Rozdział 36.
Hej. Mam dla was złą wiadomość. Mianowicie, teraz rozdziały będą pojawiały się nieregularnie, ze względu na charakter mojej pracy. Na razie wtorki i soboty zostają normalnie, ale czwartki wypadają z gry. Pracuję całe dnie, po 10-11h, więc jak wracam późnym wieczorem do domu, to już nie mam fizycznie siły na to, żeby wstawiać rozdziały :c
Druga kwestia... jestem wyjątkowo dumna z tego rozdziału. Za każdym razem, gdy go czytam, czuję te same emocje co Bakugo. Mam nadzieję, że też je poczujecie.
***
Dabi faktycznie się nieco zaślinił, gdy Bakugo wysiadł z Impali, by się z nim przywitać. Zły bliźniak przyjechał Mazdą, która bez większego problemu mogła prześcignąć jego ukochanego Chevroleta. Katsuki jednak postanowił o tym teraz nie myśleć. Zapalił papierosa, opierając się nonszalancko o bok auta. Czekali, aż Aizawa da im znać, że mogą startować.
- Widzę, że już się przygotowałeś na dzisiejszą noc. Jesteś niemal tak seksowny jak w garniturze - zamruczał mężczyzna, przesuwając dłonią wzdłuż jego klatki piersiowej.
- Nie bądź taki pewien swojego zwycięstwa. Impala może i jest niepozorna, ale jeszcze cię zaskoczy - odparł, odpychając od siebie jego natrętne łapsko.
Nie miał zamiaru pokazywać po sobie, że cholernie boi się porażki. Nie potrafił przestawić sposobu myślenia na bardziej adaptacyjny. Myśli w stylu „dawno nie uprawiałem seksu, a Dabi jest seksowny, więc to będzie miłe" nie pomagały. Głównie przez to, że miał w głowie i w sercu słowa „zmuszę cię". Słowa, których nienawidził najbardziej na świecie.
- Miło będzie wreszcie zobaczyć, jak pode mną jęczysz - mruknął mu Dabi do ucha, po czym odwrócił się na pięcie i podszedł do Mazdy.
W tej też chwili Aizawa dał sygnał, że mogą ustawiać się na pasie startowym. Bakugo zgasił niedopalonego papierosa i wsiadł za kierownicę swojej ukochanej Impali. Podjechał pod linię startu, tak samo jak i jego rywal. Wiedział, że musi zachować spokój, jeśli chce wycisnąć z Impali tyle, ile się da. Mieli zrobić tylko dwa okrążenia, więc musiał rozpędzić się jak najszybciej. Znał ten tor, wszelkie wyboje, niebezpieczne odcinki, wszystko. Miał nadzieję, że to pomoże mu wygrać. Tak jak ostatnio.
- Dawaj dziecinko - szepnął, zaciskając rękę na skrzyni biegów.
Wtedy rozległ się sygnał oznaczający początek wyścigu. Bakugo od razu wcisnął gaz do dechy. Sprawnie zmieniał biegi, a pierwszy odcinek pokonał bez żadnego problemu. Chwilowo był też na prowadzeniu, ale miał świadomość, że Dabi dopiero się rozkręca.
Pewnie chce mi dać chwilową przewagę, żebym łudził się, że mam szansę. A na koniec mnie rozpierdoli.
Sama świadomość tego paradoksalnie pozwoliła mu zachować większy spokój i skupienie. Pierwsze okrążenie ukończył przed Dabim, ale tak naprawdę liczyło się tylko to, kto będzie pierwszy na mecie.
- Dawaj, kochanie - szepnął do Impali, wyciskając z niej tyle, ile mógł.
Dabi go dogonił. Przez chwilę jechali obok siebie. Uśmieszek na twarzy mężczyzny był wyjątkowo kpiący, co wkurwiło Bakugo, a jednocześnie wywołało w nim chęć pokazania mężczyźnie, że Impala może wszystko.
- Szybciej - warknął, mimo że wiedział, że szybciej już nie może.
Jesteśmy tak blisko końca. Tak blisko...
- Błagam cię, skarbie. Błagam - szepnął, zaciskając mocniej dłonie na kierownicy jakby to miało mu w czymś pomóc.
Tak jak się spodziewał, na ostatnim odcinku to Dabi objął prowadzenie. Pierwszy przekroczył linię mety, dosłownie o dwie sekundy. Bakugo poczuł, jak opuszczają go wszelkie siły i emocje. W jednej chwili stał się pustą skorupą. Zgasił silnik Impali i pogłaskał ją po kierownicy.
- Dobra robota, mała - powiedział, wysiadając z auta.
Dabi opuścił swój samochód i podszedł do Bakugo, uśmiechając się przy tym niczym drapieżnik, który upolował swoją ofiarę. Flaki we wnętrzu chłopaka wywróciły się na drugą stronę. Pierwszy raz poczuł strach przed mężczyzną, szybko jednak zepchnął go w głąb siebie.
Nie teraz.
- Nareszcie. - W głosie Dabiego było słychać ogromną satysfakcję. Uniósł brodę Bakugo w górę, zmuszając go, by spojrzał w jego pełne pożądania oczy. - Oficjalnie jesteś mój... bogu destrukcji - zamruczał.
Bakugo poczuł się tak, jakby nagle odcięło mu nogi. Gdyby nie to, że za jego plecami była Impala, z pewnością by upadł z tego szoku i lęku, jakie go ogarnęły w tej jednej sekundzie. Dabi wiedział. Wiedział, dlatego zaproponował wyścig. Chciał go zniszczyć na własnych zasadach, a teraz miał ku temu podstawy.
- Skąd... - zaczął, ale nie dokończył, gdyż w tej chwili na Dabiego rzucił się nie kto inny, jak Touya. Powalił go na ziemię i przyłożył mu prosto w twarz.
- Nie pozwolę, żebyś go zabrał! - krzyknął, wymierzając kolejny cios. Tym razem jednak nie trafił. Dabi skopał go z siebie i uśmiechnął się wyjątkowo wrednie. Bakugo musiał przytrzymać się Impali, żeby poczuć się w miarę stabilnie w tym wszystkim, co się działo.
- A co, zazdrościsz, że sam nie wpadłeś na tak genialny pomysł? Przykro mi, ale przegrałeś ze mną. Katsuś jest mój. Na zawsze - odpowiedział wesoło, patrząc na wkurwionego bliźniaka jedynie z rozbawieniem.
Zabije mnie. On mnie zabije.
- KACCHAN! - krzyk Kaminariego przebił się do jego świadomości sprawiając, że nieco otrzeźwiał. Spojrzał w jego kierunku, a potem przeniósł wzrok z powrotem na kłócących się braci.
- Nigdy nie będzie twój. Nie tak naprawdę. Ale co taki pozbawiony sumienia degenerat jak ty może o tym wiedzieć - warknął Touya, zaciskając dłonie w pięści.
Bakugo wiedział, że musi zareagować, mimo że nie chciał. W głębi serca miał nawet nadzieję, że Touya zamknie Dabiego w więzieniu, ale miał też świadomość tego, że brunet pociągnie go za sobą na dno. Dlatego musiał coś zrobić.
- Przestańcie - powiedział słabo, stając między nimi. Nie patrzył na żadnego z nich, żeby przypadkiem się teraz nie rozsypać. - Proszę, Touya. Nie utrudniaj mi tego bardziej - szepnął, odwracając się przodem do niego. Nie podniósł jednak na niego spojrzenia. Po prostu wtulił się w jego klatkę piersiową, chcąc „wziąć" od niego nieco siły i pokrzepienia.
- Nie możesz z nim iść - odparł Touya, obejmując go mocno ramionami. Zapewne mina Dabiego nie była w tej chwili wybitnie przyjazna, bo dobry bliźniak po krótkiej chwili nieco poluzował uścisk.
- Muszę - szepnął.
W jego ramionach czuję się bezpiecznie. Nie chcę ich opuszczać. Nie chcę, żeby Dabi mnie skrzywdził.
- Wcale nie musisz. - zaprotestował mężczyzna, głaszcząc go powoli po plecach.
- Dotrzymuję obietnic, Touya. - Odsunął się nico, by spojrzeć mu w oczy z nieukrywanym smutkiem. - Pewnie się już nie zobaczymy, więc chciałbym cię przeprosić. Za wszystko. Byłem strasznym fiutem wobec ciebie, a tak naprawdę jesteś jedynym mężczyzną, który chciał dla mnie dobrze. Przepraszam cię - powiedział, ujmując jego twarz w dłonie. Wiedział, że teraz wykopie sobie grób, ale musiał to zrobić. Musnął wargami usta Touyi, a potem odsunął się od niego i wcisnął mu kluczyki do Impali w dłoń. - Daj je Kaminariemu - poprosił, po czym podszedł do Dabiego, który nie był zachwycony tym, co przed chwilą zobaczył.
- Nigdy więcej tego nie rób - warknął, popychając go w kierunku Mazdy. Był wściekły, a to nie wróżyło niczego dobrego.
Boże. Przecież ja naprawdę nie wyjdę z tego żywy.
- Nie zostawię tak tego. Nie ma opcji, że odpuszczę - warknął Touya. Widać było, że ze wszystkich sił powstrzymuje się, by nie podejść do nich i nie sprać brata.
- Odpuść. Proszę cię. - Bakugo spojrzał w jego kierunku, boleśnie świadom tego, że jeśli zostanie tu jeszcze chwilę, to pęknie. Wsiadł więc do Mazdy i zapiął pas, wbijając spojrzenie w swoje glany.
Boję się.
- Lecisz na tego fiuta - syknął Dabi, wsiadając na miejsce kierowcy. Ruszył z piskiem opon, nawet nie zawracając sobie głowy zapięciem pasów.
- On przynajmniej nie zamierza mnie krzywdzić - odparł słabo, nawet nie zamierzając na niego patrzeć. Jego serce biło tak mocno, jakby chciało wyskoczyć z piersi. Im bardziej oddalali się od toru, tym boleśniej odczuwał swoją porażkę.
- Zasłużyłeś sobie, za te wszystkie kłamstwa. Podsumujmy. Nie powiedziałeś mi o moim bliźniaku. Z załatwienia Minety zrobiłeś widowisko. A do tego zataiłeś przede mną fakt, że tak w sumie to jesteś moim największym rywalem. Handlowałeś dragami i wycofałeś się, bo okazały się trefne. Oczywiście nie informując mnie, że nie powinienem brać się za ten interes, bo po co? Chciałeś mnie zniszczyć. Rozkochałeś, kurwa, w sobie i wodziłeś mnie za nos przez cały ten czas! Więc tak, jestem wściekły. I nie myśl sobie, że twoja smutna mina cokolwiek zmieni - wywarczał Dabi, przyspieszając.
- Chroniłem siebie. Gdybym ci powiedział, zabiłbyś mnie. Może i miałem zamiar cię wykorzystać, ale nigdy tego nie zrobiłem. - Odważył się spojrzeć na bruneta, szybko jednak tego pożałował. Wściekłość widoczna na jego twarzy tylko bardziej go rozbiła.
Mogłem się zabić, kiedy miałem okazję.
Myśl była na tyle silna, że aż zadrżał z chęci sięgnięcia po coś ostrego. Nawrót myśli samobójczych świadczył tylko o tym, że był na granicy. Wiedział, że jeśli nie przestawi swojego mózgu na inny tryb, zanim nie dojadą do Dabiego, wystarczy ten jeden seks z przymusu, by został doszczętnie zniszczony.
- Skąd mam mieć pewność, hm? Samo to, że trzymasz z psami jest wystarczająco popieprzone - prychnął Dabi, nie zaszczycając go ani jednym spojrzeniem. Zwolnił trochę, gdy wyjechali na główną ulicę. Pewnie nie chciał zarobić mandatu.
- Przepraszam - szepnął jedynie w odpowiedzi, zupełnie automatycznie.
Pamiętał czasy, w których często musiał przepraszać, nawet za coś, czego nie zrobił. Zamykanie w składziku na godziny, dni, czasem nawet tygodnie. Oskarżanie o wszystko, o co tylko się dało. Rolę kozła ofiarnego. Bicie, wyzywanie. Bezradność. W tej chwili czuł się dokładnie tak samo jak wtedy.
- Zdejmij kurtkę - rozkazał nagle Dabi, wyrywając go z ponurych rozmyślań.
Bakugo nawet na niego nie spojrzał. Bez słowa spełnił polecenie, nawet nie próbując wyciągać telefonu z kieszeni kurtki. Wiedział, że i tak nie będzie mógł z niego korzystać, dopóki Dabi nie uzna inaczej. Znał ten schemat aż za dobrze.
- Rzuć ją na tylne siedzenie. Nie będzie ci już potrzebna - mruknął mężczyzna, zjeżdżając z głównej drogi.
Katsuki dalej milczał. Rzucił kurtkę na tył, nawet nie patrząc na Dabiego. Nie chciał tego robić, bo wtedy jeszcze dotkliwiej odczułby to, że oto właśnie osoba, na której mu zależało, zamierzała trzymać go w domu jak więźnia, pieprzyć, a na koniec prawdopodobnie zabić.
Dabi zatrzymał się przed sporych rozmiarów domem, stojącym zupełnie na uboczu od wszystkiego. Bakugo nigdy nie był w tej okolicy. Żałował też, że tak bardzo skupił się na blokowaniu emocji, że nawet nie zapamiętał drogi tutaj. Odpiął pas, czekając na dalsze instrukcje.
Brunet pochylił się w kierunku schowka i otworzył go. Wyciągnął z niego kajdanki i zamachał nimi przed oczami Katsukiego. Chłopak bez słowa wyciągnął ręce w jego stronę. Zimny metal zatrzasnął się wokół jego nadgarstków z cichym szczękiem.
Ci kaci mieli rację. Widocznie zasłużyłem na takie traktowanie.
- Nie bierz tego do siebie. Nie chcę tylko, żebyś zrobił jakiś numer - powiedział Dabi i wysiadł z auta.
Bakugo też wysiadł, nadal bez słowa. Nie zareagował, gdy mężczyzna złapał go pod ramię i poprowadził do wnętrza rezydencji. Nie zwracał najmniejszej uwagi na otoczenie, na mijane pomieszczenia. Cały czas patrzył na swoje ręce i zastanawiał się, co takiego zrobił siłom wyższym, że musiał tak bardzo cierpieć, odkąd tylko pamiętał.
Wreszcie Dabi wprowadził go do przestronnego apartamentu i pchnął w kierunku łóżka. Blondyn spojrzał na nie i poczuł, że robi mu się niedobrze. Do poręczy przymocowane były pasy, na poduszce zaś leżał pejcz. Wino stojące na szafce nocnej wraz z dwoma kieliszkami wydawało się przy tym nieśmiesznym żartem.
- Przygotowałem dla ciebie trochę atrakcji - mruknął Dabi, przytulając go od tyłu. Przesunął językiem po szyi chłopaka, który nie był w stanie wykrztusić z siebie nawet słowa. Gdyby mężczyzna go nie trzymał, po prostu by upadł.
Nie chcę znowu przez to przechodzić. Nie chcę...
- Postanowiłeś otoczyć mnie zasłoną milczenia? To dziecinne, Katsuś - stwierdził z rozbawieniem, wciskając dłoń w jego spodnie. Drugą wsunął pod koszulkę blondyna, macając mu klatę.
- Jest jakaś szansa na to, że mi odpuścisz? - zapytał szeptem.
Nie był w stanie odezwać się głośniej. Obrazy napływające do jego głowy sprawiały, że zaczął niekontrolowanie drżeć. Nienawiść do własnego ciała i wyglądu wyłoniła się z czeluści jego duszy sprawiając, że znowu zaczął mieć samego siebie za osobę, która nadaje się tylko do jednego. A nawet i do tego nie.
- Nie ma. - Dabi obrócił go przodem do siebie, przyglądając mu się z uwagą. Bakugo niemalże od razu wtulił twarz w jego tors, żeby tylko nie widział u niego tych wszystkich negatywnych emocji. Nie zniósłby pytań albo, co gorsza, drwin.
Boję się.
- Nie zachowujesz się jak ty. Nie kupuję tego. Jeśli myślisz, że odpuszczę ci, gdy zaczniesz udawać chuj wie co, to się mylisz - warknął Dabi, popychając go na łóżko.
Bakugo opadł na nie, wiedząc już, że mężczyzna był zbyt napalony, żeby odpuścić mu przynajmniej dzisiaj. Wbił przerażone spojrzenie w sufit, starając się nie myśleć o tym, że już za chwilę zostanie brutalnie wyruchany przez osobę, która go WYGRAŁA.
Nienawidzę siebie. Chcę umrzeć.
Zacisnął powieki, czując ręce Dabiego przy swoim pasku od spodni. Mężczyzna pochylił się i pocałował go. Bakugo automatycznie oddał ten pocałunek. Wiedział, że musi, bo jeśli nie będzie chociaż odrobinę współpracował, skończy gorzej. Pozostało mu jedynie przyjąć strategię, którą znał - „niech zobaczy, że tego chcesz - inicjatywa to podstawa do tego, żeby wyjść z tej sytuacji z jak najmniejszą ilością obrażeń fizycznych i psychicznych".
Najgorsze w tym wszystkim było jednak to, że gdyby sytuacja była zupełnie inna, sam byłby napalony na Dabiego i chętnie by się z nim puścił. Cholernie go bolało, że mężczyzna wolał zadowolić się wymuszonym stosunkiem, zamiast zaczekać na taki, który będzie przyjemny dla obu stron.
- Prościej by było, gdybyś był dla mnie obcy - wydusił z siebie, gdy Dabi zaczął dla odmiany obsypywać pocałunkami jego szyję. Odruchowo obrócił głowę w bok, by dać mu więcej pola manewru.
- Co masz na myśli? - Mężczyzna spojrzał na niego wygłodniałym wzrokiem.
- Gdybyś był obcy, nie czułbym się z tym aż tak okropnie jak teraz. Wiem, że od początku chcesz mojego ciała. Wiem, że zależy ci tylko na nim, a nie na mnie. I to... właśnie to boli - odparł, ledwo panując nad głosem.
Sięgnął do swoich spodni i zsunął je z siebie nieco, wraz z bokserkami. Potem zaś zabrał się za rozpinanie paska należącego do Dabiego, który cały zesztywniał i tylko na niego patrzył. Z jego oczu nie dało się nic wyczytać aż do chwili, w której Katsuki przekręcił się na brzuch dając mu do zrozumienia, że woli to zrobić w tej pozycji.
Chcę to mieć już za sobą.
- Możesz je sobie wziąć. To ciało - szepnął czując, że właśnie umiera wewnętrznie.
Nie był w stanie zrobić nic więcej. Nie mógł udawać, że podoba mu się ta sytuacja i że nie odczuwa cierpienia. Udawanie twardziela było w tym momencie niemożliwe.
- To nie jesteś ty, Katsuki - szepnął Dabi, przekręcając go siłą z powrotem na plecy. - Ogarnij się. Nie mogę ruchać kogoś, kto wygląda jak wrak. - Złapał go za szczękę i zmusił, by spojrzał mu w oczy. - To naprawdę takie straszne? Seks ze mną? Aż tak bardzo cię brzydzę, że aż zachowujesz się w ten sposób? - pytał, ledwo nad sobą teraz panując.
- Brzydzi mnie jedynie to, że chcesz to zrobić nie patrząc w tym wszystkim na moje uczucia. Brzydzi mnie moje ciało i to, kim jestem. Twoje blizny nie mają tu nic do rzeczy. Nie wszystko kręci się wokół ciebie, jebany egoisto - warknął, odwracając wzrok. Nie chciał na niego patrzeć. Nie teraz.
- Dlaczego mówisz o sobie w ten sposób? - W oczach Dabiego pojawiła się furia, która wywołała w Bakugo jeszcze większy lęk. Szarpnął się, spodziewając się ciosu, który jednak nie nastąpił. - Chyba musimy coś sobie wyjaśnić.
Mężczyzna usiadł na łóżku i mocnym szarpnięciem zmusił Katsukiego, by usiadł mu na kolanach. Przesunął dłonie na jego pośladki i ścisnął je w dłoniach, patrząc na niego z lekką irytacją. Pewnie nadal sądził, że blondyn tylko udaje, by mu odpuścił.
- Jestem na ciebie ogromnie wkurwiony - przyznał teraz. - Ale to nie znaczy, że przestałeś mnie obchodzić. Już dawno przestało tu chodzić tylko o seks. Byłbym jednak idiotą nie korzystając z każdej możliwej okazji, by mieć cię też fizycznie - mruknął, przygryzając lekko jego dolną wargę. - Chcę cię. Tu i teraz, Katsuki. Twoje dziwne zachowanie tego nie zmieni.
Bakugo z każdym słowem czuł się coraz gorzej. Jeśli Dabi myślał, że przekona go do seksu takimi słowami, to się grubo mylił. Chyba nie rozumiał, czym dla Katsukiego była cała ta sytuacja. Może uważał, że to normalne, aby kogoś sobie wygrać i zdobyć nad nim władzę. Zachowywał się teraz, jakby to nie miało znaczenia. A to jeszcze bardziej zabolało chłopaka.
To nie ma sensu.
Jego mózg w tym momencie tak po prostu się wyłączył, zbyt zmęczony nadmiarem emocji, jakie odczuwał. Skoro miał znów być czyjąś dziwką, będzie nią. Co mu pozostało? Dabi nie rozumiał, że go ranił. Chciał jego ciała i zemsty za to, że go okłamywał. Że udawał przed nim kogoś zupełnie innego. To miała być kara. Kolejna w jego życiu.
Pocałował Dabiego, jednocześnie wsuwając dłonie w bokserki mężczyzny, który odetchnął z zadowoleniem, unosząc się nieco, by zsunąć z siebie spodnie wraz z bokserkami do połowy uda. Nie przeszkadzało mu przy tym to, że na jego kolanach cały czas siedział Katsuki.
Nie myśl.
Bakugo skupił się na pieszczotach, jakie serwował mu mężczyzna. Na pocałunkach i macankach, już nie tak nachalnych jak na samym początku. Sam nieco bardziej zsunął spodnie, po czym sięgnął za podstawę twardego już penisa Dabiego. Jeśli już miał to zrobić, to na swoich zasadach.
Nie myśl.
Zaczął powoli nabijać się na jego członka, co szło opornie. Odchylił głowę w tył, wydając z siebie cichy jęk. Dabi sapnął z zadowoleniem, wbijając zęby w szyję blondyna. O dziwo, nie spieszył się do przejęcia inicjatywy. Może zorientował się, że wtedy już nie będzie żadnej reakcji ze strony Bakugo.
Nie myśl.
Wreszcie udało mu się pomieścić w sobie całego penisa mężczyzny, co było nie lada wyzwaniem z dwóch powodów: jego wielkości oraz braku rozciągnięcia. Bolało. Ten ból był mu znany aż za dobrze.
Nie myśl.
Odetchnął cicho, zaczynając powoli się na niego nabijać. Oparł czoło o ramię mężczyzny, który teraz pieścił dłonią jego członka. Nie dało się bowiem nie zauważyć, że Bakugo nie był podniecony tym, co właśnie się działo.
Nie myśl.
Skupił się na przyjemności płynącej ze stosunku. Wszelkie myśli odepchnął, pozostawiając jedynie doznania cielesne. Dłoń Dabiego na jego penisie poruszała się coraz szybciej. Drugą ręką pieścił tors Katsukiego, szczególną uwagę skupiając na sutkach, które były jego słabym punktem. Sam Bakugo pojękiwał cicho, rytmicznie nabijając się na członka swego kochanka.
Stosunek bez myślenia o tym, co w zasadzie oznaczał, był w tym przypadku wybawieniem. Był nawet w stanie się odrobinę podniecić, gdy skupiał się wyłącznie na tym, jak cholernie seksowny jest Dabi i jak bardzo się stara, by i on coś wyniósł z tego seksu. Taki mu się właśnie podobał - spokojny, nie ujawniający sadystycznych zapędów i pozwalający Bakugo na pokierowanie całością.
- Kocham cię - szepnął nagle mężczyzna, wprost do jego ucha.
Katsuki przerwał na moment, nie do końca pewien, czy dobrze usłyszał. Te słowa wywołały w nim lawinę emocji, bardzo sprzecznych.
Nie myśl.
Powrócił do wcześniej przerwanej czynności, ponownie odpychając od siebie to wszystko. Nie chciał w takiej chwili słuchać takich rzeczy. Rzeczy, które były tak bardzo nierealne.
Dabi zaczął obsypywać pocałunkami jego szyję i ramię. Przycisnął go mocno do siebie, ignorując brak odpowiedzi. Przynajmniej na razie.
Jeszcze chwila. Tylko chwila.
Bakugo zajęczał głośno w momencie, w którym mężczyzna spuścił się wprost do jego wnętrza. Sam doszedł chwilę później, brudząc spermą ich obu. Od razu uniósł się, by „wypuścić" z siebie penisa Dabiego. Chciał też przesiąść się na łóżko, ale Dabi mu na to nie pozwolił.
- Mówiłem poważnie - szepnął, ujmując jego twarz w dłonie. - Naprawdę cię kocham - wychrypiał, patrząc na niego w zupełnie inny sposób, niż wcześniej. Z troską i uczuciem.
- Nie, Dabi. Mnie się nie da kochać - odparł, patrząc na niego wzrokiem bez wyrazu. - Muszę do łazienki - dodał beznamiętnie.
Dabi wyglądał na rozczarowanego taką reakcją, ale nie skomentował tego w tej chwili. Pozwolił chłopakowi zejść ze swoich kolan i naciągnąć spodnie na tyłek.
- Łazienka jest tam. - Pokazał na drzwi znajdujące się na drugim końcu pomieszczenia.
Katsuki skierował się we wskazanym kierunku, lekko kulejąc. Nie żałował sobie, więc teraz bolał go tyłek. Wszedł do łazienki i zamknął za sobą drzwi na zamek. Spojrzał prosto w lustro, które zajmowało pół ściany i osunął się po drzwiach, przyglądając się swojemu odbiciu, którego tak bardzo nienawidził.
Powiedział, że mnie kocha tylko dlatego, że dałem mu dupy. Tak jak chciał.
Ta myśl sprawiła, że zadrżał niekontrolowanie. Ból rozlał się po całym jego wnętrzu uświadamiając mu, jak wielu krzywd doznał w ciągu swojego życia. Złapał się za koszulkę w okolicy serca i zacisnął na niej pięść. Kajdanki przypomniały o sobie cichym brzęczeniem, co spowodowało, że poczuł się jeszcze gorzej.
Zawsze był bezwartościowym śmieciem z ładnym ciałem. Wszystkim zależało tylko na tym, by go posiąść, wykorzystać i najlepiej do siebie przywiązać. Nikt go nigdy nie kochał, a sam Bakugo nie miał pojęcia, czym jest właściwie miłość. Życie znał jedynie od tej złej strony i nie zanosiło się na to, że będzie inaczej.
Chcę umrzeć. Dawno niczego tak bardzo nie pragnąłem.
Ku jego zaskoczeniu, z jego gardła wyrwał się szloch, a z oczu pociekły łzy. Od wielu lat nie płakał. Ostatnio w dniu, w którym ostatecznie postanowił, że ucieknie swoim katom i zrealizował plan. Wiele lat minęło od tego czasu.
Zakrył usta dłońmi nie chcąc, by Dabi przypadkiem usłyszał jego zduszony szloch. Pozwalał łzom płynąć, a myślom szaleć. Czuł się okropnie. Tak, jakby ktoś skakał sobie po czułych strunach w jego sercu, trącając je jednocześnie, wszystkie na raz. Jeszcze nie tak dawno temu myślał, że wszystko się ułoży. Teraz już wiedział, że tak nie będzie. Znowu wylądował na smyczy i to w dodatku smyczy kogoś, kto był w stanie zranić go do żywego samym słowem. I właśnie dlatego nie był już w stanie udawać sam przed sobą, że sobie poradzi. Życie straciło już całą resztkę sensu i nawet nie chciało mu się udawać, że jest inaczej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro