Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 21

Wszystko wróciło do normy. Powiedziałabym nawet, że zrobiło się jeszcze ciekawiej i już wam wyjaśniam dlaczego:

Pewnego razu do mieszkania Sherlocka wparował nieznajomy mężczyzna. Miał jasną karnację, krótkie blond włosy i przenikliwe niebieskie oczy. Do tego wysoki i muskularny, ubrany w dość elegancki, ale codzienny garnitur.

Warto też zauważyć, że omal nie wywarzył drzwi.

-Sherlock Holmes. Wiesz, po co przyszedłem.

Obserwowałam go z kuchni. Nerwowy, zniecierpliwiony mężczyzna po trzydziestce. Zawód wysokiego ryzyka. Na lewym nadgarstku drogi zegarek - jedyny egzemplarz swojego rodzaju, nigdzie takich nie produkują. Pracuje dla kogoś ważnego.

Detektyw spojrzał na niego z wyższością, a po jego postawie wywnioskowałam, że zna tajemniczego przybysza.

-Skąd pewność, że mam właśnie to, czego szukasz?

-Nie zgrywaj się, Holmes. Robota się pali; nie mam czasu na pogawędki.

Kimkolwiek był, szybko stracił zainteresowanie Sherlocka, który po wymianie zaledwie kilku zdań zwyczajnie go zignorował.

-Daję ci ostatnią szansę! Oddaj to, albo pożałujesz.

-Obaj dobrze wiemy, że nie możesz mi niczego zrobić -Sherlock wyszczerzył się złośliwie do mężczyzny, który przechylił badawczo głowę i zrobił krok do przodu.

-W ostateczności skopię ci tyłek -powiedział spokojnym tonem. Ja jednak czułam, że rozmowa nie zmierza w dobrym kierunku.

-Nie zrobiłbyś tego.

-Chcesz się przekonać?

-Dosyć! - krzyknęłam wbiegając do salonu. Sherlock oraz jego „gość" przeskanowali mnie wzrokiem. W oczach nieznajomego dostrzegłam iskierki rozbawienia.

-To twoja dziewczyna? -spytał, uśmiechając się pod nosem.

-Nie, skąd. - odparłam szybko, uprzedzając Sherlocka, który szykował się z odpowiedzią w postaci złośliwej riposty - Mam na imię Juliet.

-Miło mi. A teraz do rzeczy: ten tutaj zwinął nam dokument o ściśle tajnej zawartości. Jest to własność rządu i ma ją natychmiast oddać.

-Och, Sherlock... - palnęłam się dłonią w czoło- Jak mogłeś?

-Niczego nie zrobiłem! -pisnął zdenerwowany chłopak. Niestety wszyscy obecni wiedzieli, że było to kłamstwo.

-Dobra młody, twój czas się skończył.

Nieznajomy wyciągnął z kieszeni marynarki pistolet. Wydałam z siebie zduszony okrzyk i odruchowo cofnęłam się pod ścianę.

-Nie masz pozwolenia - wycedził szyderczo Sherlock, który nadal nie zdawał sobie sprawy z zagrożenia.

-Mam. Nazywa się licencja 00, jeżeli już zapomniałeś.

-I co zrobisz jak mnie zabijesz? W tym bałaganie nigdy tego nie znajdziesz.

-Dlatego wolałbym, żebyś współpracował i sam mi to przyniósł -warknął jegomość.

-Sherlock, nie bądź idiotą! -zawołałam. Może i powinnam stanąć po jego stronie, ale jego przeciwnik miał rację.

Po chwili przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Był banalny, ale za to niezawodny.

-Czy ktoś może mi powiedzieć, jak wyglądał ten dokument? -zapytałam, kierując się do biblioteczki. W szafkach na samym dole Sherlock trzymał swoje największe skarby, do których nigdy nie pozwalał zaglądać.

-Biała teczka z magnetycznym zapięciem. Czarny grzbiet, wykonana z tworzywa sztucznego-odparł nieznajomy.

-Dziękuję. Skoro Sherlock nie chce jej oddać, zaraz ją znajdę i sama to zrobię...

Nachyliłam się nad szafkami na dole i otworzyłam jedną z nich. Zanim zdążyłam czegokolwiek dotknąć, Sherlock szarpnął mnie do tyłu. Przewróciłam się na dywan. Tymczasem on zniknął na chwilę w drugim pokoju i wrócił z poszukiwaną teczką w ręku.

'Dobra, wygrałaś.' -mruknął w mojej głowie, mijając mnie na podłodze. Nie mogłam dłużej wytrzymać i zaczęłam się śmiać. Nawet nie podejrzewałam siebie o tak głupi podstęp!

-Nareszcie. Jesteś naprawdę nieznośny, mały - nieznajomy poprawił idealnie leżący krawat, po czym zwrócił się do mnie- Dziękuję za interwencję.

-Nie ma sprawy. -odparłam- Czy mogę jednak spytać jak się pan nazywa?

-Nazywam się Bond. James Bond.


***

Kiedy wróciłam wieczorem do domu, z przerażeniem stwierdziłam, że drzwi wejściowe są otwarte. Musiałam sprawdzić, czy nie było to włamanie, więc ostrożnie i po cichu zakradłam się wgłąb mieszkania.

W kuchni natknęłam się na kabel, który prowadził od okna do lodówki, po czym rozciągał się na podłodze wzdłuż kredensu.... Podążając za tropem tajemniczego znaleziska, którego z pewnością nie było gdy wychodziłam, dotarłam do salonu. Tam podniosłam wzrok i stanęłam jak wryta.

W pomieszczeniu znajdowała się grupka mężczyzn w czarnych, roboczych uniformach. Wszyscy, nie zwracając na mnie najmniejszej uwagi, uwijali się przy kablach podłączonych do jakichś dziwnych maszyn.

-Eee, przepraszam! Panowie skąd? - zawołałam, gdy tylko udało mi się odzyskać głos.

Tamci zrobili tylko dziwaczne miny, jakby zobaczyli ducha.

-Pani się nie martwi, zaraz skończymy! - oznajmił jeden z nich, zadzierając wysoko głowę.

-Nie rozumiem. Co tu się dzieje? -spytałam chyba bardziej siebie niż ich, ponieważ nie otrzymałam żadnej odpowiedzi. Ten sam mężczyzna podniósł się z klęczek, wyminął mnie i zatrzymał się przy schodach prowadzących na górę.

-Steve, zbieramy się! Zwijaj sprzęt i złaź na dół, ale piorunem! -krzyknął.

-Ale ja jeszcze nie skończyłem! - odpowiedział mu cichy głosik, dochodzący najpewniej z mojej sypialni. Cholera, co oni tam wyprawiali?!

-Powiedziałem piorunem! -wrzasnął tamten i pomaszerował do kuchni. Nadal niczego nie rozumiejąc, ruszyłam za nim.

W rogu korytarza leżała potężna bela folii ochronnej. Obok piętrzyły się kable i przewody o różnych kształtach i kolorach. Myślałam, że zaraz wybuchnę. Wszyscy chodzili sobie swobodnie po moim mieszkaniu i w dodatku ani myśleli ze mną rozmawiać.

Natychmiast zadzwoniłam do Mycrofta. Choć już od dawna nie odezwałam się do niego ani słowem, nie miałam zbytniego wyboru. Czułam, że na pewno ma z tym cyrkiem coś wspólnego.

Odebrał zaraz po pierwszym dzwonku.

-Możesz mi wytłumaczyć, co do jasnej cholery dzieje się w moim domu!? -wrzasnęłam już na wstępie - Wszędzie łażą jacyś ludzie z kablami i nie chcą mi powiedzieć o co chodzi!

-Dzwoniłem do ciebie wiele razy -głos Holmesa po drugiej stronie krył w sobie niewyraźny ślad żalu i smutku - Nie odbierałaś.

-Dziwisz się? -prychnęłam, wściekła. To była nasza pierwsza rozmowa od naprawdę dawna. Właściwie to unikałam go od dnia, w którym wróciłam ze szpitala. Wychodziło mi całkiem nieźle, ale wiedziałam, że nie będzie mi się to wiecznie udawać.

-Juliet, nie możesz mnie tak ignorować. - powiedział Holmes, zupełnie jakby czytał mi w myślach. Nie zmieniało to jednak faktu, że nadal byłam na niego wkurzona.

-Przestań pieprzyć głupoty! Co to za ludzie w moim domu? Co to za kable?! -krzyknęłam do telefonu. Jedyne, co usłyszałam, to urywki jakiegoś mamrotania.

-Mycroft?

Ciche westchnienie i znowu cisza.

-Mycroft!

-Dobrze, mój błąd. Przepraszam. - odpowiedział zażenowany, a ja nadal nie wiedziałam o co w tym wszystkim chodzi.

-Za co mnie przepraszasz?

-Za to, że się spotkaliście. Chłopcy mieli pracować pod twoją nieobecność, ale tym razem musieli to spartaczyć. Nie martw się, to się więcej nie powtórzy. Porozmawiam z nimi...

-Mycroft, O CO CHODZI ?

Dwaj mężczyźni w salonie popatrzyli na mnie z przestrachem. Trzeci w pośpiechu pakował jakieś urządzenie do metalowego pojemnika. W tym samym czasie ze schodów z głośnym łomotem spadło kilka zwiniętych kabli. Pewnie zrzucił je jeden z nich, który został na górze.

-Chodzi o podsłuch. - wyjaśnił w końcu Mycroft, a mnie ostatecznie zatkało - Raz na dwa tygodnie trzeba zrobić małe porządki... Ci ludzie sprawdzają, czy wszystko jest w porządku i nikt nie próbuje cię nagrywać ani podsłuchiwać. To zaufana ekipa.

-Chcesz powiedzieć, że od dłuższego czasu jacyś obcy ludzie przychodzą do mojego domu REGULARNIE ?!

-Pod twoją nieobecność, ma się rozumieć. Żeby ci nie przeszkadzali.

Nie no, ja chyba śnię...

-Czy to ty wpadłeś na ten genialny pomysł? - zapytałam, opierając się o ścianę.

-Pewnie, że ja. -odparł Mycroft, a ja wyobraziłam sobie jak uśmiecha się do telefonu- Jeszcze kiedyś mi podziękujesz.

-Nie wydaje mi się -syknęłam jadowicie.

-To kwestia twojego bezpieczeństwa.. - straszny Holmes wciąż nie dawał za wygraną

- Bezpieczeństwa powiadasz? A dlaczego ci na nim zależy?

- Juliet, mówiłem już, że jesteś dla mnie ważną..

-Nawet nie próbuj - przerwałam mu- nie nabiorę się na to drugi raz. Zachowaj swoje kłamstwa dla kogoś innego, bo ja nie pozwolę ci się drugi raz oszukać.

-Juliet, proszę cię..

- Żałuję, że cię poznałam - dodałam i rozłączyłam się. Żadnych fałszywych uczuć. Nigdy więcej.

Poczekałam, aż grupa mężczyzn spakuje manatki i wyniesie się z mojego mieszkania, dopilnowałam czy zamknęli za sobą drzwi po czym zamknęłam się w swojej sypialni. Czułam się paskudnie, ale nie dlatego, że ciągle zakłócano mi spokój, którego tak bardzo pragnęłam.

Dwa miesiące.

Minęły dwa cholerne miesiące bez ganiania za detektywem i bez porannych spotkań w kawiarni, do których tak bardzo zdążyłam przywyknąć. Dwa miesiące smętnego siedzenia w domu i gapienia się w sufit, przerywanego jedynie nowym zleceniem lub krótką rozmową z Herbertem.

Przeanalizowałam jeszcze raz naszą rozmowę sprzed kilku minut. Jego łagodny głos i stoicki spokój, który wydawał się zbyt spokojny, ale na pewno nie obojętny. Moją złość i wykrzyczane z wściekłością słowa.

Wtedy kolejny raz dotarło do mnie, że coś między nami było nie tak.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro