Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7

    Zawsze lubiłam park Świętego Jakuba. Często tu przychodziłam, kiedy chciałam trochę ochłonąć. Szybkim krokiem minęłam niewielki staw, na którym pływały kaczki i łabędzie, po czym usiadłam na ławce w przerwie pomiędzy drzewami.

Patrick.

Rozmawiałam z nim przecież przez telefon, gdy tylko wyszłam z mieszkania Sherlocka. Byliśmy umówieni. Boże, co mogło mu się stać? To znaczy, wiem co mu się stało.Został zamordowany. Ale dlaczego? Nie był złym człowiekiem, prowadził normalne życie...

Juliet, myśl!

Kiedy ostatni raz go widziałam? Jakiś rok temu. Spotkaliśmy się u niego, rozmawialiśmy. Pokazywał mi swoje obrazy, był w dobrym nastroju. Dalej. Zadzwonił do mnie, kiedy przyjechałam do Londynu. Odnosiłam wtedy wrażenie, że koniecznie chciał się spotkać jeszcze tego samego dnia. Powiedziałam mu, że jestem zmęczona i umówiliśmy się na dzisiaj. Teraz zaczęłam rozumieć, że być może było coś ważnego, co chciał mi powiedzieć, a nie mógł zrobić tego przez telefon... Ostatni raz rozmawiałam z nim po wyjściu od Sherlocka. Jaki miał głos? ... Był jakby lekko zdenerwowany. Pytał, gdzie jestem. Nie mówił nic szczególnego, tylko że na mnie czeka....

   Położyłam głowę na kolanach. Kto mógł go zabić? I dlaczego akurat wtedy, kiedy miał się ze mną spotkać? Czy to miało ze mną jakikolwiek związek?

Od kiedy przyjechałam do Londynu, wokół mnie działy się same dziwne rzeczy. Najpierw tajemniczy Mycroft, który nie wiadomo czego ode mnie chce, potem jego przyjaciel, który potrafi telepatycznie się ze mną porozumiewać... a jakby tego było mało, właśnie znalazłam swojego przyjaciela martwego, z przestrzeloną głową, na dywanie w jego własnym mieszkaniu!

   Na samo wspomnienie leżącego na podłodze mężczyzny ogarnęły mnie mdłości. Wystarczy już tego. Musiałam się uspokoić i skupić swoją uwagę na czymś innym. Otworzyłam  zeszyt, w którym tworzyłam i jednocześnie notowałam najważniejsze rzeczy. Dzisiejsza strona była całkiem pusta.

Rozejrzałam się dookoła. Gałęzie drzew obsypywały się białymi kwiatami, a ich drobne płatki przykrywały białym dywanem alejkę oraz trawnik, po którym biegały wiewiórki. Wyjątkowo jak na Londyn ciepły wiat unosił w powietrzu pyłki roślin.

Poczułam gwałtowny ścisk w żołądku. Nagle uświadomiłam sobie, że przez cały dzień nic nie jadłam. Brawo Juliet, jesteś genialna!- skarciłam się w myślach i wstałam z ławki, kierując się w stronę najbliższego przystanka autobusowego. Po chwili namysłu wybrałam linię która dojeżdżała na moją ulicę, z zamiarem szybkiego udania się w moje nowe ulubione miejsce- kawiarnię Bettys Cafe.

***

Następnego dnia rano ponownie udałam się na Folgate Street. W sieni kamienicy natknęłam się na starszego pana z wąsami, który pieczołowicie zamiatał piasek z podłogi.

- A pani to kto? - zaskrzeczał w moją stronę, mrugając przy tym małymi oczkami.

- Nazywam się Juliet. Przyszłam do pana Holmesa - powiedziałam.

- Klientka?

Potrząsnęłam głową. Mężczyzna zrobił dziwaczną minę, wzruszył ramionami i przepuścił mnie na klatkę schodową nie zadając już żadnych pytań.

Drzwi do mieszkania detektywa były otwarte, jednak jego pokój był pusty. Obeszłam wszystkie pomieszczenia po kolei, aż zastałam go w niewielkiej, zagraconej kuchni. Siedział pochylony nad stołem, na którym znajdowało się mnóstwo próbówek, pojemników i małych narzędzi, a także mikroskop i kilka większych przyrządów.

-Cześć - rzuciłam niepewnie i utkwiłam spojrzenie na próbówkach. Ciecz znajdująca się w jednej z nich miała fascynujący fioletowy kolor.

" Broń czy obrażenia wewnętrzne? "

Musiałam się znowu zamyślić, bo na dźwięk jego pytania coś we mnie podskoczyło. Spojrzałam na Sherlocka ze zdziwieniem.

" Pytałem, w jaki sposób został zabity " -wyjaśnił. Tym razem totalnie mnie zamurowało.

-Nie rozu...Zaraz, skąd możesz to wiedzieć?

Sherlock wyłączył palnik, zdjął okulary ochronne i położył je na stole.

" Różnica pomiędzy twoim zachowaniem wczoraj i dzisiaj; powolny krok, brak chęci do życia, przerażenie, nieobecny wzrok. Szukasz u mnie odpowiedzi, co jest zresztą bez sensu. Wnioski: wczoraj widziałaś zabitego człowieka. "-oświadczył, po czym sięgnął po stojącą najbliżej zlewkę - " Zastanawiałem się tylko, czy zginął w jakiś ciekawy sposób, ale to była broń, mam rację? "

-S-strzał w t-tył głowy.. -wydukałam, czując zalewającą mnie grozę. Sherlock trafił w samo sedno, nie byłam dla niego żadną zagadką ale otwartą książką, zapisaną językiem gestów i niepisanych symboli.

" Jak zwykle. "

Ten chłopak mnie przerażał. Jak można twierdzić, że znajdywanie martwych ludzi jest rutynowe? Dla ludzi takich jak ja to prawdziwy koszmar! Prawie dzisiaj nie spałam, chodzę jak zombie, nie mogę odpędzić od siebie czarnych myśli... Nie mogę przyjąć do siebie tego, że ktoś został zamordowany. W filmach takie rzeczy są na porządku dziennym, ale moje życie to nie film. A przynajmniej taką mam nadzieję...

-Bawisz się w eksperymentowanie? -spytałam, „swobodnie" zmieniając temat.

" To nie ma nic wspólnego z zabawą " -usłyszałam w swojej głowie.

-Nie wiedziałam, że jesteś naukowcem. -oparłam się o krawędź kuchennej szafki- Naukowcy nie wierzą z reguły w takie rzeczy jak telepatia.

" Z reguły. "

-Czyli mam rozumieć, że jesteś wyjątkiem? -podsunęłam.

" Nie. "

-Jak to? -zdziwiłam się, a moje brwi powędrowały w stronę sufitu - Nie wierzysz w istnienie telepatii?

„ Nie. "

-Dlaczego? Powiedziałeś przecież, że to moje... że ta moja dziwna zdolność jest formą telepatii. Jak w takim razie zamierzasz to wyjaśnić?

" Niedługo coś wymyślę " -mruknął chłopak. Nie powiem, bardzo ciekawe podejście.

-Sherlock, mógłbyś mi powiedzieć dlaczego rozmawiamy w ten sposób? Dlaczego nie możesz mi normalnie odpowiadać?

" Tak jest wygodniej " -Sherlock wzruszył ramionami, nawet na chwilę nie odrywając się od pracy.

Wywróciłam oczami, ale moje myśli zajęło już co innego. Nie minęła nawet doba, od kiedy dowiedziałam się o moich „zdolnościach" - o ile w ogóle były to jakieś zdolności. Cóż... zawsze istniał cień szansy, że Sherlock Holmes był jakimś cholernym magikiem i sam wywoływał omamy w moim umyśle. Z takimi typami nigdy nic nie wiadomo.

Sherlock Holmes - potencjalny magik i oszust - najwyraźniej skończył właśnie swój niezwykle poważny eksperyment. Bez słowa podążyłam za nim do salonu, gdzie zaczął wygrzebywać coś ze sterty papierów na krześle.

- Suzanne Fletchwerk, trzydzieści osiem lat - zaczął mówić, ze względu na brak innych osób w tym pokoju najwyraźniej do mnie - Właścicielka niewielkiej firmy, od kilku miesięcy stoi na krawędzi bankructwa. W zeszłym tygodniu zaproszono ją na prestiżowy bankiet. Założyła wtedy kosztowną biżuterię wartą osiem tysięcy funtów -najdroższą rzecz, jaką miała. W drodze na przyjęcie została napadnięta: dwaj mężczyźni w kominiarkach zatrzymali ją za garażem i ukradli jej złotą spinkę do włosów i kolczyki. Wiedzieli, gdzie mieszka i dokąd idzie, a na dodatek nie ukradli jej tego, co było najcenniejsze.

W czasie jego przemowy zdjęłam z fotela pod oknem stertę rupieci i usiadłam. Słuchałam uważnie, domyślając się powoli o co mu chodzi. Nie mniej jednak byłam lekko zdezorientowana, kiedy okazało się że Sherlock skończył już mówić i patrzy na mnie wyczekująco.

- Z czego składał się komplet? - zapytałam, wspierając się wygodnie na prawym łokciu.

- Kolia, para kolczyków, pierścionek z brylantem i spinka. -odparł Sherlock.

Nie byłam detektywem, ale podobno nie byłam też głupia. Okazja sama się prosiła, żeby to sprawdzić.

-Pierścionek był najdroższy z tych wszystkich rzeczy, które kobieta miała na sobie?

-Tak.

-A napad został dobrze zorganizowany?

-Dokładnie.

Zastanowiłam się. Rozwiązanie wydawało się proste.

- I jak?

-Myślę, że wszystko zostało wcześniej zaplanowane. -powiedziałam, na co detektyw wywrócił tylko oczami.

-To przecież oczywiste! Kto to zrobił?

-A skąd mam wiedzieć? -obruszyłam się -Pewnie ktoś, kto ją znał i wcale nie miał na celu jak największego zysku. W ten sposób mógł chcieć jej coś pokazać...Obstawiałabym byłego.

Sherlock zaczął przerzucać gorączkowo kartki na stole, aż w końcu wyciągnął jedną z nich:

-Oliver Jenkins. Byli ze sobą zaręczeni przez kilka lat, do czasu kiedy Suzanne go zostawiła i przeniosła się do Londynu, żeby otworzyć własną działalność.... Tak!- wykrzyknął z ekscytacją- To musi być on! Doskonale.... - To mówiąc podbiegł znowu do stolika, chwycił telefon komórkowy i pospiesznie wybrał czyjś numer.

- Halo? To ja. Szukacie Oliviera Jenkinsa. Mieszka w Glastonbury, ciemne włosy, czterdziesci jeden lat. To on kupił Suzannie Fletchwerk  drogą biżuterię. Tak, jestem pewien - paplał podekscytowany - Zadzwońcie do Browna. On będzie wszystko wiedział. Tak. Na razie.

" Z kim rozmawiałeś?" - spytałam niepewnie, mimowolnie domyślając się już odpowiedzi.

" Z policją" - odparł beztrosko detektyw. Zamurowało mnie.

" Pomagasz policji w prowadzeniu śledztwa. "

" Tak."

" I tym się właśnie zajmujesz? "

" Niezupełnie, ale to część mojej pracy " - odpowiedział Holmes i bez dodatkowych wyjaśnień pomaszerował do kuchni.

- Poczekaj! Co to za praca? - krzyknęłam za nim, kierując się jego śladami.

Chłopak odwrócił się nagle w moją stronę. Jego twarz była wytarta z jakichkolwiek emocji.

- Jeżeli chcesz tu zostać, nie zadawaj głupich pytań - wycedził spokojnie i powoli, po czym wrócił do szukania czegoś po szafkach.

Chyba zaczynałam rozumieć jego życiową strategię.

Potrzebowałam jeszcze tylko odrobinę czasu. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro