Rozdział 24
Nie podobał mi się ten dzień.
Stałam na środku pustego korytarza. Wszystko wokół mnie było białe, światło podłużnych lamp przy suficie raziło mnie po oczach. Nie znałam tego miejsca. Nigdy wcześniej mnie tu nie było, na pewno rozpoznałabym tak osobliwy korytarz jak ten. Zagadką było również to, jak do niego trafiłam...
Skręciłam w lewo. Nagle przed oczami zawirowała mi chmura czarnego pyłu, która pojawiła się niewiadomo skąd i otoczyła mnie z każdej strony. Rozbolały mnie oczy i zaczęłam kichać. Uniosłam ręce nad głowę w niewinnym obronnym geście, próbując osłonić twarz przed napastnikiem.
Po chwili masa czarnych ziarenek przykleiła się do powierzchni mojego ciała, a atak stracił nieco na sile. Ruszyłam przed siebie. Już po kilku krokach ujrzałam na tle białej ściany proste, zwyczajne drzwi. Podbiegłam do nich i z wysiłkiem nacisnęłam klamkę. Gdy to zrobiłam, wszystkie drobinki opadły, nie pozostawiając po sobie ani jednego śladu.
Patrick.
Siedział w białym fotelu, który stał na białej podłodze w równie białym pokoju. Wszystko było białe. W powietrzu unosił się zapach świeżo obranych ze skórki migdałów.
-Proszę, usiądź -odezwał się. Rozejrzałam się jeszcze raz i zobaczyłam drugi fotel naprzeciwko niego.
-Patrick, ale ty nie żyjesz... -wyrwało mi się z ust, zanim zakryłam je wierzchem dłoni.
-Nie opowiadaj bzdur, przecież mnie widzisz.
-Ale...
-Proszę, nie rozmawiajmy już o tym. A teraz spójrz na to arcydzieło - Patrick wskazał na ścianę obok. Podążyłam za nim wzrokiem i zatrzymałam się na potężnym, oprawionym w szkło, barwnym malunku.
-To malowidło bizantyjskie z VII wieku - wyjaśnił Patrick, po czym zaczął opowiadać. Siedział wygodnie w fotelu jak gdyby nigdy nic. Rozmawiał ze mną tak, jakby wszystko było tak jak dawniej. Był bardzo spokojny, powiedziałabym nawet, że bardziej niż zwykle. Wszystko było spokojne.
Do momentu, gdy po jego głowie zaczęła spływać krew. Najpierw od góry, w tym samym miejscu co rana postrzałowa. Potem cały jego policzek był już zbroczony brunatną cieczą. Było jej coraz więcej. Lała się po ubraniu, po fotelu i wreszcie po białym dywanie. Cofnęłam się gwałtownie nie mogąc wykrztusić ani słowa, w obawie, że krwawy strumień za chwilę mnie dosięgnie...
Z oddali dobiegł mnie głośny, przeraźliwy krzyk.
I wtedy się obudziłam.
Przez resztę poranka czułam się okropnie. Nie mogłam się pozbyć z głowy tego snu, ciągle słyszałam jego krzyk, a wspomnienia tamtego dnia znów ożywały i powracały do mnie ze zdwojoną siłą. Nie mogłam się na niczym skupić.
...Co oczywiście nie uszło uwadze Mycrofta.
-Miałaś koszmary - bardziej stwierdził niż zapytał, odstawiając filiżankę na blat stolika.
-Mhm. -mruknęłam, wbijając spojrzenie w filiżankę z kawą. Wolałabym o tym nie rozmawiać.
-Kto to był?
Podniosłam na niego zdezorientowany wzrok.
-Z pewnością nie mogło chodzić o twojego ojca. -ciągnął Mycroft - Aleksi przeszedł co prawda ostatnio dość ... traumatyczne przeżycia, ale ostatecznie nic mu się nie stało. Poza tym to już wyjaśniona sprawa. Zamknięte śledztwo nie wywołałoby u ciebie tego typu roztargnienia. Kto to był?
Poczułam, jak robi mi się gorąco. Na prawdę nie miałam ochoty o tym rozmawiać.
-Zdajesz sobie sprawę, że kawa ci nie pomoże, niezależnie od tego ile jej wypijesz? To już trzecie espresso -zauważył. Musiałam dać za wygraną. Westchnęłam i spróbowałam powiedzieć to tak, żeby moje słowa brzmiały w miarę logicznie:
-Dwa miesiące temu jeden z moich znajomych został zamordowany. Był malarzem i krytykiem artystycznym. Tamtego dnia... byliśmy umówieni na spotkanie. Znalazłam go w jego mieszkaniu, kiedy już nie ż-żył - mój głos zaczął się załamywać -Potem przyjechała policja. Zajęli się tym jak tylko umieli, ale.. ale do tej pory niczego nie znaleźli.
-Nie wiadomo kto był zabójcą? -Twarz Mycrofta nie zdradzała nic więcej prócz zainteresowania.
-Nie. Wszystko wygląda tak, jakby ktoś pojawił się na ulicy nie wiadomo skąd, wszedł do jego mieszkania, zastrzelił Patricka i wyszedł. Ani na klatce schodowej ani na zewnątrz nie było żadnych kamer. Nikt go nie widział -dodałam, po czym ukryłam twarz w dłoniach. Znowu wróciłam myślami do tamtych wydarzeń, do jego martwego ciała na dywanie w mieszkaniu, do tego snu.. Nie musiałam wyglądać najlepiej, skoro mój dramatyczny łańcuch myśli został przerwany przez głos Mycrofta:
-Co powiedział na ten temat mój brat?
-Sherlock? -zdziwiona pytaniem spojrzałam na niego przez palce - Przecież on nic o tym nie wie... Następnego dnia, kiedy byłam u niego na Foxal Street, zauważył, że przejmuję się czyjąś śmiercią. Nie mówiłam mu nic o Patricku.
-To szkoda. Może nawet mógłby rozwiązać tę sprawę -zasugerował, strzepując ze swojej marynarki niewidzialny pyłek.
Nastała chwila milczenia. Zaczęłam się zastanawiać, czy nie powinnam poprosić o pomoc Sherlocka -w końcu nikt nie znał się na rzeczy lepiej niż on. Z drugiej strony towarzyszyło mi dziwne uczucie, że nie powinnam go mieszać do swoich prywatnych spraw.
A czy to była moja prywatna sprawa? Najwyraźniej tak. Patrick nie był może moim bliskim przyjacielem, ale znałam go. Jego niewyjaśniona śmierć była z jakiegoś powodu moim ciężarem. Z jakiegoś powodu nie dawała mi spokoju. Patrick śnił mi się w nocy, jego śledztwo nadal tkwiło w miejscu, a ja czułam się coraz dziwniej.
***
'Ktoś tu chyba dzisiaj nie spał.'
Wywróciłam oczami, słysząc w głowie ten irytujący głos. Świetnie. Czy wszyscy musieli tak bardzo zwracać uwagę na to, co się ze mną działo?
Przyjechałam na Foxal Street zaraz po serii naglących smsów od Horacja. Poeta napisał mi, że mają nową sprawę i jestem im potrzebna. Bynajmniej nie miałam nastroju na detektywistyczne zabawy, a jednak wsiadłam w autobus i zjawiłam się na miejscu.
Niestety życie bywa w stosunku do nas czasami bardzo przewrotne, zwłaszcza w przypadku genialnych detektywów. Otóż nasz świętobliwy i nieomylny Sherlock zmienił zdanie i oświadczył, że nie potrzebuje już mojej pomocy. Zdenerwowałam się. Nie jechałam przecież takiego kawału Londynu tylko po to, żeby jednym skinieniem odesłał mnie z powrotem!
'Nie bądź dziecinny i przestań ciągle zmieniać zdanie.' -warknęłam. Nie podobał mi się ten dzień.
'Mówi kobieta, która nigdy nie potrafi uzasadnić swojego postępowania.'
'Sherlock!''
'Wiesz, że do siebie nie pasujemy, a jednak ciągle podtrzymujesz tą wiadomość. Śnią ci się koszmary związane z niewyjaśnioną zbrodnią, którą mógłbym rozwiązać, ale nie chcesz o niczym powiedzieć -sama nie wiesz dlaczego. Dalej. Jesteś niewyspana, na co wskazują zmęczone oczy i niedopasowane ubrania. Nie masz nastroju, a jednak przychodzisz tutaj na byle wyzwanie. Dlaczego? Odpowiedź na twoje pytanie za każdym razem brzmi: Nie wiem.'
Chciałam odkrzyknąć mu coś obraźliwego, ale przerwał nam w tym Horacjo ze swoją gadaniną, żebyśmy nie rozmawiali przy nim w myślach. Znudziło już mi się słuchanie tego. Tłumaczyłam mu przecież, że Sherlock podstępnie mnie do tego zmusza!
-Stop! -krzyknęłam w pewnym momencie naszej kłótni. -Ta kłótnia nie ma żadnego sensu, więc pokażcie mi lepiej tą waszą sprawę.
Czterdziestoletni mężczyzna znaleziony martwy pod prysznicem. Tajemnicze, nieregularne nakłucia wzdłuż obu nadgarstków. Kawałek plastikowego sznurka znaleziony w pobliżu. Żadnych świadków. Według policji samobójstwo, według Sherlocka niekoniecznie. Może było i nawet ciekawe, może nie. Szczerze mówiąc straciłam zainteresowanie tym przypadkiem już po pół godziny.
Zawlekli mnie na miejsce zbrodni, to oczywiste że musieli to zrobić. Zrobiłam kilka zdjęć kabiny, całej łazienki, sypialni ofiary i wszystkich pozostałych rzeczy, które chciał Sherlock. Nie słuchałam tego, co mówił. Chyba pokłócił się z policjantem, który zabronił mu odkręcania wody pod prysznicem. Kolejny niewtajemniczony -prychnęłam do siebie -nie wie jeszcze, jak należy pracować z profesjonalistami.
Mycroft przysłał mi wiadomość, że wyjeżdża i nie będzie go przez dwa dni. Nudziło mi się, Sherlock gadał jakieś niezrozumiałe bzdury albo konsultował swoje przypuszczenia z Horacjem, w ogóle nie zwracając uwagi na moją obecność.
Więc powiem to jeszcze raz: Nie podobał mi się ten dzień.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro