Rozdział 3
Proszę, nie pytajcie mnie, jak dowiedziałam się o Sherlocku. Po prostu mam swoje kontakty, okej? Musicie jednak wiedzieć, że w tamtych czasach Holmes nie był jeszcze znaną osobą. Praktycznie nikt go nie kojarzył. Jednak ci nieliczni, którzy mieli okazję go znać, opowiadali o nim niestworzone historie. Na tle ich opowieści był to detektyw- legenda, człowiek niewidoczny ale skuteczny, przenikający przez każdy zakamarek miasta niczym duch. Mówili o nim, że jest dziwaczny i niespełna rozumu. Mówili także, że potrafi rozwikłać każdą zagadkę kryminalną, nie ważne jak wiele będzie go to kosztowało.
Zaintrygowało mnie to, więc jak to ja zaczęłam węszyć. Znajomy pomógł mi odszukać jednego człowieka, który miał kiedyś do czynienia z Sherlockiem. Po długich poszukiwaniach udało mi się zdobyć jakieś sensowne informacje...
Wsiadłam do autobusu i dojechałam na wskazany adres. Był to szary, niepozorny bliźniak na samym początku Sion Road, w dzielnicy Twickenham. Szczere mówiąc spodziewałam się czegoś innego. Mimo wszystko podeszłam do drzwi i z duszą na ramieniu nacisnęłam dzwonek.
Byłam przejęta, bo zależało mi na tym. Tymczasem nikt nie odpowiadał. Zadzwoniłam jeszcze raz. Po dłuższej chwili drzwi się otworzyły i stanęła w nich starsza pani w kwiecistej sukience. Byłam lekko zaskoczona, ale ponieważ patrzyła na mnie wyczekująco, opanowałam się i zapytałam:
- Dzień dobry. Czy zastałam może pana Sherlocka Holmesa?
Kobieta potrząsnęła głową.
- Wyprowadził się dwa miesiące temu, złotko.
- Och. - kompletnie nie byłam na to przygotowana - A wie pani może dokąd?
- Przykro mi, ale nie mam pojęcia.
Pospiesznie przeprosiłam staruszkę za najście i odeszłam w swoją stronę. Co teraz? Jedyny trop prowadzący do detektywa okazał się na nic. Nikt nie wiedział, gdzie on mieszka. Nikt nie miał nawet pojęcia, gdzie można go znaleźć. Dlaczego? Czy to naprawdę aż takie trudne?
W połowie drogi do przystanku autobusowego zobaczyłam podjeżdżającą w moją stronę czarną limuzynę. Zignorowałam ją i poszłam dalej, omijając kałuże na chodniku. Miałam złe przeczucia. Skręciłam w prawo i znowu dostrzegłam przyczajony za rogiem samochód. Chciałam rzucić się do ucieczki, ale coś mówiło mi, że i tak nie mam żadnych szans. Nagle na środku chodnika zjawił się wysoki mężczyzna w ciemnych okularach, który skutecznie zagrodził mi drogę.
- Panno Haber, proszę z nami.
- Odczepcie się i dajcie mi spokój! - warknęłam i spróbowałam go wyminąć, ale szybko złapał mnie za ramiona.
- Radziłbym współpracować - powiedział cicho, wciąż nie przestając się uśmiechać - Inaczej będę musiał zadzwonić do szefa... On pani wytłumaczy, jak należy się zachowywać.
Wiedziałam, że nie ma sensu z nim walczyć. Był silniejszy ode mnie, a w samochodzie czekał na niego drugi kolega. Wściekła, że musiałam się poddać, zacisnęłam zęby i skinęłam głową na znak, że będę posłuszna.
,,Faceci w czerni" byli bardzo precyzyjni. Nie zwracając niczyjej uwagi wsadzili mnie do samochodu i zablokowali drzwi. Nie wiedziałam, dokąd mnie zabierają. Mimo to nie zadawałam głupich pytań. Wystarczyła mi pewność, że wszędzie sobie poradzę. Byłam spokojnej myśli, bo od razu wykluczyłam moich towarzyszy jako potencjalnych zabójców. Działali na zlecenie - to było oczywiste -ale nie wyglądali mi na takich, którzy się tym zajmują. Zostało mi jedynie czekać, aż wszystko się wyjaśni.
***
Podróż nie zajęła zbyt długo. Kiedy wreszcie wysiadłam z samochodu, rozejrzałam się po okolicy. Stałam przed wejściem do potężnego, opustoszonego budynku. W pobliżu nie było absolutnie nikogo.
Mężczyźni zaprowadzili mnie do ukrytego wejścia z tyłu. Dawniej mogło się tu mieścić jakieś biuro przemysłowe, hurtownia albo... właściwie sama nie wiem co. Na pewno nikt już tu nie pracował. Szłam obok nich sztywno, ze ściśniętym sercem. Nie panikowałam, ale powoli zaczynałam się bać. Nie miałam pojęcia co mnie czeka. A co jeśli ci dwaj chcieli mi coś zrobić? Nie obchodziło ich przecież, że nie zrobiłam nic złego. Co najgorsze, w miejscu takim jak to nie miałam co liczyć na jakąkolwiek pomoc.
Pierwszy facet odłączył się i stanął na straży, podczas gdy drugi wprowadził mnie do pustego pomieszczenia. Na suficie świeciła się jedna, przestarzała jarzeniówka, a kąty pokoju znikały już w mroku. Wytężyłam wzrok. Pod ścianą stało biurko i wysoki fotel.
- Proszę, wejdź - usłyszałam głos dobiegający z prawej strony. Przestraszona, z szybko bijącym sercem, odwróciłam się w tamtym kierunku.
Mężczyzna, raczej wysoki. Włosy koloru średniego blondu oraz czarny, dwurzędowy płaszcz. Bijąca z oczu pewność siebie i sztuczny uśmiech przyklejony na siłę do twarzy. Nie mógł mieć więcej niż trzydzieści lat.
- Może usiądziemy? Ta rozmowa trochę potrwa - odezwał się ponownie. Dopiero teraz zauważyłam w tym pokoju dwa samotne krzesła. Ich stan był o wiele lepszy od reszty otoczenia, z odpadającym tynkiem włącznie. Nie chciałam się mu sprzeciwiać, więc posłusznie usiadłam. Nieznajomy mężczyzna zrobił to samo, po czym założył nogę na nogę i splótł dłonie.
- Więc... na początek wyjaśnijmy sobie kilka rzeczy. -powiedział powoli, przyglądając mi się uważnie - W jakim celu próbuje pani odszukać człowieka znanego jako Sherlock Holmes?
Zamarłam. A więc o to chodziło! Wiedziałam, że z tym Sherlockiem jest coś nie tak.
- Nie mam żadnego celu - odpowiedziałam twardo i skrzyżowałam ręce na piersi.
- Proszę odpowiadać szczerze, i tak jest pani podejrzana.
- Podejrzana? O co?
- Przyjrzyjmy się tej sytuacji z boku. - mężczyzna sprawiał wrażenie, jakby co najmniej świetnie się bawił- Młoda Finka bez powodu wyjeżdża nagle do Anglii. Zjawia się w Londynie i zaczyna wypytywać o detektywa kryminalnego. Nie mówi nikomu po co ani dlaczego. Co więcej, szuka tak zawzięcie, że prawie jej się to udaje. Musi się pani ze mną zgodzić, że jest to co najmniej podejrzane.
Ukryłam twarz w dłoniach. Ktoś musiał mnie śledzić. Ktoś musiał szpiegować mnie na każdym kroku po to, żeby ktoś inny mógł otrzymać informacje na mój temat. Do czego mogłabym być mu potrzebna? A może chodzi im tylko o mojego ojca, a ja nie mam z tym wszystkim nic wspólnego?
-Skąd wiedzieliście, że jestem z Finlandii? - spytałam cicho.
- To proste. Zdradza panią akcent.
Zmarszczyłam brwi. Wszystko, co mówił ten człowiek, wydawało się coraz bardziej dziwne. Po tylu latach spędzonych choćby na samym studiowaniu mój angielski zdawał się być perfekcyjny. Nigdy od nikogo nie usłyszałam, że mówię z fińskim akcentem!
Nie miałam jednak czasu, żeby się nad tym zastanawiać, ponieważ nieznajomy kontynuował:
- Życie nie jest wcale takie proste, jak wszystkim się wydaje. Jednak muszę przyznać, że radzi sobie pani całkiem nieźle.
- Juliet - poprawiłam go w końcu. Był niewiele starszy ode mnie, dlatego wolałam żeby mówił mi po imieniu. Nie miałam pod tym względem żadnej bariery.
- Wiem -przytaknął, a ja popatrzyłam na niego ze zdumieniem - Juliette Evelyn Haber.
Po chwili ciszy odchrząknął - W każdym razie, jesteś całkiem bystra i prawie udało ci się do niego dotrzeć. W związku z tym mam dla ciebie pewną propozycję.
Poruszyłam się niespokojnie. Jego przenikliwe oczy skupiały całą moją uwagę.
- Pomogę ci spotkać się z Sherlockiem Holmes'em. Wszystko zostanie zaplanowane tak, że nawet nie domyśli się o naszej znajomości.
- Co? Dlaczego? Kim ty właściwie jesteś? - zapytałam, dalej niczego nie rozumiejąc.
Mój rozmówca westchnął i wygładził brzeg marynarki.
- Jestem jego starym przyjacielem.
- Czyżby? - wykrzywiłam się z niedowierzaniem. Coś mi tutaj nie pasowało - W takim razie skąd ten cyrk? Przyjaźnicie się, ale on nie może się niczego domyślić - to właśnie chcesz powiedzieć?
- To trochę... skomplikowane. Powiedzmy, że odstraszam od niego wszystkich zainteresowanych.
- Nie jestem pewna, czy warto aż tak się o niego martwić.
Nie spodziewał się, że go przejrzę. Postanowiłam wykorzystać ten moment i przejąć pałeczkę.
- Było miło, ale nie mam czasu na pogawędki. Macie mnie zaraz wypuścić.
- Obawiam się, że nie doszliśmy jeszcze do porozumienia. - przez moment zobaczyłam na jego twarzy przebłysk rozczarowania.
- Jakiego porozumienia?! O czym w ogóle mówisz? -byłam coraz bardziej zdenerwowana.
- Panno Haber, jestem zmuszony powiedzieć to wprost: albo trzymasz się z daleka od detektywa, albo spotykasz się z nim na moich warunkach - powiedział spokojnym, ale bardzo zdecydowanym głosem. Zaczynałam mieć już tego wszystkiego dosyć.
- Kto tak powiedział? Jakim prawem chcecie decydować o moim prywatnym życiu?! -obejrzałam się przez ramię na faceta z tyłu - To moja sprawa z kim chcę porozmawiać a z kim nie! - krzyknęłam.
Wspomniany porywacz błyskawicznie znalazł się w pokoju razem ze swoim drugim kolegą. Nieznajomy wstał, mierząc mnie wzrokiem.
- Proszę odwieźć pannę Haber z powrotem. Wygląda na to, że dzisiaj się nie dogadamy.
Tajniak podszedł do mnie i bez słowa wyprowadził z pomieszczenia. Zatrzymałam się w drzwiach i jeszcze raz odwróciłam się w stronę mężczyzny, z którym przed chwilą rozmawiałam.
- Kim jesteś? -zapytałam. O ile mogłam być rozpoznawana ze względu na ojca, to jednak bardzo niewiele osób znało moje drugie imię.
Uśmiechnął się szeroko, jednocześnie zapinając płaszcz pod szyją.
- Mogę być wrogiem albo przyjacielem. Decyzja należy do ciebie.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Witajcie moi drodzy!
Jak pewnie zdążyliście już zauważyć, za każdym razem gdy pojawia się ważna osoba, towarzyszy jej motyw muzyczny. Mam nadzieję ze ułatwi wam to odrobinę rozszyfrowywanie niektórych rzeczy ^^
I jeszcze jedno info. Wszystkie cytowane przeze mnie wiersze będą wraz z nazwiskiem autora. Niepodpisana poezja, na którą możecie się natknąć podczas czytania, jest mojego autorstwa.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro