Rozdział 27.
UWAGA!
W rozdziale pojawiają się elementy tortur. Nie są drastyczne, ale ostrzegam co wrażliwszych.
Poza tym, może przy dobrych wiatrach do końca miesiąca (lub przynajmniej do połowy sierpnia) uda mi się skończyć opowiadanie, a wtedy zacznę wrzucać po rozdziale dziennie. Historia jest długa, ale później zaczyna się więcej scen akcji, więc może się nie zanudzicie do tego czasu.
I na koniec - byłoby mi naprawdę miło, gdybyście zostawili po sobie jakiś ślad (głos/komentarz/cokolwiek), żebym wiedziała, ile osób to w ogóle czyta. Mam świadomość, że nie każdy czytelnik zostawia coś po sobie, stąd moja prośba ;)
***
Dabi czuł, jak nagromadzone emocje powoli z niego uciekają. Pochylił się nad leżącym pod nim chłopaczkiem, wchodząc na wyżyny swoich możliwości w pieprzeniu. Podobało mu się, że ten okaz patrzył na niego z nienawiścią i bólem, zamiast ze strachem. Wyglądem nawet przypominał Bakugo, jednak aby mieć pełne wrażenie, że to właśnie on pod nim leży, założył mu maskę Anonymusa na twarz, wcześniej go kneblując.
- Idealnie - zamruczał, zaciskając dłoń na jego szyi.
Był podekscytowany. Chłopak szarpał się, mimo że nie było już dla niego ucieczki. Zachowywał się jak zwierzę w klatce, a to tym bardziej nakręcało Dabiego. Wykonał jeszcze kilka naprawdę mocnych pchnięć, po czym spuścił się obficie w prezerwatywę. Ściągnął ją i zawiązał, po czym rzucił ją niedbale obok łóżka. Można powiedzieć, że się zaspokoił. Przynajmniej chwilowo.
- Dobre z ciebie zastępstwo. Tym razem Mineta się postarał - stwierdził, puszczając jego szyję. Nie chciał go przypadkiem zabić.
Aż szkoda, że wystawiłem Minetę... No ale trudno. To ostatnia dziwka. Kolejny będzie Bakugo.
Uśmiechnął się do siebie na tę myśl. Zszedł z łóżka i sięgnął po papierosy, wyjątkowo zadowolony. Nie zwrócił nawet uwagi na to, że podczas ruchania otworzyła mu się rana i bandaż przesiąkł krwią. Liczyło się tylko to, jak duże postępy ostatnio poczynił. Nie spodziewał się, że tak dobrze to wszystko wyjdzie.
Po pierwsze, Bakugo przetańczył z nim tyle czasu, że aż Dabi sam się zdziwił. Po drugie, bez gadania poszedł z nim między baraki i nawet sam go pocałował. Po trzecie, uratował mu życie. Co prawda strzelanina nie była planowana i nawet nie spodziewał się tego, że ktoś odważy się na niego polować. Facet, którego złapał jego team, siedział sobie bez jedzenia i wody w piwnicy już trzeci dzień.
Mam dziś idealny humor. Najwyższa pora się nim zająć.
- Co, mały? Pewnie chciałbyś więcej, hm? - Przysiadł na krawędzi łóżka i przesunął dłonią po poharatanej pejczem klatce piersiowej chłopaczka. Ten warknął na niego przez knebel, czym rozbawił Dabiego. Takiego właśnie zachowania spodziewał się po Katsukim, gdy już wreszcie dostanie go w swoje ręce.
Jego cierpliwość już się kończyła, gdy układał plan przekonania Bakugo do siebie. Przez strzelaninę nie zdążył przejść do punktu głównego, jednak wyszło nawet lepiej, niż mógł sobie wyobrazić. Może powinien podziękować strzelcowi.
Zgasił papierosa o sutek chłopaczka, po czym narzucił na siebie szlafrok. Zadzwonił dzwonkiem, cierpliwie czekając, aż w drzwiach pojawi się Compress. Jak zawsze reagował szybko. Nie minęły trzy minuty, a już pukał do drzwi.
- Wejdź - powiedział głośno Dabi, zakładając na siebie też i gacie. Planował odwiedzić wreszcie ich gościa, a nie wypadało świecić mu fiutem przed oczami.
- Już się pobawiłeś? - zapytał Compress z przekąsem, patrząc na leżącą na łóżku dziwkę jak na śmiecia. Tym razem przyszedł z nim jednak Twice, co było nowością.
- Taa. Zabierz go, zanim nabiorę ochoty na więcej. - Dabi puścił oczko chłopaczkowi. Jak na dość porządnie skatowanego, miał jeszcze siłę, by się rzucać. Ciekawe.
Compress jedynie męczeńsko westchnął. Uwolnił ręce chłopaczka, by po chwili szarpaniny ponownie skuć mu je kajdankami. Zmusił go do wstania i pociągnął za sobą, nie zważając na jęki bólu i na to, że ten ledwo chodzi po ostrym seksie.
- A ty czego tu szukasz? - zapytał Dabi Twice'a, zapalając kolejnego papierosa.
- Wiesz... Toga bardzo się jara tym twoim Bakugo. Uważa go za swojego bohatera, czy ki chuj. Trochę mnie to martwi. Patrząc na to jak traktujesz dziwki... nie mam powodu myśleć, że z nim postąpisz inaczej. - Twice skrzyżował ręce na piersi.
Odzywał się rzadko, rzadko też bywał trzeźwy. Ale skoro przychodził do niego z interwencją i dzielił się swoimi obawami, to oznaczało to, że naprawdę się martwił. Dabi nie mógł tego zignorować. Toga była dla niego jak młodsza siostrzyczka. Wszyscy mężczyźni z teamu traktowali ją ze szczególną uwagą. Starali się robić wszystko, by nie pogłębiać w niej traumy jaką przeżyła. Tym bardziej, że była jeszcze nieletnia.
- I co mam twoim zdaniem zrobić? - zapytał, zaciągając się dymem prosto w płuca. Nie miał zamiaru zmieniać swoich planów. Mimo wszystko.
- Jeśli już musisz go bzykać, to chociaż rób to tak, żeby Toga nie widziała jaki jest skatowany - odparł Twice. Widać było, że nie podoba mu się to wszystko.
- A kto powiedział, że będę go katował? - Dabi uniósł brew w górę, teraz lekko rozbawiony. - Ktoś tak wyjątkowy jak on zasługuje na wyjątkowe traktowanie. Poza tym... kto wie? Może lubi brutalność w łóżku. A jeśli nie lubi, to przyzwyczai się. - Wzruszył ramionami.
Złapał się na haczyk. Tylko patrzeć jak mi się odda. Trzeba go tylko trochę zachęcić.
- Rób co chcesz, byle Toga na tym nie ucierpiała. - Twice odwrócił się na pięcie i wyszedł. Raczej nie był zadowolony z przebiegu rozmowy. Jeśli myślał, że Dabi zrezygnuje ze swojej zdobyczy, to się grubo mylił.
Zgasił papierosa, po czym ubrał się do końca, olewając przesiąknięty krwią bandaż. Sięgnął po pejcz i wyszedł z pokoju, kierując swe kroki prosto do piwnicy.
Tortury czas zacząć.
Wszedł do pomieszczenia, krzywiąc się mocno na smród fekaliów. Przykuty łańcuchami do niewygodnego krzesła mężczyzna uniósł zmęczony, ale i pełen nienawiści wzrok na Dabiego.
- Może teraz będziesz gotów gadać - rzekł z niesmakiem Dabi, podrzucając pejcz w dłoni. Zacznie luźno.
- Pierdol się - odparł mężczyzna i splunął mu pod nogi.
Dabi uniósł brew w górę czując, jak uruchamia się jego sadystyczna natura. Machnął pejczem, trafiając swą ofiarę prosto w parszywy ryj.
- Co za nieudolny pacan cię przysłał, byś mnie załatwił, hm? - zamruczał, uderzając tym razem w żebra.
Co prawda ubrania faceta nieco amortyzowały ciosy, ale trudno. Nie chciało mu się bawić teraz w rozbieranie go. Tym bardziej, że załatwiał się pod siebie.
- Nic ci nie powiem! Już byś nie żył, gdyby nie tamten skurwiel, którego obracałeś - warknął gość, szarpiąc się. Wyglądało na to, że chciał się uwolnić, by dokończyć dzieła.
Całkiem żwawy jak na kogoś, kto nie jadł i nie pił trzy dni.
- Oi, nie bądź zazdrosny, że obracałem innego, koteczku. Jeśli chcesz, ciebie też mogę. Ale musiałbyś się umyć, bo nie rucham obsrańców. - Uniósł jego brodę końcówką pejcza i pochylił się. Smród już od dawna nie wywoływał w nim odruchów wymiotnych. Był przyzwyczajony. - Masz trzy opcje. Pierwsza opcja zakłada, że nic mi nie powiesz i zdechniesz w męczarniach. Uwierz mi, jestem dobry w torturach. Druga opcja również zakłada twoje milczenie. Trochę cię porucham, a potem oddam jako zhańbionego niewolnika seksualnego. A chyba wiesz, co z takimi robią, hmm? - Uśmiech Dabiego stał się bardziej psychopatyczny. Mężczyzna wyglądał, jakby wreszcie zaczął się odrobinę bać.
Wszyscy wiedzieli, że symbol niewolnictwa seksualnego - metka z napisem „SALE" już był uznawany za hańbiący. Jeśli jednak dochodził do tego duży X na czole, oznaczający hańbę samą w sobie... cóż. Taka osoba nie miała już życia. Była traktowana gorzej niż bydło. Rzeczy, które wyprawiało się z takimi osobami, często nie mieściły się w głowie nawet Dabiemu, który miał wysoki próg spierdolenia i wiele fetyszy. Wykorzystywało się je do wszystkiego, nie tylko do seksu. Najgorsza robota przypadała właśnie im. Kończyły martwe zwykle prędzej niż później.
- Trzecia opcja, koteczku, jest dla ciebie najlepsza. Powiesz mi, kto cię przysłał i gdzie przebywa. Odstrzelę mu łeb, a ciebie ukryję, by jego poplecznicy nie szukali zemsty. To jak? - Dabi przechylił głowę w bok i oblizał usta w bardzo perwersyjnym geście.
Oczywiście zamierzał dotrzymać obietnicy, jeśli facet wybierze opcję trzecią. Jednak nikt nie powiedział, że później nie może przydarzyć mu się jakiś wypadek. W końcu nie mógł pozwolić, by po mieście plątał się ktoś, kto odstrzeliłby mu łeb, gdyby nie szybka interwencja Bakugo.
- Nic ci nie powiem. On jest gorszy niż ty. - Facet skrzywił się mocno. Strach w jego oczach mówił jednak, że sam nie jest pewien, czy faktycznie tak jest.
- Och, przekonamy się. - Dabi cicho się zaśmiał.
Odsunął się i wyciągnął telefon, by napisać wiadomość do Compressa. W oczekiwaniu na jego przyjście zaczął okładać gościa pejczem, nic sobie nie robiąc z jego prób powstrzymywania wrzasków. Jakby nie patrzeć, Dabi miał ogrom siły w rękach. Rzadko kiedy się powstrzymywał przy biciu, chyba że chciał zachować na dłużej kogoś przy życiu. Tego gościa jednak nie zamierzał traktować ulgowo. Jeśli on sam mu nie powie, kto go nasłał, zrobi to Tomura. Twice też miał za zadanie prowadzić własne śledztwo w tej sprawie, tak w razie czego.
Dabi przestał bić w momencie, w którym drzwi otworzyły się i do pomieszczenia wszedł niezadowolony Compress. Wlókł za sobą wózek, na którym pełno było różnego rodzaju sprzętów przydatnych w czasie tortur. Noże do mięsa, łamacze kości (w tym zwykły młotek, który Dabi kochał najbardziej), nawet jakiś skalpel się przewinął. Nie mogło też zabraknąć „mini gilotyny" służącej do odcinania palców. Więzień cały zbladł na ten widok.
- Nadal uważasz, że ten, który cię przysłał, jest tym gorszym? - Dabi wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Kurwa, stary, masz obłęd w oczach. - Compress aż się skrzywił. Odgrywał ich standardową scenkę, która niejednokrotnie zmuszała wrogów do mówienia. - Chcesz go przesłuchać czy zabić?
- Zabić. Sam się upiera, że nic mi nie powie, a wiesz, że nie jestem zbyt cierpliwy. - Dabi spojrzał na wózek i aż zaświeciły mu się oczy.
Uwielbiał ten moment, w którym należało wybrać pierwsze narzędzie. Decydowanie o cudzym losie i o tym, jakie kończyny straci, było cudowne. Poczucie władzy i kontroli dawało Dabiemu najwięcej adrenaliny. Dlatego podczas seksu był takim skurwielem.
Facet poruszył się niespokojnie, gdy Dabi sięgnął po młotek. Widać było, że zaczyna się denerwować i wahać. A tak kozaczył jeszcze chwilę wcześniej.
- Ostatnia szansa - rzucił wesoło, podchodząc do niego z Thorem, jak lubił nazywać swój młot. Zanim mężczyzna zdążył powiedzieć cokolwiek, zamachnął się, uderzając go z całej siły w kolano. Kość chrupnęła, zaś facet wrzasnął tak głośno, jakby go co najmniej ze skóry obdzierali. A przecież to dopiero początek.
- Dobra! Powiem... - wydusił z siebie, gdy już przestał się wydzierać.
Dabi zważył młotek w dłoni, przyglądając się gościowi z zaciekawieniem. Brak odporności na ból często pomagał przy torturach, jednak rzadko się zdarzało, by jedna pogruchotana kość wystarczyła, żeby kogoś złamać.
Ale nuda.
- To Hawks - szepnął facet, spuszczając wzrok na swoją bezwładną nogę.
Dabi uniósł brew w górę, w sumie zaskoczony nabytą informacją. Nie widział powodu, dla którego Hawks miałby chęć go zabijać. To nie on zabił jego człowieka, tylko Katsuki. Poza tym, to nie Hawks był poprzednim właścicielem Togi, tylko koleś, który lubił się nazywać Beast Jeanistem, mimo że ta ksywa była całkowicie bez sensu. Także chęć odzyskania Togi nie mogła być motywem. Ponadto jedyny interes, jaki ze sobą prowadzili, był związany z narkotykami. Dabi wycofał się z niego, bo towar był trefny, a poza tym nie ufał temu człowiekowi. Był cwany i kombinował jak mógł, żeby tylko ugrać jak najwięcej dla siebie. Do tej pory sądził, że gość już dawno nie żyje.
- Na pewno chciał zabić mnie? Nikogo innego nie uwzględnił w planie? - zapytał mężczyznę. W jego żołądku pojawiło się bardzo nieprzyjemne uczucie, którego nie potrafił w tej chwili nazwać.
- Tak. Zlecenie było jasne. Tylko ty miałeś zginąć - odparł facet, mocno zdenerwowany.
- Mówił coś więcej? Jakikolwiek powód? - zapytał, odkładając młotek. Stracił chęć na tortury, przynajmniej chwilowo.
- Jestem najemnikiem, nie pytam o powód. Biorę kasę za zlecenie i wykonuję je.
- Co wiesz o jego interesach? Co teraz robi, z kim współpracuje? - Skrzyżował ręce na piersi. Compress, który stał z boku, wyglądał na zamyślonego. Pewnie też szukał przyczyny.
- Zaangażował się w handel ludźmi. Okalecza prostytutki, ale zostawia je żywe, żeby cierpiały. To okropny człowiek. Kompletnie odpłynął od rzeczywistości. Współpracuje z Best Jeanistem, o nikim więcej nie wiem. - Facet przełknął głośno ślinę. Nie ulżyło mu, mimo że Dabi nie miał już w dłoni młotka.
- To by wyjaśniało, dlaczego chce cię sprzątnąć. W imieniu wspólnika - mruknął Compress.
- Ach. Myślałem, że dosadnie wyjaśniłem Jeanistowi, co myślę o jego braku wywiązywania się z umów. Mogłem go zabić, gdy miałem okazję. - Dabi nie był wcale spokojniejszy po usłyszeniu tych informacji.
Jeśli się dowiedzą, że to nie ja zabiłem tego faceta za barakami... Jeśli zaczną węszyć za Katsukim...
- Mogłeś - potwierdził Compress.
- Nic więcej nie wiem. Zapewnisz mi ochronę? - W głosie więźnia brzmiało zdenerwowanie. Pewnie nie wierzył, że mimo wszystko wyjdzie z tego żywy.
- Opatrz go, Compress. Potem zdecydujemy, co dalej. - Dabi opuścił piwnicę, zbyt rozdrażniony, by teraz myśleć o dalszych krokach.
Przede wszystkim musiał ostrzec Bakugo, żeby na siebie uważał. Nie poda mu szczegółów, załatwi wszystko sam. Zabije Best Jeanista, potem Hawksa. Dopilnuje, by Katsuki był bezpieczny. Jeśli coś by mu się stało, nie chciałby być w skórze tych, którzy odważyli się go tknąć. Bakugo był jego. I musiał go chronić.
**
Touya zamknął laptop i przygryzł wargę. Czuł lekkie wyrzuty sumienia, że zapamiętał numery rejestracyjne Impali i na ich podstawie odszukał, na kogo ona stoi. Nie mógł powstrzymać swojej ciekawości, a teraz myślał, że lepiej było zostawić wszystko jak jest. Tym bardziej, że Bakugo Katsuki był osobą, na której temat nie znalazł zupełnie niczego. W bazie był jego dowód osobisty, prawo jazdy, dowody rejestracyjne na Impalę i Vectrę. Nic poza tym. Akta zostały utajnione.
Jak to jest w ogóle możliwe? Ma normalnie dokumenty, ale nic poza tym. Może tak naprawdę nazywa się inaczej? Fałszywa tożsamość...
- Touya? Przeszkadzam? - Midoriya wyrwał go z rozmyślań, wchodząc do jego biura bez pukania. Mimo wszystko uśmiechnął się na jego widok, nawet z pewną ulgą. Rozmyślanie o tym wszystkim plus szukanie haków na Tomurę musiało zaczekać.
- Nie, coś ty. - Machnął ręką, przeciągając się mocno. - Co tam? - zapytał, przechylając lekko głowę w bok.
- Iida zarzucił mnie stosem raportów i jeszcze uznał, że muszę wszystko zrobić dziś. Tego jest naprawdę dużo, a w teorii pracę miałem kończyć za dwie godziny... Pomożesz? - Izuku zrobił minę zbitego psa, której Touya nigdy nie mógł odmówić. Dzieciak był tak uroczy, że to powinno być zakazane.
- Co prawda miałem iść na jeszcze jeden patrol, ale skoro tak prosisz... Shoji może pójść sam. - Wzruszył ramionami i podniósł się powoli z miejsca.
- Dziękuję! - Midoriya aż się rozpromienił.
Opuścili biuro Touyi i skierowali się do przydzielonego praktykantowi biurka. Faktycznie, leżał na nim pokaźny stos papierzysk. Obok niego zresztą też.
- Iida chyba ma zły dzień - stwierdził Todoroki, aż współczując samemu sobie, że się na to zgodził. Ostatnie czego chciał, to siedzenie w papierach.
Dlaczego nie umiem mu odmówić? Za uroczy.
- Ewidentnie. Za pomoc postawię ci kawę. Albo nawet i trzy - zadeklarował się Midoriya, zajmując swoje miejsce.
- Trzymam za słowo. Możemy po naszej zmianie pójść do Starbucksa, jeśli chcesz. -Touya przysunął sobie drugie krzesło i wziął w rękę pierwszy plik dokumentów. Uśmiechnął się lekko do Izuku, który oczywiście się zarumienił, słysząc taką propozycję.
Katsu ostatnio powiedział, że woli pozostać na stopie koleżeńskiej. Byłbym chujem próbując odbić go innemu, więc zadowolę się tym. Może to jednak pora, by zacząć randkować z Midoriyą...
- D - dobrze. Skoro chcesz - odparł chłopak, wbijając wzrok w dokumenty.
Izuku był słodki, inteligentny i pomocny. Często wygłaszał jakieś bystre uwagi i cieszył się, gdy udawało mu się odkryć motyw jakiegoś zabójstwa czy innego przestępstwa. Coraz bardziej się wyrabiał i już nie był taką miękką fają jak pierwszego dnia. Jedyne co się nie zmieniło, to jego wieczne bazgranie w swoim zeszyciku. W sumie już dawno zaprosiłby go na randkę, gdyby w jego życiu nie pojawił się Katsu. Szkoda tylko, że nie poinformował go wcześniej, że jest w związku. Oszczędziłby mu niepotrzebnego robienia sobie nadziei.
- Chciałbyś może, żebym zabrał cię jutro w teren? - zapytał. Złapał się na tym, że nie przeczytał ani słowa z raportu, tak się zamyślił nad swoim jakże żywym życiem uczuciowym.
- Jasne! To byłaby miła odmiana od roboty biurowej, jaką tu głównie wykonuję - odpowiedział Midoriya. Jeszcze bardziej się podekscytował.
- Pogadam później z Iidą. Uwińmy się z tym szybko, bo mam ochotę na jakąś mokkę czy inny tego typu wynalazek. - Uśmiechnął się szeroko, całkiem zadowolony.
Cóż, może nie miał szans u Katsu, ale był świadom tego, że podoba się Midoriyi. A skoro go lubił, to kto wie? Może z czasem byłoby z tego coś więcej. Mimo wszystko zamierzał się dowiedzieć, dlaczego akta jego głównego obiektu zainteresowania zostały utajnione. Nie byłby sobą, gdyby odpuścił ten temat.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro