Rozdział 10.
Hej! Na początek kilka małych kwestii organizacyjnych.
1. Muszę wspomnieć, żeby nie było niedomówień: wiem, że w mandze Dabi i Touya to jedna osoba. Po prostu po zobaczeniu jednego cudownego artu uznałam, że fajnie by było rozbić ich na dwie zupełnie różne osoby i oto powstało (jak na razie) 333 strony książki w wordzie na podstawie tej jednej myśli "a gdyby tak...".
2. Będę publikować 3 razy w tygodniu (wtorki, czwartki i soboty).
3. Dziękuję wszystkim za aktywność, głosy i komentarze. Kocham was! <3
4. Jako że lubię wchodzić w dyskusje z czytelnikami - zapraszam do zadawania pytań (niekoniecznie dotyczących tego opowiadania) i składania ewentualnych zamówień. Mam bowiem w planach stworzenie książki z one shotami (chociaż znając mnie te one shoty przerodzą się w dłuższe historie xD).
5. Gdyby ktoś szukał osoby do sprawdzania rozdziałów, to w sumie jestem chętna. ;>
6. Uświadomiłam sobie, że wypada wspomnieć o czymś jeszcze. Pisałam tą historię typowo pod siebie i pod moją przyjaciółkę, więc nie zdziwcie się, że później pojawiają się paringi dziwne i nie mające ani grama podstaw. My obie jako multishiperki potrafimy shipować ze sobą wszystko co się rusza i generalnie dla zabawy, a nie mangowych podstaw. Także chciałabym zobaczyć wasze miny jak przeczytacie wszystko, co do tej pory wyskrobałam. XD
Dobra, już nie przedłużam, bo się rozgadałam jakoś tak wyjątkowo. XD
UWAGA NA ROZDZIAŁ! +18 i drama. Ostrzegam, żeby nie było. I nie zabijcie mnie za to co tu się odwaliło. XD
***
Bakugo wgryzł się w szyję Kirishimy, na co ten lekko się szarpnął. Jądra blondyna obijały się o jego tyłek, a ciało podskakiwało lekko, gdy pieprzył go z całych sił. Oderwał się od niego po dłuższej chwili, by zaczerpnąć tchu.
Z satysfakcją patrzył na zarumienioną twarz Kirishimy i wkurw zmieszany z bólem i rozkoszą w jego oczach. Uśmiechnął się do niego wrednie, cholernie zadowolony. Kiri tak pięknie wyglądał, gdy próbował wyszarpnąć ręce z kajdanek. W ustach miał knebel, który wyjątkowo mocno go drażnił.
Widzę, jaką ma ochotę puścić wiązankę przekleństw. W końcu nie zdążył mnie opieprzyć za to, że znowu założyłem mu obrożę.
Mężczyzna wił się pod nim i szarpał, a wreszcie doszedł, brudząc spermą ich brzuchy. Mięśnie Kirishimy zacisnęły się na penisie Katsukiego, co sprawiło, że cicho zamruczał. Wbił palce w biodra rekinka, pieprząc go jeszcze mocniej, o ile to w ogóle było możliwe. Wreszcie i on spuścił się obficie w tyłku mężczyzny. Wyszedł z niego i pochylił się, by przesunąć językiem po jego uchu.
- Seks jest o niebo lepszy, gdy nie słucham twoich przekleństw - mruknął, po czym zsunął się niżej, by zrobić malinkę obok jego sutka.
Kiri warknął przez knebel i znowu się szarpnął. Bakugo doskonale wiedział, że go rozjuszył. Mimo że seks mu się podobał, to cała otoczka i to, że blondyn w zasadzie całkiem zignorował jego zdanie i zapewne również potrzeby, już niekoniecznie.
Nie będę go przepraszał. Sam się zgodził na taką relację. Chcę i mam.
Stawiał malinki na klacie mężczyzny, w dalszym ciągu olewając to, że ten chce się już uwolnić. Nie miał zamiaru go wypuszczać, ani wyjmować mu knebla. Było dobrze tak jak teraz. Tym bardziej, że miał ochotę się jeszcze pobawić.
Przesunął językiem od podstawy jego penisa aż do szyi, zgarniając nim po drodze nieco spermy. Spojrzał na twarz chłopaka i pogłaskał go po policzku.
- Nie bierz tego do siebie, Kiri. Ja tylko biorę co moje - powiedział, uśmiechając się przy tym jak rasowy psychol.
Nieco pożałował tych słów zaraz po tym, jak je wypowiedział, nie pozwolił jednak myślom zejść na zły tor. W oczach mężczyzny pojawiło się niedowierzanie, a już szczególnie, gdy Bakugo pochylił się w stronę szafki nocnej i wygrzebał z szuflady wibrator. Z gardła rekinka wydobył się jęk protestu, który jednak został zignorowany. Katsuki jednym, płynnym ruchem wsunął w niego włączoną na najwyższe obroty zabawkę. Poruszył nią szybko kilka razy, a potem wepchnął swojego penisa obok niej.
Gdyby Kirishima nie miał knebla, jego krzyk z pewnością usłyszeliby pozostali mieszkańcy rezydencji. Szarpnął się mocno, raniąc sobie przy tym nadgarstki.
- Oi, przecież lubisz na ostro. Powinieneś być mi wdzięczny za te wrażenia - mruknął Bakugo, tylko przewracając oczami. - Wiem, że ci się to podoba, ale twoja urażona duma nie pozwala ci się do tego przyznać - dodał.
Nie powinienem mówić rzeczy, których sam nie chciałbym słyszeć. Tsk.
Polizał go po policzku, cały czas ruchając go tak, jakby już nigdy miał nie zamoczyć. Mocno, agresywnie. Jego penis ocierał się o wibrator, co dawało mu dodatkowe wrażenia. Kirishima leżał już w miarę spokojnie. Jęczał w knebel, a powieki miał zaciśnięte. Po reakcjach jego ciała Bakugo wnosił, że stopniowo się odprężał i nawet jeśli na początku czuł jedynie ból, tak teraz zaczął z tego wynosić coś dla siebie.
Dobrze mieć pod sobą masochistę. Przynajmniej nie będzie mi potem płakał, że go skrzywdziłem. Ale jeśli zarzuci mi gwałt, zapierdolę gnoja bez mrugnięcia okiem.
- Mój mały, grzeczny rekinek... - sapnął czując, jak wreszcie zaczyna z niego schodzić cała nagromadzona złość.
Wkurw na Dabiego, a potem na Kaminariego sprawił, że musiał się wyżyć. Wiedział, że to okropne z jego strony, ale skoro miał już Kirishimę pod ręką, wykorzystał to. Zresztą, Kiri już się chyba przyzwyczaił do tego, że Bakugo wyżywał się głównie seksualnie lub spuszczając komuś wpierdol.
Wreszcie poczuł, że dłużej już nie może. Ponownie „napełnił" spermą odbyt Kirishimy i opuścił jego ciało. Widząc jednak, że ten nie doszedł, zaczął ruszać w nim zabawką, na wszelkie możliwe strony. Wpychał ją jak najgłębiej i wyciągał, dopóki nie osiągnął celu.
Wyłączył wibrator, ale specjalnie zostawił go w tyłku Kirishimy, żeby go jeszcze podkurwić. Położył się na nim i dossał do jego szyi, jednocześnie próbując uspokoić oddech. Odprężył się i zmęczył, więc nie zamierzał więcej razy go bzykać, ale nie znaczyło to, że go wypuści ze swojej sypialni.
- Zostajesz dziś ze mną. Nie rozkuję cię ani nie wyjmę knebla, bo nie chcę, żebyś wszystko zepsuł swoimi wrzaskami - szepnął mu do ucha. Kiri warknął coś i szarpnął ciałem tak, jakby chciał go z siebie zrzucić. - Spokój. Masz być grzeczny - warknął od razu, unosząc głowę, by spojrzeć na jego twarz.
Kirishima był nie tylko wściekły. Przede wszystkim wyglądał na zranionego. Bakugo wiedział, że nie lubił być traktowany przedmiotowo. Może na wiele się zgadzał podczas łóżkowych eksperymentów, ale zawsze powtarzał, że nie jest jego zabawką i robi to, bo chce, a nie dlatego, że musi.
- Nie patrz tak na mnie, bo nic ci to nie da - mruknął jedynie i sturlał się z jego ciała. Poprawił koszulkę, którą cały czas miał na sobie i wstał po papierosa. Nie chciał już patrzeć na Kirishimę, bo jego wzrok sprawiał, że zaczynał czuć się podle z tym, co zrobił. A uczucia były tym, czego tutaj nie chciał.
Prościej by było, gdyby to był ktoś inny. Zaczyna mi się go robić szkoda. Przez niego staję się pizdą i chyba powinienem to skończyć, zanim się przywiążę. O ile już nie jest na to za późno...
Zawsze stawiał przed sobą ogromny mur. Na innych ludzi patrzył z dystansem, oceniał ich intencje i poziom przydatności. Niektórych tolerował, innych lubił, ale większość była mu obojętna. Skłamałby jednak, gdyby powiedział, że nienawiść jest mu obca.
Z Kirishimą był taki problem, że był bardzo bezpośredni, rozbrajająco uroczy i beztroski. Prosty chłopak, dla którego białe to białe, a czarne to czarne. Był optymistą, a jego podejście do życia było bardzo proste. Gdy czegoś chciał, dążył do tego, by to mieć. Oczywiście, kasa odziedziczona po rodzicach znacznie mu wszystko ułatwiała. Jednak często zachowywał się tak, jakby wszystko było możliwe. Był szalony, seksowny i po prostu taki... poczciwy. Przyciągał do siebie ludzi i sprawiał, że chcieli go chronić przed złem świata.
W tym przypadku to ja jestem tym złem. Przy mnie nie będzie miał dobrego życia... Nic nie mogę mu dać, poza seksem i naprawą tych jego żelastw.
Spojrzał w kierunku łóżka. Kiri odwrócił się do niego tyłem i nieco się skulił, na tyle na ile mógł przy przykutych do poręczy rękach. Katsuki westchnął cicho i zgasił papierosa w popielniczce. Tak na dobrą sprawę nie wiedział, co powinien z tym faktem zrobić. Prawda była taka, że nie chciał rezygnować z Kirishimy. Przez większość czasu byli zgrani w łóżku, poza tym szukanie kogoś innego do ruchania jakoś mu się nie uśmiechało. Relacja z Kirim trwała już tak długo, że nawet przestał myśleć o innych ludziach w kontekście seksualnym.
Poza tym, tu już nawet nie chodziło o seks. Przyjaźnili się. Zawsze mógł liczyć na tego kretyna i dlatego teraz tym trudniej było mu zachowywać się wobec niego jak fiut. Ale to, że bał się go stracić paradoksalnie sprawiało, że go od siebie odpychał.
Potraktowałem go jak zwykłą kurwę. Niszczę go, a jest ostatnią osobą, którą chciałbym zniszczyć. Ja pierdolę. Dlaczego musi być taki... frustrujący?
Położył się za nim i przytulił się do jego pleców. Bez słowa wyciągnął z niego zabawkę, która i tak zaczynała się wysuwać. Kirishima nawet się nie ruszył, ale Bakugo czuł, że lekko drży pod jego dotykiem.
- Nie umiem być tym, kim chciałbym dla ciebie być - szepnął, przymykając oczy. Zdusił w sobie kolejne słowa, które cisnęły mu się na usta. Zepchnął je w głąb siebie, tak jak zawsze spychał wszystko, łącznie z emocjami. Był okropnym człowiekiem, o czym Kiri wielokrotnie się przekonywał. Nie mógł go przy sobie zatrzymywać wylewną gadką, a potem dalej zachowywać się wobec niego jak ostatni kutas.
Jeśli po tym co zrobiłem sam będzie chciał, skończymy to. Ale na razie niech zostanie jak jest.
**
Kirishima czuł się okropnie wykorzystany przez Bakugo. Uwielbiał seks z nim i zwyczajnie nie był w stanie się NIE podniecić, gdy ten go rżnął. Ale sam fakt tego, że z marszu go zakneblował i skuł, już na starcie go zirytował. Może jeszcze by mu to wybaczył, gdyby nie to, co mówił i robił później...
A kiedy mężczyzna poinformował go, że go tak zostawi, poczuł się jeszcze gorzej. Nie mógł powstrzymać łez, dlatego odwrócił się do niego plecami. Przez pół nocy płakał jak małe dziecko, czując się tak, jakby z roli przyjaciela z korzyściami przeszedł do roli zwykłej zabawki, którą Bakugo trzymał przy sobie tylko po to, by ją ruchać i rozstawiać po kątach. Zaś jego ostatnie słowa pokonały go ostatecznie.
Pieprzony dupek. Nienawidzę go. Nienawidzę...
Zadrżał czując, że znowu zbiera mu się na płacz. Prawda była taka, że aż za bardzo zależało mu na tym skończonym idiocie i momentami nawet myślał, że z wzajemnością. Takie chwile jak ta boleśnie mu uświadamiały, że to tylko dziecinne mrzonki. Bakugo nie potrafił kochać. A to bolało bardziej, niż cokolwiek innego.
I co ja mam zrobić? Jestem za słaby, żeby z tym skończyć. To popieprzone...
Nagle poczuł, że Katsuki wyciąga mu knebel z ust. Z niemałą ulgą przyjął też fakt, że zaraz po tym rozkuł mu ręce. Od razu wykorzystał sytuację i uniósł się do siadu, pocierając dłonią nadgarstek. Zacisnął zęby, czując ból w dolnej partii ciała. Nie odezwał się ani słowem.
- Eijiro... - Bakugo przesunął dłonią po jego plecach, dość niepewnym gestem.
Coś nowego. Ruszyło go sumienie, którego nie posiada?
Wstał powoli z miejsca i rozejrzał się za ubraniami. Był obolały, spragniony, głodny i przede wszystkim chciało mu się siku. Nie miał zamiaru zostawać w tym pomieszczeniu ani sekundy dłużej, niż to konieczne.
Założył bokserki i koszulkę, po czym skierował się od drzwi. Zanim jednak zdołał do nich podejść, dłoń Bakugo zacisnęła się na jego nadgarstku.
- Kiri. Popatrz na mnie - polecił mężczyzna. Potrafił tylko rozkazywać i się rządzić.
Jeśli na niego spojrzę, rozsypię się.
Szarpnął jedynie ręką, chcąc wyrwać ją z niechcianego uścisku. Katsuki nie pozwolił mu na to. Chwycił mocniej i pociągnął go na siebie, od razu zamykając go w objęciach.
- Puszczaj - warknął, czując się jeszcze gorzej, niż chwilę wcześniej.
- Nie. Jeśli cię teraz puszczę, nie daruję sobie tego - odpowiedział blondyn poważnie.
- Ach, tak? Bo co, bo boisz się stracić maszynkę do ruchania? - Wyrwał się z jego objęć, dając się ponieść temu bólowi i frustracji, które odczuwał. - Byłem cierpliwy. Pozwalałem ci na wiele. Nigdy ci, kurwa, nie odmawiałem. Umiesz tylko brać, jebany egoisto! - ostatnie słowa wykrzyczał.
Poczuł, że po jego policzkach ciekną łzy. Katsuki patrzył na niego tak, jakby mu mocno przyłożył. Nawet lekko zbladł, a jego ręka zadrżała, gdy wyciągał ją w kierunku Kirishimy. On jednak nie zamierzał dać się dotknąć. Odtrącił dłoń.
- Masz mnie kompletnie w dupie, Bakugo. Wyżywasz się na mnie. Wszelkie frustracje, całą złość wlewasz w seks. Twoje pierdolenie o tym, że mnie doceniasz było tylko na pokaz i teraz to widzę. Obchodzi cię tylko czubek własnego nosa - dodał, już ciszej, lekko załamującym się głosem. - Jeśli zamierzasz mnie dalej tak traktować, to lepiej się do mnie nie zbliżaj - zakończył. Otarł łzy i ruszył do wyjścia. Tym razem Bakugo go nie zatrzymał.
**
Bakugo wiedział, że jeśli zostanie w rezydencji choćby chwilę dłużej, to rozpierdoli w pył cały swój pokój, a może nawet i większą część domu. Zanim jednak zdążył wyjść, do domu wrócił Kaminari, który zapewne spał u swojej dziewczyny. Sama myśl o tym sprawiła, że Katsuki tylko bardziej się wkurzył.
- Nie patrz na mnie tak, jakbyś chciał mnie zabić na miejscu - mruknął Denki, odsuwając się, by zejść mu z drogi. Bakugo jednak nie zamierzał wychodzić bez słowa. Złapał mężczyznę za kurtkę i niemalże wgniótł go w ścianę.
- Pieprzony idiota. Skąd wytrzasnąłeś tą laskę, co? - warknął czując, jak buzująca w nim złość wypełnia go od czubka głowy aż po koniuszki palców u stóp.
- Poznałem ją na koncercie. I nie, nie jest z półświatka. Zagrała tylko ten jeden koncert, na prośbę Aizawy - odparł Denki, wyraźnie zmęczony. W jego oczach można było jednak dostrzec obawę. W końcu każdy wiedział, na co stać Bakugo.
Katsuki nie wytrzymał. Zacisnął dłoń w pięść i przyłożył mu prosto w twarz. Głowa Kaminariego uderzyła o ścianę, a on sam wydał z siebie głuchy jęk i złapał się za bolące miejsce.
- Jeśli nie chcesz, żeby ta kobieta zginęła przez zadawanie się z tobą, lepiej ją rzuć - syknął, odsuwając się od niego na wyciągnięcie rąk. Miał ochotę jeszcze raz mu przyłożyć, ale powstrzymał się przed tym. - Wszyscy chyba ostatnio zapomnieliście, że jesteście w moim teamie. To JA tutaj rządzę, Kaminari. Narażasz nie tylko ją, ale i siebie.
- Mógłbyś przynajmniej na to spojrzeć jak przyjaciel, a nie jak szef, co? - Kaminari lekko się skrzywił, chyba nie dopuszczając do siebie myśli, że naraża kogokolwiek.
- Nie. Nie spojrzę na to jak przyjaciel. Przypomnę ci, że Dabi zaczyna się dookoła nas kręcić. Jeśli odkryje, że to my handlujemy dragami, które chciałby dostać każdy szanujący się gangster, pewnie będzie chciał to wykorzystać. Może nawet nas zabić. Jesteś dilerem, na pierwszym froncie. Przemyśl to sobie - warknął, zaciskając dłonie w pięści.
Ten idiota niczego nie rozumie. Wszyscy myślą chyba, że to jakaś pieprzona zabawa.
Kaminariemu zrzedła mina, gdy usłyszał te słowa. Spuścił wzrok, prawdopodobnie zastanawiając się, jakie są szanse na to, że Dabi cokolwiek wywęszy. Bakugo jednak nie zamierzał już czekać, aż się uzewnętrzni. Wyszedł, zapakował tyłek do Impali i pojechał... gdzieś. Po prostu przed siebie. Nie chciał już myśleć o głupocie Denkiego. Miał wiele do przemyślenia, ale w innej kwestii.
Cała sytuacja z Kirishimą była popieprzona. Zrobił to, co zrobił, bo tego potrzebował. Pomogło mu to się opanować i zrelaksować. Nie chciał być sam w nocy, a wiedział, że Kiri zrobi mu aferę i ucieknie, dlatego zostawił go skutego i zakneblowanego. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, jak się poczuł widząc jego wzrok.
Nienawidził, gdy do głosu dochodziły w nim jakiekolwiek uczucia. Złość była tym co znał, tak samo jak dystans do wszystkiego i wszystkich. Od lat nic nie było w stanie go ruszyć czy zranić, a teraz...
To co mi powiedział... to jak mnie widzi...
- Kurwa - warknął, dodając gazu. Skręcił ostro w jakąś polną drogę, wzbijając w powietrze tuman kurzu.
Kirishima miał rację, że był egoistą. Powiedział prawdę na temat tego, że potrafi się tylko na nim wyżywać. W sumie wszystko, co mówił, to jebana prawda. Gdyby usłyszał to z ust kogokolwiek innego, nawet by nie zwrócił na to uwagi. Ale Kirishima nie był po prostu „kimś".
Nigdy nikt nie był tak blisko mnie. Nikt nie złamał mojego muru, nikomu nie dałem się zbliżyć. Ale on...
Kiri praktycznie od początku ich znajomości chwiał grubymi posadami tego, co Bakugo wokół siebie zbudował. Powoli drążył w tym murze, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że to robi. A Katsuki uciekał. Uciekał jak tylko mógł. Zazwyczaj kończyło się to tym, że w jakiś sposób ranił Kirishimę, zwiększając między nimi dystans.
Zniszczę go. Jeśli będę próbował się zbliżyć, on...
Zadrżał na całym ciele na samą myśl, że przez bliski kontakt z nim Kirishimie mogłoby się coś stać. Teraz przynajmniej mógł się wyprzeć, że cokolwiek ich łączy. Byłby w stanie powiedzieć to bez wahania. Gdyby pozwolił sobie na uczucia raz, trudno byłoby później zatrzymać tą lawinę. Z drugiej strony, nie chciał go stracić. Po prostu nie wyobrażał sobie, że Kirishimy miałoby zabraknąć w jego życiu. Miał więc dwie opcje - pozwolić rekinkowi już teraz skończyć to, co między nimi było albo zdobyć się na odwagę i powiedzieć mu wreszcie, jak to wygląda z jego perspektywy.
Muszę to przemyśleć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro