Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11.

Hej. Przybywam z kolejnym. Miłego czytania~

     

*** 


     Bakugo wrócił z przejażdżki dopiero późno w nocy. Uznał, że nie ma sensu budzić teraz rekinka, więc położył się i po raz setny przemyślał to, co ma mu w zasadzie powiedzieć. Patrzył przy tym na pudełeczko, które leżało na jego szafce nocnej i czekało na to, by ktoś je otworzył. Wreszcie zmorzył go sen, wciągając w wir koszmarów.

Wielki stół, przy nim łańcuchy.

Pełno krwi.

Ból.

Boję się.

Mówiłem, że będziesz cierpieć.

Mocne uderzenie pasem w twarz.

Jedno. Drugie. Trzecie.

Niech mi ktoś pomoże!

     Obudził się z krzykiem. Od razu odrzucił kołdrę w bok i poderwał się z łóżka. Zapalił lampkę nocną, rozglądając się po pomieszczeniu. Nie było tu stołu, ani krwi. Nie było też żadnego psychopaty. Poza nim samym, rzecz jasna.

     Odetchnął z ulgą. Już wiedział, że nie ma szans, aby jeszcze zasnął. Zerknął na pudełeczko stojące na szafce i chwycił je, postanawiając jednak zakłócić spokój Kirishimy. Myśl o tym, by do niego pójść była zbyt silna, by mógł tak po prostu ją sobie odpuścić.

     Te koszmary to kara za to, że zachowuję się jak oni.

     Wyszedł z pokoju i przemknął się do sypialni Kirishimy. Ku jego zaskoczeniu, chłopak nie spał, tylko siedział na łóżku i oglądał coś na laptopie. Na jego widok mocno się skrzywił i zamknął klapę urządzenia.

- Czego chcesz? - zapytał szorstko.

     Bakugo podszedł powoli do łóżka i usiadł na nim, trzymając jednak lekki dystans. Położył na klapie laptopa pudełeczko, cały czas na nie patrząc.

- Miałeś rację ze wszystkim, co powiedziałeś. Poza jednym. Wcale nie mam cię w dupie, Kiri. Jesteś mi najbliższy. I szczerze mówiąc po prostu się boję, że jeśli zaangażuję się w to bardziej, to coś może ci się stać... albo że sam cię zniszczę. Nie jestem odpowiednią osobą do związku, więc relacja friends with benefits odpowiada mi jak nic innego. - Potarł uda dłońmi, nieco nerwowym gestem. - Przegiąłem wczoraj, często przeginam. Nie chcę cię ranić. Zasługujesz na więcej niż to, co ja mogę ci dać - dodał, podnosząc na niego wzrok.

     Kirishima wyglądał, jakby nie mógł uwierzyć w to, że Bakugo powiedział cokolwiek więcej, niż „nie mam cię w dupie". Zawsze miał duży problem z mówieniem o uczuciach, szczególnie o tych pozytywnych. Bał się do nich przyznawać. Miał więc nadzieję, że chłopak doceni to, bo taka sytuacja może się szybko nie powtórzyć. O ile w ogóle się powtórzy.

- Nie będę cię już do niczego zmuszał. Nie będę zabierał cię do sypialni w momentach wkurwu na kogoś innego. Nie mogę ci obiecać, że będę czuły i przystępny, ale nie chcę być przyczyną twoich łez - szepnął, ujmując jego dłoń w swoją.

- Ostatnio mnie zaskakujesz, Kacchan. Zarówno pozytywnie jak i negatywnie. Ale nie wiem, czy chcę dalej w to brnąć. Jeśli nie pokażesz mi, że faktycznie chcesz o mnie zadbać, to możesz się pożegnać z friends with benefids. Zostanie ci tylko friends - odparł cicho Kirishima. W jego głosie słychać było zmęczenie i smutek.

    Bakugo zabrał dłoń, nie chcąc dłużej naruszać jego przestrzeni. Dotarło do niego, że nie powinien naciskać. Kiri miał prawo czuć się wykorzystany i przytłoczony, a sam Katsuki czuł się jeszcze bardziej podle z tym, co wczoraj zrobił i jak go potraktował.

- Wbrew pozorom, samo friends nie brzmi źle. Przynajmniej dalej będziesz przy mnie - powiedział cicho i posłał mu lekki uśmiech. - Pójdę już - dodał po chwili i wstał. Nie chciał wychodzić. Ostatnio po koszmarze przyszedł tutaj i było mu lepiej. Teraz też od razu przyszedł właśnie tu, mimo że wiedział, że nie powinien. Jednak sypialnia była miejscem, w które nie chciał wracać.

- Znowu ci się coś śniło, prawda? - zapytał Kiri, widząc jego wahanie. Bakugo spojrzał na niego z zaskoczeniem. - Mamy pokoje obok siebie. Często krzyczysz przez sen - uświadomił go.

- Cóż, nie będę kłamał, że jest inaczej. Od lat mam koszmary. - Wzruszył ramionami i skrzyżował ręce na piersi. Zrobiło mu się zimno na samą myśl o tym, co mu się dziś śniło.

- Ja nie mogę spać i ty też nie, więc zawsze możemy siąść w salonie i coś obejrzeć. I przyznam szczerze, że napiłbym się ruskiego szampana - mruknął Kirishima, po dłuższej chwili ciszy.

- W porządku. Też bym się w sumie czegoś napił. - Uśmiechnął się nieznacznie. Zaczekał, aż chłopak wygramoli się z łóżka i faktycznie przemknęli się do salonu. Pokoje pozostałej trójki na szczęście znajdowały się bardziej w głębi rezydencji, więc była nikła szansa, że ich obudzą.

     Trzeba przyznać, że to miła odmiana. Oglądanie filmu i picie szampana, które nie skończy się seksem. Może powinniśmy robić tak częściej?

**

     Shoto był wściekły, że musiał zostać dłużej w pracy. Było już późno, a on i Iida nadganiali dokumentację. Touya i Midoriya już dawno grzali tyłki w domach, szczęściarze.

- Potrzebujemy więcej ludzi, Tenya. Średnio raz w tygodniu siedzimy do późnej nocy nad papierzyskami - fuknął teraz, patrząc na wyniki sekcji zwłok Aoyamy.

     Tak jak się spodziewał, ktoś dał mu trefną działkę. W świetle tych wyników, mógł wezwać Togę na świadka. Była jedną z ostatnich osób, które widziały go żywego. Touya przesłuchał już kilku kumpli Aoyamy, ale dowiedzieli się jedynie, że w ciągu ostatniego miesiąca życia świadczył usługi seksualne za choćby blanta. Jeden z ćpunów powiedział też, że raz widział go z jakąś blondyneczką, ale nie był w stanie dokładnie jej opisać. Shoto jednak był pewien, że to była Toga. Dałby sobie nawet za to penisa uciąć.

- Wiem. Rekrutacja trwa i myślę, że w przeciągu tygodnia kogoś nam wreszcie przydzielą. Poprosiłem o przynajmniej trzy osoby, bo odkąd mój brat zaczął mieć problemy zdrowotne, nie mamy nawet policjanta dyżurnego. - Iida westchnął, poprawiając okulary. Nie odrywał wzroku od dokumentacji.

- Ciekawe. Znając życie dadzą nam jedną osobę i to i tak z wielką łaską - prychnął Shoto, przecierając oczy palcami.

     Był zmęczony i chciał po prostu iść spać. Jego organizm składał się głównie z kofeiny. Niewiele ostatnio spał.

- Pewnie tak. Wiesz, że gdybym miał na to wpływ, byłoby zupełnie inaczej. Sam mam już dość - odparł Iida. Słychać było rozdrażnienie w jego głosie.

- Wiem. Ciebie akurat o nic nie obwiniam. - Shoto wzruszył ramionami. Wstał i przeciągnął się, wzdychając przy tym męczeńsko. Już nawet chciał dodać coś jeszcze, ale wtedy szyba od strony ulicy roztrzaskała się na małe kawałeczki. Na podłogę, z głośnym łupnięciem, upadła cegła, wokół której zawinięta była kartka.

     Obaj mężczyźni patrzyli przez chwilę to na szybę, to na cegłę. Dopiero po kilku sekundach do ich mózgów dotarło, co się właściwie wydarzyło. Shoto poszturmował do drzwi, po drodze wyciągając broń. Na zewnątrz rozległ się pisk opon. Mężczyzna wypadł na zewnątrz, jednak nie zdołał nawet zobaczyć jakim autem odjechał sprawca, a co mówić o spisaniu numerów rejestracyjnych czy dorwaniu ich.

- Kurwa - warknął, biegnąc do radiowozu.

- Stój! I tak ich nie dogonisz! - zatrzymał go Iida. - Sprawdzimy monitoring. Wracaj!

     Shoto warknął pod nosem bardzo niemiłą obelgę w kierunku szefa. Niechętnie zawrócił czując, że adrenalina wręcz w nim wybucha. Uważając na szkło, podszedł do cegły. Założył rękawiczki i spojrzał na Iidę, szukając u niego zgody na sprawdzenie, co to za kartka.

     Dobrze, że nasze biurka są tak daleko od okna. Inaczej mogłoby być nieciekawie.

- Sprawdź to i zadzwonimy do przełożonych. Ktoś musi tu przyjechać - mruknął Iida, wyciągając komórkę z kieszeni spodni.

     Shoto zdjął kartkę z cegły i odwrócił ją na drugą stronę. Ktoś napisał na niej czerwonym flamastrem „PRZESTAŃ W TYM GRZEBAĆ". Todoroki nie mógł nic poradzić na to, że od razu na myśl przyszedł mu jego brat.

     On myśli, że nie wiem, czego szuka, choć jest inaczej. A skoro ja wiem, mimo że tak dobrze się z tym kryje...

     Spojrzał na rozmawiającego z kimś Iidę i pokazał mu napis. Mężczyzna wyraźnie się zdziwił. Pewnie jedyne, co przychodziło mu do głowy to fakt, że Shoto grzebał przy nielegalnych wyścigach. Prawdopodobnie sądził, że to ostrzeżenie dla niego, nie dla Touyi.

     I  niech tak myśli. Niech wszyscy tak myślą.

**

     Touya był całkiem zadowolony z tego, że jego starzy kumple tak ochoczo przystali na spotkanie z nim. Każdy z nich był gotów pożyczyć mu auto na wyścig, dlatego umówili się na parkingu przy zamkniętym Tesco.

- Patrzcie go, Skodą podjechał. Stoczył się - skomentował z rozbawieniem Hound Dog, jeden z jego najlepszych ziomków z dawnych lat. Teraz miał długie, brązowe włosy, które okropnie się kręciły. Nawet związanie ich w kucyk niewiele pomagało w choćby lekkim zmniejszeniu objętości. Nieco mu się też przytyło, a do wytatuowanego na przedramieniu wilka dołączył jeszcze drugi.

- No wiesz, musiałem sprzedać Kię, kiedy od was odszedłem. Ale Skodzina daje radę. - Touya poklepał czule autko po masce.

- Oi, szkoda. Chociaż ta twoja Kia i tak była do dupy - stwierdził Ectoplasm, uśmiechając się dość wrednie. - Co tam słychać, panie policjancie? Chcesz wrócić na tor?

     Mężczyzna praktycznie się nie zmienił od momentu, w którym Touya widział go po raz ostatni. Cały czas miał taką samą, ulizaną fryzurę. Nie pozwalał swoim czarnym włosom wymknąć się spod kontroli. Do tego był przeraźliwie chudy, a całe jego ciało pokrywały tatuaże. Łącznie z twarzą i penisem, co akurat Touyę nieco mierziło. Jasne, sam lubił tatuaże, ale zrobienie sobie brudnopisu z całego ciała to już przesada.

- Niestety, ale nie. Potrzebuję auta na jednorazową akcję - odparł, puszczając wredny komentarz mimo uszu.

   Cieszył się, że ich widział. Swego czasu on, Hound Dog, Ectoplasm i Cementoss byli nierozłączni. Ich team zawsze wygrywał. Po tym jak Touya się wycofał, ich drogi się rozeszły. Wiedział jednak, że dalej się ścigają i idzie im to naprawdę dobrze.

- Szkoda. Fajnie by było powitać cię znowu w teamie - stwierdził teraz Cementoss, odpalając sobie papierosa.

    Był najstarszy i najspokojniejszy z całej trójki. Posiwiał, a na jego twarzy pojawiło się więcej zmarszczek. W odróżnieniu od pozostałych, nigdy nie zrobił sobie żadnego tatuażu uznając, że jego ciało to świątynia, której nie będzie zdobił żadnymi bohomazami.

- Niestety. Praca w policji by mi się gryzła z wyścigami - odparł jedynie.

     Pogrążyli się w rozmowie na temat tego, co działo się u nich przez te wszystkie lata. W międzyczasie Touya oglądał wszystkie auta, szukając najlepszego dla siebie. Skoro już miał zamiar iść na tor, mógł spróbować również wygrać. Pokonanie niepokonanego Sharka byłoby czymś, co z pewnością poprawiłoby mu humor.

     Decyzja była trudna, ale ostatecznie wybrał Subaru należące do Ectoplasma. Co prawda mężczyzna nieco się z nim wykłócał o termin oddania, ale ostatecznie uległ. Później zaś pojechali za miasto, by się chwilę pościgać na wertepach. To upewniło Touyę w tym, że Subaru było dobrym wyborem. Miał tylko nadzieję, że nic już nie stanie mu na przeszkodzie w dotarciu na nielegalne wyścigi. Aresztowanie Sharka i jego kumpli byłoby bardzo satysfakcjonujące. Trzeba też było przyznać, że ta adrenalina, jaką czuł dzięki szybkiej jeździe, była nie do podrobienia.

     Szkoda, że nie mogę wrócić do teamu. Już zapomniałem, jak bardzo to kochałem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro