V
*POV MAL*
Następnego dnia razem z Jayem udałam się do szafek. Kiedy przechodziliśmy korytarzem dziewczyny z jednego stolika pokazały swoje nowe włosy i pomachały mi. Odmachałam im żeby nie było. Razem z brunetem podeszłam do mojej szafki. Wyciągnęłam torebkę z zaczarowanymi ciastkami.
-Nie masz z tym problemu? - spytał a ja spojrzałam na niego zdezoriętowana. - No wiesz, w sumie nie jest tu tak źle. - spojrzałam mu w oczy.
-Oszalałeś?! - krzyknełam szeptem żeby nikt nas nie usłyszał. - Niech żyje zło! - potrząsnełam pieścią. - Jesteś nikczemny! Okropny! - wycelowałam w niego palcem. - Paskudny! Potworny! Ogarnij się! - pstryknełam mu palcami przed nosem.
-Dzięki Mal. - odparł chłopak. - Od razu mi lepiej. - zaśmiał się i udał w stronę stolika gdzie siedziały jakieś dziewczyny. W tym czasie podeszła do mnie Luna.
-No hej! - uśmiechneła się, spojrzała w stronę z którego dobiegały chichoty, zobaczyła Jaya i od razu odwróciła wzrok i spuściła głowę.
-Nie martw się. - powiedziałam. - Niech widzi co traci. - Dziewczyna spojrzała na mnie.
-Myślisz, że naprawdę za nie zapłaciły? - spojrzałyśmy na osobę która to powiedziała. Okazało się że to Audrey rozmawiała z Benem i nadąsana pokazała na dziewczyny z którymi siedział Jay. - Włosy Jane też zrobiła, a Dobra Wróżka dostała Białej gorączki. Czy to nie wbrew regulaminowi?! Naprawdę, Ben, czego się spodziewałeś?
*POV LUNA (TWOJE)*
Jak ta Audrey mnie denerwuje. Mam ochotę wyrwać jej te wszystkie włosy. Spojrzałyśmy z Mal na siebie
-Co w tym złego? - spytał Ben.
-To przecież Magia! - zaprotestowała córka Aurory. - Pewnie zaczyna się od włosów. Potem będą nogi i ubrania, wszyscy będę wyglądać świetnie i co ja wtedy zrobię?
-Posłuchaj Audrey... - zaczął książę.
-Widzimy się na meczu. Mam przymiarki sukni na koronację. To, pa Beniutku! - cmokneła chłopaka w policzek i pobiegła. Mal zatrzasneła szafkę.
-Trzeba wcielić plan w Życie. - powiedziała do mnie, spojrzałam na nią. - Teraz albo nigdy. Cześć Beniutku! - zawołała a chłopak podszedł do nas.
-Hej Mal, hej Luna. - powiedział a ja kiwnęłam głową na hej. Mal spojrzała na mnie i kiwnęła że mam zaczynać.
-Wiesz Ben, właśnie upiekłyśmy ciastka. - Mal podsuneła mu torbę z ciastkami. - Z podwójną porcją czekolady. Chcesz? - spytałam a Mal zrobiła minę niewiniątka.
-Przykro mi ale dzisiaj jest bardzo ważny mecz. A ja nigdy przed meczem się nie objadam. - odparł. - Ale wielkie dzięki naprawdę. Innym razem. To cześć. - pożegnał się i ruszył. Mal uśmiechneła się smutno, jaką ona jest super aktorką.
-Na tak jasne, totalnie cię rozumiemy. Lepiej nie brać słodyczy od dzieci Potępionych. Na pewno każdy w Auradonie to wie. - chłopak zatrzymał się i odwrócił do nas.
-Nie o to chodzi. Nie, nie, nie.
-Spoko, kapujemy. Jesteś ostrożny. Mądrze. No cóż. Będzie więcej dla nas. - już wiedziałam o co chodzi Mal. - Chodź Luna zjemy same. - wyciągłam ciastko i udawałam że chce zjeść. Ben w mgnieniu Oka zabrał mi ciastko i od razu je zjadł.
-Widzicie? - spytał. - Całkowicie wam ufam. Całkowicie. - ciastko zaczynało działać, schowałam się za Mal by wrazie czego chłopak nie zakochał się we mnie, ciastko działa tak że osoba która je weźmie i spojrzy na kogoś po zjedzeniu momentalnie się zakochuje.
-I jak? - spytała fioletowowłosa.
-Pycha. Świetne. Fantastyczne! - widać że mu smakowały. - Uwielbiam orzechy. A te kawałki czekolady są ciepłe...delikatne...takie słodkie. - spojrzał dziewczynie w oczy. - Mal, zawsze miałaś te złote drobinki w oczach? - spytał. Jay, Carlos i Evie którzy przyglądali się akcji, podeszli do nas. Stanęłam koło białowłosego. Jay położył dłoń na ramieniu Bena.
-Jak się czujesz, bracie? - spytał księcia. Ja i Mal przybiłyśmy sobie Piątki, zadowolone że zaklęcie działa.
-Czuję że....chcę śpiewać twoje imię! - zawołał Ben. - Mal! - zaczął śpiewać. Dziewczyna przerażona zasłoniła mu usta.
-Później sobie pośpiewasz książe. - powiedziałam.
-A póki co, odprowadzimy cię na mecz. - powiedział Jay i zaczął prowadzić Bena do wyjścia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro