.
W biurze jest gorąco. Niemożliwie gorąco. Oczywiście, sierpień wiązał się z wyższymi temperaturami, ale Luciano nigdy by nie pomyślał, że w Polsce może być aż tak ciepło. Zawsze wydawało mu się, że był to kraj raczej chłodny, gdzieś nawet słyszał, że chodzą tam pingwiny po ulicy. Oczywiście okazało się to wierutną bzdurą (a szkoda. Luciano nigdy nie widział pingwina na żywo), jak w sumie większość rzeczy które słyszał o Polsce.
Głównie to Franciszek naprostował wszystkie jego błędne przekonania i informacje. Nie, Polska to nie jest Rosja i tak, mamy kolorową telewizję i internet. Szokujące.
Ale pomimo wszystko nie przypuszczał, że będzie się aż smażył w warszawskim upale. Ani że w jednym z nowoczesnych biurowców na Mokotowie nie będzie działać klimatyzacja.
Westchnął tylko ciężko i napił się wody.
Noga już mu latała z irytacji i robił się coraz bardziej wkurwiony.
Nędzny wiatrak ustawiony w rogu gówno im dawał, tylko szumiał w świszczący sposób, a to jeszcze bardziej doprowadzało Lu do szału.
Chyba zaraz wyjdzie z siebie i stanie obok.
Dosłownie.
Było już grubo po osiemnastej a on i Franciszek dalej siedzieli w tym kurwidołku i uzupełniali dane, które w sumie Luciano miał zrobić samemu, no ale Franciszek uparł się, że pomoże. Bo Franciszek zawsze pomaga, ten głupi altruista. (gdzieś z tyłu głowy czaiła mu się myśl, a raczej pragnienie, żeby to tylko jemu Franek pomagał, tylko na niego zwracał uwagę i tylko z nim przebywał. Oczywiście Luciano w chwili, jak się pojawiła, udusił ją, utopił i spalił, ale ta i tak lubiła wracać co jakiś czas, szmata.)
I w ten właśnie sposób skończyli w pustym biurze, przed dziewiętnastą, marnując czas na jebane tabele i spoceni jak świnie.
A najgorsze w tym wszystkim jest to, że świnie się nawet kurwa nie pocą.
Luciano odsunął się lekko od biurka i spojrzał na Franka.
Lu nie krępował się w ogóle i rękawy koszuli miał podwinięte wysoko a dwa górne guziki rozpięte. Franciszek natomiast tylko lekko podsunął mankiety do góry.
Oczywiście Luciano wiedział już, że to przez blizny. Przykra sprawa. Ale wciąż, jak on musi się męczyć teraz w tych ciuchach. Luciano to chociaż przyzwyczajony jest do gorąca, ale Polak? Pewno niedługo ususzy się i skurczy, jak rodzynek.
W całym ogólnym dzisiejszym wyglądzie Franciszka była jednak jedna rzecz, która odbiegała od normy.
Franciszek spiął włosy w kitkę.
Zwykle nosił włosy rozpuszczone i zawsze, ale to zawsze, kilka kosmyków w niesforny sposób spadało mu na twarz. Franciszkowi najwyraźniej to nie przeszkadzało, bo nic z tym nie robił, ale Luciano wkurwiało to niemiłosiernie. Miał ochotę je odgarnąć za każdym razem, żeby lepiej widzieć franciszkową twarz i za każdym razem powstrzymywał się.
Teraz jednak, z wyjątkiem kilku cienkich pasm, wszystkie włosy były zebrane z tyłu i związane gumką.
Luciano musiał przyznać że... Luciano musiał przyznać że Franek wyglądał cholernie dobrze. Spięte włosy nadawały mu bardziej, hm, wyrafinowanego wyglądu? Tak chyba mógłby to określić, jeśli miałby się zastanawiać. To nie tak, że w rozpuszczonych było mu źle, broń Boże, ale ta zmiana bardzo mu pasowała. Plus, w końcu było widać, jak ładną Franciszek ma twarz. Smukłą, z prostym nosem i w idealnych proporcjach. I te duże, duże zielone oczy. Ugh. Luciano czasem przyłapywał się na tym, że zamiast pracować gapi się na Franciszka i jego zielone gały, z uwagą śledzi każdy ruch głębokich tęczówek i to, jak błyszczą w nich różne emocje - skupienie, irytacja, czasem rozbawienie. Zawsze potem szybko wracał do swojej pracy, w nadziei, że zainteresowany niczego nie zauważył. Ale Franek nigdy niczego nie powiedział na ten temat, więc Lu chyba był bezpieczny.
Franciszek zagryzł wargę, wpatrując się w monitor laptopa i starł z czoła kropelki potu.
Luciano obserwował jak kilka osadza się na jego żuchwie, a potem spływa w dół, do koszuli.
Koszuli, która była już wilgotna i przywierała do jego ciała tak, że Luciano widział zarys brzucha, klatki piersiowej, zarys lekko stojących sutków.
Czy tylko mu się wydaje, czy nagle zrobiło się o wiele bardziej gorąco?
Ścisnął wręcz butelkę z wodą, na co ta chrobotnęła, a Franciszek zerknął w jego stronę.
Kurwa.
- Jest tak w chuj gorąco - powiedział Franek, poprawiając się na krześle.
Nie patrz na jego klatę nie patrz na jego klatę nie patrz na jego klatę patrz na twarz o Boże to jeszcze gorsze.
- Czy macie w tej Polsce klimatyzacje w ogóle? - burknął w końcu Luciano. Ciężko mu się mówiło.
- Oczywiście że mamy, dupku - Franciszek skrzywił się, ale jego ton był rozbawiony. - Po prostu ten durny biurowiec jest zjebany. A Wiktor oczywiście ma to w dupie, bo jego i tak tu nie ma. Jebanutyj. W każdym razie, jutro ma być gość od klimy.
- Przynajmniej tym razem dłużej działała, ile to wytrzymało? Dwa tygodnie?
- Dwa i trzy dni - Franciszek zaśmiał się.
Jezu, Luciano aż stracił oddech na ten dźwięk, tak delikatny, i piękny, i Boże, czyżby zaczynał szaleć z gorąca? Najwyraźniej tak, bo wszystkie te myśli które dusił, topił i palił zaczęły wychodzić i krzyczeć mu w głowie. Czyżby dostał udaru? Udaru cieplnego? Musiał, bo to już nie było normalne, wszystko w nim aż krzyczało, żeby złapać Franciszka i zrobić z nim rzeczy, których w biurze zdecydowanie robić się nie powinno. Chyba powinien zadzwonić po karetkę.
- Ale zdecydowanie przydało by się coś zrobić z tym gorącem - wydusił z siebie zamiast tego.
- Noo... - Franciszek osunął się lekko na krześle, najwyraźniej również wykończony tą temperaturą. Zaczął bawić się końcówkami rękawów znużony, w czasie gdy Luciano próbował ogarnąć swoje myśli, a co za tym idzie, również kutasa.
W końcu Franciszek zerknął na niego. Jego wzrok zamglony od ciepła, a usta lekko rozchylone. Luciano widział, jak jego klatka piersiowa unosi się i opada lekko, od płytkich oddechów.
- Faktycznie przydałoby się coś zrobić - powiedział w końcu. Luciano spojrzał na Polaka i odniósł wrażenie, że Franek się nad czymś zastanawia. Nie miał czasu się jednak nad tym pochylać, bo jego jedna dolna partia ciała zdecydowanie odmawiała posłuszeństwa i jeśli zaraz jakoś tego nie ogarnie, to może zrobić się zrobić cóż, niezręcznie.
- Przydałyby się - kontynuował Franciszek, prostując się na krześle i przysuwając się z nim do Luciano - Jakieś lody, czy coś może...
- Hę? - mruknął tylko Lu, próbując się skupić. A nie było to łatwe.
Franciszek podsunął się bliżej, a kółeczka fotela zaszurały o podłogę.
- Lody. Na ochłodzenie - wymruczał miękko, jakby niepewnie - Pamiętasz, tłumaczyłem ci kiedyś... - ich kolana stykały się już, a Luciano był niebezpiecznie blisko erekcji. Kurwa. Kurwa. Mamma mia. - Że polski język ma dość ciekawe, hm, kolokacje słowne. Pamiętasz?
- No, coś wspominałeś - wydyszał Luciano słabo.
- Pamiętasz ten z lodami? - zapytał Franciszek, powoli zsuwając się na brzeg krzesła.
- Co? - mózg Luciano to była papka.
- W polskim panuje dość ciekawe określenie na seks oralny - tłumaczył Franciszek, zsuwając się coraz niżej, na podłogę, przed Luciano. A Lu wodził tylko za nim wzrokiem, jak wierny pies, i nie był w stanie zareagować w żaden sposób. - Używamy takiego stwierdzenia jak robić loda - wymruczał, klęcząc przed kroczem Lu. - Często więc ludzie się śmieją, kiedy inni zamiast pytać o lody pytają o loda - wymruczał i zakończył to liżąc penisa Luciano przez materiał.
Luciano umarł.
A potem zmartwychwstał i aż jęknął, wplatając dłonie we włosy Franciszka i chwytając je mocno.
Jezus Maria.
Przez chwilę miał wrażenie, że nie może oddychać, dopiero po chwili wciągnął drżąco powietrze. Czy to naprawdę się działo? Racjonalna część jego umysłu powinna teraz powiedzieć nie, Vargas, ogarnij się, nie możecie się ruchać w biurze, ale racjonalna część jego umysłu wyjechała teraz na wakacje last minute. Franciszek natomiast w tym czasie dobierał się do jego penisa. Rozpiął spodnie, nachylił się i ponownie polizał twardego już kutasa Luciano przez o wiele cieńsze, mokre już od preejakulatu bokserki. Tak jakby chciał bardziej podniecić Lu, tak jakby się z nim droczył. Bez potrzeby, Luciano był twardy jak skała i jedyne o czym myślał, to żeby znaleźć się we Franciszku.
Westchnął głębiej, skupiając się tylko na języku Franciszka, na tym jak zręcznie nim pracował, jak wiedział, gdzie polizać. Nawet przez materiał, Luciano miał wrażenie, że zaraz dojdzie, jak jakiś gówniarz ze scuoli medii. Bez przesady, nie ma piętnastu lat przecież.
Ale kiedy Franciszek zsunął mu w końcu bieliznę i spojrzał na niego z dołu, z tym swoim zamglonym wzrokiem, oczami które błyszczały, które krzyczały, że teraz liczy się tylko Luciano i jego penis i wszystko inne straciło znaczenie, to Luciano aż przeszedł dreszcz orgazmu.
Franciszek najpierw dotknął językiem czubek, delikatnie, podrażnił go, a potem wsunął do ust.
Wzrok Luciano aż uciekł do tyłu. Było gorąco, i Franciszek był gorący i taki dobry, mamma mia. Zacisnął palce mocniej na jego włosach.
Franek naprawdę wiedział, co robi. Pracował powoli, robiąc kółka językiem, liżąc, zasysając się i z każdym momentem biorąc go trochę głębiej. I tak samo z każdym momentem Luciano robiło się aż biało przed oczami z przyjemności.
Zmusił się do skupienia wzroku i spojrzał ponownie na Franka. Na te zarumienione policzki, na to, jak ładnie go brał, jak kutas wchodził głębiej do jego ust z każdą sekundą.
I w końcu Franek wziął go całego. Luciano wciągnął powietrze ze świstem, po czym pochylił się lekko do przodu, a Franciszek momentalnie zaczął poruszać głową. Ten rytm był, ugh, idealny, zajebisty, Luciano aż bezwiednie zaczął poruszać biodrami, zgrywając się z Frankiem. To było niesamowite. Westchnięcia Luciano rozchodziły się w całym biurze, coraz głośniejsze, bardziej raptowne i płytkie.
Franciszek Łukasiewicz właśnie robił mu najbardziej zajebistego loda i najbardziej zajebisty deep throat, jakiego Luciano kiedykolwiek doświadczył.
Luciano chyba powinien się zapytać wcześniej, czy Franek połyka, ale nie miał do tego za bardzo głowy. A teraz już było za późno, bo orgazm narodził się szybciej niż Luciano zdążył o tym pomyśleć. Aż nim wstrząsnęło i, kuląc się lekko, doszedł w Franciszkowe usta i Franciszkowe gardło.
Ledwo oddychał, czując się aż miękki od tej przyjemności. A Franciszek patrzył na niego przez chwilę w milczeniu a potem połknął spermę i zlizał kilka kropelek, które pociekły mu w dół ust.
Luciano obserwował jego język, każdy jego ruch, i aż mu zaschło w ustach. Znowu poczuł, ze jego dolna partia ciała domaga się uwagi.
Z trudem przełknął ślinę i zmusił się do stanięcia na nogi, ciągnąc za sobą Franciszka.
Koniec tych tańców połamańców które prowadzili wokół siebie nawzajem przez kilka ostatnich tygodni. Gdzie niby flirtowali, byli blisko, bliżej, ale nigdy dość. Koniec rzucania sobie tych ukradkowych spojrzeń, zbyt długich, żeby można je było nazwać przypadkowymi. Teraz grają w otwarte karty. Teraz w końcu Franciszek będzie jego a Luciano będzie mógł zrobić te wszystkie rzeczy, które dotychczas mu się tylko śniły. Teraz już nie ma odwrotu. Pchnął Franciszka na biurko tak, że ten usiadł, i dobrał się do jego ust, całując go mocno, łapczywie.
Wyjebane, że Franek przed chwilą mu obciągał, Luciano czekał na ten pocałunek tak długo. Franciszek nie wahał się ani chwili. Objął szyję Lu, drugą ręką łapiąc za jego koszulę i ciągnąc go do siebie. Praktycznie stykali się rozgrzanymi od gorąca i podniecenia ciałami. Całowali się tak bardzo chaotycznie, stukali zębami, a westchnięcia łączyły się w jedno.
Luciano oderwał się i pchnął Franciszka na blat. Kartki i ołówki poleciały na podłogę, ale nie za bardzo ich to obchodziło.
Franek oplótł nogami jego tułów, a Luciano w końcu dobrał się do jego szyi, do tej głupiej, bladej i delikatnej skóry, zostawiając serię namiętnych, brutalnych pocałunków i śladów zębów, na które tylko Franciszek pojękiwał cicho.
- Na ciepło - wykrztusił w końcu Polak, kiedy ręce Luciano wtargnęły pod jego koszulę i poszły w górę, do klatki piersiowej - na ciepło... dobre byłoby... pozbycie się... uu... ubrań - westchnął, a jego głos stawał się coraz bardziej drżący. Język włoski, którym zwykle się porozumiewali, również zaczął tracić na wyrazistości, jakby Franciszek walczył sam ze sobą, żeby przypomnieć sobie najprostsze słówka. Luciano uśmiechnął się sam do siebie i zajął się jego sutkami.
To był piękny widok. Powoli łamać Franciszka, który na wszystko miał przygotowaną ripostę, który nie miał problemu z odpowiadaniem płynnie Luciano w jego ojczystym języku. A teraz Luciano widział, jak bardzo Franciszek się stara, ale nie jest w stanie, i podniecenie aż zalało go falą.
- Powtórz - mruknął mu do ucha, szarpiąc za sutki. - Nie zrozumiałem.
-Zdjąć... - Franciszek ledwo składał słowa... - Ubranieeeee....! - nie dokończył, bo Luciano naparł kolanem na jego penisa.
O tak, chciał słyszeć jak Franciszek krzyczy. Jak zdziera sobie gardło, powtarzając w kółko imię Lu i błagając o więcej i mocniej. Ale powoli tracił sam do tego cierpliwość, bo chciał jak najszybciej się do niego dobrać. Za dużo już się naczekał. Rozważył przez chwilę, czy nie podroczyć się dłużej, ale zrezygnował. Po pierwsze, chciał już go zerżnąć, a po drugie, Franciszek przed chwilą zrobił mu najlepszego orala, jakiego kiedykolwiek Luciano miał zrobionego i zasługiwał na coś miłego.
Zostawił więc sutki biednego, nie potrafiącego już złożyć jednego słowa Franka, i faktycznie rozpiął koszulę. To przykuło wagę Polaka, który aż westchnął i przysunął się z biodrami bliżej, nie odrywając wzroku od klaty Luciano.
- Masz coś na lubrykant? - mruknął Luciano, zajmując się spodniami Franka. - Albo czekaj, ja mam chyba coś w torbie...
- Nosisz ze sobą lubrykant? - chwilę trwało, zanim Franciszek był w stanie odpowiedzieć, a na jego ustach zaigrał ironiczny uśmiech - Ale nie puszczaj. Wezmę cię takiego - ponaglił go.
- Nie, będzie boleć - najwyraźniej to Luciano musiał wykrzesać z siebie te ostatnie komórki mózgowe, bo Franciszek był za bardzo skupiony na kutasie.
- Chcę cię już - powiedział na to Franciszek, zaciskając nogi bardziej. - Nie puszczaj mnie...
- Franek.. - westchnął Luciano, słabo. Franciszek patrzył na niego tak błagalnie, tak potrzebująco i przyciągnął go do siebie bardziej.
Luciano zagryzł dolną wargę. Cazzo. Odetchnął głęboko i wychylił się jak najbardziej mógł, żeby złapać swoją torbę, a jednocześnie wciąż go dotykać. Nie było to łatwe.
Franciszek w końcu niechętnie poluzował swój uścisk, a Luciano złapał pasek od torby i przyciągnął ją bliżej. Drżącymi rękoma wyjął tubkę lubrykantu. Nareszcie.
Otworzył ją.
- Będzie nieprzyjemnie najpierw - wymruczał i polał dość hojną ilość na wejście Franka.
Ten wciągnął powietrze ze świstem.
- Rozciągnę cię teraz najle...
- Weź mnie - przerwał mu Franek, jego głos drżący z podniecenia, z pragnienia, z tych wszystkich emocji. - Potrzebuję cię już, już, już...
- Ale...
- Luciano... - westchnął Franciszek, w tak potrzebujący sposób, że Luciano aż zakręciło się w głowie.
Nie musiał dawać się dłużej przekonywać. Jego kutas domagał się uwagi i chciał się zająć już Franciszkiem, usłyszeć jego słodkie jęki i oddechy wypuszczone zbyt szybko, zbyt płytko.
Naparł na jego wejście, na co Franciszek rozchylił szerzej nogi.
Powoli, delikatnie, pchnął i wszedł w niego. Próbował się kontrolować, ale nie było to łatwe. Cholera. Cholera. Franciszek był tak bardzo ciasny...
- Dobrze? - zapytał, zaczynając się poruszać. Tak dobrze. Tak. O tu...
- Mhm... - wymruczał tylko Franciszek, zamykając oczy i wychylając się do tyłu.
Całe pomieszczenie płonęło. A Luciano razem z nim. Wchodził w niego coraz głębiej, mocniej, bardziej, a Franciszek pozwalał mu na wszystko.
- Lu... - zaczął słabo.
- Hm...? - mocniej, mocniej, mocniej...
- Uzupełniłeś te dokumenty? - spytał Franciszek. Jego wyraz twarzy nagle z tego rozmarzonego zmienił się w... zaniepokojony jakby? I skupiony, wyjątkowo.
- Co? - zapytał Luciano głupio, aż się zatrzymując.
- Uzupełniłeś je? Luciano, serio, czy wszystko okej? - Franciszek nachylił się w jego stronę.
Bo wcale nie leżał pod nim na stole.
I nie był półnagi, z kutasem wsadzonym w dupę.
Zamiast tego siedział na krześle obok, całkowicie ubrany i chyba zmartwiony.
- Gapisz się w przestrzeń już od dobrych kilkunastu minut - wymruczał Franek, patrząc na niego uważnie. - Nie odpowiadasz i jesteś cały czerwony... Masz gorączkę? - przysunął się bliżej.
Gorzej, przeszło mu przez myśl i odsunął się szybko.
- Duszno mi chyba. Słabo się robi - mruknął w końcu. Miał sucho w gardle i ciasno w bokserkach. Lepiej, żeby teraz nie patrzył na Franciszka, wbił wzrok uparcie w dokumenty leżące na biurku.
- Może lepiej skończmy na dziś, to pewnie przez ten gorąc. W tym cholernym biurze jest zdecydowanie za ciepło, a Wiktor jak zwykle ma swoich pracowników gdzieś! Jebanutyj - stwierdził Franciszek. - Odprowadzę cię może na dwór, czekaj, zamknę program...
- Nie, nie, jest okej - Luciano wstał szybko. - Ja... pójdę do toalety. Zaraz będzie mi lepiej - wydusił z siebie i uciekł, zanim Franciszek zdążył cokolwiek odpowiedzieć.
Faktycznie.
W tym biurze było kurewsko gorąco.
ok like napisałam to jako coś krótkiego i lekkiego na przerwę od tego z mafią soooo ale mafia się robi so hold ur horses. starałam się też zrobić żeby lepiej się czytało? żeby a) nie było dużego bloku tekstu i b) nie było odstępów na dwie wielkie linie. tylko żeby było zgrabnie, przerwy nie za duże nie za małe. w Wordzie wyglądało okej i mam nadzieję że się nie zesra na aplikacji, bo jak testowałam to też było ok. anyway todalooo
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro