Rozdział 22
A więc tak:
Nie wiedziałam, jak napisać ten rozdział. To co tutaj widzicie to moje trzecie, a może i czwarte podejście. Nie wiem, straciłam już rachubę. Przepraszam za opóźnienie, ale powiem wam w zamian, że o ile dobrze wszystko wyliczyłam, teraz będzie już z górki.
W mediach jeden z najbardziej poruszających utworów, jakie w ogóle znam.
EDIT: Nie wiem o co chodzi ale te media nie chcą się nijak wyświetlać. Kto chce może wpisać sobie w YT: Ludovico Einaudi- Nuvole Bianche
Miłego czytania ;)
- - - - - - - - - - - - - - -
Od jakiegoś czasu wpatrywałam się w okno, nasłuchując dochodzących z zewnątrz odgłosów deszczu. Roztaczający się za szybą obraz ulicy został częściowo zamazany, a po powierzchni okna spływały pojedyncze krople wody.
Dwie identyczne krople wody powinny raczej się odpychać, czy przyciągać?
Czy między jednym a drugim jest w ogóle jakaś różnica?
Z zamyślenia wyrwał mnie odległy, ale i tak przenikliwy dźwięk dzwonka do drzwi. Zdziwiłam się, ponieważ rzadko kiedy miewałam gości, a nawet jeśli już, to na pewno nie o tej porze... Mimo wszystko zwlokłam się niechętnie z fotela i zeszłam na dół. Dzwonek rozbrzmiewał nadal, a ja, niczego się nie spodziewając po prostu otworzyłam drzwi.
I zaniemówiłam.
Wśród strug zimnego deszczu, pod osłoną parasola stał nieugięty Mycroft Holmes z bukietem kwiatów w ręce. Zmierzwione włosy, cienki płaszcz narzucony niedbale na błękitną koszulę, a co ważniejsze brak firmowego uśmiechu... Nie będę przesadzać jeśli powiem, że jego widok zbił mnie z nóg.
-Chyba nie przyszedłeś tu żeby sprawdzać podsłuchy?- uśmiechnęłam się blado, zdobywając się na ostatnie resztki ironii. Tak jakbym nie mogła się sama niczego domyślić...
-Chciałbym cię przeprosić. -szokujące słowa padły z ust Mycrofta w zaskakującym tempie, zupełnie jakby bał się, że nie dam mu ich dokończyć.
-Przeprosić? -powtórzyłam ledwo słyszalnym głosem - Z-za co?
-Za wszystko.
W pierwszych sekundach nie chciałam uwierzyć w to, co właśnie usłyszałam. Część mnie chciała go wyśmiać, wykpić a następnie skrzyczeć i zakończyć to nieoczekiwane spotkanie, ale nie mogłam tego zrobić. Mycroft wydawał się taki smutny i zbolały, że sama poczułam ukłucie w sercu.. Czyżby poczucie winy? Nie, to przecież niemożliwe...
-Juliet, dlaczego nie chcesz mnie wysłuchać?
Faktycznie, nie słuchałam ani odrobiny z tego co przed chwilą do mnie mówił. Może trochę za bardzo się zamyśliłam, ale szczerze mówiąc cała ta sytuacja odrobinę mnie przerastała.
-Ja tylko nie chcę znowu zostać oszukana... -wyrwało mi się z ust. Całkowicie wbrew swojej woli zaczęłam drżeć, a moje oczy zaczęły się robić wilgotne.
-I nie zostaniesz - zapewnił natychmiast Holmes - Obiecuję ci to.
Podniosłam na niego wzrok, z całych sił powstrzymując niechciane łzy. Wydawał się na tyle szczery, że pomimo moich obaw musiałam mu uwierzyć. Tym razem mówi serio. Tym razem mnie nie okłamie. I tym razem nie będę musiała tak cholernie się denerwować...
-Wiem, że nadal czujesz się oszukana, ale nigdy nie pozwoliłaś sobie wszystkiego wyjaśnić -zaczął łagodnie Holmes - Czy mogę?
Po dwóch bardzo krótkich sekundach zastanowienia skinęłam głową. Nagle zdałam sobie sprawę, że od dłuższego czasu stoimy w otwartych drzwiach mojego domu.
-Wejdziesz? -zaproponowałam, zawstydzona. Nie zauważyłam nawet, że padający z ukosa deszcz skropił porządnie cały dół mojej sukienki.
Weszliśmy do środka. Mycroft powiesił płaszcz przy drzwiach, a ja zaniosłam kwiaty do kuchni, zerkając po drodze w lusterko. Wyglądałam koszmarnie: niewyspana, nieuczesana i zmęczona, czyli tak jak zwykle ostatnimi czasy. Nic dodać, nic ująć.
Westchnęłam z rezygnacją, poprawiłam włosy i wróciłam do pokoju. Tymczasem Holmes rozglądał się dyskretnie po pomieszczeniu, skanując wzrokiem wszystkie szczegóły i analizując je w głowie. Cały proces uwieńczył dokładnym zlustrowaniem mojej sylwetki, kiedy tylko pojawiłam się w progu.
Posłałam mu wymuszony uśmiech.
-I co wydedukowałeś? - zapytałam, choć tak na prawdę wolałam nie znać odpowiedzi na to pytanie.
-Nie najlepiej z tobą. - odparł krótko, po czym zaczął wyliczać wszystkie wspomniane wyżej drobiazgi - Pominąłem coś?
-Owszem. Męczące sny. -rzuciłam, zatrzymując się z założonymi rękami przy stoliku do kawy. Mycroft przechylił głowę i utkwił we mnie intensywne spojrzenie.
-Chcesz mi o nich powiedzieć?
-Nie.
Wstałam i otworzyłam okno, wpuszczając do pokoju trochę chłodnego powietrza. Przez te wszystkie nerwy zrobiło mi się strasznie gorąco...
''Nie myśl sobie, że będę się aż tak uzewnętrzniać. -pomyślałam- Zresztą co cię to tak naprawdę obchodzi? I tak wiesz o mnie prawie wszystko."
-W każdym razie - kontynuował Holmes- Chciałem ci powiedzieć, że przemyślałem kilka spraw. Nie powinienem był cię w to wszystko wplątywać tylko ze względu na przeczucia...
-Że co? - przerwałam mu zdezorientowana.
-Zauważyłaś już pewnie, że ja i Sherlock jesteśmy troszeczkę...inni. Przebywanie z nami niesie ze sobą konsekwencje z zewnątrz. Niepotrzebnie naraziłem cię na to wszystko - Mycroft wyglądał na szczerze zmartwionego - Przepraszam.
-Rozumiem, ale... nie, nie rozumiem. -przyznałam- Znowu mówisz o rzeczach, o które są niejasne i nie mam bladego pojęcia o co chodzi. Jeżeli chcesz, żebym ci uwierzyła, te sekrety muszą się skończyć -oznajmiłam z powagą.
Najwyraźniej poruszyłam dosyć ciężki temat, ponieważ Holmes, który zawsze miał na wszystko gotową odpowiedź, zamyślił się patrząc daleko przed siebie.
Dopiero po dłuższej chwili milczenia wyprostował się i powiedział:
-Zgoda. Jeżeli nie będziesz miała nic przeciwko, w najbliższym czasie zabiorę cię w pewno miejsce i wytłumaczę parę rzeczy. To chyba powinno załatwić sprawę.
Boże, to się chyba nigdy nie skończy. Podsuwa mi zagadkę za zagadką...
-Może nie wiem, na co się godzę -zastanowiłam się na głos- ale niech będzie.
-Dziękuję -uśmiechnął się - I proszę, zrozum - na prawdę przykro mi, że tak wyszło. Twój obecny stan, to że trafiłaś do szpitala, to wszystko moja wina.
-Nie Mycroft -zaprzeczyłam od razu, czując nieprzyjemny ścisk w żołądku. Ta rozmowa przychodziła mi z coraz większą trudnością....- Moja też. Byłam dla ciebie za ostra...
-Nie prawda. Należało mi się.
-Nie -pokręciłam głową, jednak nie udało mi się zapanować nad łamiącym się głosem -Ja..ja po prostu..
-Nie radzisz sobie z tym.
Zamilkłam. To była najprawdziwsza prawda. Od mojego przyjazdu do Londynu wszystko układało się w jeden wielki kłębek absurdów i osobliwości, który można było podsumować tylko w jeden sposób: nie radziłam sobie. Śledztwa, morderstwa, zwłoki mojego przyjaciela, podsłuchy i tajni agenci - to był jakby zupełnie inny świat. Od początku starałam się w nim odnaleźć, i w zasadzie dalej to robię, ale spójrzmy prawdzie w oczy: z tym nie dało się tak po prostu sobie poradzić.
-Skoro już wywlekamy wszystko na wierzch, jest jeszcze jedna kwestia, w której cię okłamałem. -powiedział Mycroft, a ja otworzyłam szerzej oczy- Nie spotykałem się z tobą, żeby wyciągnąć jak najwięcej informacji na temat Sherlocka ani nie miałem zamiaru cię zatrudnić do szpiegowania go. Prawda jest taka, że mam całą masę ludzi, którzy zrobiliby to z łatwością, a tymczasem cała ta szopka była tylko pretekstem, żeby... - przerwał. Coś ewidentnie nie chciało mu przejść przez gardło.
-Żeby co? -usłyszałam swój szept. Ależ ja musiałam być nieznośna. -Mycroft?
-Żeby móc wyrwać się na parę chwil z tego parszywego świata i spędzić je z tobą... -wydusił z siebie - Żeby móc codziennie na ciebie patrzeć, porozmawiać chociaż przez kilka minut...Ponieważ miałem przeczucie, że to ty jesteś tą właściwą osobą.
I wtedy nie wytrzymałam.
Coś we mnie pękło i rozsypałam się na milion drobnych kawałeczków, a powtarzane do tej pory ,,nie, nie, nie, nie wierzę" zastąpił najzwyklejszy w świecie szok. Nie potrafiłam już myśleć, bo świat dookoła zaczął wirować a podłoga z każdą chwilą stawała się coraz mniej stabilna. Wiedziałam tylko jedno: że po moim płonącym policzku spłynęła tak długo powstrzymywana łza.
Nagle znalazłam się blisko niego. Holmes otoczył mnie ramionami z największą czułością i delikatnością, jaką mogłam sobie wyobrazić.
-Wybaczysz mi? -zapytał nagle. Podniosłam głowę i spojrzałam w jego oczy, szczere i tak bardzo pełne nadziei. Wolałam nawet nie myśleć, jak wiele musiało go kosztować to wyznanie.
-Tak, Mycroft -wyszeptałam i spuściłam wzrok.
-To co, jutro o siódmej trzydzieści ?
Kawiarnia. Chce spotkać się ze mną w kawiarni. Pyta, czy też tego chcę. Kiwam głową raz, drugi, za szybko i za mocno.
-Tak. - mówię -Oczywiście że tak.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro