1. ♡ paluszki a pocky ♡
Było źle.
Podobno przyczyną większości rzeczy, które się robi, szczególnie tych głupich, były pieniądze. I miłość, ale to przereklamowane. Więc, kasa. Albo bieda, albo bogactwo. A Feliks, bez urazy dla jego promienującą wspaniałością osoby, ale do tej drugiej grupy z pewnością nie należał.
- Muszę znaleźć pracę - oświadczył.
- Okej, to dobry pomysł. Ale co robisz w moim domu?
Blondyn spojrzał na Elizę, jakby była niepoważna.
- Ponieważ - zaczął cierpliwie tłumaczyć - pożyczam od ciebie ubrania. Jeśli nie wiesz, to jakby się na to zgodziłaś.
- Aha. To dlatego nie mam połowy moich skarpetek.
Eliza wbiła oskarżający wzrok w Feliksa, który radośnie pokiwał głową i zaczął wciągać drugą podkolanówkę.
- A co ze studia...
- Nie. Rzuciłem je. Teraz nie dostaję pieniędzy od rodziców, więc muszę sam zarobić na czynsz. Generalnie jeszcze nikt mnie nie chciał, ale to na razie.
- Wywalili cię.
- Nie. To totalnie mój wybór.
- Tak.
Feliks usiadł obok przyjaciółki i zaczął wiązać sznurówki, co okazało się tak zajmujące, że zupełnym, całkowitym przypadkiem zapomniał o odpowiedzi.
- Z samych korepetycji nie wyżyję. Nie myślałem, że będzie taaak ciężko... No dobra, w ogóle nie myślałem, co potem. Co? Śmiejesz się z moich problemów? Aha, totalnie zabawne.
Eliza szeroko się uśmiechała. Nienaturalnie. I nie odpowiadała. Może odpłynęła, bo znowu próbowała się czegoś nawdychać?
- E... Elizia?
- Nie mów tak - rzuciła chłodno. Przynajmniej się otrząsnęła. - Mam pomysł.
- Ooo. Dawaj.
Usiadła obok niego i położyła dłoń na ramieniu.
- Mam przyjaciela, który jest właścicielem...
- Ze starszymi się prowadzasz?
- Feliks! Czego nie rozumiesz w słowie przyjaciel? Kontynuując. Mój, podkreślam, bliski znajomy, prowadzi kawiarnię. I potrzebuje... kelnerów? Powiedzmy.
- Brzmi prosto i generalnie poniżej moich umiejętności, ale w porządku. Czekaj. Powiedzmy?
- Noo. Wiesz... - Eliza urwała i zaczęła się bawić swoimi włosami. Propozycja była co najmniej niemoralna, ale Feliks to Feliks. Nie powinna się stresować. - Wiesz, jak to jest w Japonii. Kawiarnie z kotami, jeżami, pluszakami, pokojówkami...
- Mógłbym być pokojówką. Pokojówkiem?
- Jasne. Ale... nie do końca o to chodzi?
- No, mów już.
- To jest taka, taka kawiarnia, gdzie chodzą walnięte dziewczyny, iii. Patrzą. Jak dwaj wybrani przez siebie chłopcy się całują.
...
Feliks uderzył czołem w głowę Elizy.
- Co ci?!
- Chyba się źle czujesz, jeśli naprawdę uważałaś, że się zgodzę. - Blondyn założył ręce na piersi i uniósł głowę, żeby móc spojrzeć na przyjaciółkę z góry. - Mam jeszcze jakiś szacunek do siebie.
- Jeszcze?
Tym razem Eliza zdążyła zabezpieczyć swoją pokrzywdzoną przez los czaszkę poduszką. Feliksa odrzuciło do tyłu po nieudanym uderzeniu i wylądował na podłodze.
♡^♡
To chyba jasne, co było później.
Jeszcze tego samego dnia Eliza wysłała mu wiadomość z ewentualnym kontaktem do tego przyjaciela, gdyby Feliks może kiedykolwiek zmienił zdanie, a następnego wypełniał CV. Chwała temu komuś na górze za wymyślenie internetu. Gdyby musiał zanieść to osobiście i denerwować się na miejscu, może by nie dał rady albo zrezygnował przed wejściem. Wysyłanie zdjęcia też było dziwne i niekomfortowe, mimo że był pewny swojego uroku. No i i tak by musiał, częściowo, pracować swoim wyglądem w przyszłości. Przecież to było głupie.
Ale zarobki, jakie mógłby tam dostawać...
Niedługo później, kiedy nie minął nawet tydzień, podskoczył w miejscu, słysząc dzwonek telefonu. To raczej nie rodzice, a przynajmniej miał taką nadzieję. Znajomi na ogół woleli pisać, niż dzwonić. Więc albo irytująca reklama nowego kredytu ze śmiesznie wysokim oprocentowaniem, albo pan Honda. Feliks na wszelki wypadek wysłał wiadomość do jeszcze paru miejsc, ale naprawdę, naprawdę potrzebował tych pieniędzy. Jeśli coś zaproponuje, to on się od razu zgodzi.
Drżącymi rękami odebrał od nieznanego numeru.
- Feliks Lu... Łuu... Lukasiii...?
- Tak. Łukasiewicz.
- Dzień dobry, mówi Honda Kiku, właściciel Kawiarnii Zmysłów. Pan jest Rosjaninem?
Feliks złamał patyczek po lodzie trzymany w ręce.
- Nie.
- Przepraszam. Kiedy by panu pasował termin rozmowy kwalifikacyjnej? To na ogół formalność, ale muszę przedstawić zasady i przeprowadzić mały kurs.
- A. - Feliks zapomniał o tej obrazie i się uśmiechnął. - Jak dla mnie, to generalnie może być i jutro. Byle przed siedemnastą, jestem umówiony.
- Raczej nie polecamy spotykać się z kimś, pracując w tym miejscu.
- Co? Nie, Boże, nikogo nie mam! Korepetycje daję, to tyle!
- To nie moja sprawa, tylko sugeruję. Pasuje panu jutro, jedenasta?
- Tak! Dziękuję! Do zobaczenia.
- ...Do widzenia.
Teraz pozostawał tylko problem: co ubrać na rozmowę o pracę i skąd to wziąć?
♡^♡
Kiku miał wątpliwości. Ten chłopiec brzmiał tak dziecinnie, mimo zadeklarowanych ponad dwudziestu lat. Twarz ze zdjęcia też bardziej pasowała do wczesnego nastolatka, niż do jego aktualnego wieku. I jeszcze to słownictwo.
Ale ktoś taki na pewno by się przydał w kawiarnii. Bo kto tam pracował? Romantyk, łobuz, przyjaciel z dzieciństwa, uosobienie szczęścia. Okej, może brzmiało dziwnie, ale to było łatwiejsze, niż ich nazwiska. Powinien w końcu zatrudnić Japończyka, a nie samych emigrantów. Przynajmniej dobrze się sprzedawali. Jakkolwiek to brzmi. Słodki blondynek zdecydowanie by się przydał.
Ktoś otworzył drzwi. Feliks przyszedł? Ciężko stwierdzić. Z pewnością był niski, ale włosy były ukryte pod czapką z daszkiem, oczy za okularami przeciwsłonecznymi, a buzia w chuście. Wszystkiego dopełniał za duży płaszcz.
W pełni lata.
- Przepraszam - powiedział niewyraźnie i zaczął się rozbierać. - Znaczy, dzień dobry. Musiałem ukryć moją tożsamość.
- Dzień dobry...
Pod grubą warstwą ubrań siedział uroczy chłopiec w czarnych dżinsach i koszuli. Szczyt elegancji to to nie był, ale zawsze coś. Ubrania do pracy i tak dostanie nowe, za darmo.
- Wiesz, na co się piszesz? - zapytał pan Honda.
- Nie. Znaczy... - Feliks odetchnął i uniósł głowę, żeby chociaż sprawiać wrażenie pewnego siebie, co było trudne, zważając na fakt, że rozmawiał po raz pierwszy ze swoim pracodawcą twarzą w twarz. - Wiem. Ale nie wiem, jak dam radę.
- Opieka psychologa jest zapewniona.
- Super. - Chłopak nie wydawał się pocieszony.
- Pierwszy tydzień możesz tylko obserwować. Za chwilę przyjdzie Antonio, przygotuje cię. Po tym okresie zdecydujesz, czy na pewno i podpisujemy umowę. W porządku?
- Okej. Hm... Dziękuję.
Tak już? Od razu? To jakieś chore. W co on się wpakował? Czemu nie przemyślał tego lepiej, dłużej, bardziej? Ale po co. Przecież można pójść na żywioł.
Przynajmniej ostatecznie wyjdzie na dobre. Na pewno mu starczy na przeżycie i trochę więcej. A jedzenie... Wzrok Feliksa razu mu powędrował do biurka przyszłego szefa. Obok laptopa i kubka z kawą stała szklanka. Z paluszkami. Taka sama, jaka zawsze stała u babci w kuchni. Tak strasznie mu tego brakowało i niczego więcej teraz nie pragnął.
- Mogę? - zapytał.
Japończyk podniósł wzrok znad komputera, jakby zdziwiony, że ktoś mu przeszkadza. Najpierw na niego, a potem na paluszki.
- Proszę bardzo.
Feliks wziął swoją zdobycz. Była pokryta czekoladą, a soli nie widać. Co to ma być? Dość... ciekawy koncept. Spróbował.
- Co... co to jest? Chińska podróbka? Czy to, generalnie, jest legalne?
- Słucham? To pocky. Będzie potrzebne w pracy.
- W życiu takiego czegoś nie widziałem. Może być.
- Mam jeszcze truskawkowe. - Pan Honda wyjął kartonowe opakowanie spod biurka. Co? - Jest dużo wariantów, będzie pan mógł tu ich dużo wypróbować.
- Tylko nie na pan, proszę. - Feliks się skrzywił. - Mam imię.
♡♡♡
tak. zaczynam kolejna książkę bez zakończenia dwóch poprzednich. nie ma za co
nie wiem kiedy rozdziały, możecie zaproponować
shipy też
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro