Rozdział 31.
Shoto podjechał pod szpital, zastanawiając się, co stało się koleżance Kirishimy. Nie wiedział dlaczego, ale od razu skojarzyło mu się to z pożarem, który wybuchł wczoraj na torze. Wiedział, że szczególnie ucierpiała jedna osoba, którą przewieziono do szpitala. Młoda dziewczyna.
Może za dużo sobie dopowiadam, ale chyba warto to sprawdzić.
- Cześć. - Kiri wsiadł do jego auta, uśmiechając się dość niemrawo.
Wyglądał jak wrak człowieka. Poczochrany, blady, w wymiętych ubraniach... Prawdopodobnie nie spał całą noc, na co mogły wskazywać jego wory pod oczami. Do tego nie pachniał świeżością.
I tak jest słodki.
- Hej. Będziemy trochę jechać, więc możesz się spokojnie zdrzemnąć - odpowiedział, poprawiając okulary. Wyjechał z parkingu, usiłując zignorować stojącą w pobliżu Vectrę, którą znał aż za dobrze.
Wiedziałem, że to ten dupek mnie oślepia długimi. Kiedyś go za coś zamknę.
Tak na dobrą sprawę, to było jego marzeniem. Zobaczyć blondyna za kratkami, to by było coś. Satysfakcja na całe życie gwarantowana. Musiał tylko coś na niego znaleźć, ale to była kwestia czasu. Na pewno nie jest żadnym niewiniątkiem.
- Obudź mnie jak dojedziemy - mruknął Kirishima, rozsiadając się wygodniej na miejscu pasażera. Oparł głowę o szybę i zamknął oczy.
Shoto nawet nie odpowiedział. Oczywiście, że go obudzi. Przecież nie będzie siedział jak ten frajer i czekał, aż sam wstanie.
Przez całą drogę myśli Shoto krążyły wokół pożaru na torze, przyjaciółki Kirishimy i wokół samego Eijiro. Po ostatniej sytuacji w Starbucksie podchodził z większą ostrożnością do tego, co mężczyzna mu mówił, na jakikolwiek temat.
Wreszcie dotarli na miejsce. Zaparkował na podjeździe i zapatrzył się na gruzy domu, którego w sumie nie pamiętał. Miał jedynie jakieś przebłyski tego, jak wyglądało wnętrze. W końcu miał 7 lat, gdy pożar zniszczył większość rezydencji. Resztę załatwił czas.
- Jesteśmy - powiedział głośno, odpinając pas. Potrząsnął ramieniem Kirishimy, który niemalże podskoczył w miejscu. Miał tak zabawną minę, że Shoto aż nieznacznie się uśmiechnął na ten widok.
- O, matko. Długo spałem? - zapytał chłopak, zaspanym głosem. Potarł twarz dłońmi, chcąc się rozbudzić. Też odpiął pas i ziewnął przeciągle.
- Około godziny. Nawet mniej - odparł Shoto, wysiadając z auta. Kiri poszedł za jego przykładem.
- Nie będę dziś raczej super towarzystwem. Mam słaby ogar, wybacz - mruknął chłopak. Wyglądał uroczo jak był taki zaspany.
- Nie wymagam od ciebie wiele. Po prostu chcę, żebyś coś zobaczył - odparł Todoroki.
Chwycił go za rękę i poprowadził za sobą w kierunku domku na drzewie. Touya powiedział mu, że zabrał tu tego blond debila i się do siebie niby zbliżyli, zanim dał mu kolejnego kosza. A to przecież Shoto pierwszy wpadł na ten plan, tylko nie zdążył go zrealizować przed bratem. Miał tylko nadzieję, że w jego przypadku na koszu się nie skończy.
Wreszcie dotarli w odpowiednie miejsce. Shoto puścił dłoń Kirishimy i szarpnął za linkę. Drabina opadła w dół, a z ust Eijiro wydobyło się krótkie „wow".
- Zapraszam na górę. To miejsce na nostalgię i odpoczynek od życia - powiedział, gestem zapraszając go na drabinę.
Kiri bez słowa wspiął się na górę, a Shoto zaraz potem do niego dołączył. Gdy wpakowali się tu obaj, domek wydawał się mniejszy, niż w rzeczywistości.
- Jak widzisz, jest tu nawet materac. Możesz się tu przespać jak będziesz chciał - rzekł, przyglądając się mu.
Kirishima rozglądał się po wnętrzu z nieukrywanym zainteresowaniem. Dotknął starych rysunków wykonanych przez rodzeństwo. Zepsutej lalki, która należała do Fuyumi (i dzięki Tetsuo nie miała włosów). Potem zaś spojrzał na Shoto z lekkim uśmiechem.
- Bardzo fajne miejsce. Pełne wspomnień - mruknął cicho, zwracając wzrok z powrotem na rysunki. Pewnie zastanawiał się, co w ogóle przedstawiały.
- Lubię tu przyjeżdżać, właśnie dla tych wspomnień. Kiedy przytłoczy mnie życie, praca... - Wzruszył ramionami.
Na co dzień podchodził do wszystkiego racjonalnie. Analizował wszystko, co tylko się dało. Najczęściej bezemocjonalnie, chyba że odpalała się w nim druga strona osobowości. Wówczas był impulsywny i kierował się gniewem. To nie było tak, że nie odczuwał innych emocji, raczej często ich do siebie nie dopuszczał. Rzadko pozwalał zalać się fali beznadziei, inaczej już dawno by zwariował przez pracę. Jednak gdy było już źle, przyjeżdżał tutaj, by pobyć sam ze sobą. Pomagało mu to zregenerować siły.
- Dobrze jest mieć takie miejsce - stwierdził Kirishima, siadając na materacu. Shoto zajął miejsce obok niego i rozejrzał się po domku.
- Jesteś pierwszą osobą, z którą się tym dzielę - wyznał, zerkając teraz na niego. Chłopak wyglądał na zaskoczonego i nieco zmieszanego.
Tak naprawdę pierwszy raz ktokolwiek mi się spodobał. Nie sądziłem, że mnie to spotka. Praca zawsze mnie pochłaniała. On wszystko zmienił...
- N... naprawdę? - zająknął się Kirishima. Potarł kolana dłońmi, nieco nerwowym ruchem.
- Mhm. Nie było do tej pory nikogo, kogo chciałbym tu zabrać. - Shoto wzruszył ramionami.
Gdy tak patrzył na Kirishimę, nabrał ochoty na to, by go pocałować. To było coś zupełnie nowego, co wywołało w nim wiele emocji, których wręcz nie dało się od siebie oddzielić. Nie miał więc pojęcia, co tak naprawdę czuje w związku z powyższym.
- Zaskoczyłeś mnie. - Kiri potarł kark dłonią i przygryzł lekko dolną wargę.
Zrobię to. Jedynie w ramach eksperymentu. Nie dlatego, że chcę.
- Sam siebie zaskoczyłem - odparł cicho.
Pochylił się w jego stronę. Zanim złączył ze sobą ich usta, spojrzał chłopakowi poważnie w oczy. Wargi Kirishimy były miękkie i smakowały gumą balonową. Wplótł palce w jego włosy, bardziej zdecydowanie naciskając ustami na jego usta. Czuł, że Kiri na moment przestał oddychać. Wreszcie jednak wyszedł mu naprzeciw i nawet pogłębił pocałunek.
Shoto poczuł przyjemne ciepło rozlewające się po ciele. To było coś nowego, przyjemnego. Coś, co mógłby robić cały czas. Wręcz nie mógł się od niego oderwać i nie chciał tego robić, więc ostatecznie to Kirishima zerwał pocałunek. Był cały zarumieniony i oddychał ciężko.
Obiekt oddziałuje na mnie w nowy sposób. Seksualny. A szkoda, bo naprawdę cieszyłem się ze swojego zerowego libido.
- Mam nadzieję, że nie odebrałeś tego pocałunku źle - powiedział, lekko zachrypniętym głosem.
- Nie, ja... Ja tylko się tego nie spodziewałem. - Kirishima zaśmiał się dość nerwowo.
- Wiem, że całkiem niedawno skończyłeś relację seksualną z tym blond bubkiem. Nie chciałem cię w żaden sposób zdenerwować swoim zachowaniem. Nie myśl, że przywiozłem cię tutaj, żeby odbyć stosunek. To nie jest moją intencją - odparł poważnie. Poprawił okulary, które zsuwały mu się z nosa.
Kirishima zakrztusił się śliną, słysząc to. Rozkaszlał się przeokropnie. Shoto tylko na niego patrzył, zastanawiając się, co takiego złego powiedział, że aż wywołał taką reakcję. Jego bezpośredniość często sprawiała, że ludzie dziwnie reagowali. Nigdy nie rozumiał, dlaczego.
- Uch... - Kiri wreszcie się uspokoił. Otarł łezki spod oczu i spojrzał na Todorokiego z lekkim rozbawieniem. - Wybacz, to po prostu rozłożyło mnie na łopatki. Nie podejrzewałem cię o to, że przywiozłeś mnie tu na seks. A pocałunek był miły. Nie musisz czuć się winny. - Uśmiechnął się lekko, rozsiadając się wygodniej na materacu. Oparł się o ścianę, ziewając przy tym przeciągle.
- Ale ja nie czuję się winny - odparł z zaskoczeniem Shoto.
Nie rozumiał, dlaczego niby miałby się tak czuć. Chciał zrobić eksperyment, więc go pocałował. Poza tym, nie był jeszcze gotowy na stosunek. Nie dojrzał do tego psychicznie. Tym bardziej, że Kirishima na pewno był mocno doświadczony. Jeszcze by się zbłaźnił.
Dwudziestosześcioletni prawiczek nie jest jeszcze gotowy na seks. A to dobre.
- To dobrze. - Kiri uśmiechnął się do niego z rozbawieniem, po czym przymknął oczy. Widać było, że jest zmęczony.
- Idź spać, co? Żal na ciebie patrzeć. Ja sobie skoczę do warsztatu i przyniosę jedzenie z auta. - Shoto przechylił głowę w bok, przyglądając się chłopakowi z uwagą.
- Dobra. Ale obudź mnie jak wrócisz z jedzeniem. Nie chcę przespać całego wypadu. - Kirishima spojrzał na niego z niemałą ulgą. Zdjął buty i położył się na materacu, Shoto zaś z niego wstał.
- Jasne. Na pewno cię obudzę - odparł, podając mu koc.
Posłał mu jeszcze nieznaczny uśmiech, po czym zszedł po drabinie na dół. Mimo tego, że Kiri faktycznie nie był dziś duszą towarzystwa, Shoto był zadowolony. Pocałował go i nie został odtrącony. I tak naprawdę wszystko byłoby idealnie, gdyby z tyłu głowy nie miał myśli, że chłopak na pewno nie jest taki niewinny, na jakiego wyglądał. A to sprawiało, że miał coraz większą ochotę go sprawdzić. I prawdopodobnie wreszcie to zrobi, przy okazji szukania haka na tego całego Katsu.
**
Kirishima obudził się sam z siebie, gdy na dworze już robiło się ciemno. Shoto siedział pod oknem, łapiąc ostatnie promienie słońca. Czytał jakąś książeczkę dla dzieci, starą i wyświechtaną. Pewnie miała dla niego wartość sentymentalną.
- Miałeś mnie obudzić - zarzucił mu, mocno zaspanym głosem. Przetarł oczy palcami i uniósł się do siadu.
Przynajmniej nie czuję się już jak trup.
- Och, próbowałem. Ale puściłeś w moją stronę wiązankę takich przekleństw, że aż uszy więdły... I dałeś mi kopa w bok. W takich warunkach uznałem, że wolę cię już nie ruszać - odparł z lekkim rozbawieniem. Kiri dopiero teraz zauważył, że czytał bez okularów.
Co z nim? Jak je nosi, to jest zawsze taki poważny. Jak ich nie ma, potrafi żartować i się śmiać. To jakiś magiczny artefakt czy coś?
Cóż, sama ta myśl mogła pokazać, jak bardzo zaspany był Kirishima.
- Ach, tak. Zdarza mi się to. - Podrapał się po brodzie, nie czując się ani trochę winnym. W końcu nie panował nad tymi odruchami i przeważnie nawet tego nie pamiętał.
Shoto odłożył książkę na półkę i wbił w niego intensywne spojrzenie. Podszedł do materaca i usiadł przy nim. Po jego twarzy błąkał się uśmiech.
- Dlaczego patrzysz na mnie tak, jakbym był jakimś pysznym piwem smakowym? - zarzucił twórczym porównaniem.
Poczuł się dziwnie pod tym spojrzeniem i przez myśl mu przeszło, że chłopak znowu go pocałuje. Nie pomylił się. Usta Shoto odnalazły jego wargi i wpiły się w nie dość namiętnie. Serce Kirsihimy zapragnęło uwolnić się z piersi i uciec. Odruchowo otworzył usta, zapraszając go tym samym do pogłębienia gestu. Pocałunki z Shoto bardzo się różniły od tych z doświadczonym jęzorem Bakugo. Były bardziej czułe i... mokre.
Jest w tym trochę nieporadny. Jak nastolatek, który dopiero uczy się całować. Ale to nawet słodkie.
Oderwał się od niego, by zaczerpnąć tchu. Oparł czoło o czoło Shoto i nieznacznie się do niego uśmiechnął. Wyciągnął też dłoń, by pogłaskać go po policzku.
- Jesteś uroczy - stwierdził cicho.
Shoto nie odpowiedział, tylko wciągnął go sobie na kolana. Zaczął obsypywać pocałunkami jego szyję, mrucząc przy tym jak kotek. Kiri cicho odetchnął, odchylając głowę w bok. Przymknął oczy, z zadowoleniem przyjmując pieszczoty. Na tyle mógł jeszcze mu pozwolić.
Shoto wszystkim się różni od Bakugo, przynajmniej jak na razie. I chociaż wiem, że to porównywanie jest okropne, nie jestem w stanie przestać.
Jakby nie patrzeć, z Bakugo był bardzo długo. Był jego pierwszym i wszystkiego go nauczył. Shoto zaś był osobą, wobec której nadal nie wiedział, co właściwie czuje. Lubił go, nawet bardzo. Czuł się dobrze w jego towarzystwie, a te pocałunki go rozgrzały. No i oczywiście facet był kurewsko przystojny, co idealnie dopełniało jego „podwójny" charakter.
- Mówiłeś, że nie przyjechaliśmy tu na seks - mruknął mu do ucha, gdy poczuł jak ręce mężczyzny wślizgują się pod jego koszulkę. Shoto jakby oprzytomniał. Zabrał ręce i przestał lizać szyję Kirishimy. Nie wyglądał jednak na zawstydzonego tym, że się do niego dobierał.
- Wybacz. Trudno się powstrzymać przed takimi rzeczami, gdy już raz się człowiek do ciebie przyssał - odparł, uśmiechając się przy tym zadziornie.
- Na wszystko przyjdzie czas. - Kiri posłał mu łobuzerski uśmiech, po czym zszedł z kolan mężczyzny. - Daj mi lepiej jeść - jęknął, łapiąc się za brzuszek.
Tak naprawdę powstrzymał go tylko dlatego, że to by było za szybko. Ledwo co zdążył się w jakikolwiek sposób pogodzić z decyzją Bakugo, a już miałby uprawiać dziki seks z innym? To nie było w jego stylu. Potrzebował czasu na coś więcej niż pocałunki.
- Mam tylko kanapki z Żabki, ale lepsze to niż nic. - Shoto podał mu reklamówkę, w której było kilka kanapek.
- O, lubię je. - Kiri podszedł do sprawy z entuzjazmem. Przejrzał zawartość siatki i wyciągnął kanapkę, na którą miał największą ochotę.
- Chcesz zobaczyć zdjęcia mojej rodziny? - zapytał nagle Shoto. Wstał z materaca i podszedł do jednej z półeczek, wyciągając z niej album. Później wrócił na miejsce, od razu przystępując do oglądania.
Kirishima usiadł obok, zajadając się kanapką. Słuchał jak Shoto opowiada o poszczególnych członkach swojej rodziny. O małej Fuyumi, która była przebojowa i często mściła się na braciach, gdy jej coś zniszczyli. O Natsuo, który był bardzo nieśmiały i rzadko się odzywał. O Touyi, ucieleśnieniu spokoju. I o Tetsuo, jego całkowitym przeciwieństwie.
Dabi... Gdyby tylko Shoto wiedział, co się stało z jego braciszkiem...
Dał mu mówić o śmiesznych sytuacjach z dzieciństwa, z przyjemnością wsłuchując się w jego głos. Oparł głowę o jego ramię, słuchając o matce. Najpiękniejszej kobiecie, jaką Kiri widział na oczy. Sądząc po opowieściach, Touya miał charakter jej najbliższy.
- A co teraz dzieje się z twoim rodzeństwem? - zapytał wreszcie, przesuwając palcem po jednym ze zdjęć, które przedstawiało jedynie Shoto, w rękawkach do pływania założonych na sweter.
- Fuyumi robi karierę w korporacji, a Natsuo jest rejestratorem medycznym w przychodni psychologicznej, w której sam się leczy. Etycznie w cholerę. - Shoto przewrócił oczami. - Touya pracuje ze mną, ale to już wiesz. A Tetsuo nie żyje. Mama też.
- A ojciec? Nie mówisz o nim - zauważył.
Co prawda wiem od Bakugo, co się stało, ale przecież Shoto o tym nie wie.
- Bo to śmieć. Touya i ja poszliśmy do policji po to, by go dorwać za wszelkie krzywdy, jakie wyrządził naszej rodzinie. Niestety, nadal nam się to nie udało. - W głosie Shoto można było usłyszeć gniew i nienawiść. Kirishima nie mógł się temu dziwić.
- Chyba boję się pytać - mruknął Kiri.
- A co z twoją rodziną? - zapytał Shoto, ucinając temat.
Nic dziwnego, że nie chciał rozmawiać o ojcu skurwysynu, który zabił matkę na jego oczach i uciekł.
- Moja rodzina może nie była jakaś idealna, ale nigdy niczego mi nie brakowało. Miałem kasę, ale wsparcie rodziców też. Zawsze mogłem im wszystko powiedzieć. Przy nich pierwszy raz zapaliłem i się napiłem. Byli naprawdę w porządku wobec mnie - odparł, zgodnie z prawdą.
Zawsze żył beztrosko, niczym się nie przejmując. Przejął dewizę ojca „jakoś to będzie" i faktycznie, jakoś zawsze było. Cały czas był optymistą, nawet gdy przytłaczały go pewne sprawy. Patrząc na to, co przeżyli w swoim życiu Bakugo czy Shoto, on ze swoimi małymi problemami nie miał co się do nich porównywać. Można nawet powiedzieć, że wygrał dobre życie na loterii. Zawsze też miał farta.
- To jest czego zazdrościć. A gdzie teraz są? - zapytał Shoto. Zamknął album i odłożył go na bok. Odsunął się też nieco, by móc spokojnie patrzeć mu w oczy.
- Mama umarła, a tata siedzi za granicą. Rozmawiam z nim raz w tygodniu. Nie zapowiada się, żeby wrócił. Trochę się od siebie odsunęliśmy przez jej śmierć, ale jest dobrze tak, jak jest. Pozwala, żeby moi przyjaciele ze mną mieszkali. Troszczy się, ale się nie wtrąca. Dopóki nie puścimy chałupy z dymem, to raczej będzie miłym ojcem - odparł Kiri, uśmiechając się lekko.
- Ach, rozumiem - mruknął Shoto, nieco smętnie. - Ciesz się, że masz chociaż jednego rodzica. Może daleko, ale masz - dodał, wyciągając dłoń, by poczochrać po po włosach.
- Cieszę. Nie każdy ma to szczęście - odparł, przymykając oczy.
Bakugo nie miał rodziców, rodzice Sero mieli go w dupie, a Mina wyniosła się z domu zaraz po skończeniu osiemnastu lat. Nie skończyła nawet liceum. Rodzice Kaminariego też nie żyli, zginęli w wypadku kilka lat temu. On jedyny mógł się pochwalić dobrym, żywym rodzicem.
- Chcesz zobaczyć warsztat? Touya uczył mnie rzeźbić w drewnie. Co prawda w porównaniu do jego prac moje są mocno średnie, ale cóż. On jest lepszy w tym, a ja w pracy policjanta. - Shoto wstał z miejsca i pomógł się podnieść też Kirishimie.
Skromny też jest. W cholerę.
- Może lepiej nie mów bratu, że uważasz się za lepszego policjanta. Jeszcze by się obraził - stwierdził z rozbawieniem.
Zaszli po drabince na dół. Shoto ruszył przodem do stojącego między drzewami, sporego budynku. Kiri wcześniej nie zwrócił na niego uwagi, zafascynowany domkiem na drzewie. Zawsze chciał taki mieć.
- Oj tam. On tylko ćpunów z ulicy ściąga i jeszcze próbuje dotrzeć do ich wyżartego przez dragi rozumu swoimi psychologicznymi gadkami. A takich trzeba za fraki na detoks i potem odwyk. Choćby i na siłę - odpowiedział, otwierając drzwi do warsztatu.
Wewnątrz znajdowało się naprawdę wiele mniejszych lub większych rzeźb. Kirsihima od razu podszedł do tej, która zwróciła jego uwagę.
- Wow... jaki piękny statek. Tyle szczegółów. - Dotknął zakurzonej rzeźby, pełen podziwu dla wykonania. Z tego wszystkiego zapomniał skomentować jego podejścia do ćpunów.
- To oczywiście dzieło Touyi. Ja zrobiłem to. - Shoto podniósł rzeźbę nieco kanciastego wieloryba. - Wymaga poprawek i to licznych, ale jakoś go lubię. Nazwałem go nawet. Wabi się Lessie.
- Uroczy jest - stwierdził Kirishima, starając się nie roześmiać. Faktycznie różnica w umiejętnościach była tu wręcz ogromna. - Ale żeby Lessie? Jak ten pies z filmu „Lessie, wróć"? - Przechylił głowę w bok, tykając wieloryba w pysk.
- Pasuje mi do niego, co ci poradzę? - Shoto przewrócił oczami i odłożył figurkę na bok. - To chyba wyszło mi najlepiej. - Wskazał na rzeźbę przedstawiającą drzewo. Była sporej wielkości, a samo wykonanie było znacznie dokładniejsze.
- Ej, bardzo ładne. Porównując z wielorybem, jest spory progres. - Kiri uśmiechnął się szeroko, rozglądając się po warsztacie. - Nie myśleliście, żeby zacząć na tym zarabiać? Rękodzieło jest w dzisiejszych czasach pożądane.
Oni powinni to sprzedawać za gruby hajs.
- E, nie. Robimy to dla siebie. Poza tym Touya jest strasznie sentymentalną pizdą. Nie umiałby się rozstać z żadną z tych rzeźb. Ciągle powtarza, że wkłada w nie serce i inne tego typu rzeczy. - Shoto ponownie przewrócił oczami. Odstawił drzewo na miejsce i wsunął dłonie do kieszeni spodni.
- Jak dla mnie to urocze, że tak się przywiązuje do tego, co wyszło spod jego rąk. Ale szkoda, że nikt tego nie zobaczy. - Kiri wzruszył ramionami. Przesunął palcem po rzeźbie przedstawiającej kruka. Jednocześnie uświadomił sobie, że ten motyw często pojawia się na wytworach rąk Touyi.
- Urocze czy nie, jego nie przekonasz. Już mu kiedyś proponowałem, żeby zaczął na tym zarabiać. - Shoto otworzył jedną z szafek, marszcząc przy tym brwi. - No i jeszcze zgubił nasze latawce - stwierdził z irytacją.
- Mieliście tu nawet latawce? Ale fajnie! - Kirishima aż klasnął w dłonie, nagle podekscytowany. Zawsze lubił się nimi bawić jako dziecko i chętnie by to powtórzył.
- Mieliśmy to dobre słowo. Pewnie jak był tu ostatnio z Katsu to je wzięli - mruknął chłopak, zamykając szafkę z niezadowoleniem.
Bakugo tu z nim był...? Tego nie wiedziałem.
- Szkoda. Ale to dobra opcja na kolejne nasze spotkanie. Kawa i gofry w parku, a potem zawody w puszczaniu latawców. Wiem, że często coś takiego odbywa się latem, także możemy skorzystać. - Uśmiechnął się do niego lekko.
Nie dał po sobie poznać, że nieco dziwnie poczuł się z myślą, że Bakugo był tu przed nim. Poza tym, nie wyobrażał sobie akurat jego biegającego z latawcem po polanie... Ten poważny facet nigdy nie myślał o wygłupach, nawet jak Kiri go zaczepiał.
Cóż, ostatnio trochę się zmieniło. On się zmienił.
- Dobry pomysł. Mam nadzieję, że się później od niego nie wymigasz. - Shoto puścił mu oczko, po czym wyszedł z warsztatu, na powietrze. Kiri poszedł za nim, bo co miał niby zrobić?
- Dlaczego miałbym? Nie wymigam się - odparł poważnie.
Sięgnął po telefon, żeby zobaczyć, czy ktoś do niego pisał. Miał wiadomość od Kaminariego, że zmienił Bakugo przy Minie. Wyrażał przy tym nadzieję, że Kirishima obejmie nocną wartę. Druga wiadomość była od Katsukiego: „Jak wrócisz, a mnie nie będzie w domu, to daj znać. Przyjadę". Odpisał im obu po prostu „okay", po czym schował komórkę i zerknął na Shoto.
- Robi się późno, a muszę jeszcze odwiedzić Minę. Wracajmy już, dobra? - zapytał, przyglądając mu się uważnie. Mężczyzna wyglądał na nieco rozdrażnionego.
- Jasne - odparł jedynie, zamykając warsztat na klucz. Później zaś ruszył w kierunku auta, a Kirishima za nim.
Tak naprawdę teraz dręczyła go tylko jedna, natrętna myśl. Wiedział, że gdy Dabi znajdzie Best Jeanista, będzie musiał pomóc jemu i Bakugo w załatwieniu tej sprawy. I choć umiał strzelać i kilka razy zdarzyło mu się oddać strzał ostrzegawczy, nigdy nikogo nie zabił.
Wolałbym tego nie zmieniać. Szczególnie teraz, gdy spotkam się z policjantem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro