Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 22.

UWAGA!WAŻNE INFO O ROZDZIAŁACH!

Jeszcze we wtorek rozdział ukaże się normalnie, ale z racji tego, że później wyjeżdżam na obronę pracy magisterskiej i nieco zabaluję (trzeba opić skończenie tej mordęgi, a co!), toooo... od wtorku aż do końca tygodnia rozdziałów nie będzie. Tak tylko uprzedzam. Przeżyjecie bez tego.

P.S. W tym rozdziale zobaczycie, jak dziwny jest Touya. Jak to przeczytałam to się zaczęłam zastanawiać, co ja miałam w głowie pisząc to w ten sposób, no ale zdarza się. .-.

P.S. 2. Najgorsze w pisaniu perspektywami jest to, że w niektórych sytuacjach trzeba je często zmieniać. Mam nadzieję, że się nie pogubicie.


***


     Bakugo naprawdę nie zamierzał tu zostawiać po wymianie zdań na temat bliźniaka Touyi. Chciał wyjść i już najlepiej nie wracać, mając już w dupie to, że mógł Touyę jakoś wykorzystać przeciwko Dabiemu. Dlaczego więc został? Najgorsze było to, że sam nie wiedział.

         Co ja tu jeszcze robię?, zapytał samego siebie, po raz setny tego dnia.

   Touya ugotował gulasz na obiad, ewidentnie popisując się swoimi umiejętnościami kulinarnymi. Cały czas zagadywał Katsukiego, próbując go wciągać w jakieś durne rozmowy. I choć pilnował się jak mógł, by go ignorować, nie zawsze jednak to wychodziło.

- No już. Nie próbuj być na mnie zły na siłę. - Todoroki poczochrał mu włosy, jeszcze bardziej je rozczapierzając.

- Odpieprz się. - Bakugo posłał mu spojrzenie zabójcy, nie zamierzając przyznawać, że właśnie tym się zajmował pół dnia. Byciem złym na siłę.

- Jesteś słodki, jak się tak wkurzasz. - Touya zaśmiał się cicho, podtykając mu pod nos miskę z gulaszem. - Nie jadłeś od rana. Mam cię nakarmić czy sam zjesz, hm? - zapytał, przechylając lekko głowę w bok.

- Dawaj to. - Blondyn przewrócił oczami, chwytając miskę w dłonie.

     Skąd on wytrzasnął to bycie słodkim? Jestem pieprzonym szefem gangu, a nie jakąś uroczą maskotką. Kurwa.

- Słuchaj... nie chcę być nachalny i wyjść na jakiegoś dziwaka... ale może chciałbyś zostać tutaj do końca tygodnia? Chciałbym się upewnić, że nic ci nie grozi - mruknął Touya po dłuższej chwili ciszy. Był dość niepewny, gdy to mówił. Bał się reakcji?

    Nie powinienem się na to zgadzać. Facet może i jest miły, pomocny i tak dalej... Może i relaksuje mnie przebywanie z nim, ale mam pełno obowiązków.

    Przede wszystkim, musiał porozmawiać z Kirishimą. Drugim punktem na jego liście było dopilnowanie, żeby Kaminari sprzedał wszystkie dragi. Zaś trzecim rozliczenie się z Shigarakim. W kwestii Dabiego jeszcze nie podjął decyzji co do kolejności kroków, a Touya raczej nie był świadomy tego, że jego bliźniak wcale nie zginął. A nawet jeśli o tym wiedział, nie chciał mieć z tym nic wspólnego.

- Nie chcę cię tu trzymać na siłę, ani cię w żaden sposób przesłuchiwać. Przyznam, że chcę, żebyś został, również z innego powodu. Bardzo egoistycznego. - Todoroki potarł kark dłonią. - Dawno z nikim się tak dobrze nie bawiłem. To miła odmiana od ciągłej pracy i obowiązków, niańczenia brata. A wiem, że jeśli wyjdziesz przez te drzwi, to już się pewnie nie spotkamy - dodał.

    Widać było, że Touya jest nieco zażenowany swoim wyznaniem. Jakby nie patrzeć, znali się bardzo krótko i praktycznie nic o sobie nie wiedzieli. Dlatego to co mówił było tym dziwniejsze. Sam Bakugo jednak musiał przyznać, że myślał podobnie. Wczorajszego wieczora nie myślał o niczym - ani o gangu, ani o problemach. Po prostu cieszył się chwilą. Nie pamiętał, kiedy ostatnio był tak spokojny. Dobrze mu zrobiło to oderwanie się od rzeczywistości i teraz jego serce pragnęło więcej spokoju. Cichy głosik w głowie pytał go teraz: dlaczego by nie? Każdy zasługiwał na urlop, nawet on. A może ZWŁASZCZA on.

- To raczej nie jest dobry pomysł. Sam przyznaj, że to dziwna sytuacja. Ściągnąłeś mnie z ulicy, na własne mieszkanie. Opiekujesz się mną, jakbym był dla ciebie co najmniej ziomkiem, a tak naprawdę nie wiesz o mnie nic. I nie chcę, żebyś przyzwyczaił się do tego, że tu jestem. Bo zniknę. Zawsze znikam. - Odstawił miskę na stolik, nie będąc chwilowo w stanie przełknąć więcej gulaszu. Mimo że był naprawdę pyszny.

- Jasne. Ja... przepraszam. Nie chciałem zabrzmieć jak jakiś desperat. - Touya też jedynie grzebał w misce, patrząc na jej zawartość. Chyba było mu przykro.

      Nie rozumiem go. Dlaczego tak mu na tym zależy?

- Faktycznie tak to trochę brzmi - przyznał. - Ale nie mogę zostać dłużej. Jesteśmy z dwóch światów, Touya. - Zmrużył lekko oczy i pochylił się w jego stronę. Pogłaskał go po policzku, co sprawiło, że mężczyzna spojrzał na niego z zaskoczeniem. - Jesteś zbyt miły dla obcych - szepnął, odsuwając się po chwili.

- Może i masz rację. Co nie zmienia faktu, że jeszcze dziś możemy się razem najebać. Mam dobre whisky, które czekało na jeszcze lepsze towarzystwo. - Touya uśmiechnął się zadziornie, ewidentnie chcąc tym przekonać Bakugo do pozostania.

       No i jak tu takiemu odmówić? Przystojny, seksowny, miły. I nie miga się od chlania.

- No i przekonał - odparł, wzdychając przy tym męczeńsko.

      Sięgnął po miskę z gulaszem, odzyskując nieco apetytu. W życiu by się do tego nie przyznał, ale zrobiło mu się jakoś lżej na sercu, gdy zgodził się na ten ostatni melanż. Poza tym, jeśli wróci jutro rano, to Kirishima może do tego czasu nie uschnie z tęsknoty.

- I to chciałem usłyszeć. - Todoroki puścił mu oczko i sam zabrał się za jedzenie.

       Jaki zadowolony. Co najmniej jakby wygrał talon na kurwę i balon.

    Jakby nie patrzeć, alkohol sprawia, że człowiek jest bardziej wygadany. Może dzięki temu wyciągnie z niego coś więcej na temat domniemanej śmierci bliźniaka. Można więc śmiało uznać, że zostaje tu dla dobra swoich interesów. Wcale nie dlatego, że chciał.


**


     Bakugo poderwał się do siadu czując, jak cały wypity tego wieczora alkohol podchodzi mu do gardła. Był spocony i drżał na całym ciele. Poza tym, czuł się jeszcze pijany.

     Oczywiście znowu przyśnił mu się koszmar, tym razem jednak był zupełnie inny. Na miejscu tych, którzy zwykle dręczą go we śnie, byli tym razem Dabi i Touya. Cała sceneria nabrała mocno erotycznego wydźwięku. Pieprzyli się w pokoju, który do tej pory wprawiał Bakugo w przerażenie. Ta część snu była niezwykle przyjemna. Prawdopodobnie gdyby nie ciąg dalszy, właśnie przemykałby się do łazienki, by sobie zwalić.

     Niestety, sen drastycznie się zmienił. Po dzikiej orgii Touya przykuł go do tego cholernego, zabarwionego krwią stołu, a Dabi wypruł mu flaki. Obaj śmiali się przy tym jak rasowi psychopaci.

       Jasny chuj. Mój mózg już nie ma co wymyślać.

     Wyplątał się z pościeli i poszedł do salonu, gdzie rozłożony na kanapie spał Touya. Dzięki temu, że rolety były niezasłonięte, mógł prawie że wyraźnie zobaczyć tatuaż na jego nagich plecach. Sam miał na sobie jego koszulkę i spodenki, obie rzeczy nieco przyduże. Musiał jednak swoje ubrania wrzucić już do prania.

- Touya? - szepnął, obejmując się ramionami. Stał nad nim jak jakaś sierota.

         Gdyby to był Kirishima, po prostu bym wlazł mu do łóżka.

- Hmm? - wymruczał mężczyzna, przekręcając się na plecy. Był zaspany i wyglądał jakby miał ochotę go zamordować za tą pobudkę.

- Mogę z tobą spać? - zapytał cicho. Gdy na niego patrzył, przypominał mu się drapieżny wyraz jego twarzy ze snu. Zadrżał lekko, teraz już wątpiąc, że to był dobry pomysł, by tu przychodzić i jeszcze wciskać mu się do wyrka.

- Jasne. Miałeś koszmar? - zapytał Touya, nieco się rozbudzając. Przesunął się na drugi koniec kanapy i odchylił kołdrę, by Bakugo mógł się pod nią wpakować.

- Można tak powiedzieć - mruknął, kładąc się obok niego i przymykając oczy. Kręciło mu się nieco w głowie i czuł, że alkohol dalej krąży mu w żyłach.

- Długo to już trwa? Te koszmary? - zapytał szeptem Touya. Przykrył ich dokładnie kołdrą i podparł się na łokciu, by móc nieco z góry patrzeć na twarz Bakugo. Czuć było od niego whisky.

- Długie lata. Są okresy, kiedy nic mi się nie śni... albo jakieś oderwane od rzeczywistości bzdury. Czasami jednak koszmary atakują intensywnie. Męczę się już kilka miesięcy, ale dzisiaj chyba był przełom. Sen się zmienił - odpowiedział, uchylając powieki. Przyjrzał się uważnie jego twarzy. Znowu mocno go uderzyło podobieństwo do Dabiego.

     Tak właśnie by wyglądał, gdyby nie miał blizn. Mimo wszystko obaj są piękni... na swój sposób.

- Z doświadczenia wiem, że jeśli coś mocno cię boli i uwiera, warto komuś o tym opowiedzieć. Nie mówię, że tym kimś mam być ja. - Touya uśmiechnął się lekko. Chyba był zadowolony z tego, że Bakugo wlazł mu do łóżka. Zresztą, kto by nie był?

- Nikomu nigdy o tym nie opowiadałem i raczej nie zamierzam tego zmieniać. Dopóki przeszłość mnie nie dogoni, będę walczył z nią sam. - Przekręcił się na bok, by leżeć przodem do niego.

     Prawda była taka, że był już tym zmęczony. Nie spodziewał się, że gdziekolwiek zapuści korzenie, że zostanie szefem gangu, że tak się do kogokolwiek przywiąże. Zawsze dbał tylko o siebie i dopiero uczył się współżycia społecznego z innymi ludźmi. Nawet nie wiedział, jak to się stało, że Kiri, Denki, Mina i nawet ten nerd Sero stali mu się tak bliscy. Przeczucie mówiło mu, że to się może na nim odbić. Szczególnie teraz, w przypadku gry z Dabim.

- Jeśli uważasz, że tak będzie lepiej. - Touya wzruszył ramieniem. Z jego ust nie schodził ten lekki uśmiech.

- A co z tobą? Twój brat... jak zginął? - wypalił, zanim zdążył się zastanowić, czy to dobry moment na to pytanie. Chociaż... pewnie nigdy nie nastąpiłby dobry moment.

- W pożarze. Mieliśmy dziesięć lat. Nie został po nim ślad - odparł cicho mężczyzna. Położył się wygodniej. Ich twarze dzieliły zaledwie centymetry.

       Pożar. Blizny Dabiego. To by się zgadzało...

- Powiedz mi coś o sobie - poprosił cicho Touya, po krótkiej chwili ciszy.

       Bakugo lekko się spiął, nie mając pojęcia jak się odnieść do tego pytania. Poza tym, nikt nigdy go o to nie prosił, może poza Kirishimą. A to było całkiem... miłe. Jak cały Touya.

- Jestem mechanikiem. Lubię grzebać przy autach, to mnie odpręża. Mógłbym spędzać w garażu lub na siłowni całe dnie, ale niestety nie mam tego komfortu. - Przesunął palcem po przedramieniu Touyi, na którym widniał tatuaż węża. Podobał mu się.

- Ja lubię rysować dla relaksu. Rzadko mam tą możliwość, bo w zasadzie ciągle przesiaduję w pracy, nawet jeśli w teorii jestem już po swojej zmianie - szepnął mężczyzna, nieco się do niego przysuwając.

- Pokażesz mi jakieś swoje rysunki? - zapytał, przymykając oczy. Poczuł się na nowo senny, a to dlatego, że się przy nim uspokoił. Nadspodziewanie szybko.

- Rano - odparł szeptem Touya.

      Zapadła cisza, przerywana jedynie przez ich oddechy. Bakugo odprężył się czując, że teraz już na pewno nie przyśni mu się nic złego. Zdążył pomyśleć, że nie pogardziłby kolejną małą senną orgią, a wtedy poczuł wargi Touyi na swoich. Otworzył szeroko oczy, mocno zaskoczony tym gestem. Mężczyzna odsunął się po krótkiej chwili i spojrzał na niego z drapieżnym uśmiechem.

- Jesteś tak kuszący, że nie mogłem się powstrzymać - stwierdził, po czym jak gdyby nigdy nic odwrócił się do niego dupskiem, by pójść spać.

      O nie. Wygląda na to, że teraz już nie tylko zły bliźniak na mnie leci.

     Potrząsnął głową, próbując jakoś przetworzyć tą informację. Teraz już był pewien, że musi zniknąć z życia Touyi z samego rana. Nie mógł zostać. Wystarczyło mu już, że Dabi mieszał mu w życiu. Nie potrzebował kolejnego Todorokiego w swojej głowie.


**


      Nad ranem Bakugo przeniósł się z powrotem do sypialni, bo Touya się strasznie rozpychał i nie dawał mu spać. Zostawił jednak drzwi otwarte, bo spanie w tak małym pomieszczeniu przy zamkniętych nie było dla niego komfortowe. Spał jak zabity do momentu, w którym usłyszał szczęk zamka. Nieco go to zaniepokoiło, tym bardziej, że chwilę później usłyszał trzask drzwi wejściowych.

        Zamknął mnie w domu i myśli, że to mnie powstrzyma przed wyjściem?

    Trzeba przyznać, że nieco się tym zirytował. Wstał powoli z łóżka, z zaskoczeniem stwierdzając, że drzwi od sypialni są zamknięte. Znowu poczuł, że wczorajsze whisky podchodzi mu do gardła. Szarpnął za klamkę. Raz. Potem drugi.

- Nie. Nie. Nie. Nie! - warczał, rozglądając się za czymś, z czego mógł zrobić wytrych. Przeszperał szuflady i zrobił Touyi burdel w szafie. Jedyne, co mógł wykorzystać to kawałek druta.

      Z braku laku dobre i to.

    Dopadł do zamka, jednak szybko poczuł opór. Przyłożył więc oko do dziurki od klucza z rosnącym zdenerwowaniem stwierdzając, że w zamku od zewnątrz tkwił klucz. Poczuł, że dłużej już nie wytrzyma i „pokolorował" wymiotami drzwi i część podłogi. Jego ciało zaczęło się trząść z powodu silnego stresu. Miał jebaną klaustrofobię, do tego źle reagował na samą sytuację zamknięcia.

     Rozejrzał się ze strachem po pomieszczeniu. Jego wzrok padł na okno, którego otwarcie mogło przynajmniej sprawić, że nieco się uspokoi i nie dostanie ataku paniki czekając na powrót Touyi z... no właśnie, skąd?

       Zwymiotował po raz kolejny, po czym z trudem wstał z podłogi i podszedł do okna. Szarpnął kilka razy za klamkę, z narastającą rozpaczą. Już wiedział, że nic mu to nie da. Okno było zablokowane albo zepsute.

     Wydał z siebie nieartykułowany dźwięk i osunął się na ziemię. Wcisnął się w kąt, obejmując kolana ramionami. Nie panował już nad odruchami ciała. Miał wrażenie, że pomieszczenie się zmniejsza i zaczyna brakować tlenu. W jego głowie pojawiły się zaś wizje prosto z poprawczaka.

Mały składzik. Ledwo dało się w nim obrócić. Załatwianie się pod siebie. Głód.

Kara.

Kara.

Kara...

      Jęknął głośno czując, jak zalewają go złe wspomnienia, mieszając się z rzeczywistością. Za co tym razem dostał karę? Za nieodwzajemnienie pocałunku? Co zrobił Touyi, że go tu zamknął? Co zrobił...?

     Zacisnął powieki, dając się pochłonąć temu koszmarowi. To było coś, od czego nie potrafił uciec.


**


      Touya był lekko zirytowany tym, że w sklepie była tak duża kolejka. Musiał wyskoczyć po jakiś dobry sok na kaca i składniki na rosół. To było kolejne danie, którym zamierzał pochwalić się Katsu.

   Może nie powinienem był zamykać go w pokoju, ale nie chciałem, żeby odszedł bez pożegnania. Uważam, że mamy do pogadania.

     Zawsze istniała szansa, że chłopak nawet nie zauważy, że został zamknięty. Mocno spał, gdy Touya wychodził. I miał nadzieję, że tak też pozostało.

      Wreszcie wyszedł ze sklepu i szybkim krokiem ruszył do mieszkania. Na szczęście miał bardzo blisko, więc już po kilku minutach stał pod drzwiami i otwierał je kluczem. Wszedł do środka i najpierw skierował się do kuchni, żeby zostawić zakupy. Później zaś podkradł się do drzwi od sypialni i cicho przekręcił w nich klucz. Uchylił je i wtedy do jego nozdrzy dotarł smród wymiocin. Niemal w nie wdepnął, gdy przekroczył próg. Z niepokojem zmarszczył brwi i spojrzał prosto na chłopaka. Siedział w rogu pokoju i cały się trząsł. A kiedy podniósł wzrok... ten pusty wzrok...

- Katsu? - Głos mu zadrżał. Podszedł do niego powoli i kucnął przy nim, bojąc się go jednak dotknąć. Chłopak wyglądał jakby miał się rozpaść. W dodatku zarzygał sobie też ubrania.

      Co tu się stało? Czy to... moja wina?

- Chodź. Wstań. Wyjdziemy stąd - powiedział cicho, wyciągając ręce, by pomóc mu wstać. Blondyn wcisnął się mocniej w ścianę. Wyglądał tak, jakby się go bał.

- Co ci zrobiłem? Za co to było? - zapytał beznamiętnie. Jego spojrzenie stawało się już nieco bardziej obecne, niż chwilę wcześniej.

- Ale... nic mi nie zrobiłeś. O czym ty mówisz? - Patrzył na niego z niepokojem. Nie miał pojęcia, co tutaj się stało pod jego nieobecność.

- To dlaczego mnie tu zamknąłeś? - Katsu ukrył twarz w dłoniach. Cały czas drżał mocno, jakby mu było zimno. Musiały mu towarzyszyć bardzo silne emocje.

- Nie wiedziałem, że... nie miałem pojęcia, że... - zaczął, jednak tak naprawdę nawet nie wiedział, jak powinien skończyć to zdanie.

      Poczuł się podle z tym co zrobił i nie miał nic na swoje usprawiedliwienie. Wiedział jedynie, że musi to teraz naprawić. Bez słowa wziął go na ręce i wyniósł z pokoju. Posadził go na kanapie i poszedł po czyste ubrania, bo przede wszystkim należało zacząć od zmiany tych zarzyganych.

- Posłuchaj. Musisz się teraz przebrać, dobrze? Potem się położysz i odpoczniesz - powiedział stanowczo, ujmując jego twarz w dłonie. Wyglądał na udręczonego i załamanego. Patrzył na Touyę jak na kogoś, komu nie warto ufać.

- Dlaczego mnie zamknąłeś? - Katsu ponowił pytanie. Widać było, że nie rozumie. Być może nawet odebrał to jako karę.

       Ktoś go na pewno więził. Nie mogę tego tak zostawić. Za bardzo mi na nim...

- Przepraszam. Nie chciałem, żebyś wyszedł bez pożegnania. Ja... wróciłem najszybciej jak mogłem. Byłem pewien, że będziesz dalej spał. Nie miałem pojęcia, że... że tak zareagujesz - odpowiedział, głaszcząc go powoli po policzku. Czuł się tak, jakby ktoś mu przejechał walcem po żołądku i mózgu.

      Katsu bez słowa wstał z miejsca, zgarniając przygotowane przez niego czyste ubrania. Poszedł do łazienki, zamykając się w niej. Touya nie był przekonany, czy to dobry pomysł, skoro było to tak małe pomieszczenie, ale przecież nie mógł mu kazać otworzyć drzwi. Mógł tylko czekać.


**


     Bakugo nie był w stanie opanować drżenia ciała. Zrzucił z siebie zarzygane ubrania, z dość sporą dozą obrzydzenia do samego siebie. Szybko przebrał się w nowe i spojrzał w lustro. Tym razem czuł, jak bardzo nienawidzi swojego odbicia. W tej chwili ani trochę nie podobało mu się to, co widzi.

      Straciłem kontrolę. Byłem pewien, że to już się nie wydarzy.

    Poczuł, że znowu robi mu się niedobrze. Pochylił się nad zlewem i puścił zimną wodę, by obmyć nią twarz. Już dawno nie czuł się tak styrany przez los. Przypomnienie sobie tego, że był praktycznie więźniem w tym cholernym poprawczaku wywołało w nim poczucie, że już zawsze będzie ofiarą. Że już nigdy się od tego nie uwolni. Że zawsze będzie... słaby.

     Najgorsze było jednak to, że okazał tą słabość przy kimś, kogo ledwo znał. Tak naprawdę Touya mógł teraz wykorzystać to przeciwko niemu. A gdyby to był Dabi...

      Jęknął cicho, nawet nie chcąc myśleć, w jaki sposób mógłby to wykorzystać akurat Dabi. Ukrył twarz w dłoniach, nakazując sobie spokój. Może byli bliźniakami, ale Touya nie był aż tak chory. Pozwoli mu wyjść. Musi mu pozwolić. A wtedy już nigdy się nie zbliży do tego człowieka, ani do jego brata.

        Mam dość takiego życia. Dość gierek. Już tego nie chcę. Niech ktoś inny będzie sobie szefem gangu. Odpuszczam.

      Jeszcze raz ochlapał twarz wodą, co go nieco otrzeźwiło. Na ten moment był pewien tylko jednego. Potrzebował odpoczynku w ramionach Kirishimy. Osoby, której jako jedynej mógł tak naprawdę zaufać.

       Wytarł twarz ręcznikiem i ostatni raz spojrzał w lustro. Podjął decyzję. Przybrał obojętny wyraz twarzy i opuścił łazienkę.


**


     Gdy drzwi od łazienki się otworzyły, Touya od razu spojrzał w ich kierunku. Poczuł, że zaciska mu się gardło, gdy spojrzał prosto w oczy chłopaka.

      W nim nie ma życia.

- Katsu... Naprawdę nie chciałem cię skrzywdzić. Nie miałem pojęcia, że masz klaustrofobię i... Ktoś cię przetrzymywał gdzieś siłą, prawda? - zapytał z troską, ale i ze zdenerwowaniem w głosie. Jakby nie patrzeć, zachował się jak rasowy psychol, a nie jak miły gość. Naprawdę chciał to naprawić. - Obiecuję, że więcej nie zrobię czegoś tak głupiego.

- Nie zrobisz, bo już mnie nie zobaczysz - odparł Katsu. Dopiero teraz Touya zauważył, że miał na sobie swoje spodnie, a w ręku trzymał własną bluzę. Zamierzał odejść.

- Nie mów tak. - Podszedł do niego i tak po prostu wziął go w ramiona.

     To był instynkt. Nie chciał, żeby Katsu się od niego odsunął. Nie chciał, by go unikał przez jeden głupi błąd. W skrytości ducha miał nadzieję, że mimo wszystko ten kontakt się utrzyma, nawet jeśli miałby być rzadki. A teraz... stracił na to szansę, w dodatku przez własną głupotę.

     Najgorsze było to, że po raz kolejny zachował się tak, jakby nie był sobą. W sposób nielogiczny. Właśnie takimi nieracjonalnymi zachowaniami zrażał do siebie ludzi, na których zaczynało mu zależeć. Co tam, że znał gościa ledwo parę dni, już stracił głowę.

- Przestań już, Touya. Jestem zmęczony i mam dość. Potrzebuję spokoju i przestrzeni, z dala od kogoś, kto zamyka mnie w sypialni bez powodu, nawet nie zastanawiając się nad tym, co się może stać. Myślisz tylko o sobie, wiesz? Od początku. Zostawałem tu ze względu na ciebie, bo przez chwilę byłeś, kurwa, jedynym miłym facetem, który niczego ode mnie nie chciał. - Katsu pokręcił głową i wyswobodził się z jego objęć. - Ciągle spotykam facetów i laski, którzy chcą ode mnie seksu lub związku. Chcą mnie dla siebie, a ja nie chcę być CZYJŚ. Nie na cudzych zasadach. Jestem, kurwa, zmęczony. - Przetarł oczy palcami. Na jego twarzy faktycznie było widać wyczerpanie.

- Ja naprawdę nie chciałem być takim egoistą, na jakiego wyszedłem. Masz rację, myślałem o sobie i zachowałem się jak ostatni kutas, nie szanując tego, że chcesz w spokoju odejść. Po prostu też... martwię się. Zabrzmi to naprawdę głupio i pewnie wyjdę na desperata, ale dawno się tak o nikogo nie martwiłem. Chciałem cię zatrzymać jak najdłużej... Teraz chcę tylko, żebyś dał mi znać, gdybyś czegoś potrzebował. - Touya podszedł do biurka i wyrwał kartkę z notesu. Zapisał na niej swój numer i wrócił do Katsu, by mu ją podać. Chłopak przyjął ją po chwili wahania i schował do kieszeni spodni.

- W zły sposób się zabierasz do nawiązywania relacji, Touya. - Katsu zbliżył się do niego i przesunął palcem po linii jego szczęki. - Po pierwsze, nie zaprasza się faceta z ulicy do swojego domu. Po drugie, nie całuje się go tak znienacka. A po trzecie, nie zamyka się nikogo w pokoju, by nie wyszedł bez pożegnania. Następnym razem, gdy ktoś ci się spodoba, zacznij od zaproszenia na kawę - mruknął, mrużąc lekko oczy. Chwilę później tylko westchnął i pokręcił głową. - Pójdę już.

- Zadzwoń jak będziesz chciał - szepnął Touya i ponownie przyciągnął go do siebie, by go mocno przytulić.

     Bolesna była świadomość, że tak skutecznie zniechęcił do siebie blondyna. Naprawdę nie potrafił nawiązywać relacji i do tego wszystkiego doprowadził chłopaka do czegoś, co wyglądało jak porządny atak paniki. Jego zła passa trwała.

       Po prostu świetnie.

    W momencie, w którym Katsu zaczął wyplątywać się z jego objęć, drzwi do mieszkania otworzyły się i stanął w nich nie kto inny jak Shoto.

- Oi, braciszku! A myślałem, że już nikogo sobie nie przygruchasz! - zawołał od progu sprawiając, że szybko od siebie odskoczyli. Katsu spojrzał na jego brata z irytacją. On sam też w tej chwili miał ochotę go zabić.

- Spadam - mruknął teraz blondyn, po czym skierował się do drzwi. Mierzyli się z Shoto wzrokiem, gdy Katsu zakładał buty, a potem wychodził.

      Gdy za blondynem trzasnęły drzwi, Touya poczuł się tak, jakby stracił coś ważnego. Klapnął na kanapę, nawet nie zamierzając wchodzić w dyskusję z bratem na temat jego nowego obiektu zainteresowania.

      On się i tak nie odezwie. Pozostanie mi tylko wspomnienie tego, jak chujowo się wobec niego zachowywałem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro