Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Katie

Większość obozowiczów już nie spała. W kuchni podałam plecak Zoe, wzięłam batonik i poszłam się przejść. Muszę powiedzieć wszystko Davidowi inaczej będzie mnie szukał. Nie mogę na to pozwolić.
Wróciłam do kuchni i zjadłam porządny posiłek.
Zbliża się wieczór. Poszłam szukać Davida. Siedział w namiocie.
- David muszę Ci coś powiedzieć. Tylko się nie wściekaj, nie krzycz.
- Postaram się.
- Kiedy wracałam ze sklepu natknęłam się na Sama - przywódcę watahy. Powiedział, że jeśli się poddam opuszczą miasto.
- Nie możesz tego zrobić. Jaką masz pewność, że nie kłamie?
- Warto spróbować. Musimy odzyskać miasto, a to jedyny sposób.
- Na pewno jest jakiś inny. Musi być - wyszedł z namiotu. Poszłam za nim.
- Nie ma. Po moim wyjściu skontaktujesz się z rodzicami. Niech obserwują okolicę. Postaram się, żeby wilki odeszły stąd w ciągu doby, ale jak mówisz, nie mam gwarancji, że tak się stanie. Jeśli przez dwa dni nikogo nie zobaczą wróćcie do miasta.
- Wszystko przemyślałaś.
- Tak i jestem na to gotowa.
- A co z Tobą?
- Podejrzewam, że na razie zabiorą mnie ze sobą.
- A co potem? Chyba nie zamienią Cię w wilka?
- Nie sądzę. Gdyby chcieli Sam wczoraj by mnie przemienił.
- Ale nie masz pewności.
- To nie ma znaczenia. Będziecie bezpieczni.
- Nie ma nic, co by Cię od tego odwiodło?
- Znasz odpowiedź.
- Tak myślałem... A mogę Cię odprowadzić?
- Ale tylko do drzwi.
- Dobrze.
- Obiecaj, że kiedy wyjdę zamkniesz je za mną.
- Obiecuję.
- Powinniśmy już iść.
- Nic ze sobą nie bierzesz?
- Wątpię, żeby cokolwiek było mi potrzebne. Nie powiedzieliśmy ani słowa, aż do drzwi.
- Może się jeszcze zastanowisz? Nie musisz tego robić.
- David, przemyślałam to. Nie ma innego wyjścia.
- Nie musisz robić, jeśli tego nie chcesz.
- A skąd wiesz, że nie chcę? Nie martw się. Wszystko się ułoży, zobaczysz.
Pocałował mnie. Byłam zaskoczona, ale nie odsunęłam się, wręcz przeciwnie. Przysunęłam się jeszcze bardziej. Co ja robię?
- Muszę już iść - powiedziałam. Otworzyłam drzwi.
- Kocham Cię.
- Trzymaj się, David - pocałowałam go w policzek.
- Powodzenia.
Wyszłam. Odwróciłam się i zaczekałam, aż usłyszałam szczęk zamka. Ruszyłam w kierunku swojej zguby.
- Katie - usłyszałam w salonie Sama. - Podjęłaś słuszną decyzję.
- Mam trzy warunki.
- Nie wiem czy w obecnej sytuacji masz coś do gadania... Ale mów, chętnie posłucham.
- Po pierwsze, w ciągu doby wszyscy opuścicie miasto.
- I tak chcemy już odejść, więc zgoda. Jutro o tej godzinie już nas tu nie będzie. Za łatwo poszło...
- Po drugie nigdy już tu nie wrócicie.
- Nigdy tego nie robimy.
- Po trzecie... Eric powiedział mi, że chcecie zasilić szeregi. Mój przyjaciel, David... Ma zostać człowiekiem, nie macie się do niego zbliżać. Nikt z Was.
- No nie wiem... To byłby idealny rekrut. Ale dobrze. W obecnej sytuacji byłby do niczego.
- Obiecujesz dotrzymać wszystkich warunków?
- Chcesz złożyć przysięgę krwi, czy wolisz zaufać na słowo? - widziałam, że się śmieje.
- Obiecaj.
- Obiecuję.
- Jeśli złamiesz choć jeden warunek, nie daruję ci tego.
- Mam się bać? - zaśmiał się.
- Nic mi nie zrobisz - podszedł do mnie.
- Chcesz się przekonać?
- No, dobrze. Chodźmy. Muszę przekazać Erikowi świetną wiadomość. Dan, zwiąż jej ręce, a gdyby czasem ta śliczna buźka... - przejechał mi palcami po policzku. - była zbyt głośna, zaknebluj. Dan chwycił mnie za rękę i pociągnął na zewnątrz, gdzie związał mi ręce. Następnie popchnął mnie w kierunku ogniska.
- Ruszaj - powiedział szorstkim tonem.
Zaprowadził, a raczej zaciągnął mnie do najbliższego drzewa, siłą posadził mnie na ziemi i przywiązał do pnia.
- Masz być cicho. Jeśli mnie nie posłuchasz, nie ręczę za siebie.
- Samowi chyba zależy, żebym przynajmniej na razie żyła.
- Ale nie mówił w jakim stanie.
Odszedł, a ja odetchnęłam. Dopiero teraz poczułam jak strasznie się boję... i żałuję swojej decyzji.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro