Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 22

A więc tak:

Nie wiedziałam, jak napisać ten rozdział. To co tutaj widzicie to moje trzecie, a może i czwarte podejście. Nie wiem, straciłam już rachubę. Przepraszam za opóźnienie, ale powiem wam w zamian, że o ile dobrze wszystko wyliczyłam, teraz będzie już z górki.

W mediach jeden z najbardziej poruszających utworów, jakie w ogóle znam.

EDIT: Nie wiem o co chodzi ale te media nie chcą się nijak wyświetlać. Kto chce może wpisać sobie w YT: Ludovico Einaudi- Nuvole Bianche

Miłego czytania ;)  

- - - - - - - - - - - - - - -

Od jakiegoś czasu wpatrywałam się w okno, nasłuchując dochodzących z zewnątrz odgłosów deszczu. Roztaczający się za szybą obraz ulicy został częściowo zamazany, a po powierzchni okna spływały pojedyncze krople wody.

Dwie identyczne krople wody powinny raczej się odpychać, czy przyciągać?

Czy między jednym a drugim jest w ogóle jakaś różnica?

Z zamyślenia wyrwał mnie odległy, ale i tak przenikliwy dźwięk dzwonka do drzwi. Zdziwiłam się, ponieważ rzadko kiedy miewałam gości, a nawet jeśli już, to na pewno nie o tej porze... Mimo wszystko zwlokłam się niechętnie z fotela i zeszłam na dół. Dzwonek rozbrzmiewał nadal, a ja, niczego się nie spodziewając po prostu otworzyłam drzwi.

I zaniemówiłam.

Wśród strug zimnego deszczu, pod osłoną parasola stał nieugięty Mycroft Holmes z bukietem kwiatów w ręce. Zmierzwione włosy, cienki płaszcz narzucony niedbale na błękitną koszulę, a co ważniejsze brak firmowego uśmiechu... Nie będę przesadzać jeśli powiem, że jego widok zbił mnie z nóg.

-Chyba nie przyszedłeś tu żeby sprawdzać podsłuchy?- uśmiechnęłam się blado, zdobywając się na ostatnie resztki ironii. Tak jakbym nie mogła się sama niczego domyślić...

-Chciałbym cię przeprosić. -szokujące słowa padły z ust Mycrofta w zaskakującym tempie, zupełnie jakby bał się, że nie dam mu ich dokończyć.

-Przeprosić? -powtórzyłam ledwo słyszalnym głosem - Z-za co?

-Za wszystko.

W pierwszych sekundach nie chciałam uwierzyć w to, co właśnie usłyszałam. Część mnie chciała go wyśmiać, wykpić a następnie skrzyczeć i zakończyć to nieoczekiwane spotkanie, ale nie mogłam tego zrobić. Mycroft wydawał się taki smutny i zbolały, że sama poczułam ukłucie w sercu.. Czyżby poczucie winy? Nie, to przecież niemożliwe...

-Juliet, dlaczego nie chcesz mnie wysłuchać?

Faktycznie, nie słuchałam ani odrobiny z tego co przed chwilą do mnie mówił. Może trochę za bardzo się zamyśliłam, ale szczerze mówiąc cała ta sytuacja odrobinę mnie przerastała.

-Ja tylko nie chcę znowu zostać oszukana... -wyrwało mi się z ust. Całkowicie wbrew swojej woli zaczęłam drżeć, a moje oczy zaczęły się robić wilgotne.

-I nie zostaniesz - zapewnił natychmiast Holmes - Obiecuję ci to.

Podniosłam na niego wzrok, z całych sił powstrzymując niechciane łzy. Wydawał się na tyle szczery, że pomimo moich obaw musiałam mu uwierzyć. Tym razem mówi serio. Tym razem mnie nie okłamie. I tym razem nie będę musiała tak cholernie się denerwować...

-Wiem, że nadal czujesz się oszukana, ale nigdy nie pozwoliłaś sobie wszystkiego wyjaśnić -zaczął łagodnie Holmes - Czy mogę?

Po dwóch bardzo krótkich sekundach zastanowienia skinęłam głową. Nagle zdałam sobie sprawę, że od dłuższego czasu stoimy w otwartych drzwiach mojego domu.

-Wejdziesz? -zaproponowałam, zawstydzona. Nie zauważyłam nawet, że padający z ukosa deszcz skropił porządnie cały dół mojej sukienki.

Weszliśmy do środka. Mycroft powiesił płaszcz przy drzwiach, a ja zaniosłam kwiaty do kuchni, zerkając po drodze w lusterko. Wyglądałam koszmarnie: niewyspana, nieuczesana i zmęczona, czyli tak jak zwykle ostatnimi czasy. Nic dodać, nic ująć. 

Westchnęłam z rezygnacją, poprawiłam włosy i wróciłam do pokoju. Tymczasem Holmes rozglądał się dyskretnie po pomieszczeniu, skanując wzrokiem wszystkie szczegóły i analizując je w głowie. Cały proces uwieńczył dokładnym zlustrowaniem mojej sylwetki, kiedy tylko pojawiłam się w progu.

Posłałam mu wymuszony uśmiech.

-I co wydedukowałeś? - zapytałam, choć tak na prawdę wolałam nie znać odpowiedzi na to pytanie.

-Nie najlepiej z tobą. - odparł krótko, po czym zaczął wyliczać wszystkie wspomniane wyżej drobiazgi - Pominąłem coś?

-Owszem. Męczące sny. -rzuciłam, zatrzymując się z założonymi rękami przy stoliku do kawy. Mycroft przechylił głowę i utkwił we mnie intensywne spojrzenie.

-Chcesz mi o nich powiedzieć?

-Nie.

Wstałam i otworzyłam okno, wpuszczając do pokoju trochę chłodnego powietrza. Przez te wszystkie nerwy zrobiło mi się strasznie gorąco...

''Nie myśl sobie, że będę się aż tak uzewnętrzniać. -pomyślałam- Zresztą co cię to tak naprawdę obchodzi? I tak wiesz o mnie prawie wszystko."

-W każdym razie - kontynuował Holmes- Chciałem ci powiedzieć, że przemyślałem kilka spraw. Nie powinienem był cię w to wszystko wplątywać tylko ze względu na przeczucia...

-Że co? - przerwałam mu zdezorientowana.

-Zauważyłaś już pewnie, że ja i Sherlock jesteśmy troszeczkę...inni. Przebywanie z nami niesie ze sobą konsekwencje z zewnątrz. Niepotrzebnie naraziłem cię na to wszystko - Mycroft wyglądał na szczerze zmartwionego - Przepraszam.

-Rozumiem, ale... nie, nie rozumiem. -przyznałam- Znowu mówisz o rzeczach, o które są niejasne i nie mam bladego pojęcia o co chodzi. Jeżeli chcesz, żebym ci uwierzyła, te sekrety muszą się skończyć -oznajmiłam z powagą.

Najwyraźniej poruszyłam dosyć ciężki temat, ponieważ Holmes, który zawsze miał na wszystko gotową odpowiedź, zamyślił się patrząc daleko przed siebie.

Dopiero po dłuższej chwili milczenia wyprostował się i powiedział:

-Zgoda. Jeżeli nie będziesz miała nic przeciwko, w najbliższym czasie zabiorę cię w pewno miejsce i wytłumaczę parę rzeczy. To chyba powinno załatwić sprawę.

Boże, to się chyba nigdy nie skończy. Podsuwa mi zagadkę za zagadką...

-Może nie wiem, na co się godzę -zastanowiłam się na głos- ale niech będzie.

-Dziękuję -uśmiechnął się - I proszę, zrozum - na prawdę przykro mi, że tak wyszło. Twój obecny stan, to że trafiłaś do szpitala, to wszystko moja wina.

-Nie Mycroft -zaprzeczyłam od razu, czując nieprzyjemny ścisk w żołądku. Ta rozmowa przychodziła mi z coraz większą trudnością....- Moja też. Byłam dla ciebie za ostra...

-Nie prawda. Należało mi się.

-Nie -pokręciłam głową, jednak nie udało mi się zapanować nad łamiącym się głosem -Ja..ja po prostu..

-Nie radzisz sobie z tym.

Zamilkłam. To była najprawdziwsza prawda. Od mojego przyjazdu do Londynu wszystko układało się w jeden wielki kłębek absurdów i osobliwości, który można było podsumować tylko w jeden sposób: nie radziłam sobie. Śledztwa, morderstwa, zwłoki mojego przyjaciela, podsłuchy i tajni agenci - to był jakby zupełnie inny świat. Od początku starałam się w nim odnaleźć, i w zasadzie dalej to robię, ale spójrzmy prawdzie w oczy: z tym nie dało się tak po prostu sobie poradzić.

-Skoro już wywlekamy wszystko na wierzch, jest jeszcze jedna kwestia, w której cię okłamałem. -powiedział Mycroft, a ja otworzyłam szerzej oczy- Nie spotykałem się z tobą, żeby wyciągnąć jak najwięcej informacji na temat Sherlocka ani nie miałem zamiaru cię zatrudnić do szpiegowania go. Prawda jest taka, że mam całą masę ludzi, którzy zrobiliby to z łatwością, a tymczasem cała ta szopka była tylko pretekstem, żeby... - przerwał. Coś ewidentnie nie chciało mu przejść przez gardło.

-Żeby co? -usłyszałam swój szept. Ależ ja musiałam być nieznośna. -Mycroft?

-Żeby móc wyrwać się na parę chwil z tego parszywego świata i spędzić je z tobą... -wydusił z siebie - Żeby móc codziennie na ciebie patrzeć, porozmawiać chociaż przez kilka minut...Ponieważ miałem przeczucie, że to ty jesteś tą właściwą osobą.

I wtedy nie wytrzymałam.

Coś we mnie pękło i rozsypałam się na milion drobnych kawałeczków, a powtarzane do tej pory ,,nie, nie, nie, nie wierzę" zastąpił najzwyklejszy w świecie szok. Nie potrafiłam już myśleć, bo świat dookoła zaczął wirować a podłoga z każdą chwilą stawała się coraz mniej stabilna. Wiedziałam tylko jedno: że po moim płonącym policzku spłynęła tak długo powstrzymywana łza.

Nagle znalazłam się blisko niego. Holmes otoczył mnie ramionami z największą czułością i delikatnością, jaką mogłam sobie wyobrazić.

-Wybaczysz mi? -zapytał nagle. Podniosłam głowę i spojrzałam w jego oczy, szczere i tak bardzo pełne nadziei. Wolałam nawet nie myśleć, jak wiele musiało go kosztować to wyznanie.

-Tak, Mycroft -wyszeptałam i spuściłam wzrok.

-To co, jutro o siódmej trzydzieści ?

Kawiarnia. Chce spotkać się ze mną w kawiarni. Pyta, czy też tego chcę. Kiwam głową raz, drugi, za szybko i za mocno.

-Tak. - mówię -Oczywiście że tak.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro