#4 ➡ vanilla flavoured ice coffee
Luke miał dosyć wszystkiego. Test z historii powszechnej poszedł mu gorzej niż źle, bo pomylił nazwiska, przekręcił daty i nie potrafił wyjaśnić pojęć – słowem, porażka jakich mało. W dodatku cały czas myślał o tym, że czeka go spotkanie z „tą dziwną Mabelle”, co ani trochę nie pomagało się skupić na lekcjach.
W końcu nadeszła jednak wyczekiwana, półgodzinna przerwa i chłopak dosłownie wybiegł z budynku szkoły i skierował się w stronę ogromnego drzewa tuż za stolikami piknikowymi, gdzie zwykle przebywali jego znajomi.
- Mam przerąbane i mówię serio – westchnął Luke, siadając na trawie obok Ashtona i Caluma. – Nie dość, że ta wariatka od kapeluszy to…
- To co? – zagaił Michael między jednym kęsem bułki a drugim. – Masz coś na wątrobie, słodziaku?
- Jak tak patrzę na tą twoją kanapkę to tak, mam coś. – Luke skrzywił się nieznacznie na samą myśl o łączeniu pomidorów z vegemite dostawał odruchu wymiotnego. – A tak na serio, to się założyłem i…
- Woah, co za szaleniec! – roześmiała się Ally, podnosząc głowę z kolan Ashtona. – Żyjesz na krawędzi, Luke, czy to aby na pewno bezpieczne?
- Śmiej się, ale ja mówię serio, założyłem się z Chloe.
- Kim jest Chloe? – spytał Calum, a reszta zawtórowała mu szeregiem „no właśnie”. – Nie znam gościa.
- Siedzi za mną na czymś tam, nie pamiętam. – Luke wzruszył ramionami, po czym wsunął okulary przeciwsłoneczne na nos i spojrzał na niebo. – Założyłem się z nią o bal.
- O bal? – Ashton parsknął. – O bal? W sensie, ta impreza o którą dyrek zabiegał, żeby wyglądała na amerykańską? O stary.
Luke postanowił wyjaśnić całą sprawę ze szczegółami, na co Calum dorzucił coś o „pechu życiowym”, a Ally i Monica zgodnie stwierdziły, że zakładanie się o randki jest idiotyczne i że ogólnie, faceci to pomylony gatunek. Później jednak się zreflektowały i doszły do wniosku, że okej, może niezbyt pomylony, ale na pewno skomplikowany.
- I co? Kogo zaprosisz? – spytała w końcu Monica, podkradając raz po raz winogrona z pudełka, które Calum nieopatrznie zostawił na widoku. – Poszłabym, ale jestem zajęta.
- Kto tak powiedział? – zarechotał Calum, chyba nie zdając sobie sprawy, na jak grząski teren wkracza. – Zaprosił cię już ktoś?
- Calum… - mruknął ostrzegawczo Ashton, ale Ally pacnęła go w ramię, co natychmiast chłopaka uciszyło. Natomiast Luke i Michael ani myśleli o ratowaniu kolegi, a raczej wręcz przeciwnie, postanowili się delektować jego cierpieniem.
- Nie, na razie nikt mnie nie zaprosił – wycedziła Monica, mrużąc oczy. – A co, myślisz że nikt tego prędzej czy później nie zrobi?
- Tak właśnie myślę – stwierdził Calum bez głębszego zastanowienia. – Po co ktoś miałby cię zapraszać?
W tym momencie Luke doszedł do wniosku, że pora się ulotnić, dlatego wstał i ruszył w stronę szkoły, a po kilku minutach Michael poszedł w jego ślady.
- Teraz serio, kogo chcesz zaprosić? – spytał chłopak, gdy w końcu dogonił Hemmingsa. – Dużo dziewczyn już ma parę i…
- Mannie – westchnął Luke. – Ta od kapeluszy.
- Osz… - Michael złapał się za głowę, a Lucas zdał sobie sprawę, że postąpił bardzo głupio, zgadzając się na tą randkę z Mabelle.
- Wiem.
- Jak to zrobisz? Przecież ona…
- Wiem.
- I?
- Tego już nie wiem. – Luke wzruszył ramionami. – Ale się dowiem. Jak znajdę…
- Cześć, ty jesteś Luke, prawda? – odezwał się jakiś dziewczęcy głos. Jak na komendę, i Luke i Michael obrócili się na piętach, by zobaczyć uśmiechniętą od ucha do ucha Mannie, oczywiście, w nieodzownym kapeluszu na głowie. Luke przełknął ślinę i postanowił robić dobrą minę do złej gry, a Michael błyskawicznie się ulotnił.
Przyjaciel, też coś.
- Tak, a ty jesteś… Mabelle, prawda? – Blondyn uśmiechnął się półgębkiem, próbując zatrzeć złe pierwsze wrażenie. – Chloe mi o tobie mówiła.
- Naprawdę? – Oczy Mannie dosłownie błysnęły iskierkami radości. – A co ci mówiła? Bo ja tylko zapytałam, czy ona cię zna, jeśli mam być szczera, bo ja jakoś tutaj nie złapałam z nikim kontaktu, chociaż bardzo chciałam, ale to może przez ten mój akcent, co sądzisz? Powinnam w końcu się przestawić na wasz? Chociaż, w sumie, brytyjski i australijski jest podobny, tylko wy macie takie dziwne wyrazy i…
Luke zgubił wątek po jakichś dwóch sekundach, jak u licha da radę słuchać tego jazgotu przez ponad godzinę albo dwie?
I chwila.
Skoro ona tylko pytała, czy Chloe go zna, to znaczy, że o żadną „ustawkę” nie prosiła. Chciała po prostu z nim pogadać. Pytanie brzmi, dlaczego Chloe postanowiła ich umówić na randkę? Po co?
Cholera, Mannie nadal coś mówiła, włącz się Luke, dalej!
- …bo wiesz Luke, kocham koale, naprawdę, ale one mnie przerażają, bo mają takie małe oczy i…
Okej, nic ważnego, można dalej myśleć. O co chodzi tej dziwnej blondynce, przecież każdy normalny człowiek chce wygrać zakład, w którym bierze udział, to oczywiste, więc dlaczego ona podaje mu kawałek obiadu i czeka, aż ten zatopi w nim zęby?
Lucas spojrzał na Mannie. Okej, metafora z zatapianiem zębów może zostać.
A może Chloe chce go wykończyć paplaniną Mannie? Co, jeśli Lucas Hemmings zostanie pokonany odwieczną bronią każdej dziewczyny w szkole? Co wtedy?
O nie, tak łatwo nie będzie.
- Uhm, Mannie! Zastanawiałem, czy miałabyś ochotę wpaść do mnie kiedyś na mrożoną kawę z wanilią, podobno robię całkiem dobrą – rzucił Luke, zmieniając uśmiech z uprzejmego na ten, którym zazwyczaj zdobywał dziewczyny. – Tak powiedziała moja mama.
Okej, sprawdźmy Mentalną Listę Rzeczy, Którą Idealny Chłopak Musi Powiedzieć w Jednym Zdaniu.
Gotowanie? Jest.
Mała dawka egocentryzmu? Jest.
Mama? Jest.
Pięknie.
- Jasne, z chęcią! – Mannie posłała chłopakowi chyba najszerszy uśmiech, jaki blondyn miał okazję widzieć w całym swoim życiu. – Dogadamy się później, lecę na spotkanie kółka teatralnego. Cześć!
Cześć, Mannie. Żegnaj, nadziejo Chloe na zwycięstwo.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro