Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 32.

Siemka, misie. Dodaję rozdział dzisiaj, bo jutro mam cały dzień zajęty. Cieszcie się i radujcie, czy coś. 

Dziękuję wam bardzo za wszystkie głosy. Mam do Was jednak jedno pytanie, bardzo dla mnie ważne. Co Wam się podoba w tej historii, a co nie? Odpowiedź z pewnością ułatwi mi napisanie zakończenia (mam 4 opcje i zastanawiam się, którą wybrać - dlatego bardzo byście mi pomogli, odpowiadając na to pytanie). 


***


      Bakugo był zmęczony. Ostatnie dni dały mu mocno w kość pod wieloma względami. Najpierw kłótnie z Kirishimą, w międzyczasie zawirowania z bliźniakami. Szukanie dowodów na Minetę, pożar, Mina w szpitalu. Konieczność pilnowania jej całą dobę, bycie w ciągłym kontakcie z Dabim... To wszystko było przytłaczające, na dłuższą metę.

     Wreszcie jednak Minę wypuszczono ze szpitala. Jeszcze czasami kręciło jej się w głowie, ale ogólnie czuła się dobrze. Mimo wszystko poprosił ją, by na razie nigdzie nie wychodziła. Tym bardziej, że Dabi się opierdalał z szukaniem winowajcy.

      Westchnął cicho i wyciągnął telefon z kieszeni, gdy przyszła mu kolejna wiadomość.

Od: Zszywkogęby

Co powiesz na mały wyścig dla relaksu? Impala vs Dodge Chellenger brzmi dla Ciebie zachęcająco, czy muszę się bardziej postarać?

     Uniósł lekko brew w górę, uśmiechając się przy tym nieznacznie. Musiał przyznać, że Dabi ostatnio często rzucał mu różnego rodzaju wyzwania. To jednak było wyjątkowo kuszące.

Do: Zszywkogęby

Kiedy, gdzie i co będę z tego miał?

     Schował komórkę na razie do kieszeni spodni i założył skórzaną kurtkę, cały czas się przy tym ciesząc. Czuł ekscytację z powodu propozycji i nie mógł się doczekać, aż faktycznie pojedzie Impalą na tor.

- Gdzie idziesz? - Głos Kirishimy, dobiegający zza pleców Bakugo sprawił, że mina mu nieco zrzedła.

- Widzę się z Touyą. Wystawię mu handlarza - odparł spokojnie.

      Jest zły odkąd pojechał gdzieś z mieszańcem. Pewnie już mu coś na mnie nagadał, jebaniutki.

- Dlaczego mi nie powiedziałeś, że byłeś z nim w domku na drzewie? - Kiri skrzyżował ręce na piersi.

      Aha. To o to chodzi.

- Nie wiedziałem, że to takie istotne, gdzie byliśmy - odparł, zgodnie z prawdą. Poprawił rękawy, cały czas patrząc na chłopaka.

- A jednak. To nie byle jakie miejsce, Kacchan. - Kiri pokręcił głową, wyraźnie sfrustrowany.

- Dla Todorokich jest ważne, ale nie dla mnie. Boli cię to, że byłem tam przed tobą, czy o co chodzi? - zapytał, nieco zniecierpliwiony. Nie chciał się spóźnić, skoro sam zadzwonił do Touyi o spotkanie.

- Bardziej to, że znowu zatajasz przede mną wiele rzeczy. A myślałem, że się dogadaliśmy w szpitalu - mruknął chłopak, opierając się o ścianę.

- Bo tak było. Co nie zmienia faktu, że ty nie zwierzasz mi się z każdego szczegółu twojego życia, więc i ja tobie nie muszę. - Bakugo wzruszył ramionami. Wygrzebał klucze od Impali z kieszeni dając tym samym znak, że rozmowa za chwilę dobiegnie końca.

- Jebać to. Nie będę kłamał. Trochę mnie boli to, jak dobrze się bawisz z Touyą. Tyle czasu się przyjaźnimy, a ze mną wydurniać się nie lubisz. - Kiri zmrużył oczy, wyraźnie niezadowolony z tego stanu rzeczy.

- He? - Bakugo musiał zrobić teraz bardzo głupią minę. Ten zarzut był tak głupi, że aż nie wiedział, czy ma się śmiać czy płakać. - Masz na myśli to, że puszczaliśmy latawce? No nie będę ukrywał, że spoko było się poczuć chociaż raz jak beztroskie dziecko, które nie musi się niczym przejmować. Aczkolwiek nie wiem co to ma wspólnego z naszą relacją - odpowiedział, starając się brzmieć dyplomatycznie.

- Bo ze mną nigdy się tak nie wygłupiałeś. Mówiłem. - Kirishima zrobił minę tak smutną, że Bakugo aż zrobiło się go szkoda. Mimo wszystko dalej nie wiedział, o co ten ma właściwie problem.

- To było spontaniczne, Kiri. I nie oznacza, że źle się z tobą bawię, jeśli o to ci chodzi. - Podrapał się po brodzie, nie mając pojęcia, co mógłby dodać. - Słuchaj. Jak chcesz się trochę rozerwać, to wymyśl nam jakieś zajęcie. Jakie chcesz. I jak wrócę to spędzimy trochę czasu razem - obiecał mu.

     Brzmię jak tatuś, próbujący przekupić słodyczami swojego bachora, żeby nie robił dram na środku sklepu. Co gorsza, to działa...

- Dobra. Ale jak się wymigasz, to dostaniesz w pysk. Bo ci się należy - odparł Kiri, za wszelką cenę próbując nie pokazać po sobie radości z tych słów.

- Nie wymigam się, spokojnie. - Bakugo przewrócił oczami. Cała rozmowa była tak dziwna, że naprawdę nie wiedział, jak ma się do niej odnieść. - Lecę. Postaram się wrócić przed wieczorem - dodał. Wyciągnął dłoń, by poczochrać mu włosy, po czym wyszedł.

      Nie wiem, co jest z nim nie tak. Ale chyba wszystko.

     Z westchnieniem sięgnął po komórkę, spodziewając się wiadomości od Dabiego. I faktycznie, czekała na odczytanie.

Od: Zszywkogęby

Dziś wieczorem na torze? Stawkę ustalimy na miejscu, kociaku. ;>

Do: Zszywkogęby

Dobra, sam tego chciałeś. Zmiotę Cię z powierzchni ziemi, ziemniaku.

     Uśmiechnął się do siebie, całkiem zadowolony. Nie mógł się doczekać, aż skopie Dabiemu dupę.


**


     Touya był podekscytowany spotkaniem z Katsu. Gdy zadzwonił do niego obcy numer, nie spodziewał się usłyszeć akurat jego głosu po drugiej stronie słuchawki. Nawet fakt, że miał do niego po prostu jakiś interes, nie przeszkodził wymyślić mu planu na podryw. Skoro wiedział, że Bakugo już nie ma faceta, to co stało na przeszkodzie, by próbować dalej?

     Przygotował dla nich coś specjalnego. Zrobił pyszne kanapeczki, nalał kawy i herbaty do termosów i zapakował wszystko w koszyk. Oczywiście zabrał ze sobą też i koc. Specjalnie jako miejsce spotkania podał park.

      Muszę się o nim czegoś dowiedzieć. Utajnione informacje mogą oznaczać, że jest świadkiem koronnym. Ale w takim wypadku raczej nasz posterunek zostałby o tym poinformowany.

- Cześć - przywitał się z chłopakiem, który właśnie wysiadał ze swojej Impali. Na widok rozłożonego koca i kosza pełnego smakowitości tylko uśmiechnął się z politowaniem.

- Mózg ci się przegrzał jak do ciebie zadzwoniłem, czy co? Mówiłem, że mam interes. To żadna randka - stwierdził, mimo wszystko siadając na kocu. Zajrzał do koszyka, bez większego zainteresowania.

- Uznałem, że warto skorzystać z pogody. No i byłem głodny. - Touya wzruszył ramionami, posyłając mu niewinny uśmieszek.

     Plusem jest to, że nie jest wkurwiony. Może go przekonam, żeby został na dłużej.

- Tak sobie tłumacz. - Katsu jedynie przewrócił oczami. Potem zaś wyciągnął zza pazuchy teczkę i podał ją Touyi. - Mam nadzieję, że docenisz zawartość. Bardzo się starałem, żeby znaleźć dowody - dodał, uśmiechając się przy tym dość drapieżnie.

     Touya posłał mu zaskoczone spojrzenie. Otworzył teczkę, nie mogąc powstrzymać ciekawości. W środku było sporo zdjęć, również takich, które przedstawiały dokumenty. Haki na Minetę Minoru, który oficjalnie prowadził hotel. Jak widać, mniej oficjalnie zajmował się burdelem.

- Skąd to wszystko masz? - zapytał, zamykając teczkę. Domyślał się, że Bakugo zdobył to wszystko nielegalnie.

- Śledziłem go przez dłuższy czas. Handluje ludźmi i jest dość wysoko w hierarchii. Przekupiłem jednego z ochroniarzy, żeby porobił zdjęcia dokumentów moim aparatem. - Katsu wyciągnął papierosy z kieszeni i zapalił sobie jednego. Dym tytoniowy nieprzyjemnie podrażnił nozdrza Touyi. Nie lubił, gdy ktoś przy nim palił.

- Dowody zostały zdobyte nie do końca legalnie. Będę musiał się nagimnastykować, by wyjaśnić to górze - stwierdził, marszcząc brwi.

- Nie wspominaj o mnie. Wolałbym nie ściągać na siebie zainteresowania glin - mruknął chłopak, zwracając na niego poważne spojrzenie.

- Powiedz mi... kim ty tak właściwie jesteś w tym półświatku, co? - zapytał, wyciągając termos z kawą, by się napić.

     Nie spodziewałem się, że dostanę Minetę jak na widelcu. Kogo jeszcze tam zna?

- Nikim. - Katsu wzruszył ramionami. Zaciągnął się dymem w płuca. - Po prostu wiem jak się zakręcić, żeby zdobyć potrzebne informacje. A że z handlarzami ludźmi walczę od wielu lat, to powinieneś docenić, że wystawiłem go tobie, a nie jakimś zbirom - dodał, po chwili gasząc peta. Przydeptał go butem i położył się wygodnie na kocu. Wyglądał na zrelaksowanego.

- Pewnie znasz wielu ludzi? - Touya starał się, by jego ton głosu pozostawał obojętny.

     Może Dabiego też mi wystawi?

- Owszem, ale jeśli sądzisz, że wystawię ci kogokolwiek poza handlarzami, to się grubo mylisz. Mam swoje zasady - odparł poważnie Katsu, jakby czytając mu w myślach.

- Nie proszę o to - odparł Touya. Nie mógł teraz zapytać o Dabiego, żeby nie wyjść na policjanta przesłuchującego świadka. A to było trudne, skoro faktycznie był policjantem.

    Zapadła cisza, przerywana jedynie przez parkowe odgłosy. Wokół kręcili się ludzie, pieski biegały, ptaszki ćwierkały. Było ciepło i spokojnie. Typowy letni dzień, odpowiedni na leniuchowanie.

- Mogę o coś zapytać? - spytał nagle Touya, przenosząc wzrok z grupki dzieciaków z powrotem na Bakugo.

- Już zapytałeś - zauważył Katsu z rozbawieniem. Uchylił powieki i uśmiechnął się zadziornie. Chyba miał dziś wyjątkowo dobry humor.

     Nie chcę psuć mu nastroju, ale muszę wiedzieć.

- Mówiłeś, że boisz się zamkniętych pomieszczeń, bo byłeś w takich zamykany w ramach kar. - Touya odruchowo ściszył głos. Wiedział, że to trudny temat. - Bardzo mnie w związku z tym dręczy jedno pytanie. To rodzice cię tak karali, czy może partner?

     Katsu uniósł się powoli do siadu. Rysy jego twarzy wyostrzyły się, gdy zaciskał zęby. Zapewne nie chciał na niego ryknąć i ściągać na siebie uwagi innych ludzi, którzy spokojnie sobie spacerowali.

- Nigdy więcej o to nie pytaj - warknął, zaciskając dłonie na kocu.

- Dlaczego boisz się o tym mówić? Czy to dalej się zdarza? - zapytał spokojnie, odkładając termos do koszyka. Wyciągnął kanapkę, jak gdyby nigdy nic. Chciał pokazać mu poprzez normalne zachowanie, że nic się nie dzieje i jest bezpieczny.

- Nie wpierdalaj się w nie swoje sprawy - warknął blondyn, podrywając się z miejsca.

   Touya też się podniósł. Złapał go za przedramię, zanim zdążył z właściwym sobie dramatycznym wkurwem wsiąść do Impali. Teraz tylko spokój mógł go uratować, choć miał cholerną ochotę na niego krzyknąć.

- Przepraszam, że zapytałem - powiedział spokojnie. - Musisz jednak wiedzieć, że pytam, bo się martwię. - Cały czas patrzył mu w oczy, pełne gniewu i frustracji.

- Ostatnio powiedziałem ci wystarczająco dużo o sobie. Nie licz na to, że dowiesz się więcej. Odpuść sobie i nie dokładaj mi problemów, dobra? - warknął Katsu, wyrywając się mu. - Koniec z piknikami, latawcami i spotkaniami. Będziemy się widzieć jedynie w interesach, jasne?

- Nie chcesz dopuścić do tego, że ktoś mógłby się do ciebie zbliżyć. Boisz się, że jeśli powiesz mi za dużo, zniechęcę się do ciebie albo, co gorsza, powiem o tym komuś. Za tą fasadą gniewu kryje się mały, smutny chłopiec, który za wszelką cenę chce zgrywać twardziela i samotnie mierzyć się z problemami. Odrzucasz mnie, bo chcę cię poznać. I chyba tylko dlatego - odpowiedział Touya, wyjątkowo poważnie. W jego oczach teraz też tlił się gniew.

      Ktoś musiał mu to powiedzieć. Wstrząsnąć nim.

      Bakugo zacisnął dłoń w pięść i tak po prostu mu przyłożył, prosto w twarz. Akurat tego to się biedny Touya nie spodziewał. Spojrzał na niego z zaskoczeniem, przykładając dłoń do obolałej buźki. Jedyne, o czym w tej chwili myślał to to, jaki zadziorny jest ten chłopak.

- Chuja o mnie wiesz, Touya. Przestań pytać. Nie grzeb w tym syfie. I daj mi, kurwa, święty spokój - szepnął Katsu. Odwrócił się na pięcie i otworzył drzwi od Impali. Wsiadł za kółko i odjechał z piskiem opon, nawet nie czekając na odpowiedź.

     Touya stał przez chwilę jak wmurowany, patrząc za odjeżdżającym autem. Paradoksalnie ta sytuacja sprawiła, że tym bardziej chciał się wszystkiego dowiedzieć. Jeden mały cios go nie zniechęci. Katsuki Bakugo był osobą, która już przy pierwszym spotkaniu zawróciła mu w głowie. I choćby chłopak miał go znienawidzić, będzie za nim łaził.


**


      Bakugo był mocno zdenerwowany sytuacją sprzed chwili. Serce waliło mu jak młotem, a ręce lekko drżały. Nie mógł się skupić na jeździe, gdy w głowie miał tylko jedną myśl: nie chciałem go uderzyć.

    Poczuł, jak zaciska mu się gardło. Dodał gazu, zupełnie odruchowo. Jak niby miał żyć spokojnie, skoro z każdej strony atakował go ktoś, kto koniecznie chciał poznać całą prawdę? Był pewien, że gdyby to się stało, dosłownie wszyscy patrzyliby na niego jak na trędowatego.

       Dlaczego przypominają mi jaki byłem bezradny? Dlaczego ciągle zadają trudne pytania?

      Stanął na poboczu drogi i drżącą ręką wyciągnął telefon z kieszeni. Odruchowo wybrał numer Kirishimy. Jego głos zawsze działał na niego kojąco.

- Halo? - Usłyszał w słuchawce. Nawet otworzył usta, by coś powiedzieć, ale ściśnięte od nadmiaru emocji gardło pozwoliło mu wydać z siebie jedynie westchnienie. - Kacchan, wszystko ok? Zarezerwowałem nam paintball na jutro. A dziś możemy pojechać na Monster Trucki. Co ty na to? - W głosie chłopaka brzmiała beztroska i wesołość.

       Zazdroszczę mu tej beztroski. Tego szczęśliwego życia.

- Wyjedźmy stąd, Kirishima - szepnął do telefonu, zaciskając na nim mocniej dłoń.

       Chłopak zamilkł. W tej ciszy wręcz było słychać jego zaskoczenie tą nagłą propozycją.

- Gdzie jesteś? - zapytał po dłużej chwili.

- Nie wiem - odparł Bakugo, zgodnie z prawdą. Jechał przed siebie i nawet nie patrzył, dokąd.

- Piłeś coś? Albo brałeś? - dopytywał Kiri. Martwił się.

- Nie. Chociaż to może jest jakaś myśl - mruknął, opierając głowę o kierownicę. Przymknął oczy chcąc, żeby to wszystko już się skończyło.

       Zawsze marzyłem o tym, by nawróciły mi myśli samobójcze, nie ma co.

- Wróć do domu. Proszę - szepnął Kirishima. - Tu możemy się napić. Tylko wróć.

       Bakugo nie odpowiedział. Rozłączył się i rzucił telefon na siedzenie pasażera. Nie wiedział, jak to się w ogóle stało, że zaczął myśleć o domu Kirishimy jak o swoim. Nie miał też pojęcia, jakim cudem otworzył serce przed nim i Toyuą, a także częściowo Dabim, skoro obiecał sobie lata temu, że już nigdy tego nie zrobi. Przed nikim.

         Dawno nie czułem się tak zagubiony jak teraz.

       Z tą myślą, przekręcił kluczyk w stacyjce. Zawrócił, jadąc w kierunku domu. Ignorował przy tym ciągle dzwoniący telefon. Musiał wziąć się w garść, jeśli chciał zadbać o swój team. Nie mógł znowu być ofiarą. W końcu odnalazł się doskonale w roli przywódcy. Podejmował wszelkie decyzje i czuł się w tym jak ryba w wodzie. Nie mógł teraz dać się rozproszyć sprawom, które już dawno zostawił za sobą. I podejrzewał, że gdyby nie sytuacja nawrotu klaustrofobii, dalej myślałby o przeszłości z dystansem.

- Weź się w garść, Katsuki. Nie bądź pizdą - warknął do siebie, zaciskając dłonie na kierownicy.

        Muszę się zająć tym, co planowałem. Odzyskać kontrolę. Przede wszystkim nad sobą.

   Pierwszym ruchem, jaki musiał wykonać, było zerwanie współpracy narkotykowej z Shigarakim. Mieszaniec ciągle donosił Kirishimie, że coraz więcej osób umiera od jego towaru. To mogło oznaczać tylko tyle, że Tomura dawał mu coraz bardziej trefne dragi, a w takie coś się bawić nie zamierzał. Mógł nawet oddać ten rynek Dabiemu i to jemu się ewentualnie za to oberwie. Miał to gdzieś.

       Kolejną rzeczą było planowane od początku wykorzystanie Dabiego i Touyi do swoich celów. To częściowo udało mu się zrealizować. Dabi mocno się zaangażował we współpracę z nim i, co ważniejsze, nie węszył i nie zadawał pytań o jego życie. W sumie można nawet uznać, że od ich rozmowy na dachu stał się przyjaźniejszy dla otoczenia. Mniej nachalny. Aluzje też już rzadko kiedy rzucał i nie ustawał w poszukiwaniach Spinnera i Best Jeanista, zdejmując ten ciężar z barków Bakugo. A tak na dobrą sprawę nie musiał tego robić.

      Dzisiejsza sytuacja zaś upewniła go, że powinien trzymać Touyę z dala od siebie. Kto wie, co takiemu nadgorliwcowi do łba strzeli? Poza tym, gdyby teraz skonfrontował się z bratem (co zakładał początkowy plan), mógł zepsuć mu zemstę. A to było coś, na co nie mógł pozwolić. W głębi serca żałował, że musi się odciąć. Touya był zupełnie inny, niż wszyscy faceci, których spotykał na swojej drodze. Miły, troskliwy, kochany... Potrafił go rozbawić równie szybko, jak zepsuć mu humor głupimi pytaniami. Mimo wszystko bardzo go polubił. A uczucia nie były dobrym doradcą, dlatego musiał posłuchać rozumu.

      Pozostawała jeszcze kwestia Kirishimy. Jak on mu, do cholery, wyjaśni nagłą zmianę nastroju z przygnębionego na bojowy? Chłopak na bank pomyśli, że coś brał. Chociaż... niech myśli co chce. W końcu i tak doceni powrót silnego, pewnego siebie przywódcy, który z niesmakiem podchodzi do kwestii okazywania uczuć wyższych.

     Nie pozwolę, żeby bliźniacy zniszczyli mur, który budowałem nie bez przyczyny. Dość tego błądzenia we mgle.

     Z tą myślą, sięgnął po telefon i wybrał numer Dabiego. Wcale się nie zdziwił, że mężczyzna odebrał dość szybko.

- Jest szansa, żebyśmy spotkali się już teraz? - zapytał, zatrzymując się przy stacji benzynowej. Musiał zatankować Impalę, jeśli miał się ścigać.

- Jasne. Zadzwonię do Aizawy, żeby się nas spodziewał - odpowiedział mężczyzna.

- Super. Zatankuję i podjadę na miejsce. Szykuj się na przegraną, skarbie - zamruczał i rozłączył się, zanim mężczyzna zdążył coś odpowiedzieć.

      Mogę wykorzystać go jeszcze do podbicia swojego samopoczucia. Niczego więcej od niego nie chcę.


**


      Gdy Dabi podjechał na tor, Bakugo już tam był. Stał przy Impali i palił papierosa. Na widok auta Dabiego, jedynie uniósł brew w górę i uśmiechnął się drapieżnie.

      Ile bym dał, żeby uśmiechał się tak pode mną. To znaczy... dla mnie, rzecz jasna.

     Wysiadł z samochodu i podszedł do chłopaka, opierając dłoń o dach Impali. Celowo zaburzył mu przestrzeń osobistą, nie mogąc się przed tym powstrzymać.

- Gotowy na porażkę? - zapytał zaczepnie. Przesunął językiem po dolnej wardze, wyjątkowo napalony na ten wyścig.

- Na twoją zawsze - odparł Bakugo, rzucając niedopałek na ziemię. - Chcę wygrać twoje auto. To właśnie stawka - zamruczał mu do ucha.

     W jego oczach widać było głód zwycięstwa i dodatkowych doznań. Przesunął językiem po wargach, powtarzając wcześniejszy gest Dabiego. Przechylił przy tym głowę w bok, eksponując swoją smukłą szyjkę.

      Wygląda tak seksownie. Chyba się dziś nie powstrzymam.

- Jeśli będziesz mnie tak kusił, nie wystartuję w wyścigu, tylko przelecę cię na tylnym siedzeniu Impali i wrócę do domu - powiedział, kładąc dłonie na biodrach Bakugo. Wbił w nie palce, patrząc mu przy tym w oczy.

- Boisz się, że wygram i będziesz musiał wracać do domu z buta? - zakpił Katsuki, przesuwając dłonią po jego torsie. - Wsiadaj do auta i nie marudź. - Odepchnął go od siebie, bezczelnie się przy tym uśmiechając.

- Pchasz się w gips - stwierdził Dabi, lekko poirytowany tym, że blondyn znowu przerwał, zanim cokolwiek ciekawego zdążyło się wydarzyć.

- Jak zawsze. - Katsuki wzruszył ramionami i wsiadł do Impali, by podjechać na linię startową, przy której czekał już poirytowany i zaspany Aizawa.

      Dabi jedynie przewrócił oczami i sam zajął miejsce za kierownicą. Chciał to wygrać, choćby dla samej satysfakcji i pokazania Bakugo, że jest kimś, z kim powinien się liczyć. A jeśli chłopak zechce odzyskać przegraną Impalę, będzie musiał się z nim przespać. Nie odpuści mu po tym, gdy sam znowu zaczął robić mu ochotę na seks. Co tam, że w sumie niczego takiego nie zrobił, poza prowokującymi gestami. Dla Dabiego już była wystarczająca zachęta.

     Odetchnął głęboko, odpychając od siebie wszelkie emocje i myśli. Musiał się skupić, jeśli chciał zwyciężyć. Nigdy nie jeździł po tym akurat torze. Widział go zaledwie kilka razy i jedynie mniej-więcej znał miejsca, w których można było z niego wypaść. Mimo tego był pewien, że sobie poradzi. Nie raz wygrywał na terenach, które rywal znał dużo lepiej od niego.

- Wygram to - mruknął do siebie, gdy usłyszał dźwięk „zachęcający" do startu.

      Ruszył z miejsca, dając się ponieść adrenalinie i rykowi silnika. Widział, że zostaje nieco z tyłu, ale nie zmartwił się tym. Dał Chellengerowi moment na rozpędzenie się, po czym zrównał się z Katsukim.

     Przez pierwsze okrążenie szli łeb w łeb, jednak w kolejnym to Dabi wyszedł na prowadzenie. Zostało im jeszcze jedno, więc postanowił wycisnąć z autka wszystko, co tylko mógł.

- Dawaj, piękny - mruknął, zaciskając mocniej palce na kierownicy.

     Ku jego irytacji, Bakugo znowu się z nim zrównał. Obaj piłowali swoje samochody jak tylko mogli, jednak ostatecznie to Katsukiemu na sam koniec udało się objąć prowadzenie.

- O ty chuju bobrze - warknął Dabi czując, jak zalewa go gniew.

      Nie rozumiał, jakim cudem mógł przegrać, skoro Bakugo od drugiego kółka zostawał w tyle. Nie dość, że stracił auto, to do tego przeszła mu koło nosa szansa (nieważne jak bardzo minimalna) na seks.

       Wysiadł z samochodu, zaciskając zęby, by czasem nie wybuchnąć. Katsuki podszedł do niego, uśmiechając się zwycięsko. Aż zapragnął mu zmazać ten uśmieszek z buźki, gdy tylko chłopak wyciągnął do niego rękę, by oddał mu klucze.

- Mówiłem, że to przegrasz - powiedział blondyn wesoło, wsuwając sobie otrzymane kluczyki do kieszeni spodni.

- Ty się naprawdę pchasz dzisiaj w gips - prychnął Dabi, krzyżując ręce na piersi.

- A żeby tylko dzisiaj. - Bakugo wyminął go i poklepał jego Chellengera po masce, widocznie zadowolony z tego, że zasili on jego kolekcję.

     Dabi nie mógł się już powstrzymać. Objął go od tyłu i przygryzł jego ucho, doczekując się cichego sapnięcia ze strony blondyna. Emocje wzięły w tej chwili górę - chciał jedynie się odrobinkę wyżyć.

- Nie molestuj mnie. Nie będę twoją nagrodą pocieszenia - mruknął Bakugo, wyplątując się z jego objęć. Mężczyzna jednak się tym nie zraził. Pchnął go lekko na auto i obrócił przodem do siebie. Uśmiechał się przy tym jak rasowy psychopata.

- Gdybym cię teraz zerżnął, nie mógłbyś oskarżyć mnie o gwałt - stwierdził, pewny swego. Przesunął palcem po jego policzku. Nienawidził przegrywać, szczególnie z osobami, które sobie upatrzył na ofiary.

- Ach, tak? Jesteś zbyt pewny siebie jak na kogoś, kogo odrzuciłem już jakieś milion razy - rzucił Katsuki z przekąsem, krzyżując ręce na piersi. Miał zdecydowanie lepszy nastrój, niż przed wyścigiem. Widocznie nie wierzył, że Dabi cokolwiek mu zrobi po tym, co zaszło między nimi na dachu.

- I tak w końcu mi ulegniesz, Katsuś. Obaj to wiemy - mruknął w odpowiedzi.

     Pochylił się, by go pocałować, nieco jednak zaskoczony faktycznym brakiem oporu ze strony Bakugo. Przycisnął go więc mocniej do boku Chellengera i przeniósł jedną dłoń na szyję chłopaka, by lekko ją ścisnąć. Drugą zaś wsunął pod jego koszulkę. Błądził nią po torsie blondyna. Po dłuższej chwili oderwał się od jego ust, by całować i kąsać zębami szyję. Dopiero cichy jęk protestu ze strony chłopaka go nieco otrzeźwił. Puścił go i odsunął się nieco, ciężko przy tym oddychając.

- Nie mogę - wydusił z siebie Bakugo, nieco zachrypniętym głosem. Poprawił koszulkę i spojrzał w pełne żądzy oczy Dabiego z lekkim zdenerwowaniem.

- Bo? - zapytał, resztką silnej woli powstrzymując się przed tym, by nie wrócić do przerwanej czynności.

    To, co ze mną zrobił, powinno być zakazane. Przez niego zacząłem się czymkolwiek przejmować. Powinienem go teraz przelecieć i nie patrzeć na to, że szybko przestał tego chcieć.

- Tłumaczyłem ci na dachu - odparł, przygryzając lekko wargę. - Miałem dziś... cholernie ciężki i pojebany dzień. Nie ukrywam, że chciałem pójść na całość, ale coś sobie uświadomiłem. Wykorzystanie ciebie do wyżycia się nie byłoby fair. Nadal podtrzymuję to, co mówiłem wcześniej i... przepraszam - dodał, nieco ciszej.

- Co mi z twoich przeprosin? Widzę, że sam już nie wiesz, czego chcesz. Radziłbym ci się zastanowić następnym razem, kogo prowokujesz. Wiesz, że mi niewiele trzeba, by odebrać coś jako zachętę do seksu. Wybrałeś sobie zły obiekt - warknął Dabi, na nowo czując, jak gromadzi się w nim złość.

- Możesz być pewien, że już tego nie zrobię - odparł cierpko Bakugo, po czym zamknął Chellengera i ruszył z powrotem w kierunku Impali.

- To dobrze. Bo następnym razem bym się już nie powstrzymał - powiedział Dabi, ruszając za nim. Nie zamierzał tu zostawać, w dodatku ze świadomością podwójnej porażki.

     Katsuki już mu nie odpowiedział. Wsiadł po prostu do Impali i odjechał, wcześniej zamieniając kilka słów z Aizawą. Dabi zaś zadzwonił po Compressa, wyjątkowo ubawionego tym, że jego szef przegrał jedno z najfajniejszych aut, jakie mieli w kolekcji. To zaś dodatkowo podkurwiło mężczyznę. Już wiedział, że jak wróci do domu, to będzie musiał się na kimś lub na czymś wyżyć. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro