Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11

    Wszedł do Betty's Cafe na minutę przed wyznaczoną godziną, z tajemniczym uśmiechem i włosami potarganymi przez wiatr. Obserwowałam uważnie, jak zamyka za sobą drzwi, zdejmuje zielonkawy płaszcz i odwiesza go na żeliwny wieszak przy jednej z witryn.

- Cóż za punktualność... -mruknęłam, spoglądając na zegarek.

- To nie ja przyszedłem kwadrans przed czasem.

- Nudziło mi się – odparłam, wzruszając ramionami.

- Oczywiście. Wypiłaś już dwie kawy i zastanawiasz się nad trzecią.

Zakwalifikowałam tego faceta do listy podejrzanych jednostek o dziwnym umiejętnościach. Nie muszę chyba dodawać, że na blacie stolika nie było ani jednej filiżanki po kawie?

- Może lepiej zamów sobie herbatę. Umowa to umowa – przypomniałam. Mycroft uśmiechnął się sztucznie, ale zrobił to, o co go poprosiłam.

Czułam się okropnie. Nadal nie mogłam się otrząsnąć po wczorajszych przygodach, jakie spotkały mnie w towarzystwie Sherlocka. Mimo to dokładałam wszelkich starań, aby nikt tego nie zauważył. 

- Wydaje mi się, że jesteś zdenerwowana.

- Wydaje mi się, że za dużo się uśmiechasz. To niezdrowe.

- Skoro mowa o niezdrowych nawykach: masz za sobą nieprzespaną noc.

- Dobra, wygrałeś – stwierdziłam zażenowana – A teraz powiedz, skąd o tym wiesz.

Mężczyzna zlustrował mnie spojrzeniem.

- Zwykle nie nakładasz tyle makijażu, starałaś się ukryć cienie pod oczami. Jak już wspomniałem, wypiłaś dwie mocne kawy, raczej nie bez powodu. Do tego nerwowe przebieranie palcami. Łatwizna.

A myślałam, że to ja jestem spostrzegawcza.

-Teraz już chyba rozumiem, dlaczego przyjaźniliście się z Sherlockiem – podsumowałam. Mycroft udał chyba, że tego nie słyszy. Zamiast tego nadal popisywał się swoją cholerną dedukcją.

-Kazał ci badać zwłoki.

-Tak, i to w dodatku piętnastolatka! - zawołałam z wyrzutem. Wspomnienie tamtej sytuacji wywołało u mnie natychmiastowe wzburzenie, ponieważ nawet we własnym głosie udało mi się wyczuć gniew - Jak można być takim człowiekiem i zmuszać mnie do oglądania martwych dzieci?! Od kiedy was obu poznałam, już dwa razy widziałam zwłoki! To wszystko jest jakieś chore... -Ukryłam twarz w dłoniach. Może odrobinę mnie poniosło, ale najwyraźniej nadal byłam w szoku. 

-Posłuchaj - powiedział Mycroft, ściszając lekko głos - jesteś silna. O wiele silniejsza, niż ci się wydaje. Gdyby było inaczej, nie siedzielibyśmy teraz przy tym stoliku.

Znieruchomiałam. O czym on w ogóle mówił?

-Otrzymałaś zaproszenie do zupełnie innego świata, dlaczego więc miałabyś z niego nie skorzystać? Owszem, to nie zabawa, tylko poważne wyzwanie i nie każdy jest w stanie sobie z nim poradzić. Ale ty tak. Dasz radę, a nawet jeżeli będzie ci ciężko, nie będziesz sama. -dodał poważnie -Mogę ci to zagwarantować.

Nie spodziewałam się takich słów z ust Mycrofta. W tamtej chwili przestał na moment wydawać się taki jak dotychczas; poczułam się jakbym miała przed sobą nie tyle co kogoś zupełnie innego, kogoś bardziej...ludzkiego? Współczującego?

- Nadal tak surowo mnie oceniasz czy zmieniłaś zdanie? – zapytał po chwili ciszy, wyrywając mnie z zamyślenia. Spojrzałam na niego zaskoczona.

- Kiedy surowo cię oceniłam, bo jakoś nie mogę sobie przypomnieć?

- Ależ Juliet – roześmiał się – chyba wiesz już, że żeby coś wyrazić nie potrzeba słów.

Westchnęłam. Całe te jego gierki i łapanie za słówka....

- Wiem przecież. No dobrze, może nie byłam zbyt przyjazna, ale jak to wyglądało! Zabrano mnie z ulicy tak jak stałam, bez żadnych wyjaśnień, do jakiejś rudery, opuszczonej fabryki czy licho wie czego, w dodatku nawet się nie przedstawiłeś.... Było trochę pomyśleć! To wyglądało jak porwanie.

- W takim razie przepraszam. -mój rozmówca uniósł ręce w obronnym geście, choć byłam pewna, że tak na prawdę niczego nie żałował.

Czas płynął, a my nadal rozmawialiśmy sobie w najlepsze, o ile taki rodzaj wymiany zdań można w ogóle nazwać rozmową. Bądź co bądź, trochę się rozchmurzyłam i poprawił mi się humor. W pewnym momencie Mycroft zerknął na wyświetlacz komórki.

-Niestety muszę już iść. Obowiązki wzywają – stwierdził przepraszająco. 

-Nie ma sprawy – odparłam, przesuwając talerzyk na brzeg stolika. Dlaczego ja bawiłam się wszystkim, co znalazłam pod ręką?

Mycroft wstał od stolika, zapłacił za moje zamówienie i narzucił na ramiona płaszcz. 

-Do widzenia, Juliet. I pamiętaj: nie przejmuj się zbytnio Sherlockiem. 

***

Przez resztę dnia spokojnie i bez pośpiechu załatwiałam swoje sprawy. Zmieniło się to po południu, kiedy dostałam SMSa od Sherlocka. Detektyw wysłał mi adres jakiejś firmy i kazał zaraz tam przyjść. Ponieważ nie miałam nic lepszego do roboty, zamówiłam taksówkę i udałam się w wyznaczone miejsce.

Tak jak przypuszczałam, spotkałam go w drzwiach biurowca. Przyglądał się zabezpieczeniom przy głównym wejściu. Kiedy mnie zobaczył nie powiedział nic, dał jedynie znak żebym szła za nim i udał się na górę. Tam też czekali już na nas pracownicy firmy, z dyrektorem i dwoma jego zastępcami na czele.

- Witaj Sherlocku. Dziękuję, że zgodziłeś się tak szybko przyjechać...A co tu robi ta dziewczyna?-łysy, średniego wzrostu mężczyzna w prążkowanej koszuli wskazał na mnie palcem. Poczułam, jak moje mięśnie gwałtownie się spinają.

- Ona jest ze mną. -skarcił go Holmes, po czym nachylił się prosto do mojego ucha-'Unikaj glin. Jeżeli natkniesz się na jakiegoś, musisz natychmiast zniknąć'

- 'Co takiego?!'

-Dzisiaj w nocy mieliśmy włamanie – przerwał nam zastępca dyrektora – Około pierwszej trzydzieści wszedł tutaj zamaskowany człowiek. Obraz na kamerach nie pokazuje zbyt wiele. Oczywiście nie byłoby to nic wielkiego, gdyby nie to, że...

- Nic nie zginęło... -dokończył za niego Sherlock.

- Dokładnie. Dziękuję panu -mężczyzna poprawił nerwowo kołnierzyk, po czym kontynuował - Jednak, po dokładnym przeszukaniu całego biura, znaleźliśmy dziwną rzecz. Proszę zobaczyć - powiedział, po czym zaprowadził nas w stronę biurka. Wewnątrz pierwszej szuflady, na samym dnie widniał czarny znak, podobny kształtem do przeciętej w poziomie litery Y.

- A oto i nasza wiadomość... -mruknął zaintrygowany Sherlock i zaczął przyglądać się osobliwości. Jego oczy wyrażały czyste zadowolenie.

Kątem okna zerknęłam na towarzyszące nam osoby. Wszyscy mieli zatroskane miny i wyraźnie nie mieli pojęcia, co zrobić z cała tą sytuacją. Jakie szczęście, że nas tu wezwali..

-Wygląda na literę z alfabetu celtyckiego albo starożytnej greki -stwierdził Sherlock.

-Nie do końca -wtrąciłam mimochodem- To hinduski piktogram, najpewniej z I lub II wieku, ale co do tego mogę się mylić. Oznacza nie literę, ale liczbę cztery.- Uśmiechnęłam się zadowolona. Mężczyźni popatrzyli po sobie, nadal nic nie rozumiejąc, więc wywróciłam oczami i ciągnęłam dalej: -Może w Indiach nie ma to większego znaczenia, ale w kulturze chińskiej liczba cztery oznacza wielkie nieszczęście albo śmierć. Chińczycy unikają jej jak ognia, nie wspominając już o tym że omijają ją przy numerowaniu domów czy pięter w windzie.

Nie wiadomo, ile osób miało dostęp do tej konkretnej szuflady biurka (zamykanej na klucz!) i czy wiadomość była na pewno skierowana do dyrektora firmy. Szef, tak jak każdy, oczywiście że mógł mieć jakichś wrogów, ale kto w dzisiejszych czasach wysyła tak zaszyfrowane groźby? To wszystko nie było dla mnie takie proste.

Sherlock przestał obserwować i zadawać pytania. Próbowałam robić to za niego, niestety z marnym skutkiem. W końcu to nie mnie potrzebowali ci ludzie.

- Panie Holmes, co pan o tym myśli? -zapytali po jakimś czasie, patrząc na niego wyczekująco. Chłopak, wytrącony ze swoich myśli, spojrzał na nich jak jakiś obłąkaniec. Po chwili odchrząknął, poprawił kołnierz płaszcza i powiedział:

- To bardzo ciekawa sprawa. Jak tylko ją rozwiąże, przyślę wam telegram. -po czym obrócił się na pięcie i wyszedł. Zebrani popatrzyli po sobie ze zdziwieniem. Ale ja nie miałam czasu żeby im to wyjaśniać.

Sherlock! – krzyknęłam za nim na schodach, ale zanim wypadłam na ulicę chłopak zdążył już zmieszać się z tłumem przechodniów i całkowicie zniknąć mi z oczu.

Powiedziałam coś nie tak?

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -  - - - 

Przepraszam za długą nieobecność. Postaram się to nadrobić dodając  jutro/pojutrze kolejną część tej historii. Oprócz tego ogłaszam uroczyście, że to już ostatni beznadziejny rozdział jaki tu czytaliście (a przynajmniej mam taką nadzieję) ! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro