Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 67.

Dzień dobry, drodzy Czytelnicy. Przybywam do Was z przedostatnim rozdziałem tej długiej historii. Przyznam szczerze, że ten rozdział pisałam bardzo długo, kilkukrotnie zmieniałam treści, a i tak nie jestem do końca z niego zadowolona. Przekazałam w nim wszystko, co chciałam przekazać, ale niestety jakość pozostawia wiele do życzenia. Wszystko przez brak czasu i weny. Wypaliłam się co do tej historii już dłuższy czas temu, co zresztą było widać po częstotliwości dodawania rozdziałów i jakości tych ostatnich. Mam mimo wszystko nadzieję, że takie rozwiązanie sprawy przypadnie wam do gustu. 

Ostatni rozdział pojawi się - mam nadzieję - jeszcze w lutym, a wraz z nim epilog. Co do rozdziału bonusowego - to się jeszcze okaże. 

Dziękuję wszystkim, którzy dotrwali do tego momentu, za wszystkie głosy i komentarze, a także słowa wsparcia, które niejednokrotnie od Was słyszałam :)


***


    Zgodnie z przewidywaniami Bakugo, ludzie Kurogiriego czekali na nich przy wejściu do piwnicy. Kirishima perfekcyjnie odegrał zaskoczonego i jednocześnie wystraszonego tym, że „ich plan spalił na panewce". Przez moment udawali, że próbują stawiać opór, ale dziesięciu mężczyzn dość szybko ich spacyfikowało. Odebrali im pistolety i wykręcili ręce za plecy.

- Cholera jasna. I co teraz, Bakugo? – jęknął Kaminari, patrząc na niego z udawanym zdenerwowaniem.

- Stul ryj – warknął na niego jeden z przeciwników.

    Katsuki tylko zaklął pod nosem. Nie mieli teraz innego wyjścia, jak tylko pójść za nimi. Mężczyźni nie wypowiedzieli już ani słowa. Prowadzili ich krętymi korytarzami, pomalowanymi na okropny żółty kolor. Gdzieniegdzie ze ścian odpadał tynk, a mnóstwo pajęczyn i wszechobecny brud wyraźnie mówiły, że nie była to uczęszczana część budynku.

     Bakugo z początku starał się zapamiętać drogę, ale szybko sobie odpuścił. Nie było sensu nawet próbować, bo podziemia rej rudery były za bardzo rozbudowane. Skupił się za to maksymalnie na zadaniu, jakie mieli przed sobą. Wiedział, że nie będzie łatwo wyciągnąć stąd Touyę. Kurogiri, w przeciwieństwie do Kaia i Hawksa, był przebiegły i inteligentny. Na pewno nie spodziewał się, że Katsuki dał się złapać celowo i że akurat Toga jest ich asem w rękawie, ale nadal zbyt wiele rzeczy mogło pójść nie tak. Jeśli ten szalony plan zawiedzie, nie będzie już kogo ratować.

     Wreszcie mężczyźni wyprowadzili ich z podziemi na parter i wepchnęli do dużej sali. Była bogato zdobiona złotymi i srebrnymi dodatkami, licznymi obrazami przedstawiającymi różnorakie abstrakcje i przede wszystkim czysta. Za wielkim, mahoniowym biurkiem, które zajmowało znaczną przestrzeń, wisiał na ścianie zakrwawiony Touya. Wbił w Bakugo zamglone spojrzenie i wydał z siebie cichy jęk przez knebel, który miał w ustach. Katsuki odruchowo chciał do niego podbiec, ale przeszkodził mu w tym stojący za nim mężczyzna. Mocniej wykręcił mu ręce i warknął głucho. Na fotelu, rozłożony niczym król, siedział Kurogiri. Uśmiechał się delikatnie, wyraźnie zadowolony. Pozostała część ich ekipy również już znajdowała się w pomieszczeniu, bardziej na lewo od wejścia. Ojiro miał twarz zalaną krwią, co wyraźnie powiedziało Bakugo, że próbował stawiać opór większy, niż uzgodnili. Za to na krześle tuż przed nimi siedział Dabi w obstawie dwóch typów, którzy przyciskali lufy pistoletów do jego potylicy.

- Wszyscy już są, więc możemy zaczynać. Swoją drogą, miło cię znowu widzieć, Katsuki. – Kurogiri wstał powoli z miejsca i uśmiechnął się do niego szeroko.

- Nie jestem tak zadowolony z tego spotkania, jak ty – prychnął w odpowiedzi. Mężczyzna, który go trzymał, pchnął go mocno do przodu, przez co ledwo był w stanie utrzymać równowagę.

    Przynajmniej goryl mnie puścił i mam jakiekolwiek pole manewru. Ale w tej chwili niebezpiecznie byłoby działać. Muszę wyczuć dobry moment.

- Czego chcesz od Touyi? Po co cała ta maskarada? – zapytał, wbijając nieufne spojrzenie w Kurogiriego.

- Proszę cię o jeszcze odrobinę cierpliwości, Katsuki. Z przyjemnością odpowiemy na wszystkie twoje pytania – odparł mężczyzna. Wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i odpalił sobie jednego.

- My? – zapytał spokojnie Dabi. Kątem oka przyglądał się Bakugo, jakby czekał na jego ruch.

    Pewnie zastanawia się, dlaczego jako jedyny nie jestem już trzymany. Sam chciałbym to wiedzieć.

- Kogo jeszcze masz na myśli? – zapytał po chwili Shoto, dość niecierpliwie. Po chwili też został pchnięty w przód, jednak goryl dalej go trzymał. Mieszaniec szarpnął się mocno, co przypłacił jedynie tym, że jego ręce zostały jeszcze mocniej wykręcone do tyłu.

    Kurogiri uśmiechnął się szerzej, ale nic nie powiedział. Palił spokojnie papierosa, a cisza zdawała się przedłużać w nieskończoność.

- Dobre pytanie, Shoto Todoroki – powiedział nagle ktoś, kogo Bakugo się tutaj ani przez moment nie spodziewał. Sądząc po reakcji Dabiego, on też nie.

     Katsuki przekręcił powoli głowę w tył i napotkał spojrzenie Shigarakiego Tomury. Ubrany był cały na czarno, wręcz elegancko. Tak, jakby wybierał się na naprawdę ważne spotkanie. Swoje długie, szare włosy związał w kucyk, a uśmiech tryumfu na jego twarzy zdawał się wręcz błyszczeć w pomieszczeniu, ozdabiając je bardziej, niż wszystkie te brzydkie obrazy. Wyminął wszystkich i po chwili stanął obok Kurogiriego, który właśnie gasił peta w popleczniczce.

- Wybacz, Katsuki, że nie dałem rady zmylić Hawksa i Overhaula, przez co spotkała cię ta okropna sytuacja. Do dzisiaj pluję sobie w brodę, że cię nie ochroniłem – rzucił Tomura, ze słyszalnym smutkiem w głosie. Bakugo zesztywniał, nie spodziewając się z jego ust takich słów. To dziwniejsze niż sama jego obecność tutaj, pomyślał.

- A dlaczego niby miałbyś chcieć ich zmylić? – syknął i zacisnął dłonie w pięści. Wbijał paznokcie w swoje dłonie, nie chcąc przypadkiem wybuchnąć i wykonać pochopnego ruchu. Słyszał, że jego ludzie byli poruszeni słowami Tomury, ale nie obrócił się, by na nich popatrzeć.

- To trochę długa historia, ale mamy czas, prawda? – Shigaraki uśmiechnął się szeroko i zasiadł w fotelu, a Kurogiri stanął za nim, z dłońmi splecionymi za plecami. – Abyście dokładnie wszystko zrozumieli, musimy cofnąć się do czasów, w których mój ojciec zaprzyjaźnił się dość mocno z pewnym szanowanym biznesmenem, który wprowadził go do swojej rodziny, zapoznał z żoną i dziećmi. Ten biznesmen był prawdziwą gnidą, która znęcała się nad rodziną, ale mój stary wcale lepszy nie był, więc uznawał to za przejaw siły. Jak na tyrana przystało, prawda? – Zaśmiał się cicho, wbijając wzrok w Shoto, a potem w Dabiego. Zignorował Touyę, który ponownie cicho jęknął. Za to Kurogiri widocznie uznał, że to najwyższa pora, aby pozwolić mu dołączyć do dyskusji, bowiem podszedł do niego i wyciągnął mu knebel z ust.

- Endeavor – mruknął Bakugo, przeciągając sylaby. W jego ustach ta ksywka brzmiała jak nazwa czegoś niesamowicie plugawego. Wypalone znamiona na plecach zapiekły na samo wspomnienie okrucieństwa tego mężczyzny.

- Otóż to. – Shigaraki klasnął w dłonie, zachwycony tym, że wszystkie spojrzenia wbite są w niego. Nawet Shoto się nie odezwał, mimo że wyraźnie miał na to ochotę. – Mój ojciec w jednym z synów Endeavora upatrzył sobie zastępcę. Kogoś, kto miał potencjał, aby zostać wielką, mafijną szychą. Zachwycał się jego niesamowitą inteligencją i okrucieństwem. Chciał za syna ciebie, Tetsuo Todoroki. – Głos Tomury stał się lodowaty, tak samo jak jego spojrzenie.

     Dabi skrzywił się mocno, słysząc te słowa. Shoto zaklął głośno, a Kirishima wydał z siebie zaskoczone „że jak?". Bakugo za to stał jak słup soli, niezdolny do żadnego ruchu. Zaczynał powoli rozumieć, do czego zmierza mężczyzna, ale nie bardzo rozumiał, jaka w tym wszystkim miała być jego rola.

- Wiedziałeś o mnie od początku, prawda? - zapytał Dabi cierpko, ale został zignorowany.

- Ojciec zdobył zaufanie Endeavora, a potem nakazał swoim ludziom wywołać pożar, który oddzieli cię od rodziny. Na jego nieszczęście, doznałeś w nim większych obrażeń, niż się spodziewał. Ludzi za to odpowiedzialnych od razu rozstrzelał. W końcu zniszczyli jego cenny skarb, ale... nie ma tego złego, prawda? Gdy okazało się, że straciłeś pamięć, łatwiej było wmówić ci, że wszyscy twoi bliscy nie żyją, a on cię łaskawie przygarnął pod swój dach. Zrobił z ciebie maszynę do zabijania, jednocześnie rozczarowując się raz po raz swoim prawdziwym synem, który był chorowity i fizycznie nie dorównywał jego faworytowi. – W głosie Tomury brzmiała pogarda. – Wtedy właśnie obiecałem sobie, że się zemszczę. Przez lata obmyślałem jak najlepszy plan, poznawałem zarówno ciebie, jak i twoich braci... i nagle mnie olśniło.

- Gdzie jest teraz Endeavor? - wychrypiał z trudem Touya. Wyglądał, jakby ledwo zachowywał przytomność, a to zaniepokoiło Katsukiego.

- Chciałeś się zemścić, bo tatuś cię nie kochał? – zakpił z kolei Kaminari, za co od razu dostał mocny cios łokciem w plecy od trzymającego go oprycha. Kirishima syknął na niego ostrzegawczo, za co Bakugo był mu wdzięczny.

     Wszyscy wiedzą, że ten skurwiel jest piekielnie inteligentny i że trzeba uważać, gdy robi się z nim interesy, ale dopiero teraz zaczęło do mnie docierać, jak bardzo niebezpieczny jest.

- To nieco bardziej skomplikowane, Denki – odpowiedział spokojnie Tomura, uśmiechając się przy tym w ten sam, tryumfujący sposób. Zachowywał się, jakby pytanie Touyi w ogóle nie padło. – Dabi sądził, że dowiedziałem się o jego istnieniu dopiero po śmierci ojca, ale to nieprawda. To ON nie był świadomy, że All for One ma syna, który jest dla niego jedynie wrzodem na dupie. Mój geniusz nigdy nie był przez niego doceniany, dlatego tak łatwo było go podejść. Wyczułem odpowiedni moment, otrułem go i przejąłem cały interes tuż pod nosem Dabiego, który nawet nie wiedział, że to on miał zostać szefem. Stary nigdy nie był zbyt wylewny, dlatego dopóki nie upewniłby się, że jego faworyt dźwignie odpowiedzialność, nie przekazałby mu stanowiska.

- W chuju bym miał to stanowisko. Już dawno miałem swój własny gang i nie podlegałem staremu – prychnął Dabi, wyraźnie wytrącony z równowagi. – Dlaczego po prostu ze mną nie porozmawiałeś? Myślałem, że mimo jawnego braku zaufania nasze relacje biznesowe są na dobrym poziomie – syknął, ledwo powstrzymując się od wstania z miejsca.

- Braciszku mój drogi, przyszywany... W tamtych czasach nie byłbyś raczej skłonny do polubownego załatwienia sprawy. Zniszczyłbyś mnie, tak samo jak ja od początku planuję zniszczyć ciebie. – Tomura spojrzał na niego z politowaniem. – Trzymałem cię z dala od braci, żebyś się przypadkiem nie nawrócił. A w międzyczasie szukałem kogoś, kto mógłby załatwić sprawę za mnie, nawet o tym nie wiedząc.

- I tu wkraczam ja – wtrącił się Kurogiri, przesuwając spojrzeniem po obecnych, aż wreszcie zawiesił je na Bakugo. – Tomura poprosił mnie, abym znalazł mu osobę, która potrafiłaby rozkochać w sobie Dabiego i zmiękczyć jego zatwardziałe serce... albo przynajmniej go zabić. Kiedy poznałem Katsukiego, wybór wydawał się oczywisty.

- Co? – Bakugo tylko tyle był w stanie z siebie wydusić. Wbił spojrzenie w tak samo zaskoczonego Dabiego, ale ich kontakt wzrokowy został szybko przerwany przez mężczyzn, którzy dalej mierzyli bronią do najstarszego Todorokiego.

- Niezależnie od tego, jak traktowali cię Kai, Hawks i nawet Endeavor, ty nie traciłeś tego ognia w spojrzeniu. Obserwowałeś otoczenie i robiłeś wszystko, aby jak najmniej ucierpieć. W każdej sekundzie szukałeś sposobu na ucieczkę z piekła. Po konsultacji z Tomurą uznaliśmy, że będziesz najlepszy. Z początku chciałem cię odkupić, ale dyrektor się nie zgadzał, więc stworzyłem ci idealne warunki do ucieczki i odpowiednio nakierowałem na Shigarakiego. Znaleźliśmy też najlepsze osoby do twojego teamu i wystarczyło tylko sprawić, że się spotkacie. Mina była pierwszym wyborem. Bystra złodziejka, która potrafiła za pomocą swojego wyglądu zdobyć co tylko chciała. Ambitna, zadziorna i przede wszystkim samotna. Wiadomo już było, że nie odmówiłbyś damie w potrzebie, więc zaaranżowałem sytuację, w której mogłeś się wykazać, a ona z wdzięczności zaprosiła cię na drinka. – Kurogiri uśmiechnął się do Miny.

- Niemożliwe... To jest niemożliwe, żebyście to wszystko zrobili... - jęknęła dziewczyna. Drżenie jej głosu wskazywało na to, że albo będzie płakać albo już to robi. Bakugo chciał na nią spojrzeć, ale nie odważył się oderwać wzroku od Tomury.

      Nie wierzę.

- Jakim cudem... Jakim prawem? – wycharczał Katsuki czując, że trzęsie się nie tylko ze złości, ale i z przerażenia. Niemożliwym było, aby tych dwoje wymyśliło tak skomplikowany, pełen szczegółów plan i w dodatku wprowadzili go w życie. – Przecież tutaj w grę wchodził czynnik ludzki. Jak mogliście to wszystko przewidzieć i tym pokierować?

- To proste. Obserwowałem was wszystkich przez lata z myślą, że możecie się kiedyś przydać. – Tomura wzruszył lekko ramionami. – Sero jako niepewny siebie haker też został z łatwością podstawiony. Twoje spotkanie z Aizawą miało się odbyć w nieco innych okolicznościach, ale ostatecznie skończyło się tak, jak zaplanowałem. Kirishima i Kaminari? Łatwa sprawa, wystarczyło namówić ich do przyjścia na tor z zepsutym autem. Wiedziałem, że Eijiro będzie w twoim typie, bo przypominał Yukine, więc zgodnie z moimi przewidywaniami, podszedłeś do niego i dalej poszło jak z płatka. Wystarczyło odczekać, aż wasza pozycja jako gangu działającego z cienia się umocni i wysłać Dabiego na tor.

- To mi rozwala mózg – szepnął Kiri, z niedowierzaniem w głosie.

- Anonimowy donos o niewłaściwym parkowaniu pod Starbucksem? Moja robota. Shoto kocha wystawiać mandaty, a Kirishima zawsze się broni przed niesprawiedliwością świata. Wiadomym więc było, że Shoto aresztuje go, a gdy Eijiro wyjdzie, zadzwoni po Bakugo. Naprowadzenie Katsukiego na Touyę też było w planie i wykorzystałem do tego bezwartościowego Midoriyę. – Uśmiech Tomury stawał się coraz szerszy. – Jedyne, czego nie przewidziałem to to, że Shoto otworzy się na miłość i zechce wejść w związek z Kirishimą. To jednak tylko ułatwiło mi sprawę.

- Pomogłeś mi uciec po to, żebym zniszczył Todorokich? – zapytał Bakugo, ledwo panując nad swoim głosem. Sam nie wiedział, jak się teraz czuje. Tych emocji było w nim zbyt wiele i nie potrafił ich od siebie oddzielić.

- Tak. Gdyby Overhaul i Hawks się nie wtrącili, mój plan wypaliłby od początku do końca. Ale przez tę dwójkę straciłeś wiarę w siebie, którą skrzętnie z Kirogirim w tobie odbudowywaliśmy przez te lata. - Shigaraki cicho westchnął. Wstał powoli z miejsca i wbił spojrzenie w Bakugo. - Przepraszam, Katsuki. Zawiodłem cię na ostatniej prostej. To miało wyglądać inaczej. Touya miał rzucić pracę, pokłócić się o ciebie z Dabim i zostać zabity przez Kurogiriego, za co wina miała spaść na Dabiego. Shoto miał zostać aresztowany, a sam Tetsuo... łatwo byłoby go zniszczyć po tym, jak złamałbyś mu serce mówiąc, że nie chcesz go znać.

- Przepraszasz, bo nie poszło zgodnie z planem? A nie pomyślałeś w tej chwili o MOICH uczuciach? O tym, że wreszcie poczułem się gdzieś jak w domu... a teraz okazuje się, że miałem przyczynić się do zniszczenia ludzi, których kocham? - Blondyn spojrzał na niego z niedowierzaniem. Miał w sobie tak wiele sprzecznych uczuć, a jednocześnie jego umysł analizował wszystko i zastanawiał się, jak to wykorzystać na swoją korzyść.

- Przepraszam, bo dałem ci wolność, a nie zadbałem przy tym o to, abyś był bezpieczny. Twój charakter i upór, twoja uroda, siła... Prawdziwy bóg destrukcji. - W głosie Tomury zabrzmiało prawdziwe uwielbienie. - Działasz jak bomba z opóźnionym zapłonem i właśnie kogoś takiego jak ty potrzebowałem. Chciałem zniszczyć jedynie Todorokich. Pozostali dalej byliby przy tobie, dostarczyłbym ci kolejnych ludzi. Kto wie, może nawet znowu byś się zakochał? - Tomura przechylił lekko głowę w bok i podrapał się po szyi, zastanawiając się nad czymś intensywnie.

      Dlatego nikt mnie nie trzyma. Shigaraki jest pewien, że będę mu dozgonnie wdzięczny za to, że wyrwał mnie z piekła i dał mi dobre życie. A przynajmniej tak to wygląda.

- Jesteś popierdolony, Tomura. Ludzie nie są twoimi zabawkami. To nie są pierdolone, kurwa, Simsy - syknął Dabi. Jad w jego głosie mógłby wręcz zabijać. Bakugo obrócił głowę w jego stronę, spojrzeniem błagając go, aby jeszcze się wstrzymał z działaniem.

      To jeszcze nie ten moment. Jeszcze nie.

- Zabawne, że akurat ty to mówisz, braciszku. Przypomnieć ci, kto co tydzień potrafił brać od Minety nową dziwkę? Las wokół rezydencji to jeden, wielki grób dla chłopców, którzy nie byli w stanie sprostać twoim wygórowanym wymaganiom seksualnym. - Do głosu Shigarakiego zakradła się pogarda. - Pod tym względem Katsuki też był idealnym wyborem. Jego wola przeżycia, przy jednoczesnej chęci śmierci to mieszanka wybuchowa. Nie znudziłbyś się nim tak szybko, jak pozostałymi. A wreszcie byś się zakochał. Zakochujesz się w każdym scenariuszu, jaki przewidziałem. - Mężczyzna zaśmiał się cicho i spojrzał z powrotem na Bakugo. - Jesteś zbyt interesujący nawet dla tak chorego zwyrola, widzisz? Jest w tobie coś takiego, co przyciąga do ciebie ludzi. Kai i Hawks, Yukine, Kirishima, Dabi i Touya... żadnemu z nich się nie dziwię. Mina też zaprosiła cię na drinka tylko dlatego, że byłeś w jej typie.

- To prawda - szepnęła Ashido. Głos już jej nie drżał, była w nim raczej rezygnacja.

- Nie mogłeś mieć pewności, że Dabi się we mnie zakocha. Skoro bzykał kogo popadnie, to dlaczego ze mną miałoby być inaczej? - zapytał cicho Katsuki, spuszczając wzrok.

      Muszę coś zrobić. Cokolwiek...

- Bo byłem znudzony. Nikt nie mógł sprostać moim oczekiwaniom i wszyscy byli dla mnie zbyt nudni. Dlatego między innymi tak chętnie zgodziłem się pójść na tor, by osobiście dopilnować, żeby Toga wygrała. Żeby się rozerwać - wykrztusił Dabi.

     Katsuki bał się na niego spojrzeć. Nie chciał widzieć gniewu, rozczarowania czy smutku w jego oczach. Nie był gotowy na to, aby zmierzyć się z prawdą, którą słyszał, bo za bardzo bolała. Shigaraki zabawił się w boga i skutecznie pokierował praktycznie wszystkim. Zaplanował najmniejszy szczegół i doskonale ich poznał, dzięki czemu wiedział, jak zareagują w określonej sytuacji.

      Geniusz. Pieprzony geniusz.

- Dokładnie tak. Dlatego zaczął z tobą grać w tradycyjny sposób, Dynamicie. A kwestia auta Togi... cóż, musiałem mieć pewność, że młoda nie wystartuje. Chciałeś ją naszpikować dragami, które tak naprawdę były dopiero w fazie testowej. Nie mogłem na to pozwolić. - Tomura skrzywił się mocno, patrząc na Dabiego jak na robaka. W powietrzu wręcz było czuć tę nienawiść, jaką darzył mężczyznę.

- A ja? Dlaczego wmieszałeś w to mnie i Shoto? - zapytał cicho Touya. W jego spojrzeniu widać było okropne wręcz zmęczenie, zmieszane z lękiem spowodowanym słowami Shigarakiego.

- Fuyumi i Natsuo przynajmniej odcięli się od korzeni, dlatego postanowiłem być na tyle wspaniałomyślny i zostawiłem ich w spokoju. Ale wasza trójka... to inna kwestia. Początkowo miałem zamiar skupić się wyłącznie na Dabim, ale gdy wstąpiliście do policji uznałem, że trzeba mieć na was oko. I dobrze zrobiłem, bo ty zacząłeś węszyć wokół mnie, a Shoto uczepił się toru. - Tomura nawet nie spojrzał na Touyę, widocznie uznając, że nie jest wart jego uwagi.

- Midoriya miał upewnić się, że poznasz się z Katsukim, Touya. I że zostawisz Tomurę w spokoju. Wiedzieliśmy jednak, że jest słabym ogniwem i może się wykruszyć, dlatego jego też ktoś musiał pilnować - odezwał się Kurogiri, uśmiechając się do Touyi szeroko.

- Pendrive... ktoś przy nim mieszał, zapewne ktoś z naszego posterunku. Kto? - Touya zacisnął dłonie w pięści, wbijając wzrok w Kurogiriego. Widać było, że coraz bardziej traci siły, ale stara się za wszelką cenę uczestniczyć w rozmowie.

- Ach, Touya... tak myślałem, że się nie domyślicie. - Tomura zaśmiał się cicho. Machnął ręką i wtedy jeden z goryli puścił Shoji'ego i pozwolił mu podejść do biurka, jak gdyby nigdy nic.

- Shoji? - jęknął Shoto, zszokowany. Osiłek, który go pilnował, złapał go za kark i warknął, chcąc go uciszyć.

- Od początku byłem wtyką Shigarakiego. Nie zdziwiło was, że bez żadnego „ale" zgodziłem się pomóc wam odbić Bakugo i Dabiego? - Shoji spojrzał na Touyę, z uśmiechem pełnym pogardy. - To ja namówiłem Ojiro, żebyśmy nie zgłaszali sprawy górze i ja dopilnowałem, aby wszystkie ślady świadczące o tym, że mieliśmy z tym coś wspólnego, zniknęły. Ty i Kaminari wyłącznie zezłomowaliście auta, nie myśląc o niczym innym. Jak kompletni amatorzy.

- Sądziłem, że naprawdę chcesz im pomóc i tylko ze względu na naszą przyjaźń nie zgłosiłem niczego szefostwu - powiedział Ojiro słabo. Był cały blady i nie miał pojęcia, jak zareagować.

     Wiedziałem, że nie można im ufać, pomyślał Katsuki, prostując się. Wszystko, co dziś usłyszał, wydawało się być czystą abstrakcją. Wiedział, że Shigaraki jest inteligentny, ale po tym co powiedział, zasługiwał co najmniej na miano geniusza - a nawet był skłonny stwierdzić, że słowo określające w pełni jego intelekt nie istnieje. Ten plan, rozwijający się przez kilka ładnych lat zgodnie z tym, co sobie wymyślił, był tego idealnym dowodem.

- Nie przypominam sobie, byśmy kiedykolwiek się zaprzyjaźniali. - Shoji zaśmiał się głośno, wyraźnie zachwycony tym, że wszystko poszło po ich myśli.

    Bakugo wypuścił powoli powietrze z płuc. Już wiedział, co musi zrobić - po raz kolejny postąpić tak, jak oczekiwał Shigaraki. Wyprostował się bardziej i zrobił dwa kroki w kierunku Tomury i Kurogiriego. Ochroniarze od razu wymierzyli w niego broń, ale główny boss gestem pokazał im, że mają nie strzelać.

- To naprawdę genialne - przyznał Katsuki szczerze. - Muszę powiedzieć, że cholernie nas wszystkich zagiąłeś. Nadal jestem skołowany, ale wygląda na to, że naprawdę powinienem ci podziękować. Wyciągnąłeś mnie z piekła, a potem pomogłeś mnie uratować po raz drugi. - Jego głos był spokojny, a na jego usta wypłynął delikatny, choć dość nerwowy uśmiech.

- Co ty wyprawiasz, Katsu? - warknął na niego Dabi. Chciał poderwać się z miejsca, ale ręce pilnujących go osiłków skutecznie mu to uniemożliwiały.

- Pojebało cię? - zapytał w tym samym momencie Kaminari. Szarpnął się mocno w uścisku trzymającego go mężczyzny, wyraźnie zdenerwowany.

     Bakugo obrócił głowę, by spojrzeć najpierw na Dabiego, a potem na całą resztę. Przepraszam, muszę to zrobić. To nasza jedyna szansa, by załatwić wszystkich trzech za jednym zamachem.

- Nie obchodzi mnie nic ponad to, że Tomura umożliwił mi ucieczkę z poprawczaka - powiedział, zwracając znowu spojrzenie na Shigarakiego. Zrobił kolejne kilka kroków w jego stronę, zatrzymując się około metr od niego. Wtedy przystanął, bo Kurogiri warknął ostrzegawczo i przesunął dłoń na biodro, przy którym miał kaburę od pistoletu. Bakugo zrozumiał aluzję.

- Co ty wyprawiasz?! Chcesz do niego dołączyć?! - krzyknął rezemocjonowany Kirishima. Mina jęknęła cicho, a Kaminari zaklął głośno. Czuł na sobie spojrzenia wszystkich osób obecnych w pomieszczeniu.

- Nie rób tego, Katsuś - wychrypiał Dabi.

     Bakugo czuł, że oddech więźnie mu w gardle, ale nie dał niczego po sobie poznać. Obrócił głowę w jego kierunku, zachowując obojętny wyraz twarzy.

- Nie wtrącaj się. Osoba, która sama torturowała i zabiła wielu ludzi nie ma prawa wiedzieć, jak to jest tkwić w takim piekle od drugiej strony - wychrypiał. Ściskało mu się serce, gdy to mówił. Widział ogromny ból wypisany na twarzy Tetsuo, gdy tak wprost wypomniał mu jego przeszłość.

     Shigaraki zaśmiał się głośno, widocznie nie mogąc sobie wymarzyć lepszego scenariusza. Wyciągnął dłoń do Bakugo, a ten ją uścisnął i przesunął powoli kciukiem drugiej ręki po brodzie.

- I pomyśleć, że Dabi do końca wierzył, że nie zdradzisz - rzucił z pogardą Kurogiri. Po jego twarzy błąkał się uśmieszek, który nagle zbladł. Jego oczy zaszły mgłą i runął jak długi na ziemię, a zaraz po nim Shoji.

- Bo nie zdradziłem - odpowiedział spokojnie Katsuki. Uśmiechnął się psychopatycznie i pchnął zaskoczonego ostatnimi wydarzeniami Tomurę prosto na wielkie, ciężkie biurko. Szybko do niego dopadł, słysząc, że w tle rozpętała się jatka. - W życiu bym nie dołączył do takiej gnidy - syknął, zaciskając dłoń na jego szyi. Drugą ręką próbował wyciągnąć strzałkę usypiającą z kieszeni, ale nie udało mu się tego zrobić na czas. Jeden z osiłków odciągnął go od Shigarakiego i uderzył mocno w twarz. Bakugo poczuł, że nieco go zamroczyło, ale szybko się otrząsnął. Wyszarpnął z buta składany nóż, rozłożył go i chlasnął nim po szyi zbira. Krew trysnęła na wszystkie strony, a ciało opadło bezwładnie na ziemię.

     Ten śmieć ucieka.

     Katsuki szybko ocenił wzrokiem sytuację. Jego ekipa dawała sobie radę z przewagą liczebną, a Kirishima i Denki, osłaniani przez strzałki wypuszczane z szybu przez Togę, próbowali odczepić Touyę od ściany. Dabi świetnie sobie radził ze swoimi przeciwnikami i nie potrzebował pomocy.

- Tomura - warknął do siebie, rozglądając się za mężczyzną. Ujrzał jego znikającą za bocznymi drzwiami sylwetkę i ruszył biegiem za nim. Zatrzymał się tylko na moment przy Kurogirim i Shojim, by poderżnąć im gardła, zanim zdołają się obudzić i namieszać im w szykach. Zabrał im obu pistolety i ruszył biegiem za Shigarakim.

     Szybciej. Nie może stąd uciec. Trzeba go zabić, dopóki jest okazja. Jest zbyt niebezpieczny.

   Biegł, nie zwracając uwagi na nic. Wiedział, że pozostali zatrzymają ochronę Tomury w tej wielkiej sali, ale tak na dobrą sprawę nie miał pojęcia, czy nie natrafi na większą liczbę pachołków. Ledwo zdążył o tym pomyśleć, w jego stronę pomknął strzał.

     Tam, z prawej, pomyślał, rzucając się w bok. Wymierzył broń w sylwetkę wroga, która mignęła mu za rogiem i strzelił. Mężczyzna padł na ziemię bez życia, a Katsuki pozbierał się z podłogi i pobiegł dalej. Widząc, że Tomura znika w kolejnym korytarzu, przyspieszył kroku. Na pewno chce się gdzieś ukryć. Jestem pewien, że ma wielu ludzi. Pakowanie się samemu w paszczę lwa to z lekka chujowy plan, ale lepszego nie mam.

- Katsu - usłyszał za sobą ciche warknięcie. Obrócił się gwałtownie, z bronią gotową do strzału. Na widok Dabiego odetchnął z ulgą i opuścił lufę.

- Nie strasz mnie - syknął i znowu ruszył biegiem, a Tetsuo zaraz za nim. Słyszał jego ciężkie kroki i miał świadomość tego, że po tym wszystkim czeka ich poważna rozmowa.

- Stój - szepnął Dabi, gdy Bakugo już miał wejść w zakręt i rozpętać jatkę. Złapał go za kołnierz i odciągnął. Sam wyjrzał ostrożnie za róg i zaraz potem się schował. Huk wystrzału poniósł się po korytarzu, a zaraz po nim kolejne. Sądząc po ilości kul, jakie śmigały w korytarzu, wrogów było co najmniej pięciu.

     Dabi i Bakugo ze swojej pozycji mieli utrudnione pole manewru do wymiany strzałów. Katsuki mocno się niecierpliwił, mając wrażenie, że wpadli w impas. Wiedział, że każda sekunda zwłoki oddala go od perspektywy wyrównania rachunków z Tomurą i okazja do dorwania go może się już nie powtórzyć. Wtedy jednak nadeszło wybawienie w postaci Denkiego i Miny.

- Zbiry miały to przy sobie - szepnął Kaminari, pokazując im dwa zabezpieczone granaty dymne.

- To na co czekasz? - Bakugo uśmiechnął się do niego zadziornie. Denki podekscytował się jak małe dziecko. Odbezpieczył granat i rzucił go wprost we wrogów, wywołując tym popłoch w ich szeregach.

     Zasłonili nosy i usta szczelnie koszulkami i - w przypadku Dabiego - płaszczem, po czym wbiegli prosto w chmurę dymu. Katsuki zacisnął powieki i biegł, taranując po drodze kogo popadnie. Kilka razy prawie się wywrócił, ale na szczęście w ostatecznym rozrachunku udawało mu się utrzymywać równowagę.

     Wybiegli z dymu pokasłując, z lekko łzawiącymi oczami, ale przynajmniej przełamali impas. Wbiegli w kolejny korytarz akurat w momencie, w którym Tomura znikał za bogato zdobionymi drzwiami. Spojrzeli na siebie i biegiem ruszyli do drzwi. Dabi otworzył je gwałtownie, a pozostała trójka wpadła do pomieszczenia, zamierając w szoku.

     Shigaraki jak gdyby nigdy nic nalewał sobie whisky do szklanki. W fotelu stojącym za nim siedział chłopak, którego Katsuki znał z czasów poprawczaka. Był wychudzony i zmarnowany. Knebel w jego ustach i liny krępujące kończyny były wystarczającym dowodem na to, że nie miał tutaj dobrych warunków do życia.

- Ren... - wychrypiał Bakugo. W oczach chłopaka pojawiło się niezrozumienie, które zaraz potem zastąpił szok. Łzy popłynęły po jego policzkach i jęknął przez knebel, zaciskając dłonie w pięści.

- Wiem, gdzie oni wszyscy są. Wiem, gdzie skończył każdy jeden. Tak się składa, że Ren był mi potrzebny, dlatego trzymałem go u siebie. Nie martw się, nikt go nie dotykał w ten sposób. - Tomura uśmiechnął się przyjaźnie.

- Ty skurwielu - warknął Denki, wymierzając w mężczyznę broń.

- Oi, nie radziłbym. Moja śmierć nic wam nie da, jeśli mam być szczery. Szczególnie tobie, Katsuki. Przecież chcesz ich odnaleźć, prawda? Nie dasz rady sam - powiedział wesoło, upijając łyk whisky. Podszedł do chłopca siedzącego w fotelu i pogłaskał go po policzku. - Jeśli do mnie dołączysz, Katsuki, dam ci wszystkie lokalizacje. W zamian będę oczekiwał jedynie wierności mojej organizacji. Dam ci wszystko. Dabi ma do zaoferowania wyłącznie skrzywioną psychikę.

- Ty też jesteś skrzywiony, psychopato - syknęła Mina, zaciskając dłoń na ramieniu Bakugo, który jeszcze nie otrząsnął się z szoku.

- Otóż to. Nie jestem jedynym nienormalnym człowiekiem w tym pomieszczeniu - potwierdził Dabi cierpko.

     Oczywiście, że jego słowa brzmią kusząco, ale na pewno wie, że się nie zgodzę.

- Grasz na czas, Tomura. - Wymierzył pistolet prosto między oczy Shigarakiego, który odstawił szklankę na stolik i westchnął cicho.

- Wiedziałem, że jesteś za mądry na takie gierki - stwierdził.

     I wtedy wydarzyło się kilka rzeczy na raz. Hałas w korytarzu przybrał na sile, co oznaczało, że zarówno wrogowie jak i przyjaciele podążali w tym kierunku. Tomura błyskawicznie wyciągnął broń zza paska i strzelił prosto w Dabiego. Ten otworzył szeroko oczy, doskonale wiedząc, że nie da rady tego uniknąć. I w tej też chwili Denki rzucił się w stronę Todorokiego, jednocześnie wypuszczając strzał w kierunku Shigarakiego.

     Na chwilę zapadła głucha cisza, potem zaś Tomura padł na podłogę z głośnym jękiem bólu, a Denki opadł w ramiona Dabiego.

- Nie - jęknęła Mina, z szokiem patrząc na krew lejącą się po twarzy Kaminariego. Dostał kulkę prosto w czoło i nie było szans, aby to przeżył.

     Bakugo patrzył na to z niemałym szokiem. Czuł, jak w jego sercu wzbiera bezbrzeżna rozpacz, zmieszana z gniewem. Nie mógł uwierzyć, że oto właśnie stracił jednego z najlepszych przyjaciół. Człowieka, który chciał wycofać się z gangu, aby móc rozpocząć normalne życie ze swoją narzeczoną. To miała być jego ostatnia misja przed odejściem.

- Niemożliwe - wycharczał, nie mogąc oderwać spojrzenia od martwego ciała, spoczywającego w ramionach Dabiego. Mężczyzna zbladł, doskonale wiedząc, że gdyby Denki go nie osłonił, to on by tu teraz leżał.

- Idiota. Zginął na marne - stwierdził Tomura z pogardą, powoli podnosząc się z ziemi. Trzymał się za ramię, a jego oczy zaszły mgłą bólu. Wziął pistolet w drugą dłoń i ponownie wymierzył w Tetsuo, ale zanim zdążył nacisnąć na spust, w jego gardło wbiła się kula wypuszczona z pistoletu Miny. Dziewczyna stała, patrząc na niego z nienawiścią. Płakała, ale jej ciało nie drżało, dzięki czemu trafiła dokładnie tam, gdzie chciała.

- Chory skurwiel - wykrztusiła przez łzy, opuszczając broń.

- Otrząśnijcie się. Musimy stąd spadać. Bierz kumpla i wychodzimy - wychrypiał Dabi, kładąc sobie ciało Kaminariego na rękach. Mina wydała z siebie bliżej nieartykułowany dźwięk i otarła łzy. Jako pierwsza wypadła na korytarz, a zaraz za nią Dabi.

     Bakugo szybko podszedł do krzesła i rozwiązał ręce oraz nogi Rena. Wyciągnął knebel z jego ust, a potem strzelił jeszcze kilka razy w martwe ciało Tomury. Dla pewności poderżnął mu gardło i złapał starego przyjaciela za rękę, ciągnąc go do wyjścia. Chłopak był jednak taki słaby, że w pewnym momencie Katsuki musiał się zatrzymać i wziąć go na plecy. Słyszał przed sobą krzyki i strzały, biegł więc w tamtym kierunku, jak ogłuszony. Nadal do niego nie docierało, że Kaminari jest martwy. Jak ja to powiem Jiro? Jak...? Czuł, że do jego oczu napływają łzy, ale nie pozwolił im popłynąć. Nie teraz. Czas na żałobę przyjdzie później.

     Wreszcie dotarł w apogeum walki. Wszyscy osłaniali Kirishimę, który niósł Touyę na plecach i Dabiego, niosącego Kaminariego. Dołączył do tego pochodu, również co jakiś czas posyłając kule w stronę wrogów. Uważał przy tym na Rena, który trzymał się go kurczowo. Często musieli chować się za drzwiami albo rogami korytarzy i zostać tam na dłużej, aby nie ryzykować, że ktoś jeszcze zginie. Proces przedzierania się do drzwi wyjściowych trwał nieznośnie długo, a duża ilość korytarzy i drzwi niczego nie ułatwiała.

- Szybciej! - ryczał Shoto, przedzierając się przodem. Wyglądał jak szaleniec, z tą żądzą mordu wypisaną na twarzy, cały we krwi. W jednej dłoni miał pistolet, a w drugiej nóż, z którego kapała czerwona posoka.

     W tej też chwili w rezydencji rozwył się alarm. Przeciwnicy zaczęli się wycofywać, pokrzykując coś do siebie. Pewnie ktoś odkrył, że Tomura nie żyje, pomyślał Bakugo.

- BIEGIEM DO WYJŚCIA! SPADAMY STĄD! - krzyknął, a wszyscy odruchowo zaczęli biec. Nawet Toga, z której obecności Katsuki zdał sobie sprawę dopiero teraz. Musiała wyjść z szybu, gdy opanowali sytuację w głównej sali. Nie zauważyłem jej wcześniej, bo nadal jestem zbyt ogłuszony niepotrzebną śmiercią Denkiego.

     Wydostali się na zewnątrz, nie niepokojeni przez nikogo. Alarm wył przez cały czas, wdzierając się w ich uszy. Zapakowali Touyę, ciało Kaminariego oraz Togę do auta, za którego kierownicą usiadł Dabi. Z piskiem opon ruszył do przychodni, w której tak długo on i Bakugo się leczyli po porwaniu przez Hawksa. Niestety, wszyscy mieli świadomość, że akurat Denkiemu już żaden lekarz nie pomoże.

- Co my powiemy Jiro? - zapłakała Mina, raz po raz ocierając łzy.

- Nie czas na to. Spierdalamy - syknął Aizawa, łapiąc ją za nadgarstek i ciągnąc za sobą w kierunku ich aut, które zostawili spory kawałek stąd.

     Biegli w ciszy wiedząc, że trudno będzie im się cieszyć ze zwycięstwa, skoro stracili jednego ze swoich. Nie wiadomo też było, jak poważne są rany Touyi i czy nie przybyli po niego zbyt późno.

     Później. Przyjdzie na to czas później. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro