VIII
*POV MAL*
Podeszłam do drzwi i zobaczyłam Bena w skórzanej kurtce i dwoma kaskami.
-Nareszcie rozumiem, czym jest prawdziwe piękno. - powiedział a ja się uśmiechnełam. - Mam nadzieję że lubisz skutery. - podał mi kask. Evie i Luna które stały za mną, wypchneły mnie z pokoju i zamkneły drzwi. Razem z Benem pojechaliśmy do jakiegoś lasu. Książe postawił skuter na podnóżku i jak na dżentelmena pomógł mi zejść.
-Powiedz mi coś, o sobie, coś czego nigdy nikomu nie mówiłaś. - poprosił. Zamyśliłam się na chwilę.
-Mam na drugie Berta. - odpowiedziałam.
-Berta?
-No.
-Berta. - powtórzył syn Bestii.
-Moja mama Musiała być w niezłej formie. To przecież szczyt okrucieństwa. - Ben zaśmiał się. - Mal Berta. - mruknełam.
-Ja mam na drugie Florian. - powiedziała.
-Florian? Prawdziwy księciunio. Chyba masz gorzej niż ja. - stwierdziłam.
-Co ty, to lepsze niż Berta, ale i tak słabe. - przeszliśmy przez most. - Zamknij oczy. - poprosił, zrobiłam tak i pozwoliłam, żeby mnie poprowadził. Po jakimś czasie się zatrzymał. - Gotowa? - spytał a ja kiwnełam głową. - Otwórz. - rozejrzałam się dookoła. Byliśmy nad Zaczarowanym jeziorem. Weszliśmy na pomost gdzie był rozłożony koc piknikowy i ustawione całe mnóstwo smakołyków. Usiedliśmy, wziełam pączka z dżemem i go zjadłam.
-I jak wrażenia? - zapytał Ben.
-Mhm.... Właściwie... Na wyspie rzadko chodzimy na randki. Wolimy...wojny gangów. - wyjaśniłam zlizując cukier z palców. Ben się zaśmiał.
-Pytałem, bo wyglądasz, jakbyś pierwszy raz jadła pączka z dżemem.
-To źle? - spytałam.
-Masz tu... - pochylił się i starł cukier z moich ust.
-Już? - spytałam, oblizując wargi. - Nie można zabierać mnie do ludzi. - stwierdziłam. Ben parsknął śmiechem.
-Ej, dlaczego cały czas ja gadam? Teraz twoja kolej. Bo naprawdę nic o tobie nie wiem. - Pochylił się ku mnie. - Opowiadaj.
-Okej... - westchnełam. - Mam szesnaście lat. Jestem jedynaczką. I całe życie mieszkałam w jednym miejscu.
-Ja też! Widzisz? Mamy ze sobą tak wiele wspólnego. - ucieszył się książe.
-Nie. - odparłam i zaśmiałam się. - Wierz mi. Nie mamy. - przestałam się śmiać. - Ty zaraz będziesz królem. - chłopak spuścił wzrok. - O co chodzi? - spytałam.
-Korona nie robi z ciebie króla. - powiedział a ja zmrużyłam oczy.
-No...jakby robi. - zaśmiałam się. Ben spojrzał na mnie pogodnie.
-Twoja matka jest chodzącym złem, a moi rodzice są wcieleniem dobra. Ale nie jesteśmy tacy jak oni. Sami możemy zdecydować jacy będziemy. A teraz patrzę na ciebie i widzę że nie jesteś zła. - spojrzał mi w oczy a potem na jezioro. - Chodźmy popływać. - zaproponował.
-Co? Ale teraz? - spytałam a chłopak wstał i wyciągnął do mnie rękę.
-No chodź. Jasne że teraz. - spojrzałam na wodę.
-Wiesz ja tu poczekam.
-Nie, nie, nie. Wstawaj. - Ben wyciągnął do mnie rękę.
-Posiedzę tu sobie, spróbuję truskawek. - powiedziałam i sięgnęłam po owoc. - Nigdy prze nigdy nie jadłam truskawek. - ugryzłam. - Mmmmmm. - książę zachichotał.
-Tylko nie zjedz wszystkich na raz. - ostrzegł.
-Okej. - odparłam i wzięłam dwie. Chłopak poszedł a ja jadłam dalej. Spojrzałam przez ramię i zobaczyłam że Ben wspiął się na jedną z wysokich skał. Wyglądał uroczo. Pomachał do mnie, wstałam i podeszłam do brzegu. - Serio masz spodenki w Korony?! - zawołałam. Chłopak spojrzał na nie.
-Może i mam. - powiedział i uśmiechnął się. Wskoczył do wody z wielkim pluskiem. "Co jest dobre a co złe? Co by było gdyby zaklęcie prysło? Czy Ben naprawdę zobaczył w moich oczach dobro? Czy mam wybór? Chwila, czemu Ben jeszcze nie wypłynął?"
-Ben?! - zawołałam. Cisza i ani śladu chłopaka. - Ben? Ben? - nie myśląc weszłam do wody. Straciłam grunt pod nogami, zaczęłam machać rękami jak głupia. Na szczęście Ben pojawił się obok mnie i wyciągnął mnie na pomost. Kaszlałam tak pierwszy raz w życiu. - Nie strasz mnie tak! - zawołałam i pacnełam go w ramię.
-Nie umiesz pływać? - spytał
-Nie!
-Przecież mieszkasz na Wyspie! - zdziwił się.
-Która jest otoczona magiczną barierą, pamiętasz? - chłopak zamyślił się.
-A jednak próbowałaś mnie ratować.
-Taa. - odparłam drwiąco. - Jakieś dziękuję? A skąd! W dodatku jestem cała mokra!
-Ale dostaniesz fajny kamyk. - powiedział Ben, podał mi jakiś kryształ który podniósł z dna Jeziora. - Pomyśl życzenie i wrzuć go do rzeki. - rzuciłam kamień do wody mamrocząc gniewnie. Wstałam i usiadłam na kocu a Ben zaraz za mną i okrył mnie swoją kurtką. Nie powiem było to słodkie. Dotknął moich mokrych włosów.
-Mal? - spojrzałam na niego. - Powiedziałem Ci że cię kocham. A ty? Kochasz mnie? - spytał.
-Nie wiem co to za uczucie. - westchnęłam. Spojrzałam mu w oczy. "Ale ładnie błyszczą."
-Mogę Ci pokazać. - powiedział i zbliżył się do mnie. "Czemu nie"
-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-
Wybaczcie kochani, rozdział już jest, miałam go dodać w piątek ale miałam urodziny i coś nie wyszło, jeżeli macie jakieś pytania pamiętajcie że możecie do mnie pisać na instagramie który podałam w zeszłym rozdziale.
Buziaki ❤❤❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro