Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

epilog

Kiedy Colette obudziła się pewnego dnia, Jack od dawna był już na nogach, przygotowując wszystko, by było jak najlepiej. Doskonale pamiętał datę urodzin Coco, która wypadała właśnie wtedy - 27 czerwca, równo miesiąc po urodzinach Zacha. Od jakiegoś czasu planował tamten dzień, by wszystko się udało, by było idealnie.

Coco wygramoliła się z łóżka, dopiero wtedy zauważając kartkę przyczepioną do szafy, do której prędko podeszła. Przetarła oczy dłonią, biorąc kartkę w dłoń i zaczynając czytać znajdującą się na niej treść.

Obyś wybrała to, w czym najlepiej się czujesz, ale też ładnie wyglądasz ( nie żebyś we wszystkim wyglądała idealnie ❤️ ). Czekam w kuchni.

Buziaki
Jack

Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko na tamtą krótką wiadomość. Nie spodziewała się jej, w ogóle nie spodziewała się niczego wyjątkowego w tamtym dniu, nawet jeśli wiedziała, co było za święto - jej święto.

Natychmiast ogarnęła się w łazience i zeszła na dół, prosto do kuchni, gdzie, według wiadomości, znajdował się Jack. Uśmiech nie schodził jej z twarzy, gdy dostrzegła w końcu swojego ukochanego ubranego w białą koszulę i z muchą przy szyi, czarnych spodniach i z tamtym uśmiechem, który tak kochała.

- Wszystkiego najlepszego, kochanie.

Coco nie odpowiedziała, tylko podeszła do niego bliżej i przytuliła go mocno, widząc, co przygotował. W całym salonie wisiały balony, na stole w jadalni czekało już na nich śniadanie przyrządzone przez Jacka, które nie było niczym innym, niż jajecznicą oraz ciepłą herbatą. Mimo wszystko Colette czuła się wyjątkowo i nie mogła wyjść z podziwu, że Jack to wszystko przygotował.

- Dziękuję. - powiedziała, podchodząc do chłopaka bliżej, by go przytulić. Czuła się szczęśliwa, czuła się, jak w niebie, widząc, że to wszystko dla niej przygotował.

- To prezent dla ciebie. - odezwał się, biorąc do rąk bukiet białych i czerwonych, które dotychczas stały w wazonie tuż za nim. Było ich równo dwadzieścia cztery, tyle, ile kończyła wtedy lat.

- Nie dość, że zorganizowałeś to wszystko, to jeszcze kupiłeś mi kwiaty? Jesteś kochany, nie musiałeś.

- To twoje święto, nie chciałem, żebyś myślała, że o tobie zapomniałem. - oznajmił, splatając dłonie za plecami. Widok zadowolonej dziewczyny był najlepszym widokiem z rana.

- Jackie...

Colette po raz kolejny przytuliła się do chłopaka, czując, jakby jej serce właśnie się rozpływało. Chłopak pocałował ją w głowę, po czym oboje zasiedli do śniadania, zdając się nie przejmować niczym innym.

~*~

Urodziny Coco pomału dobiegały końca, ale niespodzianki, które przygotował jej Jack zdawały się nie kończyć. Był wieczór, gdy oboje siedzieli w salonie, przytuleni do siebie, oglądając jakiś film lecący w telewizji. Nic ani nikt nie zakłócało ich spokoju, a mimo to Jack strasznie się stresował. Chciał, by wszystko wypadło idealnie, tak jak planował, ale tak naprawdę nie mógł przewidzieć, jak się te jego plany potoczą.

- Colette? - spytał, chcąc zwrócić na siebie jej uwagę. Dziewczyna oderwała się od niego nieznacznie i spojrzała w jego ciemne tęczówki.

- Co jest?

Wahał się jeszcze przez chwilę, ale wreszcie wyciągnął malutkie, czerwone pudełeczko z kieszeni spodni. Dziewczyna zerwała się nagle z miejsca i spojrzała na niego w totalnym szoku, dopiero wtedy uświadamiając sobie, co zamierzał. Serce zatrzymało się jej na chwilę, gdy wieczko zostało otworzone, a ona zobaczyła piękny pierścionek z diamentem w kształcie serca. To był szczyt wszystkiego, tamtego dnia i ich relacji, która właśnie miała wkroczyć na wyższy poziom.

- Planowałem to od dawna. Teraz przyszedł odpowiedni czas, by w końcu zapytać. - oznajmił, przenosząc swój wzrok prosto na nią. Chciał zobaczyć jej reakcję, cokolwiek, co świadczyłoby o jej emocjach, które wtedy się w niej kłębiły. - Chciałabyś zostać moją żoną?

Choć Jack nie uzyskał odpowiedzi od razu, sama reakcja Coco była wystarczająca. Dziewczyna z radością rzuciła się na niego, ściskając tak mocno, że niemal przestał oddychać. Jack zaśmiał się cicho, wtulając się w jej ciało i zdając sobie sprawę, że to właśnie była jej odpowiedź. Już po chwili założył pierścionek na jej palec, oddychając z ulgą, że się zgodziła.

- Jest piękny. - zachwyciła się, oglądając pierścionek z bliska. Dłonie trzęsły się jej z emocji, ale to wcale jej wtedy nie przeszkadzało.

- Tak samo jak ty. - stwierdził, jeszcze bardziej sprawiając, że jej serce zaczęło mocniej bić. Colette czuła, jakby zaraz miało wyskoczyć jej z piersi.

- Kocham cię. Nawet nie wiesz, jak bardzo cię kocham.

- To samo mógłbym powiedzieć o sobie. - odparł zgodnie z prawdą, obejmując ją mocno. Chciał ją poczuć, chciał, żeby już nigdy nie opuszczała jego ramion. Wiedział, że przepadł, ale nie żałował. - Cieszę się, że mogłem cię poznać, wiesz? Że zgodziłaś się zostać moją dziewczyną i teraz... - zaczął, splatając ich palce razem. Specjalnie odwrócił ich dłonie tak, by było widać pierścionek. - Nie wyobrażam sobie dnia bez ciebie u mojego boku. Chcę, byś zawsze była obok, ze mną, z Lav... Razem. Kocham cię.

Colette nie mogła wytrzymać już dłużej i po prostu przywarła do jego ust, czując napływające do oczu łzy. Jak mogła się nie zgodzić? Jak mogła z nim nie zostać? Jak mogła go nie kochać?

Kiedy byli sami, mogli bez żadnych problemów i świadków pokazać, jak bardzo się kochali.

~*~

_coco_girl_: ❤️💍🥺

@jackaverymusic ❤️

Polubienia: jasonalvarewitsme, _benito_ i 283 097 innych użytkowników

Użytkownik _coco_girl_ wyłączył możliwość komentowania.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro