- Co tam u Coco? - zagadnął Jonah, kiedy całą piątką rozmawiali na kamerce. Był ciekawy, co działo się u ich przyjaciółki, która w ostatnim czasie była poza domem.
- Śpi jeszcze. Odsypia po wczorajszym powrocie. - odparł Jack, wzruszając ramionami. Cieszył się, że dziewczyna wróciła już do domu, bo wbrew pozorom trochę się za nią stęsknił.
- Nieźle się tam bawiły na tym panieńskim. Kto wie, co jeszcze tam robiły, poza pływaniem nago, piciem i w ogóle. - zaśmiał się Zach, patrząc znacząco na swoich przyjaciół, w szczególności na Avery'ego.
- To świetne laski i przede wszystkim ładne, na pewno ktoś je tam podrywał.
Jack słuchał swoich przyjaciół, ale nie odzywał się, analizując ich słowa. Zgadzam się z nimi, Coco, Nancy i Cara, której nawet nie znał, były ładne i sporo osób się za nimi oglądało, co doskonale zauważył przy znajomości z Colette. Ufał jej jednak, nawet jeśli niejednokrotnie bywał o nią zazdrosny, czego starał się nie pokazywać.
- Miejmy nadzieję, że Coco nie zdradziła tam naszego Jacka. - odezwał się ponownie Jonah, śmiejąc się pod nosem. Szczerze wątpił, żeby to zrobiła, ale postanowił trochę pożartować z przyjaciela.
- Co? - spytał nagle Jack, wytrącony z chwilowego transu. Prędko pokręcił głową, uświadamiając sobie, co tak naprawdę powiedział Jonah. - Nie, na pewno nie. Colette taka nie jest, na pewno tego nie zrobiła. Ufam jej, jak nikomu innemu.
- Ale wiesz, cicha woda brzegi rwie. Może po prostu ci nie powiedziała? Albo boi się przyznać, że się z kimś przespała?
- Teraz to już przegiąłeś. - skwitował, patrząc na niego z politowaniem. Nie chciał wierzyć, że Coco była w stanie to zrobić, znał ją, ufał jej. Wiedział, że taka nie była.
- To tylko moje teorie spiskowe, nie musi być prawdą. - stwierdził Jonah, wzruszając ramionami i opierając się wygodnie na oparciu krzesła. - Z resztą, możesz ją podpytać, co dokładnie tam robiły. Może a nóż się wyda.
- Zmieńmy temat, co? Jakoś nie chce mi się tego słuchać.
Jeszcze przez chwilę wszyscy rozmawiali na różne tematy, nie wracając do tego związanego z Colette, Nancy i Carą. I choć Jack starał się o tym nie myśleć, bo ufał Coco, to gdzieś tam miał obawy, co do tamtego panieńskiego, na którym była. Nigdy go nie okłamała i doskonale o tym wiedział. Więc dlaczego nieustannie w jego głowie siedziała myśl, że Colette mogła go zdradzić?
~*~
- Jack? Co robisz? Zgubiłeś coś?
Chłopak odwrócił się w stronę swojej dziewczyny z lekkim strachem. Colette nie wiedziała o jego nałogu - e-papierosach, które palił, więc tym bardziej zarzucał sobie, że dał się złapać na szukaniu swojego papierosa.
- Nie, ja po prostu... - zaczął, rozglądając się jeszcze wokoło, w nadziei, że znajdzie swoją własność. Nie wiedział tylko, że Coco ją wtedy trzymała.
- Szukasz tego? - spytał, pokazując mu ów e-papierosa. Oczy Jacka powiększyły się, bo zdał sobie sprawę, że teraz nie uniknie tłumaczenia się ze swojego nałogu.
- To nie tak, jak myślisz, Colette. Ja wcale...
- Nie palisz. Tak, jasne, bo ci uwierzę. - prychnęła, kręcąc głową sama do siebie. Była wściekła, widział to i wcale się jej nie dziwił, bo dobrze wiedział, jaki miała do tego stosunek. - Widziałam, że paliłeś ostatnio na live'ie, nie oszukasz mnie. Dobrze wiesz, że nie lubię, gdy ktoś pali, nawet elektryki. Szkodzisz sam sobie.
- Colette... - mruknął, chcąc do niej podejść, ale zrezygnował z tego ostatecznie, nie wiedząc, jak się zachować w obecności wściekłej dziewczyny.
- Możesz uszkodzić sobie mózg. Choć chyba już ci nie zaszkodzi. Nie mogę uwierzyć, że po to sięgnąłeś, wiedząc, jakie podejście mam do papierosów, niezależnie jakich. - ciągnęła dalej Colette, nie zamierzając mu wtedy odpuszczać ani trochę. - Wyrzucę to, nie zapalisz już nigdy więcej, zrozumiano? - dodała, wskazując na jego własność. Była w stanie wyrzucić tamtego papierosa już w tamtym momencie.
- Przepraszam, już nie będę. Ale oddaj mi to, proszę. Obiecuję, że nie zapalę. - zapewnił, przybliżając się do niej o krok. Był w stanie to dla niej zrobić, ale chciał odzyskać swoją własność, mimo że wiedział, że nie będzie tak łatwo.
- Nie dostaniesz tego, po moim trupie jak już. Schowam to i wyrzucę, gdy nie będziesz widział. Zapomnij o tym raz a dobrze.
- Colette. - powiedział ponownie, patrząc na nią błagalnie. Gdzieś w środku liczył, że mu jednak odpuści.
- Nawet nie rób tych oczu, nie podziałają. - warknęła, wskazując na niego palcem.
- Oddaj mi to proszę. Sam to wyrzucę, masz moje słowo. - zapewnił ponownie, zbliżając się do niej jeszcze bardziej. Wyciągnął rękę, by sięgnąć po swoją rzecz, ale Colette natychmiast się cofnęła.
- Powiedziałam coś, nie dostaniesz go za żadne skarby, groźby...
Jack przybliżył się do niej, chcąc odzyskać swoją własność, nawet jeśli wiedział, że to może się nie udać. Zdawał sobie sprawę, że trochę zawinił i że powinien rzucić, ale to było silniejsze od niego, czasami po prostu potrzebował tamtej nikotyny.
- Zostaw to.
Colette cofnęła się gwałtownie, uświadamiając sobie, co chciał zrobić. Prędko zaczęła uciekać, widząc jego minę. Jack nie zwlekał i dość szybko ją dogonił. Złapał ją w pasie, po czym oboje opadli na kanapę - Coco idealnie wylądowała na jego kolanach, z rękoma opartymi o oparcie po obu stronach jego głowy.
- Powinnam cię za to zabić, pacanie. - warknęła prosto w jego twarz, mierząc go wzrokiem. Pod jego spojrzeniem jednak łagodniała, za co karciła się w myślach.
- Wiem i przepraszam za to. - odparł ze skruchą, kręcąc głową sam do siebie.
- Obiecaj mi, że nie sięgniesz znowu po papierosy. - powiedziała już spokojnej, aczkolwiek wciąż z powagą. Była zła, nie mogła zaprzeczyć. - Obiecaj mi. - naciskała, widząc, że unikał jej wzroku za wszelką cenę. Nie podobało się jej to.
- Obiecuję być grzeczny, droga pani.
Dziewczyna uderzyła go w głowę, na co zrobił naburmuszoną minę, czym się jednak nie przejęła. Już po chwili złapała jego twarz w swoje dłonie i najzwyczajniej w świecie go pocałowała, by później ponownie go uderzyć, tym razem w klatkę piersiową.
- To jest pierwszy i ostatni raz, rozumiesz? - powiedziała głośno, obserwując jego reakcję. Pogroziła mu trochę palcem przed twarzą, dając mu tym znak, że nie kłamała.
- Tak. - przytaknął, patrząc w jej ciemne oczy, w których tańczyły jakieś iskierki. Podobało mu się to, podobała mu się cała, nawet jeśli się na niego złościła.
- Nienawidzę cię.
- Kocham cię. - przyznał Jack, na co Colette westchnęła cicho. Wiedziała to i sama darzyła go tamtym silnym uczuciem, choć wtedy jakoś nie potrafiła tego przyznać.
- To duże słowa. - mruknęła, kładąc dłoń na jego klatce piersiowej i unikając jego wzroku.
- I prawdziwe.
Colette przez chwilę patrzyła w ciemne oczy Jacka, próbując wyłapać w nich jakieś kłamstwo, ale widziała jedynie szczerość jego słów. Od dawna wiedziała, że tamten związek był poważny, najpoważniejszy ze wszystkich, w których była. Sama nie wiedziała, jakim cudem tak bardzo złapali nić porozumienia i nawiązali kontakt. Nie sądziła, że ten związek z nim przetrwa, zważywszy na ich zawody, pracę, ale nie żałowała ani dnia spędzonego w jego towarzystwie, bo te dni były jednymi z najlepszych w jej życiu.
- Nienawidzę cię i kocham jednocześnie. - wyszeptała, łapiąc jego twarz w swoje dłonie. Pod jego spojrzeniem złagodniała już całkowicie, w dodatku jego wyznania działały na jej serce, niczym lekarstwo.
- Dlaczego? - spytał, zjeżdżając wzrokiem na jej usta, ale nie zrobił nic w tej sytuacji. Jedynie znów spojrzał w jej oczy.
- Bo jesteś dla mnie za dobry, nie zasłużyłeś na mnie w żadnym stopniu.
- Nawet tak nie mów, Colette. To ty jesteś dla mnie za dobra i to ja nie zasłużyłem na ciebie. Mogłabyś mieć każdego. - powiedział nad wyraz spokojnie, kładąc dłonie na jej biodrach i przyciągając ją jeszcze bliżej siebie. Ich klatki piersiowe niemalże się stykały.
- Szkoda, że żaden nie chciał ze mną zostać. Dopiero ty.
Tym razem to Jack złapał jej twarz w swoje dłonie i złączył ich usta razem. Już po chwili odsunął się od niej, opierając swoje czoło o to jej. Nie mógł uwierzyć, że mogła tam o sobie myśleć, przecież dla niego była wręcz ideałem i bał się ją stracić.
I dlatego też postanowił spytać o coś, co siedziało mu tamtego dnia w głowie.
- Byłabyś w stanie mnie zdradzić?
Głośny śmiech Coco rozniósł się po salonie, co utwierdziło Jacka w przekonaniu, że od początku miał rację. Ulżyło mu, poczuł dziwny spokój na jej reakcję.
- Zwariowałeś? Nigdy w życiu bym cię nie zdradziła. Zbyt wiele dla mnie znaczysz. Jak mogłeś tak w ogóle pomyśleć? - spytała, ponownie łapiąc jego twarz w swoje dłonie. Tamto pytanie o dziwo poprawiło jej humor.
- To przez chłopaków. - przyznał, drapiąc się nerwowo po głowie. Zrobiło mu się wstyd, że jej o tym powiedział i że dał się wrobić Jonah.
- Rozmawialiście o mnie? - spytała ze śmiechem, unosząc brew do góry. Nie miała mu tego za źle, ciekawiło ją to.
- O Nancy i tej jej kuzynce też. O tym waszym panieńskim. - wyjaśnił pokrótce, wzruszając ramionami. Skoro już o to pytała, a on odważył się spytać, to postanowił wyjawić jej prawdę. - Przez Jonah miałem pewne wątpliwości, niepotrzebnie.
- Nie ufasz mi?
- Ufam! Naprawdę ci ufam. - zapewnił od razu, cmokając ją szybko w usta, co nieco ją zaskoczyło. Nie skomentowała tego jednak, jedynie się uśmiechając. - Ale mówił to takim tonem, że zwątpiłem sam w siebie. Teraz mi głupio.
- Każdemu się zdarzy. - stwierdziła, przybliżając się do niego bliżej, o ile było to jeszcze możliwe, bo siedzieli niemalże milimetry od siebie. - I nie zdradziłam cię nigdy. Nie zamierzam. Na przyszłość pamiętaj, że nie jestem typem osoby, która zdradza. To zazwyczaj mnie zdradzano, dlatego tak bardzo bałam się z tobą związać ze względu na to, co robisz.
- Fakt, mówiłem kiedyś, że mógłbym umówić się z fanką, ale mam ciebie. Moją największą fankę.
- Najwierniejszą. - przyznała z uśmiechem, po czym oparła czoło o to jego i przymknęła powieki. - Kocham cię. - wyszeptała zgodnie z prawdą. Jack oderwał się od niej na chwilę, by znów spojrzeć na jej twarz.
- To już mnie nie nienawidzisz?
- To też. Tylko jakoś tak mniej. - stwierdziła, przekrzywiając głowę w bok. Chłopak zaśmiał się cicho, po czym nachylił w jej kierunku.
- Też cię kocham, słońce.
Kolejny - trzeci już - pocałunek był tylko zwieńczeniem tamtej rozmowy, tamtej znajomości, tamtej rozmowy.
Tamtej miłości.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro