Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#12 ➡ hot water

a/n - zawaliłam. sromotnie. kawa z mlekiem niedługo dobiegnie końca i wtedy się zdziwię, bo to będzie jedno z niewielu "długich" opowiadań, które skończę i woah, no nieźle patrycja, dajesz do pieca jak kotłowniczy. tak czy owak - jeśli ktoś chce komentować rozdział na twitterze, hasztag brzmi #kawazmlekiemFF. do następnego!

- CLIFFORD! - wrzasnął Calum, widząc Michaela, który – typowym dla siebie wolnym tempem – zmierzał ku grupce przyjaciół, stłoczonej między samochodem Hooda a autem nauczycielki historii. – Gdzie się szlajasz?!

- Byłem tu i tam – mruknął Mike, wzruszając ramionami. – Zluzuj, Calum. Żyłka ci pójdzie.

- Tak czy inaczej – wtrąciła Monica, tonem nieznoszącym sprzeciwu. – Zebraliśmy się tutaj, żeby ułożyć Hemmingsowi życie.

- A przynajmniej jego kawałek – dodała szybko Ally, uśmiechając się promiennie do zebranych. – Wiecie, oszczędzenie chłopakowi wstydu.

- To już jest załatwione – rzucił Michael, patrząc z rozbawieniem na twarze przyjaciół, które wyrażały tyle samo zdziwienia co przerażenia. – Znaczy, nie musicie dziękować, w ogóle, każdy by tak zrobił na moim miejscu i takie tam.

- Byłeś u Chloe – syknęła Monica, mrużąc oczy. A gdy Michael z uśmiechem potaknął, dziewczynie całkowicie puściły nerwy. – Ty patafianie z resztką włosów! Ty idioto! Ty… ty… knurze niemyty, wszystko zepsułeś! – jęknęła dziewczyna, osuwając się na ziemię. Calum zmierzył Clifforda nienawistnym wzrokiem i począł pocieszać swoją dziewczynę, mamrocząc coś o ewentualnym morderstwie bez ryzyka wpadki, o którym czytał gdzieś w Internecie, podczas gdy reszta towarzystwa ciskała pioruny z oczu w stronę absolutnie rozluźnionego Michaela.

- Po coś to robił… - westchnęła Ally, uwieszając się na ramieniu Ashtona. – Razem z Monicą miałyśmy plan idealny, zobacz – dodała dziewczyna, odklejając się od Irwina i wyciągając z torby sporych rozmiarów kartkę z niezrozumiałym schematem. – Sam zobacz! Wszystko na marne, cały misterny plan w… pizdu, psia mać.

- Na litość boską, ludzie, czy wy się słyszycie – warknął w końcu Clifford, dotknięty reakcją przyjaciół do żywego. – Cały czas planujcie, jakieś dzikie liściki, nie wiem, dywersja, co to jest, misja szpiegowska czy zwyczajna potańcówka?

- NAWET TAK NIE MÓW! – zawyła Monica zaskakująco donośnym głosem, jednak od razu się uciszyła, widząc ogrom zawodu w oczach Clifforda.

- Słuchajcie, jest tak, że Chloe lubi Luke’a, tyle udało mi się ustalić. I pójdzie z nim na ten powalony bal, bo sama nikogo nie ma – powiedział Mike, wyciągając z kieszeni pudełko z papierosami. – A jak powszechnie wiadomo, Luke polubił Chloe i chce z nią iść na bal nie tylko przez ten pojebany zakład.

- Michael Gordon Kolumb Clifford, odkrywa Amerykę gdy reszta śpi, następnym razem polecisz na Marsa i sprowadzisz E.T. czy jak – sarknął Calum, przewracając oczami. Michael zdawał się nie słyszeć ironicznej uwagi przyjaciela, bo jak gdyby nigdy nic wrócił do wyjaśnień.

- Tak czy inaczej, Czwórko Tak Fantastyczna, Że Aż Wcale, wystarczyło pogadać, a nie bawić się w podchody, bo nie każdy jest tak rozgarnięty jak gnój na polu jak wy. – Michael zakończył długą – jak na siebie – wypowiedź złośliwym uśmieszkiem i ostentacyjnym zapaleniem papierosa.

Monica i Ally spojrzały po sobie z lekkim niesmakiem, który jednak – mimo wszystko – był wymieszany z podziwem; ich plan teoretycznie zająłby trzy tygodnie, w praktyce pewnie z dwa miesiące, co oznaczało, że Calum i Ashton musieliby opracować jeszcze jeden plan na opóźnienie szkolnego balu, a to, jak wiadomo, wymagałoby umysłu Hemmingsa, a ten, jak również wiadomo, nie powinien brać udziału w knuciu przeciwko samemu sobie.

- Dobra – odezwała się w końcu Monica, podnosząc z ziemi i otrzepując spodnie ze żwiru. – Opowiadaj, co jej powiedziałeś. Dokładnie.

- I got the eye of the tiger, the fighter, dancing through the fire – pomrukiwał Luke, czyszcząc ladę z resztek latte, które znalazły się tam dzięki nieocenionej pomocy ze strony Caluma pijącego kawę z kubka bez zamknięcia. – AND YOU’RE GONNA HEAR ME ROAR.

- A tobie co – parsknęła Cappy, przeciskając się między stolikami; dziewczyna jak zwykle spóźniła się na poranną zmianę i teraz robiła wszystko, żeby uciec przed „majestatem sprawiedliwości”, znanym skądinąd również jako Victor.

- Jestem tygrysem – wymamrotał chłopak, zarzucając sobie ścierkę na ramię. – Co wyście się uczepili mojego śpiewania!

- Wiesz, spodziewałabym się po tobie bardziej tego, no, Blue Day, a nie… Katy Perry. – Cappy wyszczerzyła zęby w złośliwym uśmieszku, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że urażone ego Luke’a „Boga Punku” Hemmingsa wybuchnie w przeciągu milisekund. – Katy Perry to muzyka dla… Dziewczynek.

- Najpierw Clifford, teraz ty, zejdźcie z mojego gustu muzycznego, on nie udźwignie waszych oskarżycielskich spojrzeń – jęknął blondyn, przewracając oczami. – Poza tym, spóźniłaś się. A ja mam asa w rękawie.

- Nie ośmielisz się… - zaczęła Cappy, natychmiast zmieniając ton na poważniejszy z lekką domieszką groźby, zaprawionej wręcz idealną szczyptą strachu (Jamie Olivier byłby dumny z takiej mieszanki). – Nie próbuj, Hemmings.

- VICTOR – wrzasnął Luke, uśmiechając się szeroko do Cappy, która ciskała błyskawice z oczu. – OCH, VICTOR.

- Przysięgam, że jeśli… O, Cappy! Zjawiłaś się jednak! – sarknął mężczyzna, wychodząc z biura (znanego też jako „miejsce wyparcia, odparcia i wsparcia”, Luke naprawdę nie chciał wiedzieć dlaczego). – Jestem zaszczycony. Ty również będziesz, gdy dzisiaj wieczorem razem z Hemmingsem będziecie czyścić kosze po skończonej zmianie – dodał Victor, po czym odwrócił się na pięcie i wrócił do swojego biura, rzucając na odchodnym coś o nienawiści do kapusiów.

- Wkopałeś się – powiedziała Cappy, nagle odzyskując humor. – A kosze ostatnio były myte przed otwarciem sezonu. Będzie zabawa! – pisnęła dziewczyna, klaszcząc w dłonie i przechodząc do pokoju socjalnego. Luke tylko ciężko westchnął, wrzucił brudną ścierkę do kosza na brudy i umywszy dłonie, zaczął układać na paterze muffinki, które Victor dostarczył z samego rana.

- Jeszcze jest zamknięte – rzucił chłopak, gdy zadzwoniły dzwoneczki powieszone nad drzwiami wejściowo-wyjściowymi (wskutek problemów ze strażą pożarną i dopuszczeniem budynku do użytku, Victor zobowiązał wszystkich swoich pracowników do używania zwrotu „drzwi wejściowo-wyjściowe”).

- Ja tylko na chwilę – odezwał się głos nieproszonego gościa. Lucas natychmiast podniósł głowę znad misternej kompozycji babeczkowej i zobaczył nieco speszoną Mammie, rozglądającą się po kawiarni z widoczną konsternacją.

- Mammie, dawno cię nie widziałem – powiedział Luke, odkładając pudełko z ciastkami na ladę. – Co słychać?

- Uhm… Miałabym prośbę – bąknęła dziewczyna, odgarniając kosmyk włosów za ucho. – Bo wiesz, z tym balem to jest tak, że…

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro