głosie brata go zaskoczył. To była kolejna emocja, której nie spodziewał się usłyszeć.

- Może. Nie mogę wypowiadać się za niego. Masz teraz dwa wyjścia. Albo pozwolisz nam go zabrać i doprowadzić do porządku, a potem znikniesz z jego życia... albo przynajmniej pozwól nam przyjechać i z nim porozmawiać. Nabijesz tym sobie u niego punkt. Pokażesz, że zależy ci na jego samopoczuciu. I oddaj mu ten cholerny telefon. Czynami zrobisz więcej, niż słowami - poradził mu. Cóż, nie mógł go zostawić bez żadnej rady. Słyszał po głosie, jak bardzo go dobiło to, co zrobił i do czego się przyczynił.

       Nie jest wcale zły. Ma słabości, jak każdy człowiek.

- Możecie przyjechać. Jutro wieczorem. Będę dzwonił - odpowiedział mężczyzna, po czym tak po prostu się rozłączył.

      Cóż. Może i lepiej, że nie zdaje sobie sprawy z tego, że Touya prawdopodobnie go zabije, gdy wpadnie do tego domu. Albo aresztuje, jedno z dwojga.

      Z tą myślą wstał z miejsca i wrócił do sali, żeby przekazać efekt negocjacji z Tetsuo. Pominął jedynie niewygodny fakt, jakim był wymuszony seks. Lepiej będzie, jeśli Touya usłyszy o tym od Bakugo lub Tetsuo. On sam wolał nie dokładać oliwy do ognia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro