Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

V

*POV MAL*
Następnego dnia razem z Jayem udałam się do szafek. Kiedy przechodziliśmy korytarzem dziewczyny z jednego stolika pokazały swoje nowe włosy i pomachały mi. Odmachałam im żeby nie było. Razem z brunetem podeszłam do mojej szafki. Wyciągnęłam torebkę z zaczarowanymi ciastkami.
-Nie masz z tym problemu? - spytał a ja spojrzałam na niego zdezoriętowana. - No wiesz, w sumie nie jest tu tak źle. - spojrzałam mu w oczy.
-Oszalałeś?! - krzyknełam szeptem żeby nikt nas nie usłyszał. - Niech żyje zło! - potrząsnełam pieścią. - Jesteś nikczemny! Okropny! - wycelowałam w niego palcem. - Paskudny! Potworny! Ogarnij się! - pstryknełam mu palcami przed nosem.
-Dzięki Mal. - odparł chłopak. - Od razu mi lepiej. - zaśmiał się i udał w stronę stolika gdzie siedziały jakieś dziewczyny. W tym czasie podeszła do mnie Luna.
-No hej! - uśmiechneła się, spojrzała w stronę z którego dobiegały chichoty, zobaczyła Jaya i od razu odwróciła wzrok i spuściła głowę.
-Nie martw się. - powiedziałam. - Niech widzi co traci. - Dziewczyna spojrzała na mnie.
-Myślisz, że naprawdę za nie zapłaciły? - spojrzałyśmy na osobę która to powiedziała. Okazało się że to Audrey rozmawiała z Benem i nadąsana pokazała na dziewczyny z którymi siedział Jay. - Włosy Jane też zrobiła, a Dobra Wróżka dostała Białej gorączki. Czy to nie wbrew regulaminowi?! Naprawdę, Ben, czego się spodziewałeś?
*POV LUNA (TWOJE)*
Jak ta Audrey mnie denerwuje. Mam ochotę wyrwać jej te wszystkie włosy. Spojrzałyśmy z Mal na siebie
-Co w tym złego? - spytał Ben.
-To przecież Magia! - zaprotestowała córka Aurory. - Pewnie zaczyna się od włosów. Potem będą nogi i ubrania, wszyscy będę wyglądać świetnie i co ja wtedy zrobię?
-Posłuchaj Audrey... - zaczął książę.
-Widzimy się na meczu. Mam przymiarki sukni na koronację. To, pa Beniutku! - cmokneła chłopaka w policzek i pobiegła. Mal zatrzasneła szafkę.
-Trzeba wcielić plan w Życie. - powiedziała do mnie, spojrzałam na nią. - Teraz albo nigdy. Cześć Beniutku! - zawołała a chłopak podszedł do nas.
-Hej Mal, hej Luna. - powiedział a ja kiwnęłam głową na hej. Mal spojrzała na mnie i kiwnęła że mam zaczynać.
-Wiesz Ben, właśnie upiekłyśmy ciastka. - Mal podsuneła mu torbę z ciastkami. - Z podwójną porcją czekolady. Chcesz? - spytałam a Mal zrobiła minę niewiniątka.
-Przykro mi ale dzisiaj jest bardzo ważny mecz. A ja nigdy przed meczem się nie objadam. - odparł. - Ale wielkie dzięki naprawdę. Innym razem. To cześć. - pożegnał się i ruszył. Mal uśmiechneła się smutno, jaką ona jest super aktorką.
-Na tak jasne, totalnie cię rozumiemy. Lepiej nie brać słodyczy od dzieci Potępionych. Na pewno każdy w Auradonie to wie. - chłopak zatrzymał się i odwrócił do nas.
-Nie o to chodzi. Nie, nie, nie.
-Spoko, kapujemy. Jesteś ostrożny. Mądrze. No cóż. Będzie więcej dla nas. - już wiedziałam o co chodzi Mal. - Chodź Luna zjemy same. - wyciągłam ciastko i udawałam że chce zjeść. Ben w mgnieniu Oka zabrał mi ciastko i od razu je zjadł.
-Widzicie? - spytał. - Całkowicie wam ufam. Całkowicie. - ciastko zaczynało działać, schowałam się za Mal by wrazie czego chłopak nie zakochał się we mnie, ciastko działa tak że osoba która je weźmie i spojrzy na kogoś po zjedzeniu momentalnie się zakochuje.
-I jak? - spytała fioletowowłosa.
-Pycha. Świetne. Fantastyczne! - widać że mu smakowały. - Uwielbiam orzechy. A te kawałki czekolady są ciepłe...delikatne...takie słodkie. - spojrzał dziewczynie w oczy. - Mal, zawsze miałaś te złote drobinki w oczach? - spytał. Jay, Carlos i Evie którzy przyglądali się akcji, podeszli do nas. Stanęłam koło białowłosego. Jay położył dłoń na ramieniu Bena.
-Jak się czujesz, bracie? - spytał księcia. Ja i Mal przybiłyśmy sobie Piątki, zadowolone że zaklęcie działa.
-Czuję że....chcę śpiewać twoje imię! - zawołał Ben. - Mal! - zaczął śpiewać. Dziewczyna przerażona zasłoniła mu usta.
-Później sobie pośpiewasz książe. - powiedziałam.
-A póki co, odprowadzimy cię na mecz. - powiedział Jay i zaczął prowadzić Bena do wyjścia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro