Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 25.


    Bakugo postanowił jednak wybrać się na ten bal karnawałowy. Zapowiedział swojemu teamowi, że idzie na niego sam - jedynie Kaminari miał się kręcić w pobliżu, i czekać na ewentualny sygnał S.O.S., w razie gdyby wpadł w kłopoty. W końcu nie miał pojęcia, czego ma się spodziewać. Aizawa nigdy wcześniej nie organizował takich bali, w dodatku Tomura ewidentnie o czymś wiedział, skoro pytał go, czy idzie. Chociażby dlatego warto było się pokazać. A nóż wpadnie na jakiegoś handlarza ludźmi, którego będzie mógł potem sprzątnąć?

- Wyglądasz jak prawdziwy badass - stwierdził Kirishima, uśmiechając się do niego z lekkim rozbawieniem. Właśnie wiązał mu krawat, bo dla Bakugo ta czynność była zbyt skomplikowana.

- Mówisz tak tylko dlatego, że w garniturze widzisz mnie może raz w roku - mruknął, poprawiając mankiety marynarki. Musiał jeszcze założyć maskę Anonymusa, którą kiedyś do domu przywlókł Kaminari po tym, jak naoglądał się jakiegoś serialu o degeneratach. Nie bawił się w nic skomplikowanego, bo przebieranki nie były czymś, co lubił.

- A powinieneś częściej go zakładać, bo aż ślinka cieknie jak się na ciebie patrzy. Tym bardziej jak się tak uśmiechasz. - Kiri cicho się zaśmiał, wreszcie kończąc robotę z krawatem. - I bardziej by ci pasowała ta maska a'la Zorro... ale wtedy to już żaden facet by ci się nie oparł.

- Oi, lepiej być nieatrakcyjnym Anonymusem niż atrakcyjnym Zorro, gdy idzie się na bal pełen chorych pojebów. - Bakugo uśmiechnął się nieznacznie.

      Może i ostatnio wprost mi powiedział, że chce tej przerwy między nami, ale dalej na mnie leci. To niejako pocieszające.

- To prawda. Uważaj na siebie, dobrze? I wracaj jak najszybciej, bo znowu z Miną nie będziemy mogli spać przez ciebie. - Kiri cmoknął go w policzek, po czym odsunął się i podał mu maskę. Katsuki przejął ją od niego i zgarnął klucze od Impali. Tym razem zamierzał pokazać się „na bogato". Stara Vectra nie pasowała do klimatu balu.

- O mnie się martwić nie musisz. Naprawdę zawsze spadam na cztery łapy. - Puścił mu oczko i wyszedł, w całkiem dobrym nastroju jak na kogoś, kto stosunkowo niedawno został odrzucony. Miał tylko nadzieję, że na miejscu nie trafi na Dabiego.


**


     Dabi stał obok Aizawy, nieco na uboczu. Obaj palili papierosy, z obojętnymi wyrazami twarzy. Na placu zbierał się coraz większy tłum. Orkiestra dopiero rozkładała instrumenty, więc nikt jeszcze nie tańczył. Maski i karnawałowe stroje znacznie utrudniały rozpoznanie obecnych. Chyba jedynie Dabi postawił w tym wszystkim na prostotę. Zwykły garnitur i maska, która zakrywała jedynie górną część twarzy. Chciał być rozpoznany. Chciał, żeby trzymano się od niego z daleka.

- Myślisz, że przyjdzie? - zapytał teraz Aizawę, obojętnym tonem głosu. Rzucił resztkę papierosa na piach i zmiażdżył go butem.

- Raczej tak. Osobiście go namawiałem, zgodnie z twoim życzeniem - odparł mężczyzna. Standardowo wyglądał na zaspanego i zmęczonego życiem.

     Dabi jedynie pokiwał głową, już nie odpowiadając. Rozejrzał się za swoim teamem. Toga i Compress stali przy stole z przekąskami, zaś Twice był przy aucie. Miał nieszczęśliwą minę, gdyż Dabi kazał mu się dzisiaj trzymać z daleka od alkoholu. Wszyscy byli mu potrzebni, jeśli miał rozliczyć się z kimś, kto ostatnio wtrącił mu się w ważny interes. I wcale nie myślał tutaj o Katsukim. Nim zamierzał akurat zająć się sam.

- Daj znać jak go gdzieś zobaczysz - zwrócił się teraz do Aizawy.

     Poprawił krawat i ruszył w tłum, zamierzając przyjrzeć się obecnym i pozgadywać trochę, kto jest kim. Miał tylko nadzieję, że Bakugo nie postawił na sporą dozę tajemniczości. Nie chciał przegapić go w tłumie zamaskowanych postaci.

     Orkiestra już się ustawiła. Rozgrzewali teraz sprzęt, co oznaczało, że niedługo rozpocznie się prawdziwa zabawa. Pozostało tylko czekać, aż Aizawa da mu znać o obecności Bakugo. Miał wobec niego poważne plany i w związku z tym towarzyszyła mu nadzieja, że nikt mu się w nie nie wtrąci.

- Oi, Dabi. Twice namierzył twojego kochasia. - Compress zmaterializował się obok niego, czym nieco go zaskoczył. W końcu jeszcze chwilę temu stał przy przekąskach.

- Gdzie? - zapytał, rozglądając się za Togą, której ten kretyn miał nie odstępować na krok. Dalej wybierała jedzenie i na szczęście nikt jej nie niepokoił.

- Wszedł do kasyna. Wracam do Himiko - odparł mężczyzna i faktycznie odwrócił się na pięcie, by dołączyć do dziewczyny.

       Idiota. Mógł mi napisać wiadomość, zamiast zostawiać Togę samą.

    Zmienił kierunek, by faktycznie pójść za Bakugo do kasyna. Tyle czasu układał ten plan. Namówił Aizawę na zorganizowanie tego balu. Zadbał o każdy szczegół, o cały klimat i sam układał praktycznie całą listę gości. Jeśli teraz Katsuki nie wpadnie mu w ramiona, to chyba nie wytrzyma i weźmie go siłą.

     Wszedł do budynku i rozejrzał się za mężczyzną. Od razu go poznał, mimo maski Anonymusa nasuniętej na twarz. Stał przy bilardzie, opierając się o niego nonszalancko. Miał garnitur, który leżał na nim wręcz idealnie. Rozmawiał z Aizawą, który nie wyglądał na zachwyconego.

    Dabi poczuł, że robi mu się gorąco, szczególnie w spodniach. Bakugo był cholernie idealny. Chciał wreszcie zobaczyć go nago. Pod sobą.

- O, Dabi. Może ty zagrasz partyjkę z Dynamitem? - Aizawa spojrzał na niego ze znudzeniem. Katsuki nawet nie zaszczycił go spojrzeniem.

- Proponowałem grę tobie, a nie temu czubowi - prychnął, nieszczególnie zadowolony. - Spadam się napić - dodał po chwili i ruszył w kierunku baru.

- A co, boisz się przegrać? - zapytał Dabi, uśmiechając się wrednie. Poluzował nieco krawat. Co prawda gra w bilard nie była częścią jego planu, ale tak na rozgrzewkę... czemu by nie?

- Miałbym się bać przegrać z tobą? Chyba sobie kpisz - warknął, zatrzymując się, by na niego spojrzeć. - Zapłać za grę. Idę po piwo. - Zmrużył oczy, po czym znowu ruszył przed siebie.

     Jest piękny, gdy się tak wkurza.

     Dabi wręczył pieniądze Aizawie i przygotował bile do rozbicia. W lokalu robił się coraz większy szum, co odrobinę mu przeszkadzało. Zdecydowanie wolałby pobyć z nim sam na sam.

- Mam sobie iść? - zapytał Aizawa, patrząc za Katsukim z lekkim zamyśleniem. Pewnie gdyby nie to, że miał wobec Dabiego przysługę, w życiu by nie zorganizował tego balu.

- To tylko zwykła gra w bilard, Shota. Nie sraj żarem. - Przewrócił oczami, ważąc w dłoni kij bilardowy. Katsuki już szedł w ich kierunku z piwami.

- Znam cię i wiem, że dla ciebie nic nie jest „zwykłą grą". Pomogłem ci pierwszy i ostatni raz. Jeśli coś mu się stanie, nie będziesz mile widziany na moim torze - odparł poważnie mężczyzna. Dla podkreślenia swoich słów, związał swoje długie włosy w kucyk. To oznaczało, że nie żartował.

- Co takiego jest w tym chłopaku, że wszyscy się tak za nim wstawiają, hm? Chcę poznać ten fenomen. To chyba nic złego? - Dabi przechylił głowę w bok, robiąc minę niewiniątka. Nawet jeśli Aizawa nie będzie chciał wpuszczać go na tor, po prostu go zabije i przejmie interes. Proste.

- Ktoś taki jak ty nigdy tego nie zrozumie - odparł mężczyzna, krzyżując ręce na piersi.

     Co ich ze sobą łączy?

     Gdyby Bakugo był zwykłą płotką, jedynie cholernym mechanikiem, nikt by się tak nad nim nie spuszczał. Był znany na torze ze swojej niewyparzonej gęby i licznych bójek. Zabił faceta, który napadł na Togę. I nie tylko jego, innych handlarzy ludźmi lub facetów korzystających z ich usług też zabijał. Nikt nic o nim nie wiedział. Poza tym, że był cholernie przystojny i seksowny, miał niebywałą charyzmę. Nawet w nim potrafił wzbudzić wiele sprzecznych emocji. Jego szczerość była czymś rzadko spotykanym w półświatku. Zdawało się, że niczego się nie bał, ale przecież musiał mieć jakiś słaby punkt. Coś, czego Dabi mógłby się czepić. Co mógłby wykorzystać na swoją korzyść.

     Chciał wiedzieć o nim wszystko, a to zakrawało niemal na obsesję. Myślał tylko o nim, przez co żadna dziwka nie była w stanie go już zaspokoić. A to sprawiało, że coraz bardziej się niecierpliwił. Jeżeli nie poczyni dziś żadnych postępów, po prostu go sobie weźmie. Nie mógł czekać dłużej.

- Rozbijaj - rzucił Katsuki oschle, stawiając piwa na stoliku obok. - Aizawa, mogę cię prosić, żebyś miał alkohol na oku? Nie chciałbym, żeby jakiś kretyn przypadkiem mi tam coś dorzucił - dodał, miażdżąc przy tym Dabiego spojrzeniem.

- Oi, dalej mi to wypominasz? Przecież to było tylko w celach eksperymentalnych. Nic ci nie zrobiłem, czyż nie? - Dabi wyszczerzył zęby w uśmiechu i faktycznie rozbił bile. Jedna z nich od razu wpadła do łuzy. - Wygląda na to, że ja mam połówki - stwierdził beztrosko, przymierzając się do wbicia kolejnej.

- Ja ci dam, kurwa, cele eksperymentalne - warknął Bakugo. Widać było, że już jest nabuzowany, a takie emocje nigdy nie sprzyjały skupieniu się na grze.

     Wygram to. Może warto to wykorzystać?

- Złość piękności szkodzi, Katsuś. - Wbił dwie kolejne bile, ku irytacji chłopaka. Później chybił i oddał mu kij. - A może mały zakładzik, hm? Co byś chciał za wygraną? - zapytał, przechylając głowę nieco w bok.

- Żebyś dał mi spokój na zawsze. - Bakugo przewrócił oczami, po czym skupił się na grze.

- A coś bardziej realnego? - zapytał Dabi z lekkim rozbawieniem. Patrzył, jak ten wbija bilę za bilą i teraz stwierdził, że chyba go nie docenił.

- A co ja mógłbym niby od ciebie chcieć, co? Jesteś jak rzep, który uczepił się psiego ogona. Niechciany intruz. I nawet cię nie lubię. - Bakugo wyprostował się i oddał mu kij po tym, jak biała bila wpadła do łuzy wraz z tą właściwą.

- Oi, ranisz mnie. - Dabi złapał się za serce udając, że ma zawał. - Zrobimy tak. Jeśli wygrasz, dzisiaj nie będę cię już męczył swoim towarzystwem. Ale jeśli ja wygram, spędzisz ze mną calutką noc. I nie mam na myśli niczego zdrożnego. Potraktuj to jak bycie moją osobą towarzyszącą na tym balu. - Uśmiechnął się zadziornie, po czym napił się piwa.

     Ryzykowne zagranie z mojej strony. Idzie mu lepiej niż mi. Ale to właśnie może być dla niego zgubne. Im bardziej chcesz wygrać, tym gorzej ci idzie.

- O, na taki układ mogę pójść. Jeśli masz mi dać spokój chociaż ten jeden raz, to warto będzie skopać ci dupę. - Bakugo sam wypił kilka łyków piwa. Wyglądało na to, że połknął haczyk.

- Przygotuj się na miły wieczór. Ze mną. - Dabi uśmiechnął się szerzej.

     Pochylił się nad stołem i szybko nadgonił różnicę, którą stworzył między nimi Katsuki. Gra była ostra i szybka. Wreszcie została im do wbicia jedynie czarna bila, z którą szło im najgorzej. Aizawa znudził się tym bardzo szybko i poszedł zabawiać innych gości. Mężczyźni zaś zdążyli wypić swoje piwa, zanim sprawa się rozstrzygnęła. Ostatecznie Dabi jednak zatryumfował, głównie dzięki temu, że zachował spokój, podczas gdy Bakugo już zaczynał się wkurwiać. A widok jego miny, gdy przegrał, był czymś naprawdę bezcennym.

- No, Katsuś. Wygląda na to, że zostałeś moim balowym partnerem. - Dabi ujął jego dłoń w swoją i ją pocałował. - Mam dla ciebie kilka niespodzianek. Jestem pewien, że będziesz zadowolony - zamruczał, ciągnąc go do wyjścia z kasyna.

     Wyszło lepiej, niż się spodziewałem. Co prawda Katsuki nadal ma ochotę mnie rozszarpać, ale jestem pewien, że szybko się to zmieni. Nikt nie oprze się mojemu urokowi osobistemu.


**


     Bakugo był wściekły. Najbardziej na samego siebie. W końcu to przez swój brak opanowania przegrał na ostatniej bili, przez co musiał teraz łazić za Dabim. Nie łamał obietnic, choć w tym przypadku miał na to ogromną ochotę.

- Jestem pewien, że pod tą maską masz teraz skwaszoną minę. I pewnie zabijasz mnie w myślach - odezwał się Dabi spokojnie. Ciągnął go pod scenę, na której orkiestra grała już jakieś skoczne rytmy.

- Brawo. Wygrałeś talon na kurwę i balon - burknął w odpowiedzi.

     Jedynym pocieszeniem było to, że nikt nie zwracał na nich uwagi. Maski mimo wszystko się w tym przypadku sprawdzały, nawet jeśli ten kretyn nie zakrył swoich blizn i każdy wiedział, kim jest. W morzu ludzi w maskach jednak byli jednymi z wielu.

- Chcę tylko miło spędzić z tobą czas. Pokażę ci, że nie jestem aż takim chujem, za jakiego mnie masz. Nie wobec ciebie - odparł, wyciągając komórkę z kieszeni.

     Bakugo nie zdążył zobaczyć, co on tam pisze, a zresztą nie obchodziło go to. Jedno piwo to zbyt mało, by przeżyć towarzystwo Dabiego. Mimo że nie mógł powiedzieć, że go tak całkiem nie lubi, bo by skłamał, to lepiej było pozwolić wszystkim naokoło tak myśleć. I sobie samemu też, tak przy okazji.

     Przyszedłem tu tylko dlatego, że Tomura brzmiał tak tajemniczo. I skończyłem z Dabim. Iście wspaniale. Chociaż... może powinienem chociaż raz wyjąć kija z dupy i spróbować dobrze się bawić, już abstrahując od wątpliwego towarzystwa?

    Nagle mężczyzna zatrzymał się w nieco luźniejszym miejscu, wyrywając tym Bakugo z zamyślenia. Brunet odwrócił się przodem do niego i objął go ramieniem w pasie. Dalej trzymał go też za dłoń, przyjmując pozycję jak do tanga. Orkiestra w jednej chwili zmieniła graną piosenkę na inną. Bardziej klimatyczną.

- Mam nadzieję, że lubisz tango. Taniec miłości - szepnął mu Dabi do ucha, zaczynając poruszać się w rytm.

     Bakugo odruchowo podążył za nim w tańcu, przypominając sobie wszystko, czego nauczyła go w tym temacie Mina. Najgorsze było to, że na moment zabrakło mu języka w gębie, bo nie spodziewał się akurat TEGO. Owszem, domyślał się, że Dabi pewnie porwie go na „parkiet", ale żeby specjalnie dla niego zażyczył sobie tango? No i skąd wiedział, że Bakugo je lubił? Przypadek...?

   Odetchnął głęboko, próbując uspokoić swoje rozszalałe serce. Patrzył prosto w pełne pożądania oczy Dabiego, nie mogąc się od nich oderwać. Musiał przyznać, że mężczyzna mu zaimponował. Gdyby tylko nie był takim skurwysynem...

        Walnij się w ryj, pojebie. Jeden taniec niczego nie zmienia.

- Wystarczy - mruknął, zatrzymując się w miejscu. Dopiero teraz zauważył, że wokół nich wirowało mnóstwo par. Atmosfera się zmieniła, w jednej chwili.

- Dlaczego? - Dabi zbliżył twarz do jego twarzy. Splótł palce z palcami dłoni Bakugo i znowu zaczął tańczyć, zmuszając go tym do ruszenia się z miejsca.

      Cieszę się, że dzieli nas moja maska.

- Nie chcę z tobą tańczyć - odpowiedział spokojnie. Niby się ruszał, ale stawiając przy tym lekki opór, by utrudnić Dabiemu życie.

- Nie walcz ze mną. Chcę tylko dobrze się z tobą bawić. Jeden długi taniec nie zrobi ci krzywdy - mruknął mężczyzna, uśmiechając się przy tym nieznacznie.

     Katsuki tylko prychnął, ale faktycznie się poddał. Wsłuchał się w rytm, by na nowo się w niego wczuć. Unikał jednak hipnotyzującego wzroku Dabiego i miał cholerną nadzieję na to, że nie będzie go więcej zmuszał do tańca. Szczególnie do tanga, które zawsze wytwarzało specyficzną atmosferę. Nawet między osobami, które na siebie nie leciały. A nie leciał na tego idiotę. Ani trochę.

     W pewnej chwili Dabi przesunął dłoń z jego biodra na klatkę piersiową. Ledwie dostrzegalnie wsunął mu coś do górnej kieszeni marynarki. Bakugo przygryzł wargę, patrząc na niego pytająco.

- Co to? - zapytał cicho, przybliżając się do niego. Był ciekaw, a nie chciał, żeby ktoś usłyszał, o czym rozmawiają.

- Oddanie przysługi. Myślę, że będziemy dzięki temu kwita - mruknął mężczyzna, wprost do jego ucha. Nie przestawali tańczyć, a tłum wokół nich gęstniał.

- To znaczy? - Uniósł lekko brew w górę, choć nie było tego widać spod maski.

- Wystawiłem ci handlarza. I to nie byle jakiego. Po nitce do kłębka, jak to mówią - szepnął Dabi na tyle cicho, że ledwo to usłyszał.

    Spojrzał na niego z zaskoczeniem, postanawiając na razie tego nie komentować. Nie wśród tłumu. Musiał teraz przyznać, że Dabi znowu mu zaimponował. Nie tylko umiejętnościami tanecznymi, których Bakugo z kolei praktycznie nie posiadał (poza tangiem). Samo to, że wystawił mu kogoś, kto był w hierarchii wyżej, a nie jakąś płotkę, zasługiwało na uznanie. Ku swojemu przerażeniu poczuł odrobinę sympatii dla tego gnoja. W zasadzie do tej pory nikt nie zrobił dla niego czegoś takiego. Jasne było, że facet ma w tym swój interes, a mianowicie zdobycie jego dupska na własność, ale mimo wszystko doceniał gest.

   Piosenka się skończyła, ale Dabi chyba nie zamierzał schodzić z parkietu. Bakugo nie protestował, gdy „wziął go w obroty" przy bardziej skocznych kawałkach. To, że milion razy podeptał mu stopy się nie liczyło. Facet miał na tyle rozumu w głowie, żeby się nie śmiać z jego tanecznej nieporadności. Czasem tylko uśmiechał się z rozbawieniem, na co Katsuki jedynie przewracał oczami.

    Co gorsza, musiał przyznać sam przed sobą, że naprawdę dobrze się z nim bawił. Może dlatego, że Dabi się prawie nie odzywał podczas tańca, a jak miał zamkniętą mordę to nie miał czym go zirytować? Możliwe.

       Wreszcie muzyka ucichła na moment. Bakugo wyplątał się z ramion Dabiego i ruszył w stronę stołu z napojami, ciągnąc go za sobą. Tylko po to, żeby nie miał do niego pretensji, że mu niby ucieka. Przetańczyli jakieś dziesięć piosenek i przez to wszystko zaschło mu w gardle. Do tego czuł się naprawdę dziwnie ze świadomością, że Dabi zaczął wyglądać w jego oczach jak człowiek, a nie jak napalone na niego zwierzę. Stanął w kolejce, krzyżując ręce na piersi. Po raz kolejny ucieszył się z tego, że ma na twarzy maskę.

- Dobrze się czujesz? - Głos Dabiego zaraz przy jego uchu i dłonie na biodrach sprawiły, że lekko zadrżał.

      Kurwa. Zapomniałem, że nie powinienem był w ogóle pić alkoholu. Kieruję.

- Pić mi się chce. I bierz łapska - odburknął, odsuwając się od niego. Zamiast piwa będzie musiał wziąć zwykłą wodę. Najgorzej.

      Dabi tylko westchnął. Faktycznie zabrał ręce i wsunął je do kieszeni spodni. Nic już nawet nie powiedział, co nieco zaskoczyło Bakugo. Nie miał zamiaru tego jednak komentować. Kupił wodę i od razu wypił kilka porządnych łyków. Dopiero wtedy spojrzał na mężczyznę i nawet podał mu butelkę, by też ugasił pragnienie. Nawet jeśli go to zdziwiło, nie dał po sobie tego poznać, tylko po prostu przyssał się do butli, niczym chomik do poidełka.

- Hm. Pośredni pocałunek - skomentował głupio, uśmiechając się przy tym jakby powiedział coś naprawdę zabawnego. Zakręcił butelkę i oddał ją załamanemu jego głupotą Bakugo.

- Jesteś debilem - stwierdził, kręcąc przy tym głową. - Chodź gdzieś usiąść albo coś. Nogi mi w dupę włażą po tych parkietowych harcach - dodał po chwili, rozglądając się po okolicy. O dziwo, nigdzie nie kręcił się team Dabiego. Może sobie poszli?

- Chodź, porozmawiamy na spokojnie, a potem wrócimy tańczyć - mruknął cicho mężczyzna. Złapał go mocno za nadgarstek i pociągnął w kierunku baraków. Bakugo nie mógł nic poradzić na to, że poziom adrenaliny od razu wybił poza skalę, a jego myśli zaczęły krążyć wokół ewentualnego seksu, którego mimo wszystko nie chciał. Może miał przerwę w... czymkolwiek z Kirishimą, ale nie znaczyło to, że dosłownie kilka dni po rozmowie miał się bzyknąć z tym... tym pederastą!

- Nie chcę oglądać żadnych kotków w piwnicy - warknął, szarpiąc ręką. Na skutek jego zabiegów uścisk na nadgarstku jedynie się wzmocnił, więc odpuścił.

     Zabiję go, jeśli spróbuje dobrać mi się do tyłka. Dobrze, że mam broń.

    Dabi zatrzymał się za trzecim z kolei barakiem i puścił go. Byli tu sami, a przynajmniej wszystko na to wskazywało. Raczej nikt nie kręcił się w tym miejscu, gdy w czasie imprezy nie sprzedawano dragów. A Aizawa wyraźnie zastrzegł, że tym razem ma być spokój.

- Dlaczego mi wystawiłeś kogoś, z kim zapewne współpracowałeś? - zapytał Katsuki, zanim Dabi zdążył się odezwać. Oparł się o krawędź baraku i przesunął maskę z twarzy na włosy. Chłodne powietrze przyjemnie owiało mu buźkę. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo się pod tą cholerną maską spocił.

- Współpracowałem. Ale od momentu, w którym okazało się, że Toga była cały czas wykorzystywana bez mojej wiedzy... Od momentu, w którym zapragnąłem ciebie... Przemyślałem to. Ta gałąź półświatkowego biznesu poradzi sobie beze mnie. A dowód na to, że mówię serio, spoczywa w twojej kieszeni. - Dabi wzruszył ramionami. Mówił poważnie, a przynajmniej na to wyglądało. Ciężko było rozpoznać u niego kłamstwo, dlatego Bakugo z reguły nie wierzył mu w nic. Nawet gdyby powiedział mu, że świeci słońce, to dla pewności by sprawdził, czy na pewno tak jest.

- Jesteś jebnięty. Robisz to po to, żeby zaruchać? - zapytał, przygryzając lekko dolną wargę. Zaimponował mu, stał się atrakcyjniejszy w jego oczach i przede wszystkim normalniejszy. Ale mimo tego czuł, że teraz tym bardziej musi uważać na tego człowieka.

- Może po części. Nie będę kłamał, kręcisz mnie jak cholera. Ale pierwszy raz w życiu nie zamierzam robić nic na siłę. Albo się do mnie przekonasz albo nie. - Dabi ponownie wzruszył ramionami. W jego oczach było jednak widać odrobinę mroku. Bakugo odczytał to jako ostrzeżenie, co nieco go otrzeźwiło. Cały czas musiał być w miarę ostrożny w tym, co robił.

     Jeśli chcę wygrać, czasami muszę grać zgodnie z jego zasadami. Żeby myślał, że już mnie ma. Nic jednak nie poradzę na to, że wolę własne zasady...

     Nie odpowiedział, tylko przyciągnął go do siebie i go pocałował, dość namiętnie. Dabi przez chwilę tylko stał jak ostatni kretyn, szybko jednak się otrząsnął. Wyszedł mu naprzeciw, wyrażając swoje zadowolenie długim pomrukiem. Bakugo jednak dość szybko się od niego oderwał. Nie zamierzał pozwalać sobie na zbyt wiele, a jemu tym bardziej.

- To za wystawienie handlarza - szepnął, patrząc mu przy tym w oczy.

- W takim razie muszę ci wystawiać ich częściej - zamruczał Dabi, uśmiechając się z zadowoleniem. Wyglądał tak, jakby wygrał los na loterii. W końcu Katsuki pierwszy raz zrobił coś z własnej inicjatywy, a to była nowość.

- Nie przyzwyczajaj się. - Bakugo przewrócił oczami, mimo wszystko uśmiechając się przy tym nieznacznie. Oblizał powoli usta, cały czas czując na nich dotyk warg Dabiego.

- Najpierw mnie całujesz, a potem każesz mi się nie przyzwyczajać? Oi, dla mnie to znak, że jednak na mnie lecisz. - Dabi wyszczerzył zęby, przybliżając się do niego.

- Ale popłynąłeś. - Bakugo parsknął śmiechem, przesuwając dłoń, by wplątać ją w jego włosy.

   Zauważył na niej jakieś czerwone światełko, jakby od lasera. Przysunął głowę Dabiego do swojej głowy, by sprawdzić, czy to przypadkiem nie był jakiś refleks światła, ale nie - światełko przesunęło się wraz z nimi. A to kazało mu zareagować. Gwałtownie odepchnął od siebie Dabiego, a sam rzucił się w bok. Po okolicy poniósł się huk wystrzału. Kula świsnęła koło ucha Bakugo, który szybko poderwał się z ziemi i ukrył za barakiem. Na szczęście nie musiał mówić brunetowi, aby do niego dołączył. W pół sekundy znalazł się za tym samym barakiem.

- Dlaczego mnie uratowałeś? - zapytał Dabi, wyciągając broń zza paska od spodni. Odbezpieczył ją, wciskając się mocniej w barak. W tej samej chwili nastąpił ostrzał.

- Dla przysługi. A co myślałeś? - Katsuki uśmiechnął się seksownie, również wyciągając broń. Adrenalina krążyła w jego żyłach uświadamiając mu, że już lata świetlne nie brał udziału w żadnej porządnej strzelaninie. No zdziadział.

- Mhm. A ja myślę, że jednak na mnie lecisz. - Dabi wyszczerzył zęby w uśmiechu. Wychylił się zza baraku, strzelając na ślepo, byle gdzie.

- Debilu, nie marnuj amunicji! Pewnie jest na jakimś dachu, to snajper. Jak będzie musiał przeładować, to wiejemy. Tutaj nie jesteśmy bezpieczni. Chwila moment i pójdzie jakiś rykoszet - pouczył go.

     Dabi uniósł brew w górę, zapewne zastanawiając się jakim cudem Bakugo tyle wie na takie tematy. Nie skomentował tego jednak. Po prostu ruszył biegiem między baraki, gdy tylko seria strzałów ucichła. Katsuki był zaraz za nim, czując niemałą ekscytację. Szkoda, że mieli do czynienia ze snajperem. Wolałby jakąś porządną nawalankę. Zobaczyłby chociaż Dabiego w akcji, a tak... mogli tylko uciekać, dopóki nie odkryją pozycji tego skurwiela.

- Dobra, dawaj tutaj. - Pociągnął Dabiego za inny, większy barak. - Kule już tutaj nie sięgają. Zaraz zejdzie, żeby zmienić miejsce, jeśli oczywiście jest sam. - Rozejrzał się po dachach, nie dostrzegając jednak nigdzie niczego podejrzanego.

- Pocałuj mnie - powiedział nagle Dabi, czym wybił Bakugo z rytmu. Spojrzał na niego z irytacją i dopiero wtedy dostrzegł plamę krwi na garniturze mężczyzny, na prawym boku.

- Pokaż to - powiedział, kucając przy nim.

     Rozpiął mu marynarkę, a później koszulę. Uśmieszek na twarzy Dabiego wskazywał na to, że miał teraz bardzo zboczone myśli. Miał ochotę mu przyłożyć, ale to by było jak kopanie leżącego.

- Mmm, wolałbym, żebyś rozbierał mnie w innych warunkach - zamruczał teraz, odsłaniając swój bok.

- Akurat na to nie masz co liczyć. - Bakugo przewrócił oczami, starając się nie patrzeć na jego tors. Na nim również miał wiele blizn, tak jak się spodziewał. Mimo wszystko był seksowny. One mu niczego nie odejmowały. W jego oczach był ciachem, niestety. Wolałby, aby go to odrzucało.

- I jak? - zapytał mężczyzna, macając się po kieszeni, zapewne w poszukiwaniu komórki.

- Dobra, wygląda na to, że kula cię tylko musnęła. Wypadałoby to jednak jak najszybciej przemyć. Na razie mogę zrobić tylko tyle. - Szarpnął koszulę mężczyzny, urywając z niej spory (i krzywy) pas materiału. Obwiązał nim ranę. Dabi oczywiście podczas wszystkich zabiegów się podejrzanie cieszył.

- Napisałem do Togi. Twice namierzył gościa. Nie musimy się niczym martwić - powiedział Zszywkogęby, łapiąc Bakugo za dłoń i przyciskając ją do prowizorycznie obandażowanej rany. - Możesz mnie jeszcze pomacać - dodał z uśmieszkiem.

- Chyba ci ten postrzał pomieszał w główce, idioto. Nie macałem cię i nie zamierzam tego robić - prychnął, lekko poirytowany, z dwóch powodów. Po pierwsze, sam chciał upolować snajpera, a Dabi zepsuł mu zabawę. Po drugie, ten kretyn już miał jakieś kosmate myśli. Czy on naprawdę nawet w stanie zagrożenia życia myślał tylko o rżnięciu?

- Żartowałem, Katsuś. Nie musisz się tak unosić. - Dabi złapał go za szczękę i pochylił się w jego stronę. Musnął wargami jego usta, przelotnie. Oparł się znowu o barak, krzywiąc się przy tym lekko.

- Pozwolił ci ktoś mnie całować? - zapytał, przechylając lekko głowę w bok.

     Starał się wyglądać poważnie, ale jednak ten nieco wredny uśmiech na jego twarzy mówił wszystko. Nieszczególnie współczuł Dabiemu, gdyż zasadniczo gdyby nie on, już dawno leżałby gdzieś z rozwalonym łbem, martwy. Ale to, że taka mała ranka sprawiała, że zachowywał się jakby miał zaraz zejść z tego świata, aż prowokowała wredne komentarze.

- Sam sobie pozwoliłem. Jestem poszkodowany, pamiętasz? - Dabi cicho się zaśmiał, rozluźniając się nieco. Prowizoryczny koszulowy bandaż zdążył już przesiąknąć krwią.

- „O Boże, umrę! Musisz mnie pocałować, musisz mnie chociaż zmacać przed śmiercią!" - zawołał Bakugo dramatycznie, łapiąc się za serce wolną ręką. - Tak się właśnie zachowujesz. Stary a głupi - skomentował z rozbawieniem.

     Zabawny jest. Mogłem pozwolić go zabić, a jednak... bez takiego debila byłoby nudno.

- DAAABUUUUUŚ! - krzyk Togi sprawił, że Dabi tylko pokazał Bakugo język, już nie komentując jego popisów aktorskich.

- Tutaj! - zawołał, by skierować ją na właściwą drogę.

   Po dłuższej chwili zza barku wybiegła nie tylko Himiko, ale i Twice, który cmoknął z niezadowoleniem na widok krwi.

- Compress ma tego gościa. Wiezie go do nas - poinformował Dabiego, zupełnie ignorując Bakugo, do którego z kolei przyczepiła się Toga.

- Dziękuję, Dynamiciku! Uratowałeś mi braciszka! - Uśmiechnęła się szeroko, a Katsuki mimowolnie odwzajemnił się tym samym.

- To dobrze. Muszę go przesłuchać - mruknął cicho Dabi, po czym przyjął pomocną dłoń Twice'a, który chciał go podnieść.

    Bakugo sam wstał, razem z Togą. Wytarł zakrwawioną rękę o plecy Dabiego, który jedynie posłał mu rozbawione spojrzenie.

- No, puść mnie już, kobieto. Skoro kryzys zażegnany, to pora wracać do domu - stwierdził, choć w zasadzie nie miał najmniejszej ochoty wracać. Wiedział jednak, że bez bruneta nie będzie się już tutaj dobrze bawił. A rana wykluczała go z wszelkich aktywności.

- Uważaj na siebie, Katsuki. Możliwe, że ten ktoś polował też na ciebie - odezwał się Dabi poważnie. Bakugo spojrzał mu w oczy i uśmiechnął się zadziornie.

- A niech próbuje swoich sił - odparł jedynie, po czym ruszył w kierunku placu. Musiał go minąć, aby dotrzeć do Impali.

     Musiał przyznać, że dawno nie miał tyle adrenaliny i emocji, które były bardziej pozytywne niż negatywne. Ważnym odkryciem było też to, że w jakiś tam sposób zależało mu na Dabim. Gdyby naprawdę chciał jego śmierci, nie odepchnąłby go w chwili, w której zorientował się, że coś jest nie tak. Może i facet był dla niego zagrożeniem, ale gra z nim zaczynała mu się nawet podobać. Tym bardziej, że Dabi wystawił mu handlarza. Nie mógł się doczekać, aż się z nim rozprawi. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro