Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Burza to początek czegoś nowego

Siedziałam na plaży obserwując jak kolejne fale wyrzucają muszle na brzeg. Wokół siebie słyszałam tylko szum wody i skrzek mew. Niczym nie zmącony spokój. Jednak największy chaos dział się w moim sercu. Delikatnie przyciskam klejnot do siebie. Jakim cudem to wszystko się stało? Wraz z szumem fal odpłynęłam zanurzając się głębiej we wspomnienia.

Przyleciałam na Ziemię niewielkim statkiem. Był w kształcie łzy, dzięki czemu nie rzucał się tak w oczy. Od mojej ostatniej wizyty cała planeta zmieniła się. Nie jest już taka piękna jak kiedyś ale jakiś swój własny urok ma. Wylądowałam w przedszkolu. Od tysięcy lat nie narodził się tu żaden klejnot. Moim zadaniem było jedynie sprawdzenie czy jakikolwiek klejnot spod władzy Homeworld tutaj żyje i co planuje. Właśnie sprawdzałam wiertło, kiedy usłyszałam jak ktoś krzyczy. Nie zwracałam na to uwagi, dopóki włócznia nie wbiła się w ścianę obok mnie. Szybko odwróciłam się.

- Lepiej nie próbuj reaktywować przedszkola! - Usłyszałam rozkaz Perły. Razem z nią były jeszcze cztery klejnoty i jakiś mały człowiek. Widać myślą że przysłał mnie Homeworld, zapewne to wina tych czarnych rombów na ubraniu.

- To ty. Musimy ją powstrzymać! - No tak Perła mnie rozpoznała. Będę musiała coś wymyślić. Wszyscy rzucili się w moją stronę. Postanowiłam uciec. Uciekłam im wszystkim. Zmęczona oparłam się o ścianę.

- Kim jesteś? - Przede mną stała niewysoka postać. Był to jeden z klejnotów. W domu widziałam ich dosyć sporo, jednak nigdy nie potrafiłam zapamiętać ich nazwy. Widać było po niej że trochę się boi. Spojrzałam jej w oczy. Delikatnie jej poliki zazieleniły się.

- Nazywam się Czarny Alexandryt ale samo Alexandryt starczy. A ty?

- Jestem Perydot Faseta-2F5L Ściana-5XG. - Spojrzałam na nią zaskoczona.

- I ty to wszystko pamiętasz? Ja tam zapamiętałam tylko Perydot. - Cicho się zaśmiałam.

- Co ty tu robisz? - Nie zdążyłam nawet wziąć oddechu by móc jej odpowiedzieć, kiedy poczułam jak coś mnie przebija. Spojrzałam w dół i ujrzałam wbitą we mnie włócznie Perły. Zdziwiona spojrzałam na Perydot. Podbiegła do mnie i przytrzymała. Nagle cały świat znikł, otaczała mnie ciemność. Moja forma została rozbita i wróciłam do klejnotu. Muszę się zregenerować. Zawsze trwa to parę godzin, więc muszę czekać cierpliwie.

Wiedziałam już że to mój czas. Zregenerowałam się więc czas na powrót. Próbowałam przybrać formę cielesną jednak nic się nie stało. Czyżby zamknęli mnie w kryształowej bańce? Teraz albo mnie uwolnią albo utknę tu na zawsze.

- Cicho bądź Steven bo nas nakryją.

- Nie wiem czy to dobry pomysł Perydot.

- Zgadzam się ze Steven'em. Nawet mnie nie powinno być w świątyni. - Usłyszałam naprawdę ciche szepty. Ciekawe po co tu przybyła ta trójka.

- Spokojnie. Chcę się dowiedzieć tylko po co tu przybyła. Może okaże się taka jak ja.

- Dobrze Perydot. - Kiedy postacie podeszły bliżej usłyszałam ciche pęknięcie bańki. Ta dziwna blokada znikła, a ja mogłam wrócić do fizycznej formy. Wstałam i rozejrzałam się dookoła. Przede mną stała Perydot i dwójka ludzi.

- Hej. - Pomachałam im niepewnie na przywitanie. Uklękłam żeby lepiej ich wiedzieć. Byli ode mnie niżsi o połowę.

- Jestem Steven, a to Connie. Perydot już pewno znasz.

- Miło poznać. Ja jestem Czarny Alexandryt. - Uścisnęłam im rękę na przywitanie. Zapadła pomiędzy nami krępująca cisza.

- Czy przysłał cię tu Homeworld? Może masz przybyć po mnie lub Jaspis. Pewno Żółty Diament postanowiła mnie zniszczyć za nazwanie ją kamykiem. - Zaskoczona spojrzałam na Perydot. Po chwili zaczęłam się śmiać. Wszyscy spojrzeli na mnie zaskoczeni.

- Nazwałaś Żółty Diament kamykiem? Nie spodziewałam się że spotkam kogoś tak odważnego jak ty.

- Umm dzięki. - Spojrzałam na zakłopotaną Perydot. Delikatnie się uśmiechnęłam do niej. Rozejrzałam się także po pomieszczeniu. Było tu wiele zabańkowanych Klejnotów. Jeden z nich przykuł moją uwagę.

- Jaspis. Tak dawno cię nie widziałam.

- Jest zarażona. Nie jest już sobą. Jest także naszym wrogiem. - Cicho westchnęłam i spojrzałam znów na moich słuchaczy.

- A odpowiadając na wasze pytanie. Nie przysłał mnie tu Homeworld. Przybyłam z innej planety gdzie ich władza nie sięga.

- Perła mówiła że nie powinniśmy ci wierzyć. - Spojrzałam na Connie.

- Nie ma ona do końca racji. Z wojny o Ziemię pamięta tylko to co widziała, a nieraz można oszukać wzrok. Zapytajcie o to Rose Quartz. - Na wspomnienie imienia liderki Kryształowych Klejnotów wszyscy spojrzeli na siebie niepewnie. Nagle Steven podszedł bliżej mnie i podniósł bluzkę. Na jego brzuchu widniał klejnot.

- Rose nie ma z nami, a ja jestem jej synem. - Zaskoczona zakryłam usta ręką. Steven wyjaśnił mi że jego matka poświęciła się by on mógł żyć. Załamana wstałam.

- Zaprowadźcie mnie do Perły. Muszę wam wszystko wyjaśnić.  - Razem wyszliśmy z tamtego pomieszczenia. Po paru minutach znajdowaliśmy się w drewnianym domku. Kiedy Perła mnie zauważyła chciała się rzucić na mnie, jednak powstrzymał ją inny klejnot.

A- Spokojnie Perło.

- Jak mogę być spokojna kiedy ona tu jest Granat? - Oczywiście musiała wskazać na mnie palcem. Podniosłam ręce w geście poddania.

- Wiem że mnie nienawidzisz Perło ale dziś przyszedł czas by wszystko wyjaśnić.

- Co niby chcesz wyjaśnić? Zdradziłaś Rose. Stanęłaś po stronie Różowego Diamentu.

- Perło wysłuchaj mnie, tak samo jak i wy. Sama dobrze wiesz Perło, że Różowy Diament nie była taka zła. Zabrała cię nawet spod władzy Białego Diamentu. Moja pani jak i Rose razem stworzyły rebelie. Nie podobały jej się sposoby działania Homeworld'u więc zaufała Rose. Razem ze mną omówiły plan, który doprowadził do walk. To wtedy Rose udała że niszczy Diament. Tylko my wiedziałyśmy o tym wszystkim. Rose nie chciała ci o tym mówić, wolała utrzymać to w sekrecie. Kiedy walczyłaś ze mną i Rose udała rozbicie Diamentu szybko zabrałam jej klejnot i uciekłam. Moja pani żyje jednak wycofała się z walk. Wspiera teraz Czarny Diament.

- Kim niby jest ten Czarny Diament? - Usłyszałam pytanie Perły.

- Jest jedną z Diamentów, jednak pozostałe nie przyznają się do niej ponieważ zawsze miała inne zdanie na tema życia na innych planetach. Udało jej się przekonać do tego samego zdania Różową. Razem się wspierały w walce. Tak więc nie jestem waszym wrogiem.

- Wierzę ci Alexandryt.

- Granat nie znasz jej i do czego jest zdolna.

- Wiem że na ubraniu mam czarne romby i to znaczy że służę Czarnemu, jednak tak samo jak rebelianci mam znak gwiazdy. Pokaże wam. - Z mojego klejnotu na klatce piersiowej wydobyłam tarczę. Była podzielona na cztery części, miała barwy niebieskiego fioletu, a po środku żółtą gwiazdę gdzie w jej centrum znajdował się okrągły kryształ z liniami uwydatniającymi romb w jego wnętrzu.

- Niesamowite. Jednak jakim cudem Rose mi nie powiedziała o tym?

- Chciała cię tylko chronić. - Położyłam rękę na ramieniu Perły. Spojrzała na mnie załzawionymi oczami.

- Powiedz mi jednak jakim cudem jesteś alexandrytem, jedyny jaki widziałam to fuzja Granat, Ametyst i Perły. - Do rozmowy wcięła się Perydot.

- Alexandryty są tak rzadkie jak same diamenty, że prędzej spotkasz je jako efekt fuzji innych klejnotów. Oczywiście nigdy nie mamy zapału do władzy więc jesteśmy jako strażnicy. Chociaż od tysięcy lat jestem jedynym żyjącym klejnotem. Pozostałe nie żyją, bo zginęły w obronie diamentów. - Po skończonej opowieści spojrzałam na pozostałych.

- Omówimy resztę jutro. Steven i Connie powinni iść spać. My także powinnyśmy odpocząć. - Granat wstała i poszła w kierunku wejścia do świątyni. Zaraz po niej zrobiły to Ametyst i Perła. Pozostałam w pokoju z Lapis która chyba poszła spać podczas mojego opowiadania, Steven, Connie i Perydot.

- Alexandryt jeśli chcesz to śpij na kanapie. Pozostali wiedzą gdzie mają spać. - Steven razem z Connie wbiegli na wyższe piętro, Lapis za to poleciała tam.

- Przecież ja miałam spać na kanapie! To nie sprawiedliwe. - Cicho się zaśmiałam.

- Powinnyśmy się tu zmieścić. Najwyżej położysz się na mnie. - Ze śmiechem położyłam się na kanapę. Na dworze nagle uderzył gdzieś piorun. Tak dawno nie słyszałam tego dźwięku, tak samo jak towarzyszącemu mu deszczu uderzającego o dach. Wysłuchałam się w te dźwięki. Myślałam że Perydot spróbuje mnie zrzucić lub wywalczyć wolne miejsce. Jednak ona wskoczyła na mnie wystraszona.

- Wszystko okej?

- Po prostu boję się burzy. - Cicho się zaśmiałam i ją przytuliłam do siebie.

- Nie martw się obronie cię. - Z tymi słowami usnęłam.

Nagle poczułam przeszywający zimny wiatr wyrywając mnie tym samym z zamyślenia. Od strony morza zbliżała się burza. Jednak nie zwracałam na to uwagi i wróciłam do wspomnień.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro