Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8.

Nawet nie wiecie, jak się cieszę, że wreszcie coś ruszyło z tym blogiem! :D
Bardzo dziękuję wszystkim za komentarze, głosy i ogólnie aktywność! <3


***


     Nadszedł długo wyczekiwany przez Dabiego dzień, a mianowicie dzień wyścigu. Bardzo rzadko pojawiał się osobiście na torze, jednak dziś uznał, że musi zobaczyć zwycięstwo Togi. Upewnić się, że specyfik od Shigarakiego nie zawiedzie. Ponadto miał tutaj jeszcze jeden interes...

- Kurwa, Dabi. Patrz co odpierdolił Twice. - W głosie Compressa było słychać irytację, ale i zrezygnowanie.

     Dabi spojrzał w kierunku Twice'a i od razu pożałował. Mężczyzna właśnie zdjął spodnie i machał nimi jak flagą, jednocześnie robiąc jaskółkę. Był kompletnie nawalony, a jeszcze pół godziny temu stan rzeczy miał się zupełnie inaczej.

- Jak on to, kurwa, zrobił? - warknął, mając ochotę od razu sięgnąć po broń i odstrzelić mu ten pusty łeb. Twice wystawiał jego cierpliwość na próbę średnio co dwa dni, ale dzisiaj przesadził.

- Zabrał piwo ze schowka i uskutecznia swój styl pijanego żurawia - odpowiedziała z lekkim rozbawieniem Toga. Stała oparta o fioletowe Mitsubishi, którym dzisiaj miała się ścigać. Problem jednak był teraz jeden.

- W takim stanie nie sprawdzi, czy z samochodem na pewno wszystko w porządku - mruknął Compress, niezadowolony. Toga była jego oczkiem w głowie i nie chciał, żeby coś jej się stało. Każdy o tym wiedział. Facet strasznie jej matkował.

- Spacyfikuj go na razie, potem go zabiję. Mamy jeszcze trochę czasu, więc znajdę nam mechanika. Nikt nie odmówi szefowi gangu. - Uśmiechnął się dość psychopatycznie, z zadowoleniem stwierdzając, że ludzie omijali ich ekipę szerokim łukiem.

- No dobra - odparł niechętnie mężczyzna, po czym ruszył w kierunku Twice'a.

     Dabi z kolei namierzył wzrokiem czerwonego Mustanga, którym jeździł Shark. Z uśmiechem ruszył w jego kierunku, nawet nie musząc torować sobie drogi przez tłum. Zwycięzca każdego wyścigu rozmawiał właśnie z jakąś różowowłosą laską. Opierał się o auto, nawet nie zwracając uwagi na otoczenie. Oboje zorientowali się, że coś jest nie tak, gdy nagle wokół nich zrobił się większy luz. Wzrok jakim go zmierzyli mówił, że domyślają się, kim jest. W końcu o jego bliznach krążył legendy.

- Shark, prawda? - zagaił „przyjaźnie", opierając rękę zaraz obok jego głowy. Chłopaczek wyraźnie się zestresował.

     W sumie jest nawet uroczy. Przyjemnie byłoby wgryźć się w tą smukłą szyjkę.

- Tak, to ja - odpowiedział, krzyżując ręce na piersi. - A o co chodzi? - zapytał, unosząc lekko brew w górę. Próbował udawać spokój, co również było całkiem słodkie.

- Mam dla ciebie propozycję, mały. Taką nie do odrzucenia - zamruczał Dabi, zadowolony z emocji, jakie wywoływał. Pochylił się, całkowicie zaburzając mu przestrzeń osobistą. - Z tego co wiem, jesteś wolnym ptakiem. Nie jeździsz pod niczyim sztandarem. Chciałbym to zmienić, wiesz? - Przesunął językiem po wargach, w bardzo prowokacyjnym geście. Chłopak już nie krył lekkiego zdenerwowania. Nawet otworzył usta, by coś powiedzieć, ale szybko je zamknął.

- Nie - odpowiedział ktoś za Sharka.

     Dabi spojrzał z zaskoczeniem na mężczyznę, który wyłonił się zza Mustanga. Był dość wysoki, miał blond włosy i ostre rysy twarzy. Wydawało mu się, że w jego piwnych oczach przez moment widział czerwony błysk, jednak pewnie wynikało to z gry światła. Wycierał ręce w szmatkę, która z fioletowej stała się czarna od smaru.

- Shark nie jeździ dla nikogo, a już tym bardziej dla gangu. Nie pakujemy się w takie rzeczy. - Głos blondyna przypominał raczej warczenie drapieżnego zwierzęcia. Jego dziki wyraz twarzy skutecznie przyciągał wzrok.

     Interesujące.

- A kimże ty jesteś, by decydować za zwycięzcę, hm? - zapytał, odsuwając się od Sharka tylko po to, by mieć lepszy widok na blondyna. Zmierzył go wzrokiem od góry do dołu. Nie umknęło jego uwadze to, że chłopaczek odwdzięczył się tym samym.

- Jego mechanikiem, a co? Coś ci przeszkadza? - zapytał chłopak oschle, krzywiąc się przy tym.

- Hej, Dynamit. Myślę, że mogę sam za siebie mówić - stwierdził Shark, drapiąc się po głowie. Wydawało się, że wraz z chwilą pojawienia się blondyna, zeszło z niego całe zdenerwowanie. - Ale fakt, masz rację. Nie chcę dla nikogo jeździć, ani pakować się w żadne gangi. Także jakby to... odrzucam propozycję nie od odrzucenia. - Wzruszył ramionami.

- Dobrze zapłacę. Do tego nie będziesz musiał do nas dołączać. Po prostu pojeździsz dla mnie. - Dabi znowu przeniósł wzrok na Sharka.

     W normalnych warunkach by go po prostu zmusił, ale postanowił odłożyć to na kolejną okazję. Tym bardziej, że potrzebował mechanika, a żaden nie będzie lepszy niż ten, który naprawiał auta zwycięzcy.

     Chętnie wziąłbym rekina na smycz już teraz, ale...

- Skoro jeździłbym dla ciebie, od razu byłbym na celowniku twoich wrogów. Kto by mi uwierzył, że do ciebie nie dołączyłem? Nikt. - Shark ponownie wzruszył ramionami, przyjmując obojętny wyraz twarzy.

     Mi nikt nie odmawia. Czy oni o tym nie wiedzą?

- Po prostu to przemyśl. Masz czas do następnego wyścigu - odparł poważnie, przenosząc wzrok znowu na blondyna. - Dynamit, hm? Mój mechanik schlał mordę. Potrzebuję kogoś, kto sprawdzi auto mojej zawodniczki. - Podszedł do niego, blisko. Chłopak był od niego niższy o głowę, co raczej go nie cieszyło. Widział jak ten się zirytował tym, że musiał zadrzeć tą piękną twarzyczkę do góry. - Pomożesz? - zamruczał, przesuwając palcem po jego policzku.

     Jakież było jego zaskoczenie, gdy Dynamit odtrącił jego rękę. Nikt nigdy nie odważył się zrobić czegoś podobnego. Wszyscy się go bali i wiedzieli, że lepiej go nie prowokować. A ten bachor nie dość, że odmówił mu za Sharka, to jeszcze nie dał grzecznie się dotykać.

     Naprawdę interesujące.

- Mogę sprawdzić to auto, ale masz się odpieprzyć od Sharka i nie próbować go namawiać, żeby dla ciebie jeździł. W innym wypadku radź sobie sam albo ryzykuj, że jakiś chujowy mechanik coś spartaczy - warknął, krzyżując ręce na piersi. W jego wzroku widać było wyzwanie, które Dabi wręcz zapragnął podjąć.

     Odważny. Podoba mi się.

- Tylko jeśli mnie nie oszukasz - mruknął, uśmiechając się w sposób przywodzący na myśl wilka, który właśnie zaczaił się na owieczkę z zamiarem zjedzenia jej. - Jeżeli powiesz mi, że wszystko jest okay, a potem coś stanie się w trasie... Shark będzie dla mnie jeździł. To i tak wspaniałomyślne z mojej strony. Pamiętaj, z kim rozmawiasz - zamruczał mu do ucha.

- Dobra. - Dynamit wzruszył ramionami, mało przejęty.

     Dabi wyszczerzył zęby, zadowolony. Machnął na niego ręką i ruszył w stronę fioletowego Mitsubishi. Blondyn szybko zrównał z nim krok, mimo wszystko trzymając się poza zasięgiem jego rąk. Gdy znaleźli się przy samochodzie, chłopak zrobił wręcz zdegustowaną minę. Auto było bardzo babskie. Serduszka na alusach, kwiatuszki na bokach...

- Co za paskudztwo - stwierdził z pogardą, co wywołało wybuch śmiechu u Dabiego.

- Też tak uważam - odparł, przyglądając się mu.

- Oi, Dynamit! Słyszałam o tobie! - Toga podskoczyła i klasnęła w dłonie.

    Cała się przy okazji zarumieniła, co świadczyło o tym, że blondyn z jakiegoś powodu był jej idolem. Dziwne jednak było to, że zupełnie zignorowała obraźliwą uwagę na temat swojego ukochanego autka. Zawsze rzucała się z łapami na ludzi, którzy choćby odważyli się na niego krzywo spojrzeć.

- Ta? - mruknął chłopak jedynie, po czym zajrzał pod maskę auta. Toga od razu do niego doskoczyła.

- Słyszałam, że pobiłeś pięciu facetów, którzy chcieli zgwałcić jakąś kobietę. To prawda? - zapytała, nic nie robiąc sobie z tego, że blondyn się irytował.

     Hmm... obrońca uciśnionych? Nie pasuje to do niego.

- Prawda - odparł po prostu, marszcząc brwi. Wreszcie zamknął maskę i wsunął się pod auto. Toga położyła się na ziemi, na brzuchu, by kontynuować rozmowę. Nie dbała przy tym o to, że może ubrudzić swoje różowe spodnie i koszulę w tym samym kolorze.

- Dobrze wiedzieć, że są jeszcze tacy faceci na świecie. - Westchnęła z rozmarzeniem. Machała nogami w powietrzu, wgapiając się w niego jak w obrazek.

- Toga. Daj mu pracować - odezwał się wreszcie Dabi. Dziewczyna spojrzała na niego z zawodem, po czym fuknęła coś pod nosem i wstała, otrzepując ubranie z trawy. - Idź do Compressa - polecił jej jeszcze.

     Sam oparł się o samochód, czekając cierpliwie, aż chłopak skończy wszystko sprawdzać. Do wyścigu zostało mało czasu, a musiał jeszcze dać Todze narkotyk. Shigaraki mówił, że najlepiej podać go bezpośrednio przed, bo efekt pojawia się szybko.

     Wreszcie Dynamit wygrzebał się spod auta, z dość ponurą miną. Dabi uniósł brew w górę, czekając na wieści, które zapewne nie będą zbyt dobre. Już czuł, jak gromadzi się w nim irytacja.

- Turbina. Rozpierdoli się na trasie - stwierdził, wycierając ręce w spodnie.

- Ach, tak? A nie mówisz tak tylko po to, żeby się wybronić? - zapytał Dabi, krzyżując ręce na piersi. Nie mógł oderwać wzroku od jego twarzy.

- Wystaw ją, a sam się przekonasz. Skoro mi nie wierzysz, to po co była ta cała umowa? - prychnął blondyn, na nowo wkurzony. Wyglądało na to, że wystarczyło jedno słowo, by go uruchomić.

     Słodziak. Ciekawe, czy w łóżku też by się tak denerwował. Mrau.

- Nie wycofam się, ale wystawię kogoś innego. Jeśli się rozpieprzy, wtedy być może ci podziękuję. - Uśmiechnął się zadziornie. Odbił się od auta i podszedł do niego, łapiąc go mocno za szczękę. - Dotrzymam słowa i nie będę gnębił Sharka... - mruknął, przesuwając językiem po policzku chłopaka.

     A wtedy dosięgła go pięść sprawiedliwości. Dynamit, wkurwiony sto razy bardziej niż chwilę temu, sprzedał mu mocny cios w twarz, z prawego sierpowego. To sprawiło, że zaskoczony Dabi puścił go i nawet cofnął się o krok. Patrzył na niego z niedowierzaniem.

     Czy on mnie właśnie...?

- Jeszcze raz mnie, kurwa, dotkniesz... a urwę ci fiuta i wsadzę go w dupę - zawarczał, wręcz emanując złowieszczą aurą. Zmierzył go jeszcze zabójczym spojrzeniem, po czym odwrócił się na pięcie i ruszył szybkim krokiem w kierunku swojej ekipy, która cały czas miała ich na oku.

- Dabi? - Compress, który pojawił się jakby znikąd, ewidentnie próbował kryć rozbawienie. W końcu widok jak Dabi dostaje w mordę był czymś naprawdę wyjątkowym i niespotykanym.

     Przypierdolił mi. On naprawdę to zrobił. Nie boi się konsekwencji?

     Minęła chwila, zanim wyszedł z szoku. Dotknął swojego policzka, patrząc za mężczyzną, który już dotarł do swojego teamu. Musiał przyznać, że bachor ma parę w ręce. Policzek pulsował bólem. Mimo tego, na jego twarz powoli wychodził uśmiech, a wraz z nim powstała decyzja.

- Compress. Chcę go - powiedział, powoli przesuwając językiem po wargach. Spojrzał na swojego towarzysza, który nie wyglądał na zadowolonego.

- Mam ci go dostarczyć? Przecież on jest tutaj kurewsko znany. Od razu pójdzie na ciebie, gdy zaginie - mruknął niechętnie. Zawsze próbował być głosem rozsądku.

- Nie, mój drogi. Tym razem zrobię to bardziej... tradycyjnie - zamruczał, uśmiechając się szerzej.

     Osaczę go. Namieszam mu w głowie. A wreszcie będzie mój. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro