Rozdział 1.
Witajcie! Przed wami pierwszy rozdział historii inspirowanej Boku no Hero Academia.
Dość długo wahałam się, czy je tutaj udostępnić. Mam nadzieję, że będzie cieszyło się zainteresowaniem, choćby pojedynczych osób. Zapraszam do czytania i komentowania! :D
P.S. Jest to opowiadanie yaoi, więc jeśli nie lubisz - nie czytaj. :D
***
Stał w tłumie rozentuzjazmowanych ludzi, udając zainteresowanie aktualnym wyścigiem. Już dawno obstawił. Doskonale wiedział, kto zwycięży. Zawsze zwyciężał. Poza tym, dzisiaj przyszedł tutaj w zupełnie innym celu.
Naciągnął kaptur na głowę i przecisnął się bardziej na ubocze, rozglądając się uważnie za resztą swoich ludzi. Musiał upewnić się, że ci kretyni zajęli odpowiednie pozycje. Dostrzegł krótkie, różowe włosy Miny Ashido na samym czele tłumu. Krzyczała coś entuzjastycznie, rozlewając naokoło piwo. Ludzie w pobliżu niej zdawali się tego nie zauważać.
Przesunął wzrok na trybuny. Z łatwością namierzył skórzaną, wysadzaną ćwiekami kurtkę, należącą do Kaminariego. Denki na ten czas ubrał czerwoną perukę. Jak to ujął, w ramach solidarności ze ścigającym się Sharkiem. Shark, albo raczej Kirishima Eijiro, był ich złotym koniem. Dobrze było go mieć po swojej stronie.
Dobrze. Są tam, gdzie mieli być. Moja kolej.
- SHARK! SHARK ZNOWU WYGRAŁ! - wrzasnęła Mina, dając mu tym sygnał do działania.
Namierzył wzrokiem swój cel. Stał z boku, z chłodnym zainteresowaniem przyglądając się wyścigowi. Tetsutestsu. Główny rywal Kirishimy na torze. Był naprawdę dobry, ale brakowało mu doświadczenia. „Pan miejsce drugie", jak zwykł mówić o nim Kaminari.
Pytanie, czy po tym, co mam mu do zaproponowania, wreszcie wygra.
Zręcznie manewrował w tłumie, cierpliwie znosząc ewentualne poszturchiwania. Tłum rozszalał się jeszcze bardziej po ogłoszeniu wygranej Kirishimy. Wszyscy go uwielbiali. I nic dziwnego.
Już prawie dotarł do ofiary eksperymentu, jaki zamierzał przeprowadzić. Z ulgą wydostał się na ubocze i odetchnął świeżym powietrzem, którego brakowało wśród przepoconych, śmierdzących alkoholem i papierosami ludźmi.
- Shark! SHAAARK! - piszczała Mina. Jej głos zawsze przebijał się przez gwar, taki był irytujący.
Za głośno.
Nagle, jakby znikąd, zmaterializował się przed nim Kirishima i złapał go za ramiona.
- Mój Dynamicie! Wygrałem to! - Wyszczerzył zęby w uśmiechu, rzucając mu się w ramiona. Kaptur zsunął się z głowy mężczyzny, ukazując jego przydługie, rozczapierzone na wszystkie strony blond włosy. - Trzeba poprawić zbieżność kół, bo czułem jak prawe bije jak wchodziłem w lewy zakręt na piątym odcinku! - Entuzjazm w głosie Kirishimy wcale nie umniejszył wkurwu, jaki opanował blondyna.
- Shark. Morda - warknął ostrzegawczo.
- SHARK! SHARK! UHUUUUU! - wrzeszczeli ludzie, co chwila potrącając ich i klepiąc czerwonowłosego po ramionach, by pogratulować mu w ten sposób wygranej.
- A silnik mojego maleństwa na pewno potrzebuje dobicia oleju! Zasłużył na to! - Kirishima przekrzykiwał ludzi, drąc mu się do ucha.
- ZAMKNIJ TEN SKRETYNIAŁY DZIÓB! - zawołał sprawiając, że aż ludzie w pobliżu spojrzeli na niego z zaskoczeniem i nieco się uciszyli.
Dynamit. Krótki lont, długi wkurw, pięść zawsze trafiająca w cel. Legendy o jego prawym sierpowym krążyły już od dawna poza miastem. Ludzie woleli omijać go z daleka, ale nadal nikt nie wiedział, że jest szefem gangu walczącego o dominację nad tym miejscem. Walczył z cienia, sabotując działania przeciwników kiedy tylko mógł.
Zerknął na miejsce, w którym wcześniej stał Tetsutetsu, ale już go tam nie było. Dał się pochłonąć tłumowi.
Idiota. Wszystko popsuł.
- Ale co ja takiego zrobiłem? - zapytał Kirishima, niezbyt zadowolony z tego, że właśnie bezczelnie gaszono jego entuzjazm.
- Jesteś jebanym debilem. Bierz auto i spadamy - warknął w odpowiedzi czując, że jeśli ten pacan nie zejdzie mu zaraz z oczu, to mu przyłoży.
- No dobra. - Kirishima wyglądał na niepocieszonego. Wszedł w najgorszy tłum, aby przedostać się do swojego auta, zaś Dynamit uderzył mocno łokciem faceta, który na niego napierał i posłał mu zabójcze spojrzenie. Bez większego trudu utorował sobie drogę poza tą bandę ohydnych ćpunów i wycofał się między baraki, gdzie już czekali na niego Kaminari i Mina.
- Widzę, że nie poszło najlepiej. Co, Bakugo? - Denki poprawił perukę, po czym zapalił sobie papierosa. Wyglądał, jakby ćpał od tygodnia, a przecież nie brał dragów.
- Jak się ma debila w teamie to co się, kurwa, dziwić - warknął, wsiadając za kierownicę starego, rozklekotanego Opla Vectry w kombi. Mina zajęła miejsce obok niego, zaś Kaminari wyrzucił resztę papierosa i zajął miejsce z tyłu.
- Kiedy wreszcie zaczniesz przyjeżdżać tu Impalą, żeby pokazać, kto rządzi na dzielni? - zapytała Mina, zmieniając całkowicie temat. Nie rozumiała, dlaczego szef gangu wozi się takim... czymś. Mimo że Bakugo nie raz jej to tłumaczył.
- Możesz iść z buta, jak ci nie pasuje - warknął, odpalając Opla.
Lubił ten samochód. Był pojemny, wygodnie się w nim spało, a i uprawianie seksu było jakby przyjemniejsze. Poza tym, nie byłoby mu tak szkoda, gdyby ktoś mu to auto zdemolował. A jeśli ktoś choćby zarysowałby jego ukochaną Impalę... zdechłby w męczarniach, a jego głowa stałaby się cholernym breloczkiem do kluczy.
- Nasz Katsuki po prostu lubi stare złomy. A już szczególnie to, jak Kirishima się wkurwia, że takowymi jeździ zamiast korzystać z naszego zapasu nowiutkich, szybkich i cudownych aut - stwierdził Denki z rozbawieniem.
- Dzisiaj Kirisihma zginie z moich rąk, więc jeśli ktoś chce przejąć jego ulubiony samochód zanim go zezłomuję, to proszę bardzo - prychnął Bakugo, ostro wchodząc w zakręt.
- Raczej jego tyłek zginie od twojego fiuta - stwierdziła Mina, przewracając oczami.
- To też - odparł jedynie, zwalniając. Wiedział, że w tym miejscu uwielbiał stać wyjątkowo upierdliwy policjant. Przez to Kiri musiał wracać z wyścigów okrężną drogą.
- On się już pewnie nie może doczekać. - Kaminari przeciągnął się mocno i ziewnął.
- Nie rozumiem waszej chorej relacji. - Mina wyciągnęła piwo ze schowka i otworzyła je.
- A co tu jest do rozumienia? Chce nam się bzykać, to się bzykamy. Żadnych zobowiązań. - Bakugo wzruszył ramionami.
Irytacja spowodowana nieudaną akcją narastała, zamiast znikać. Planował to od dłuższego czasu. Pojawienie się na rynku nowego narkotyku otwierało nowe możliwości. Tam bardziej, że jego najbardziej wpływowy sojusznik obiecał mu, że będzie jedynym dilerem na rynku.
Na razie nie powiedział pozostałym o swoim planie sprawdzenia tych dragów na Tetsutetsu, zanim puści go w obieg. Wiedzieli jedynie, że ma plan, który wymaga zbliżenia się do mężczyzny. Jednak Kirishima, ten czerwony młot, wszystko spierdolił.
Powinienem być przyzwyczajony. Jak mnie widzi, to dostaje pierdolca.
Jechali kolejne pół godziny, we względnej ciszy. Wreszcie wyjechali z miasta i zjechali z głównej drogi. Po wertepach do celu, jak to mówią.
- Twój dupodajec już chyba na miejscu - stwierdził Kaminari dostrzegając, że przed posiadłością należącą do rodziny Kirishimy pali się światło.
Bakugo puścił ten tekst mimo uszu. Otworzył bramę pilotem i wjechał na podjazd, a potem do otwartego garażu. Stał tu jedynie czerwony mustang Kirishimy. Opel Vectra wyglądał przy nim co najmniej żałośnie.
- Serio, mógłbyś się przestać kompromitować. Ten trumnowóz już dawno powinien był trafić na złom. W dodatku śmierdzi - fuknęła Mina, z przyjemnością wysiadając z auta. Przeciągnęła się mocno i poszła zamknąć bramę, żeby przypadkiem nikt niepowołany nie dostał się na ten teren.
- Ona ma rację, stary. Nabijają się z ciebie na wyścigach. Taki dobry mechanik, bogaty, a złomem jeździ. - Kaminari podrapał się po policzku, po czym sam wygrzebał się z samochodu.
Żyłka na czole Bakugo zaczęła pulsować od nadmiaru złości i irytacji. Co go obchodziło, co ludzie mówili o jego Opelku? Najważniejsze było to, że nikt mu nie pyskował.
Jeszcze by zaczęli chwalić Vectrę, gdyby wiedzieli, że nie jestem tylko zwykłym szaraczkiem, który dba o sprzęt Sharka.
Wysiadł, trzaśnięciem drzwiami dając znać pozostałym, że mają nie wchodzić mu w drogę, bo jest wkurzony. Wyminął Kaminariego w drodze do posiadłości. Drzwi były otwarte, co świadczyło o beztrosce tego czerwonowłosego dzbana. Nigdy się nie nauczył, że powinien uważać. Równie dobrze teraz do środka mógł wejść złodziej.
- Kto wygrał mecz?! - Kirishima wybiegł z salonu, ściskając w dłoni nieotwartego szampana. Jego radość z wygranej była ogromna. Za każdym razem zachowywał się tak, jakby wygrał po raz pierwszy.
- Shark wygrał mecz! - zawtórował Kaminari. Wyminął Bakugo i dołączył do tego kretyna w improwizowanym tańcu szczęścia.
Dlaczego trzymam przy sobie takich zjebów?
- O, wygrałeś? - Z głębi domu wyłonił się Sero Hanta. Mężczyzna tępy życiowo i przymulony, jednak miał jedną zaletę. Potrafił się włamać do każdego systemu.
- Tak, Sero! - Kiri zarzucił mężczyźnie ręce na szyję, podskakując przy tym w miejscu. Wyraz twarzy mężczyzny nie zmienił się ani o jotę.
- Kirishima, musimy pogadać. - Bakugo postanowił przerwać ten absurd. Podszedł do mężczyzny i chwycił go za kark, ciągnąc za sobą w kierunku swojego apartamentu.
- Zaopiekuję się tym. - Kaminari przejął od zaskoczonego zwycięzcy butelkę szampana, uśmiechając się przy tym współczująco.
- A... ale Bakugo! - jęknął Kiri, robiąc minę zbitego psa. Zawsze ją robił, gdy wiedział, że ma bardzo przewalone. Jakby jeszcze miało mu to w czymś pomóc.
- To wygrał czy nie? - zapytał ponownie Sero.
Ciężkie westchnienie Kaminariego było ostatnim, co dotarło do uszu Bakugo, zanim zamknął drzwi za sobą i Kirishimą. Podprowadził go do łóżka i pchnął na nie. Kiri nie był szczególnie zadowolony z tego, że został tu zaciągnięty. Nawet jeśli oznaczało to seks. Po wyścigach miał określony rytuał - najpierw chlanie, potem ruchanie. Katsuki z przyjemnością odwróci kolejność.
- Zjebałeś mi całą akcję, debilu. Calutką - warknął teraz, siadając na udach Kirishimy. Złapał go za szczękę i mocno ścisnął. - Czy ty się nigdy nie nauczysz, żeby czekać, aż sam cię znajdę po wyścigu, jeśli nie ma mnie w pobliżu? - Zmrużył oczy, wolną ręką sięgając do szafki nocnej. Otworzył ją i wyjął z niej kajdanki, którymi szybko przykuł ręce mężczyzny do wezgłowia łóżka. Kiri szarpnął nimi, nadymając lekko policzki. Bakugo wiedział jednak, że mimo wszystko jest zadowolony z tego w jakiej znalazł się sytuacji.
Pieprzony masochista. I jak tu takiego ukarać, jak podoba mu się niemal wszystko, co zawiera w sobie bicie i podtekst seksualny?
- Nie chciałem nic ci zepsuć - odparł, kręcąc się pod Bakugo, gdy ten zdejmował mu spodnie. A raczej niecierpliwie je z niego zdzierał. Po co ludzie wymyślili ubrania? Bez nich byłoby prościej. Mógłby od razu „wjechać do garażu", jak to mówił ten rekiniasty kretyn.
- Chuj mnie to obchodzi. Dostaniesz karę. - Katsuki uśmiechnął się nieco psychopatycznie.
Przesunął dłoń na szyję mężczyzny. Ścisnął ją, w tej samej chwili gryząc rekinka w wargę, do krwi. Chłopak zakrztusił się, próbując złapać oddech. Mimo wszystko Kiri przez cały czas patrzył na niego z wyzwaniem.
Uwielbiam go karać. Tym bardziej w sposób, za jakim nie przepada.
Puścił Kirishimę dopiero w momencie, w którym jego twarz stała się czerwona, a on sam nie mógł oddychać. Mężczyzna zaniósł się kaszlem, gdy do jego płuc nareszcie dotarł tlen. Katsuki zszedł z łóżka i wyciągnął z kieszeni papierosy. Zapalił jednego, wciągając dym głęboko w płuca.
- Sadysta. Nawet nie dałeś mi się nacieszyć zwycięstwem, tylko zawlokłeś tu i próbowałeś zabić - fuknął Kiri dramatycznie, nieco zachrypniętym głosem. Przyglądał się mu spod zmrużonych powiek.
- Nie dramatyzuj. Gdybyś mi nie przeszkodził, w tej chwili piłbyś tego szampana lub zlizywał go z mojej klaty. Nie masz prawa narzekać, idioto. - Blondyn przewrócił oczami i zgasił papierosa.
Następnie zdjął z siebie dolną część garderoby i wrócił na łóżko. Znów pochylił się nad Kirishimą. Zatopił zęby w jego szyi, doczekując się cichego jęku. Wsunął dłoń pod koszulkę chłopaka i ścisnął w palcach jego sutek, bawiąc się nim.
- Kacchan... - szepnął Kiri, unosząc się nieco, by otrzeć się kroczem o krocze Bakugo, na co ten zamruczał z zadowoleniem.
Oderwał się od jego szyi, by zlizać z niej krew. Jej metaliczny posmak zawsze go podniecał. Wpił się wargami w usta Kirishimy, dość agresywnie. Kiri wyszedł mu naprzeciw, z zaangażowaniem i oczekiwaniem.
Na co komu gra wstępna, pomyślał Bakugo.
Złapał mężczyznę pod kolanami i nakierował swojego penisa na jego anus. Pchnął mocno biodrami, zatapiając się w nim do połowy. Kiri krzyknął prosto w jego usta, co Bakugo przyjął z zadowoleniem. Pchnął jeszcze raz, tym razem wchodząc do końca. Chwycił go mocniej, patrząc z góry na zarumienioną twarz kochanka. Widział na niej dużo bólu, ale też podniecenie.
Nie czekając na nic, zaczął się w nim poruszać. Starał się od początku wchodzić w niego mocno i głęboko.
- Kacchan... - jęczał Kiri, szarpiąc rękami i wijąc się pod nim za każdym razem, gdy przyspieszał lub zwalniał tempo.
Robił to celowo, by go zdenerwować i sprawić, by błagał o więcej. W pewnej chwili znów się pochylił, by go ugryźć, w dokładnie to samo miejsce co poprzednio. Zawarczał cicho, wbijając zęby mocniej.
- O kurwa... - wyjęczał Kirishima, po czym doszedł, brudząc spermą ich ciała.
Bakugo oderwał się od jego szyi, zadowolony z efektu. Oblizał krew, która została mu na wargach. Jeszcze kilka razy pchnął biodrami i sam doszedł, z głośnym sapnięciem.
- Mało satysfakcjonuje mnie ta kara - stwierdził, patrząc na zmęczonego życiem Kirishimę. Krew z ugryzienia kapała na poduszkę.
Piękny widok.
- Ej no... Był seks, jak zawsze byłeś boski... Czego ty więcej chcesz? - Kiri poruszył niespokojnie rękami, widocznie przeczuwając, że zaraz tutaj zginie.
- Wiem, że nie lubisz nosić obroży, która jednak idealnie komponuje się z twoją szyją. Myślę, że trzy dni w niej wystarczą, żebym ci wybaczył. - Na usta Bakugo wypłynął wyjątkowo wredny uśmiech. Tym bardziej, że przy tej obroży była zawieszka z napisem „SHARK". Kupił to na zamówienie, a kretyn tym gardził uważając, że to go poniża. A to ciekawe, patrząc na to, do czego Katsuki potrafił go przekonać.
- Co?! Nie! - oburzył się teraz. - Jesteś okrutny! Wymyśl coś innego - dodał, obrażonym tonem głosu.
- Już zdecydowałem. Radzę ci się dobrze zastanowić, czy warto się mi sprzeciwiać - odparł spokojnie Bakugo, znowu sięgając po papierosa.
Jest nawet słodki, gdy tak się dąsa.
- Może jeszcze mam nosić psie uszka i żreć karmę? Nie zgadzam się na tą obrożę. - Kiri odwrócił głowę w bok, odmawiając patrzenia na niego. To świadczyło o bardzo głębokiej obrazie majestatu.
- Jeśli chcesz, to proszę bardzo. Mogę kupić karmę i te uszka. Czegokolwiek byś nie powiedział, to i tak się nie wymigasz od obroży - odpowiedział z rozbawieniem, wstając z łóżka tylko po to, by wygrzebać ów przedmiot z odmętów szafy. Pamiętał też, że była do tego kłódka, która akurat teraz bardzo by się przydała.
- Nie odzywaj się do mnie - wymamrotał Kirishima, wtulając twarz w poduszkę.
- Jak chcesz. - Bakugo jedynie wzruszył ramionami.
Znalazł to, czego szukał, więc wrócił do łóżka. Zgasił papierosa, a później zabrał się za zapinanie obroży na smukłej szyi kochanka. Ogromną satysfakcję sprawiał mu widok jego urażonej dumy, a już szczególnie w chwili, w której zapiął kłódkę tak, by nie mógł zdjąć tego z szyi.
- Jesteś cholernie seksowny - mruknął do ucha mężczyzny, po czym lekko je ugryzł. - Ale jeśli spróbujesz cokolwiek z tym zrobić, pożałujesz - dodał poważnie.
- Sadysta - mruknął Kirishima w odpowiedzi. Bakugo tylko się zaśmiał. Rozpiął kajdanki krępujące nadgarstki chłopaka, po czym wstał, by się ubrać.
- Przyjdź zaraz do nas. Chciałeś świętować, prawda? - zapytał retorycznie.
Doskonale wiedział, że Kirishimie przeszła ochota na wszelkie świętowanie, ale zasłużył sobie na to. Poza tym, robić taki dramat o zwykłą obrożę?
Puścił mu oczko, po czym wyszedł z pokoju, odprowadzany bluzgami ze strony rekinka.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro