Rozdział 11
Wszedł do Betty's Cafe na minutę przed wyznaczoną godziną, z tajemniczym uśmiechem i włosami potarganymi przez wiatr. Obserwowałam uważnie, jak zamyka za sobą drzwi, zdejmuje zielonkawy płaszcz i odwiesza go na żeliwny wieszak przy jednej z witryn.
- Cóż za punktualność... -mruknęłam, spoglądając na zegarek.
- To nie ja przyszedłem kwadrans przed czasem.
- Nudziło mi się – odparłam, wzruszając ramionami.
- Oczywiście. Wypiłaś już dwie kawy i zastanawiasz się nad trzecią.
Zakwalifikowałam tego faceta do listy podejrzanych jednostek o dziwnym umiejętnościach. Nie muszę chyba dodawać, że na blacie stolika nie było ani jednej filiżanki po kawie?
- Może lepiej zamów sobie herbatę. Umowa to umowa – przypomniałam. Mycroft uśmiechnął się sztucznie, ale zrobił to, o co go poprosiłam.
Czułam się okropnie. Nadal nie mogłam się otrząsnąć po wczorajszych przygodach, jakie spotkały mnie w towarzystwie Sherlocka. Mimo to dokładałam wszelkich starań, aby nikt tego nie zauważył.
- Wydaje mi się, że jesteś zdenerwowana.
- Wydaje mi się, że za dużo się uśmiechasz. To niezdrowe.
- Skoro mowa o niezdrowych nawykach: masz za sobą nieprzespaną noc.
- Dobra, wygrałeś – stwierdziłam zażenowana – A teraz powiedz, skąd o tym wiesz.
Mężczyzna zlustrował mnie spojrzeniem.
- Zwykle nie nakładasz tyle makijażu, starałaś się ukryć cienie pod oczami. Jak już wspomniałem, wypiłaś dwie mocne kawy, raczej nie bez powodu. Do tego nerwowe przebieranie palcami. Łatwizna.
A myślałam, że to ja jestem spostrzegawcza.
-Teraz już chyba rozumiem, dlaczego przyjaźniliście się z Sherlockiem – podsumowałam. Mycroft udał chyba, że tego nie słyszy. Zamiast tego nadal popisywał się swoją cholerną dedukcją.
-Kazał ci badać zwłoki.
-Tak, i to w dodatku piętnastolatka! - zawołałam z wyrzutem. Wspomnienie tamtej sytuacji wywołało u mnie natychmiastowe wzburzenie, ponieważ nawet we własnym głosie udało mi się wyczuć gniew - Jak można być takim człowiekiem i zmuszać mnie do oglądania martwych dzieci?! Od kiedy was obu poznałam, już dwa razy widziałam zwłoki! To wszystko jest jakieś chore... -Ukryłam twarz w dłoniach. Może odrobinę mnie poniosło, ale najwyraźniej nadal byłam w szoku.
-Posłuchaj - powiedział Mycroft, ściszając lekko głos - jesteś silna. O wiele silniejsza, niż ci się wydaje. Gdyby było inaczej, nie siedzielibyśmy teraz przy tym stoliku.
Znieruchomiałam. O czym on w ogóle mówił?
-Otrzymałaś zaproszenie do zupełnie innego świata, dlaczego więc miałabyś z niego nie skorzystać? Owszem, to nie zabawa, tylko poważne wyzwanie i nie każdy jest w stanie sobie z nim poradzić. Ale ty tak. Dasz radę, a nawet jeżeli będzie ci ciężko, nie będziesz sama. -dodał poważnie -Mogę ci to zagwarantować.
Nie spodziewałam się takich słów z ust Mycrofta. W tamtej chwili przestał na moment wydawać się taki jak dotychczas; poczułam się jakbym miała przed sobą nie tyle co kogoś zupełnie innego, kogoś bardziej...ludzkiego? Współczującego?
- Nadal tak surowo mnie oceniasz czy zmieniłaś zdanie? – zapytał po chwili ciszy, wyrywając mnie z zamyślenia. Spojrzałam na niego zaskoczona.
- Kiedy surowo cię oceniłam, bo jakoś nie mogę sobie przypomnieć?
- Ależ Juliet – roześmiał się – chyba wiesz już, że żeby coś wyrazić nie potrzeba słów.
Westchnęłam. Całe te jego gierki i łapanie za słówka....
- Wiem przecież. No dobrze, może nie byłam zbyt przyjazna, ale jak to wyglądało! Zabrano mnie z ulicy tak jak stałam, bez żadnych wyjaśnień, do jakiejś rudery, opuszczonej fabryki czy licho wie czego, w dodatku nawet się nie przedstawiłeś.... Było trochę pomyśleć! To wyglądało jak porwanie.
- W takim razie przepraszam. -mój rozmówca uniósł ręce w obronnym geście, choć byłam pewna, że tak na prawdę niczego nie żałował.
Czas płynął, a my nadal rozmawialiśmy sobie w najlepsze, o ile taki rodzaj wymiany zdań można w ogóle nazwać rozmową. Bądź co bądź, trochę się rozchmurzyłam i poprawił mi się humor. W pewnym momencie Mycroft zerknął na wyświetlacz komórki.
-Niestety muszę już iść. Obowiązki wzywają – stwierdził przepraszająco.
-Nie ma sprawy – odparłam, przesuwając talerzyk na brzeg stolika. Dlaczego ja bawiłam się wszystkim, co znalazłam pod ręką?
Mycroft wstał od stolika, zapłacił za moje zamówienie i narzucił na ramiona płaszcz.
-Do widzenia, Juliet. I pamiętaj: nie przejmuj się zbytnio Sherlockiem.
***
Przez resztę dnia spokojnie i bez pośpiechu załatwiałam swoje sprawy. Zmieniło się to po południu, kiedy dostałam SMSa od Sherlocka. Detektyw wysłał mi adres jakiejś firmy i kazał zaraz tam przyjść. Ponieważ nie miałam nic lepszego do roboty, zamówiłam taksówkę i udałam się w wyznaczone miejsce.
Tak jak przypuszczałam, spotkałam go w drzwiach biurowca. Przyglądał się zabezpieczeniom przy głównym wejściu. Kiedy mnie zobaczył nie powiedział nic, dał jedynie znak żebym szła za nim i udał się na górę. Tam też czekali już na nas pracownicy firmy, z dyrektorem i dwoma jego zastępcami na czele.
- Witaj Sherlocku. Dziękuję, że zgodziłeś się tak szybko przyjechać...A co tu robi ta dziewczyna?-łysy, średniego wzrostu mężczyzna w prążkowanej koszuli wskazał na mnie palcem. Poczułam, jak moje mięśnie gwałtownie się spinają.
- Ona jest ze mną. -skarcił go Holmes, po czym nachylił się prosto do mojego ucha-'Unikaj glin. Jeżeli natkniesz się na jakiegoś, musisz natychmiast zniknąć'
- 'Co takiego?!'
-Dzisiaj w nocy mieliśmy włamanie – przerwał nam zastępca dyrektora – Około pierwszej trzydzieści wszedł tutaj zamaskowany człowiek. Obraz na kamerach nie pokazuje zbyt wiele. Oczywiście nie byłoby to nic wielkiego, gdyby nie to, że...
- Nic nie zginęło... -dokończył za niego Sherlock.
- Dokładnie. Dziękuję panu -mężczyzna poprawił nerwowo kołnierzyk, po czym kontynuował - Jednak, po dokładnym przeszukaniu całego biura, znaleźliśmy dziwną rzecz. Proszę zobaczyć - powiedział, po czym zaprowadził nas w stronę biurka. Wewnątrz pierwszej szuflady, na samym dnie widniał czarny znak, podobny kształtem do przeciętej w poziomie litery Y.
- A oto i nasza wiadomość... -mruknął zaintrygowany Sherlock i zaczął przyglądać się osobliwości. Jego oczy wyrażały czyste zadowolenie.
Kątem okna zerknęłam na towarzyszące nam osoby. Wszyscy mieli zatroskane miny i wyraźnie nie mieli pojęcia, co zrobić z cała tą sytuacją. Jakie szczęście, że nas tu wezwali..
-Wygląda na literę z alfabetu celtyckiego albo starożytnej greki -stwierdził Sherlock.
-Nie do końca -wtrąciłam mimochodem- To hinduski piktogram, najpewniej z I lub II wieku, ale co do tego mogę się mylić. Oznacza nie literę, ale liczbę cztery.- Uśmiechnęłam się zadowolona. Mężczyźni popatrzyli po sobie, nadal nic nie rozumiejąc, więc wywróciłam oczami i ciągnęłam dalej: -Może w Indiach nie ma to większego znaczenia, ale w kulturze chińskiej liczba cztery oznacza wielkie nieszczęście albo śmierć. Chińczycy unikają jej jak ognia, nie wspominając już o tym że omijają ją przy numerowaniu domów czy pięter w windzie.
Nie wiadomo, ile osób miało dostęp do tej konkretnej szuflady biurka (zamykanej na klucz!) i czy wiadomość była na pewno skierowana do dyrektora firmy. Szef, tak jak każdy, oczywiście że mógł mieć jakichś wrogów, ale kto w dzisiejszych czasach wysyła tak zaszyfrowane groźby? To wszystko nie było dla mnie takie proste.
Sherlock przestał obserwować i zadawać pytania. Próbowałam robić to za niego, niestety z marnym skutkiem. W końcu to nie mnie potrzebowali ci ludzie.
- Panie Holmes, co pan o tym myśli? -zapytali po jakimś czasie, patrząc na niego wyczekująco. Chłopak, wytrącony ze swoich myśli, spojrzał na nich jak jakiś obłąkaniec. Po chwili odchrząknął, poprawił kołnierz płaszcza i powiedział:
- To bardzo ciekawa sprawa. Jak tylko ją rozwiąże, przyślę wam telegram. -po czym obrócił się na pięcie i wyszedł. Zebrani popatrzyli po sobie ze zdziwieniem. Ale ja nie miałam czasu żeby im to wyjaśniać.
Sherlock! – krzyknęłam za nim na schodach, ale zanim wypadłam na ulicę chłopak zdążył już zmieszać się z tłumem przechodniów i całkowicie zniknąć mi z oczu.
Powiedziałam coś nie tak?
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Przepraszam za długą nieobecność. Postaram się to nadrobić dodając jutro/pojutrze kolejną część tej historii. Oprócz tego ogłaszam uroczyście, że to już ostatni beznadziejny rozdział jaki tu czytaliście (a przynajmniej mam taką nadzieję) !
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro