Nominacja 18
Nominowała mnie Nieznana5.
Napiszcie opowiadanie. Tematy:
D] Bohaterowie: ja, ty, Śmierć, generał, piekarz, cukiernik, ogrodnik.
Ich oczom ukazał się zapierający dech w piersiach widok otwartego oceanu. Słońce wschodziło na złote sklepienie, malując różowo-czerwone cienie na wodzie, która w niepokrytych przez słońce barwy przybierała odcień kobaltowego błękitu. To miejsce było tak odmienne w stosunku do tego, które znali. Otwarta przestrzeń i żywe kolory odbijały się w ich zaszklonych oczach. To był cel ich podróży. Kres cierpień, głodu, strachu i walki o życie.
Na pokrytym złocistym piaskiem stali kolejno młody generał, o włosach i tęczówkach koloru umbry palonej. Jego śniady policzek znaczyła rana cięta, którą zdobył podczas obrony swej załogi. Część munduru, który go okrywał, wykorzystał na podpałkę, pozbawiając się rękawów.
Tuż obok niego stał stary ogrodnik, którego traktował, jak ojca. Dbał o ogród w jego posiadłości, jednocześnie opiekując się nim, gdy nudził się rodzicom.
Parę kroków za nimi stali dwaj bracia - cukiernik i piekarz. Nauczeni przez starą babkę sztuki pieczenia, zarabiali, prowadząc niewielką piekarnię. Obaj, po tym, jak w dzieciństwie złapano ich rodziców na przemycaniu broni w szytych przez nich poduszkach, stracili języki i odtąd byli niemowami. Przeżyli głównie dzięki generałowi, z którym utrzymywali bliskie kontakty, dostarczając pieczywo oraz wyroby cukiernicze do jego posiadłości. Obaj byli szatynami o oczach w kolorze południowego nieba.
Tuż przy braciach szły dwie młode dziewczyny. Dwie blondynki, dwa różne, a jednak bliźniacze spojrzenia (tak, cytuję siebie). Obie ubrane w mundury.
- Roderich... - powiedział ogrodnik, kładąc rękę na ramieniu generała. - Na pewno chcesz to zrobić? - spytał niepewnie.
- To jedyna szansa. - odparł.
Starsza z blondynek podeszła do Roderich'a.
- Dlaczego nie widzisz, że to wcale nie jest jedyne wyjście? - zapytała.
- Co masz na myśli?
- Dla ciebie ucieczka jest łatwiejsza niż sprostanie problemom. Myślisz, że jesteś bohaterem, bo wydostałeś garstkę osób? - powiedziała, kiwając głową. - Tam giną ich miliony.
Roderich stał bez ruchu, wpatrując się w dziewczynę. Miała rację. Tam na ulicach ginęli ludzie. Wielu ludzi. Tak naprawdę nie uratował nikogo.
- Zbliża się odpływ... - stwierdziła Joanna, podchodząc do nich. - Nasz prom do lepszego świata...
- Chcecie ich zostawić? - zapytała Agnieszka.
- To jedyna szansa. - odparł. - Dla nas. - dodał Roderich.
- Nie mamy czasu się nad tym zastanawiać. - wtrącił ogrodnik, wskazując na Richarda'a, piekarza, który wskazywał na oddalającą się wodę.
Wsiedli na łódź, którą przygotowała im na brzegu bohaterka, towarzysząca im przez cały czas, będąca przyczyną ich ucieczki.
Kuzynka Wojny.
Śmierć.
Nie nominuję nikogo. Chyba, że ktoś jest chętny, to proszę się zgłosić w komentarzu.
*przepraszam, jeśli są jakieś błędy, ale nie chce mi się tego sprawdzać. Zrobię to jutro, ewentualnie pojutrze.*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro