Rozdział 14.
Edit: nie ma to jak pomylić dni i dodać rozdział w poniedziałek myśląc, że to wtorek. XD
Jeśli więc zaskoczył was dzień publikacji, to nie przejmujcie się. To po prostu pomyłka, okaz mojego debilizmu xD
Touya był mocno skupiony przez ostatnie dni. Wydarzenia, które rozegrały się na posterunku uświadomiły mu, że musiał już na coś natrafić w związku z Shigarakim, tylko zwyczajnie to przegapił. Postanowił wrócić do przerobionych materiałów, zanim przejdzie dalej.
Nie był idiotą i doskonale wiedział, że ostrzeżenie było skierowane do niego, a nie do Shoto. Pozwolił jednak wszystkim myśleć, że to przez jego brata i grzebanie przy nielegalnych wyścigach, miał miejsce ten incydent.
Przecież nie przyznam się, że próbuję ruszyć najbardziej wpływowego człowieka w mieście i poza nim. Zostałbym natychmiast zwolniony. Może nawet zabity.
Teraz jednak musiał się skupić na czymś innym, a mianowicie na patrolowaniu dzielnicy. Towarzyszył mu Midoriya, który ostatnio się upierał, że najwięcej wyciąga z pracy z nim. Odważył się powiedzieć Iidzie, że Shoto jest raz nudny, a raz zachowuje się jak szatan z piekła rodem. Miał szczęście, że braciszka nie było wtedy w pobliżu, bo z pewnością by tego nie przeżył.
- Czyli że nie możecie namierzyć miejsca pobytu Himiko? - zapytał Izuku, po raz milionowy tego dnia.
Szedł obok Touyi i zapisywał coś w swoim notesiku. Odgłos ołówka pocierającego o papier irytował Todorokiego, jednak starał się zachowywać jak wagon pełen medytujących, tybetańskich mnichów.
- Już ci mówiłem, że nie możemy - odpowiedział spokojnie, rozglądając się po okolicy.
Zwracał uwagę na najmniejszy szczegół. Znał tę dzielnicę jak własną kieszeń, więc wyłapywanie nietypowych sytuacji czy zmian było dla niego czymś niesamowicie prostym. Nawet zmiana banera cukierni zwróciła jego uwagę.
- A są w ogóle jakiekolwiek nowe wieści na temat Aoyamy? Nadal nie wiemy, od kogo miał tą działkę? - Midoriya był skupiony. Nie odrywał wzroku od zeszytu, co skutkowało tym, że momentami się potykał o własne nogi i Touya musiał go łapać. Ale akurat to mu ani trochę nie przeszkadzało.
Zmienił się. Jest bardziej zaangażowany i przynajmniej stara się nie ryczeć. No i... jest słodki.
Touya musiał przyznać sam przed sobą, że pochlebiało mu zainteresowanie ze strony Izuku. Zawsze był blisko niego, nawet codziennie po pracy do niego pisał. Rozmowy z nim, nawet te o robocie, były bardzo przyjemne. A widok jego zaangażowania w pracę sprawiał, że zaczynał odzyskiwać wiarę w ludzi.
Gdyby tylko nie był taką małą beksą... Jest dla mnie bardziej jak dziecko, niż obiekt zainteresowania.
- Nie wiemy, aczkolwiek domyślamy się - odparł mężczyzna, przeczesując dłonią swoje białe włosy. Podejrzany spokój panował dziś w okolicy. Trzeba było zacząć od bardziej zajmujących miejsc, pełnych meneli i ćpunów.
Jego myśli szybko wróciły na poprzedni tor. Shoto cały czas dogryzał Touyi w temacie Izuku. Jego zdaniem akurat Midoriya bardzo pasował do jego spokojnego charakteru. Fakt, Touya był troskliwy i bardzo dbał o innych ludzi, ale nie znaczyło to, że ten dzieciak był w jego typie. Wbrew pozorom, wolał mocniejsze charaktery.
- No tak. Myślę, że znalazłem coś, co może was zainteresować. Ale o tym porozmawiamy na posterunku. - Izuku zamknął zeszyt i przytulił go do piersi. Wyglądał na zadowolonego z siebie, czym zainteresował Touyę.
Jeśli faktycznie coś odkrył i to się sprawdzi, zaimponuje mi.
- Na razie zajmij się patrolowaniem, a nie pisaniem wierszy o mej zajebistości. - Todoroki uśmiechnął się zadziornie. Na widok rumieńca na twarzy Izuku aż parsknął śmiechem. - Tylko żartowałem, dzieciaku. - Poczochrał mu włosy co sprawiło, że jeszcze bardziej się zaczerwienił.
- Zawsze mnie peszysz - wymamrotał chłopak, przyspieszając nieco kroku. Zawsze tak robił, gdy chciał uniknąć patrzenia na niego. Na tyle zdołał już poznać Midoriyę.
Lubię, gdy się peszy, ale wdawanie się we flirt jest ostatnią rzeczą, na jaką mam ochotę. Praca. Praca jest teraz priorytetem.
**
Dabi miał trochę czasu, by wymyślić kolejny, lepszy plan na zdobycie kontroli nad torem. Wcale nie musiał pokonywać Sharka, ani przekonywać go, by jeździł dla niego. Zawsze mógł zacząć obstawiać. Kiedy ludzie zobaczą, że sam stawia na zwycięzcę, mogą sobie dopowiedzieć kilka słów na temat jego ewentualnych (mimo że nieistniejących) powiązań z Sharkiem.
Drugim krokiem było podstawianie słabych zawodników, aby mieć pewność, że przegrają z Sharkiem, mimo że biorą narkotyki. Shigaraki, ten śmieć, oczywiście nie poinformował go, że obiecał wyłączność na handel jakimś szaraczkom. To mocno ubodło ego Dabiego, który zawsze chciał mieć wszystko co nowe na rynku jako pierwszy. Abstrahując już jednak od tego, obstawianie wyścigów też było to jakimś sposobem na zwycięstwo.
Moje działanie ma też drugie dno. Zawsze jest drugie dno.
- Muszę ci pogratulować. - Głos Compressa dotarł do jego uszu, przerywając rozważania.
- Niby czego? - zapytał, podnosząc się powoli ze schodka. Mieli zaraz jechać na tor, czekali tylko na Togę.
- Ten chłopaczek, którego przygarnąłeś kilka dni temu, nadal żyje. Chyba wziąłeś sobie do serca moją prośbę - stwierdził mężczyzna, podrzucając w dłoni klucze od Mitsubishi należącego do Himiko.
- Ach. Ja po prostu trenuję. - Na twarz Dabiego wypłynął psychopatyczny uśmiech.
Faktycznie, jeszcze nie zabił kochanka, którego otrzymał od Minety. Realizował na nim wszystko to, co zamierzał zrobić samozwańczemu bogowi destrukcji. I, tak przy okazji, również Bakugo. Przy czym w przypadku tego drugiego miała to być wersja bardziej soft. W końcu nie chciał szybko stracić kogoś, kto go zainteresował. Od lat nie czuł tego dreszczyku emocji, gdy myślał o innej osobie.
- Dalej jesteś napalony na blondasa? Myślałem, że ci przejdzie. To naprawdę zły pomysł. Co poczuje Toga, gdy go skrzywdzisz? Pomyślałeś o tym? - burknął Compress, ewidentnie poirytowany.
- Mam to w chuju. - Dabi skrzywił się lekko i złapał Compressa za szyję. - Nie wpierdalaj mi się w to albo pożałujesz - warknął ostrzegawczo.
Nie znosił, gdy facet próbował robić za głos sumienia. Dabi nie miał czegoś takiego jak sumienie. Liczyły się tylko jego zachcianki, władza i dominacja. Chciał, żeby ludzie się go bali. Tortury, seks i zabijanie były czymś, co wyzwalało w nim silne emocje. Potrzebował ich bardziej niż tlenu. Czym było życie bez mocnych wrażeń?
- Tylko mówię, że to zły pomysł. I tak zawsze robisz po swojemu - mruknął Compress, odwracając wzrok.
- Powiem to raz. Jeden, jedyny. Masz robić, co ci każę, a nie głupio komentować. Bo naprawdę ani trochę nie obchodzi mnie, co myślisz na temat moich działań. Jesteś ze mną albo przeciwko mnie, Compress. Radzę ci się dobrze zastanowić nad wyborem strony - powiedział, aksamitnie łagodnym głosem, który mógł zwiastować jedynie niebezpieczeństwo. Mężczyzna pojął to w mig.
- Zrozumiałem - odparł cicho. Dabi puścił jego szyję, a wtedy z rezydencji wyszła Toga. Nawet jeśli słyszała ich rozmowę, nie dała tego po sobie poznać.
- Jedziemy? - zapytała wesoło, odbierając Compressowi klucze.
Zajęła miejsce kierowcy. Dabi usiadł obok niej, zaś Compress dołączył do siedzącego na tylnej kanapie Twice'a. Który, swoją drogą, już był pijany.
Nie mogę się doczekać, aż zobaczę Bakugo. Tym razem będzie mój.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro