8. ♡ randka i szatan ♡
hej
czy ja znowu pojawiam się po x miesiącach i znowu znikam?
może
***
Kolejny dzień, ranek, chwila przed godziną otwarcia.
- Dzień dobry, Feliksie.
- Dzień dobry, Gilbercie.
Obydwaj od razu usiedli i zajęli się sobą z niezręcznymi uśmiechami, udając, że drugi wcale nie siedzi w tym samym pomieszczeniu.
- Ty... co jest? - Francis szturchnął Antonio, na co ten wzruszył ramionami. - Dziwnie. Jak myślisz, co się stało?
- Mieli się wczoraj spotkać, nie? Może coś między nimi zaszło...
Feliks od razu poczuł, jak mu powieka drga. Niby mówili szeptem, ale słyszał ich doskonale. Co oni sobie wyobrażali?
Prawda, miał się zachowywać trochę lepiej. Ale może faktycznie wyglądało nienaturalnie. Zresztą, co to ich obchodzi?
- Co się tak uśmiechasz? - zaczepił Gilberta. Na pokaz. Niech mają. - Coś dobrego się zdarzyło?
Białowłosy zmrużył oczy. To jakaś gra? Nie bardzo miał ochotę, ale skoro tak.
- Och, tak. Byłem wczoraj na randce - rzucił bezmyślnie.
- Tak? - Feliks próbował zachować zimną krew. Nie chciał, żeby wyszło na jaw, co się zdarzyło między nimi. Jeszcze coś sobie pomyślą. Wymusił u siebie sarkastyczny ton i śmiech. - A niby z kim? Kto by cię chciał?
- Ej - wtrącił się Antonio. - Przesadzasz. Są granice.
- Hmmm? A znajdzie się, może blondyn - Gilbert zaczekał chwilę i rozkoszował się przerażeniem na twarzy Feliksa. Tym razem to on wygrał. - - eczka taka. Miałem wieczorem kolację~. W restauracji i w ogóle.
- Co ty! Serio? I nic nie mówisz?! Opowiadaj.
Nagłe zainteresowanie Francisa i wątpiący wzrok Feliksa sprawiły, że zdążył zawahać się w tym, co robi, ale przecież nawet miał dowód i nieograniczoną wyobraźnię.
No i może pewien ktoś poczuje się zazdrosny.
Nie, żeby to miało jakieś znaczenie.
Wszyscy zebrali się wokół jego stolika. Gilbert wyjął telefon i włączył zdjęcie z blondynką. Tego, że to jego kuzynka mieszkająca w Europie nikt, poza nim, nie musiał wiedzieć.
- Ooo, urocza - skomentował Francis. - Już myślałem, że jesteś kompletnie spedalony.
- Ej. Kto to mówi.
Feliks zmrużył oczy. Dziewczyna wyglądała praktycznie jak on, gdyby miał grzywkę. I może nałożył tusz do rzęs. Te same zielone oczy, ten sam odcień blondu i nawet podobny kształt twarzy.
Poza tym, czemu Gilbert to zrobił? Zaraz po tym, jak wyraźnie pokazał, że pocałunek - choć fałszywy - mu się podobał. Czemu miałby od razu spokojnie iść na randkę? Dziwne. Przecież dzisiaj nadal zachowywał się jakoś tak nieswojo.
Feliks poczuł się tym jakby urażony. Naprawdę zaczął wierzyć, że może mu się spodobał. Miło byłoby się komuś spodobać mimo bycia takim jaki jest. Wszystko, czego dotąd doświadczył, było przelotne i powierzchowne.
Boże, o czym on myślał. Żeby zniżyć się aż do takiego poziomu.
- Hej, super, że dobrze się bawicie, ale ogarnijcie czerwone twarzyczki, otwieramy - zakomunikowała Mei, wychylając się zza blatu.
Feliks odwrócił się do nich tyłem i zaczął gładzić sobie włosy, żeby wyglądały lepiej. Może ten tusz do rzęs to nie taki zły pomysł...
Zadzwonił dzwoneczek przy drzwiach i weszła pierwsza klientka. Szybko. Czy ktoś w ogóle zdążył zawiesić tabliczkę z napisem „otwarte“?
- O nie, znowu ona... - Antonio westchnął, gdy dziewczyna podeszła do kasy i zaczęła rozmawiać z Mei, jakby świetnie się znały. - Prześladuje mnie. Jak znowu będę ja, to umrę. Mogę iść się schować w szafie?
- Coś z nią nie tak? - zapytał jeszcze niczego nieświadomy Feliks. Jeszcze nie miał do czynienia z tymi najgorszymi. - Wygląda miło...
- Zobaczysz.
- Nie, jeszcze nie siadam - stwierdziła dziewczyna. - Czekam na przyjaciółkę. Mówi, że dawno tu nie była, a akurat okazało się, że ma dzisiaj wolne. No. A kogo ja tu widzę? Ktoś nowy?
Feliks nie lubił nawiązywać kontaktu z klientami, przywołał jednak najbardziej uroczy uśmiech, na jaki go było w tym momencie stać.
- Hmm... Uroczy, ale nie wiem. - A przez to to poczuł się urażony. - Poczekam na nią.
Choć to było nieodpowiednie, bo był przecież właśnie na swojej zmianie, Feliks odwrócił się bokiem do klientki i odezwał się szeptem do Antonio.
- Więc? Kto to? Generalnie, co z nią?
- Bella... Przychodziła tu, zanim jeszcze zacząłem tu pracować, a jestem tu najdłużej z obecnych. Jest niemal jak sadystka. Tylko ogląda wszystko z zimnym uśmiechem i się nie odzywa. Ale jej oczy... - Antonio zaśmiał się niezręcznie. - Łagodnie mówiąc, wygląda wtedy jak szatan, który dorwał swoją ofiarę i patrzy, jak ta się wije w cierpieniu.
- Och - skomentował Feliks. - Fajnie.
- Co?
Blondyn wzruszył ramionami i spojrzał w stronę Gilberta, ciekaw jego reakcji. I prawie się zaśmiał. Jego blada skóra stała się praktycznie biała i cały zamarł.
Dziewczyna nadal plotkowała z Mei, więc uznał wyśmianie Gilberta za bezpieczne.
- Ha! Przegryw. Przecież ona mimo wszystko nic nie może nam zrobić ani do niczego zmusić. Trzeba tylko wypełnić swoją rolę i udawać, że jej nie ma...
- Niby. - Antonio spojrzał na Gilberta ze zmartwieniem. - Ale, pamiętasz? Mówiła, że na kogoś czeka.
- Aha. I co? Może ta zje nam duszę? - Blondyn przewrócił oczami. - Totaaalnie straszne.
- Bardziej chodzi o to, że się znają spoza pracy... A ona uwielbia tu przychodzić. To, że jej tu nie było ostatni, hm, ponad miesiąc? To szczęście.
- Hmm.
Feliks założył nogę na nogę i oparł głowę na dłoniach. Ta cała Bella naprawdę wyglądała niewinnie, ale on przecież też, prawda? Sam wiedział, że pozory mylą. Może powinien choć trochę się przejąć.
Ile można czekać? Jak już ma przyjść, to niech się nie spóźnia, przyjdzie, zobaczy co miała i pójdzie, z głowy.
Po kolejnych ciężkich minutach, w których Feliks się pocieszał i zapełniał czas patrzeniem na Gilberta - żeby się dowartościować porównywaniem do niego, a niby jak inaczej - w końcu ktoś wszedł.
W drzwiach stanęła szatynka w zielono-białej sukience, zdecydowanie za ciężkich jak na lato butach i z torbą przerzuconą przez ramię.
- Raaany, ale tęskniłam za tym miejscem! Hej, dziewczyny. I-
Och.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro