Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Katie

Kiedy wyszedł zaczęłam walić w drzwi, jednak po pewnym czasie byłam zbyt zmęczona. Czując, że to już koniec, usiadłam. Czekałam, aż nadejdą łzy, ale tak się nie stało. Nie chciałam płakać, byłam zbyt wściekła. Jedyne co we mnie było to złość. Na siebie, Sama, Erika, Davida... Na swoje życie, że zanim wkroczyła w nie wataha i Eric, było nudne i przemykało mi między palcami. To Eric je zmienił i chciałabym go przeprosić. Tak bardzo mi go brakowało.
Kiedy tak myślałam usłyszałam kroki. Chwyciłam deskę leżącą naprzeciw drzwi i zaczaiłam się.
- Katie? - ktoś szepnął, a ja nie zastanawiając się uderzyłam go deską w głowę. - Auu... - dopiero teraz go rozpoznała.
- Eric? O rany, przepraszam. Myślałam, że to Sam. Nie chciałam, naprawdę.
- Nic się nie stało - przytuliłam go i niechcący znów ode mnie dostał, tym razem w stopę. Upuściłam mu deskę na nogę. - Auu... Wiem, że zasłużyłem, ale może później znajdziemy na to czas.
- Bardzo śmieszne.
- Chodźmy. Szybko. Nie mamy czasu na wyjaśnienia.
- Eric, Sam chce mnie złożyć w ofierze.
- Więc już wiesz. W takim razie musimy uciekać. Nie mamy za dużo czasu. W każdej chwili Sam może wrócić.
Tyle, że ja nie chciałam teraz uciekać. Chciałam go przeprosić i powiedzieć mu wszystko, co mi leży na sercu.
Nie zauważyłam, że już wyszedł, zanim nie pojawił się ponownie na progu.
- Katie... Chodź - chwycił mnie za rękę.
- Kocham Cię.
Na chwilę zamarł w bezruchu.
- Katie, ja... - westchnął. - Rusz się.
Pociągnął mnie za rękę i zamknął na mną drzwi. Wybiegłam na zewnątrz.
To ja mówię, że go kocham, a on... Znów mnie zranił.
- Zaprowadzę Cię do Davida.
I ruszył nic więcej nie mówiąc. Z resztą, ja też nie miałam zamiaru się odzywać. Biegłam za nim zastanawiając się, czy on jeszcze mnie kocham, czy mu jeszcze na mnie zależy.
Nagle się zatrzymał, a ja byłam zbyt zamyślona, żeby to zauważyć.
- Auu... Po raz trzeci.
- Przepraszam, zamyśliłam się.
- Jesteśmy na miejscu - powiedział i zaczął odchodzić.
- A ty gdzie się wybierasz?
Jednak nie uzyskałam odpowiedzi.
- Robi najgłupszą rzecz, jaka mu przyszła do głowy - nie odwróciłam się, wciąż wpatrywałam się w Erica, jednak wiedziałam, że to David.
- Czyli? - widziałam, że Eric opuścił głowę i włożył ręce do kieszeni.
- Przeprowadzi rytuał i pozbędzie się watahy.
- Co w tym złego? - straciłam go z oczu.
- Żeby rytuał zadziałał ten, który go prowadzi musi umrzeć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro