Rozdział 23
Witam :)
Chciałabym tylko powiedzieć, że jestem teraz bardzo mocno zajęta i nie mam czasu na poprawki fabularne... na przykład w tym rozdziale. Przepraszam was za to i mam nadzieję, że zrozumiecie.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Wykonywałam zaległe zlecenia do późnej nocy, dlatego też następnego dnia pozwoliłam sobie pospać o parę godzin dłużej. Obudziłam się wypoczęta i zadowolona, a jak się okazało nie miałam podkrążonych oczu ani żadnych innych śladów zmęczenia.
Było jeszcze przed południem, kiedy przyszła do mnie wiadomość od Nathaniela. Ubrałam się w granatową sukienkę, w której skromny krój doskonale łączył się z codzienną elegancją, narzuciłam na ramiona białą marynarkę i wyszłam przed dom. Dokładnie w tym samym momencie zza zakrętu wyłonił się czarny Rolls Roys Phanthom o połyskującej karoserii i przyciemnianych szybach. Wsiadłam do niego bez wahania, witając się z Mycroftem oraz jego nierozłącznym kierowcą.
-Coś dla ciebie - odezwał się Mycroft, podając mi papierową torbę. Na widok logo kawiarni uśmiech sam wypełzł mi na usta. Zajrzałam do środka. Moja ulubiona kawa i ciastko migdałowe.
-Dziękuję -powiedziałam cicho. Mycroft nawet nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo ucieszyła mnie ta mała niespodzianka. - Skąd wiedziałeś, że nic dzisiaj nie jadłam?
-Zbyt dobrze cię znam - uśmiechnął się, wyglądając ukradkiem przez okno.
Piętnaście minut później samochód wjechał do podziemnego korytarza. Po zjechaniu dwóch poziomów w dół, skręcił w prawo i zatrzymał się przed metalowymi drzwiami. Nathaniel wychylił się przez szybę i pomachał w ich stronę czymś w rodzaju pilota, aż wrota otworzyły się z cichym piskiem.
W środku nie znajdowało się nic więcej poza zwyczajnym parkingiem. Podczas gdy ja i Mycroft udaliśmy się do windy, Nathaniel wysiadł z samochodu i poszedł w przeciwną stronę parkingu, żeby załatwić jakieś formalności. Rozglądałam się czujnie dookoła. Chyba spodziewałam się czegoś znacznie mniej zwyczajnego. Nadal nie do końca wiedziałam o co w tym wszystkim chodzi, ale już wkrótce miałam się tego dowiedzieć...
-Pamiętaj -usłyszałam przy sobie spokojny głos Mycrofta - cokolwiek tutaj usłyszysz i zobaczysz, ma pozostać tajemnicą. To miejsce jest niejawne i formalnie rzecz biorąc nie powinnaś tu ze mną przebywać.
Zanim zdążyłam go o cokolwiek spytać, drzwi windy stanęły otworem i moim oczom ukazał się zupełnie inny świat. Był to niezwykle przestronny korytarz z mnóstwem drzwi i schodów, po którym poruszała się cała masa ludzi. Mężczyźni w garniturach, kobiety w urzędowych strojach. Żadnych ludzi pospolitych, biednych lub źle ubranych. Żadnych dzieci.
Niewiele myśląc złapałam Mycrofta pod ramię, żeby nie zgubić się w obcym miejscu. On z kolei musiał bardzo dobrze je znać, biorąc pod uwagę pewność, z jaką przemierzał labirynt korytarzy oraz uprzejmość mijanych kolejno mężczyzn, który witali go uśmiechem lub lekkim skinieniem głowy.
Po chwili weszliśmy do niezwykle przestronnego pomieszczenia w starodawnym angielskim stylu. Ozdabiały je monumentalne meble z ciemnego drewna, wzorzyste fotele oraz subtelna tapeta na ścianach. W samym centrum gabinetu znajdowało się potężne biurko z masą teczek i papierów, oraz stojąca przy nim postać: niska kobieta z krótkimi, lekko siwymi włosami. Unosiła wysoko podbródek, a usta miała zaciśnięte w wąską kreskę.
-Witamy w MI6 - powiedziała, a mnie zamurowało. Czy właśnie znajdowałam się w siedzibie wywiadu? Jak to w ogóle możliwe? To, co robił Mycroft, od początku wydawało się podejrzane, ale MI6?!
Nie miałam zielonego pojęcia co powiedzieć ani jak się zachować. Na szczęście Mycroft przyszedł szybko z pomocą i przedstawił mnie z imienia i nazwiska. Natomiast kobietę nazwał bardzo dziwnie, tak że przez chwilę myślałam czy to nie jakiś żart.
M.
Z pewnością nie było to imię, ale nie słyszałam nigdy o jednoliterowych pseudonimach.
-Jeżeli kiedykolwiek znajdziesz się w poważnych kłopotach, M pomoże cię z nich wyciągnąć.- oznajmił mi Holmes. Że co takiego?!
-Przepraszam, ale nie bardzo rozumiem, czemu to ma służyć - stwierdziłam zakłopotana. Jakie kłopoty miał na myśli?
-Spokojnie, później wszystko ci wytłumaczę.
Mycroft zamienił z M parę słów, po czym pożegnaliśmy się i poszliśmy dalej, a ja odetchnęłam z ulgą.
Mimo wszystko nadal byłam zdania, że wszystko działo się zdecydowanie za szybko.
- Jeżeli kiedykolwiek zastanawiałaś się, czy jest ktoś kto obserwuje każdy twój ruch .. teraz już wiesz, jak to wszystko wygląda... Reszty chyba już się domyśliłaś - Mycroft mówił do mnie, ale wciąż patrzył prosto przed siebie, zerkając przenikliwie na mijanych po drodze ludzi.
W odpowiedzi skinęłam lekko głową. Moje niedowierzanie było jednak zbyt duże do ukrycia.
- Więc to tym właśnie się zajmujesz? -zapytałam.
- Nie tylko - uśmiechnął się Holmes.
Jak się okazało, nie był to wcale koniec atrakcji. Mycroft powiedział mi, że chciałby skonsultować mnie z pewnym specjalistą. Na początku szczerze się przeraziłam, ale kiedy wyjaśnił mi wszystko dokładniej, uspokoiłam się i wyraziłam zgodę na ten pomysł.
Byłam pełna ekscytacji, kiedy wchodziliśmy do niewielkiego pomieszczenia. Wysoki mężczyzna w średnim wieku zaprosił nas do środka i przedstawił mi się jako Paul Brinthon. Z Mycroftem znali się już od dawna, nie musiałam nawet o to pytać.
-Chciałbym porozmawiać o pani zdolnościach. -zaczął- Mycroft podzielił się ze mną pewnymi spostrzeżeniami dotyczącymi posiadanego przez panią zmysłu intuicji. Czy udało się pani zaobserwować u siebie tę zdolność?
Patrzyłam na niego szeroko otwartymi oczami.
-Mam na myśli coś podobnego do nieoczekiwanych przebłysków myślowych. Oto najprostszy przykład: spotyka pani zupełnie przypadkowego człowieka, który ma zamiar się pani przedstawić. Nigdy w życiu go pani nie widziała, a jednak w głowie jak na zawołanie wyświetla się pani jego imię.
-Myślałam, że to normalne - powiedziałam niepewnie, nerwowo splatając i rozplatając dłonie.
-No cóż, tak się składa, że nie do końca. Ale proszę się tym nie przejmować. Jeżeli pani zechce, możemy przeprowadzić w najbliższej przyszłości kilka testów psychoanalitycznych, żeby móc lepiej przyjrzeć się temu niezwykłemu zjawisku.
-To całkiem dobry pomysł - stwierdziłam. Skoro faktycznie istniało coś takiego jak zdolności nadprzyrodzone, chciałabym wiedzieć o sobie wszystko i wiedzieć jak to funkcjonuje.
-Wspaniale. W takim razie jesteśmy już wstępnie umówieni -ucieszył się Paul.
-Jest coś jeszcze -powiedziałam szybko. Za szybko. Tak naprawdę wcale nie chciałam tego mówić, ale niepotrzebne zdanie opuściło moje usta w niekontrolowany sposób.
Brinthon wraz z Mycroftem popatrzyli na mnie uważnie.
-Proszę się nie wahać - zachęcił mnie naukowiec.
Przełknęłam ślinę. Postanowiłam wyjawić im to, czego nikomu jeszcze nie powiedziałam.
-Kiedyś przez przypadek odkryliśmy z Sherlockiem sposób komunikacji w myślach. Na początku myśleliśmy, że to zdolności telepatyczne, ale... to chyba coś innego. Nie potrafię czytać mu w myślach, tylko wymieniać informacje, tak jakbyśmy ze sobą rozmawiali.
Kątem oka spojrzałam na Mycrofta. Był zszokowany. No tak, trudno się dziwić. Kiedy dwoje ludzi rozmawia ze sobą telepatycznie, raczej trudno się o tym dowiedzieć.
-Czy sądzi pani, że ta umiejętność działa tylko na pana Holmesa? -upewnił się Brinthon.
-Tak. Próbowałam rozmawiać w ten sposób z innymi ludźmi, ale nikt mnie nie usłyszał.
Opadłam na fotel. Mimo wszystko poczułam ulgę, że wreszcie komuś o tym powiedziałam.
-I co pan o tym myśli?
Mężczyzna potarł w zastanowieniu czoło.
-Wiem o co chodzi. Takie przypadki zdarzają się dosyć często w przypadku bliźniąt. Czy jesteście pewni, że wasze rodziny nie są ze sobą w żadnym stopniu spokrewnione? - zerknął na Mycrofta.
-Absolutnie nie - oparł bez wahania Holmes.
-W takim razie proszę mnie posłuchać. Pani zdolności są bardzo szczególne i rzadko spotykane. Będzie raczej ciężko ustalić, skąd pochodzą, ale najlepsze co można zrobić to dokładniej je poznać. Niewykluczone, że jest pani zdolna do nawiązywania telepatycznych więzi z innymi osobami. Warto się o tym przekonać.
-Dziękuję - powiedziałam cicho, posyłając Paulowi niepewny uśmiech. Nie sądziłam, że otrzymam od niego tak wiele.
-A, i jeszcze jedno. Większość telepatów ma na początku olbrzymie trudności z koncentracją. Trzeba mieć w sobie wiele siły, aby je przezwyciężyć. Jeżeli pojawią się u pani inne objawy, jeśli na przykład zacznie pani słyszeć inne głosy w głowie, proszę nie zostawiać tego samej sobie. W razie czego zawsze postaram się pomóc.
Podziękowałam Paulowi jeszcze raz i rozstaliśmy się w drzwiach jego gabinetu. Mycroft szybko przeciągnął mnie na bok korytarza.
-Przepraszam..
-Nie, to ja przepraszam. -przerwałam mu- Powinnam ci była wcześniej powiedzieć. Wiesz, to jest po prostu trochę...dziwne. Nie powiedziałam o tej całej telepatii nikomu, ponieważ czułam że nikt mi nie uwierzy. Albo jeszcze gorzej.
-W porządku. -Holmes zdawał się być jednocześnie zmieszany i pogrążony we świecie własnych myśli - Nie gniewasz się za to spotkanie? Wiem, że nie było planowane, ale..
-Nie, pewnie że nie! Chyba nawet powinnam ci podziękować.
-Bez przesady -wykrzywił się, a ja roześmiałam się na widok jego miny.
Po chwili stanął obok nas szczupły mężczyzna, który wymienił z Mycroftem porozumiewawcze spojrzenia.
-Juliet, chciałbym, żebyś tu na mnie zaczekała. -powiedział- Na końcu korytarza są kanapy i stoliki. Obiecaj mi tylko, że będziesz dzwonić w razie gdyby coś się stało ...
-Dobrze - zgodziłam się.
-Doskonale. Wracam niedługo.
Zostałam sama w przytulnym, eleganckim holu. Z sufitu zwisały kryształowe żyrandole, a wysokie na trzy metry okna zwieńczały lekkie, wzorzyste zasłony o iście królewskim charakterze. Usiadłam na skórzanej kanapie, z podziwem przyglądając się okazałości tego miejsca. Ciekawe, czy Buckingham Palace wygląda w środku podobnie.
-Zdumiewające, ile znajomych twarzy można dziś spotkać w MI6.
Na dźwięk znanego, lekko kpiącego głosu z idealnie brytyjskim akcentem momentalnie spojrzałam w górę, a mój wzrok spotkał się z rozbawionym spojrzeniem Bonda.
-Mogę się przyłączyć?
-Yyy...tak, pewnie -wydusiłam z siebie. Nadal nie mogłam się przyzwyczaić do dzisiejszego dnia, który mniej więcej co pół godziny prezentował mi jakąś niespodziankę. Jeszcze trochę, a „zaskoczenie" to będzie moje nowe imię - pomyślałam.
James usiadł obok mnie, zakładając nogę na nogę. Nie musiałam się długo zastanawiać, żeby zrozumieć, że należy do tego układu. James Bond był najprawdziwszym w świecie tajnym agentem.
-Mogę o coś spytać?
-Śmiało.
-Dlaczego przyszedłeś wtedy do Sherlocka, żeby odzyskać teczkę z dokumentami? Myślałam, że zajmujecie się tutaj czym innym...
-I masz rację. -odparł Bond- Tak naprawdę to osobą, która powinna się tym zająć jest Mycroft, w końcu to jego braciszek. Aczkolwiek sytuacja między nimi jest ostatnio nieco napięta, zresztą wiesz jak jest. Moim zdaniem cały ten spór to dziecinada, ale kogo to obchodzi? Zacieranie śladów po wybrykach tego drania nie należy do zadań sekcji 00, ale niestety tak się składa, że jestem jedynym agentem, z którym Sherlock rozmawia. Resztę uważa za skończonych idiotów.
-Nie tylko ich. Zdążyłam się o tym przekonać. -powiedziałam, chociaż w myślach wciąż rozważałam sens usłyszanych słów.
-Bardziej zastanawia mnie jednak, co taka dziewczyna jak ty robiła na Foxal. Znamy się z juniorem od pewnego czasu i jakoś nie pasujesz mi do tego urwisa -zauważył Bond z szelmowskim uśmiechem.
-Ale ja tylko mu czasem pomagam... -zaprotestowałam niewinnie.
-Oczywiście.
-Mówię prawdę!
Nagle telefon agenta zapiszczał. Właściciel posłał mu mordercze spojrzenie, po czym niechętnie spojrzał na wyświetlacz.
-Mamusia znowu wzywa.
Ironiczny akcent na jego pierwszym słowie dał mi do zrozumienia, że chodzi szefową wywiadu.
-Może pójdziemy kiedyś na drinka?
Pewna część mnie chciała obrócić się do tyłu, żeby upewnić się, czy pytanie faktycznie było do mnie.
-Zastanowię się - odpowiedziałam wymijająco, na co James parsknął śmiechem.
-Podobasz mi się -stwierdził, po czym obejrzał się dyskretnie w stronę korytarza - Ale chyba nie jestem jedyny.
Powędrowałam za jego spojrzeniem i dostrzegłam grupkę kilku mężczyzn, a w tym Mycrofta. Kiedy do mnie podchodził, panicznie usiłowałam powstrzymać przybierający na sile rumieniec. Holmes przywitał się z Bondem, po czym skierował do mnie swój szeroki uśmiech. Dopiero teraz zauważyłam, jak bardzo zmienia się jego twarz, kiedy przestaje rozmawiać z innymi i zwraca się do mnie.
-Wszystko w porządku? -zapytał, poprawiając niepotrzebnie krawat.
-Jasne -odparłam krótko, zerkając jeszcze raz na Jamesa. Na jego twarzy nie było ani śladu rozbawienia czy żartobliwego uśmieszku. Natomiast Holmes, który niczego nie zauważył, uśmiechnął się jeszcze szerzej.
-To dobrze. A teraz zabieram cię na obiad.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro