Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Katie

- David? Odpocząłeś? - spytałam podchodząc do niego. Dlaczego wszedł do tunelu?
- Miałem cię zmienić, ale zaspałem. A jak tu przyszedłem ciebie nie było. Szukałem cię dwadzieścia minut. Dlaczego tu weszłaś, Katie?
- Usłyszałam coś. Poszłam sprawdzić.
- Wiesz jakie to było niebezpieczne. Nie powinnaś schodzić tu sama.
- David, nic mi nie jest.
- Nie rób tego więcej.
- Będę robić co chcę, David. Nie jestem małą dziewczynką.
- Nie, ale chcę, żebyś była bezpieczna. A co gdyby te wilkołaki zdołały tu wejść?
- Po pierwsze, wilkołaki chodzą tylko w dzień. Po drugie, tych drzwi nie da się wyłamać. Więc uspokój się.
- Łatwo ci mówić.
Wyszłam na zewnątrz. Zaczynało świtać.
- Idź spać. Ty też powinnaś odpocząć.
- Dobrze - potrzebowałam odpoczynku. Poza tym musiałam być wyspana, bo jutrzejszej nocy też muszę mieć wartę.
Kiedy wróciłam do obozu podeszła do mnie Meg.
- Katie? Wszystko w porządku? David cię szukał.
- Spokojnie. Nic mi nie jest.
- Chodź. Będziesz spała ze mną.
Meg zaprowadziła mnie do namiotu. Były tam trzy posłania.
- Kto jeszcze tu śpi? - spytałam.
- David.
No tak, nie pomyślałam.
- Jak chcesz to możemy przejść do...
- Nie, coś ty. Przecież to twój brat. Poza tym jako jedna z najstarszych powinnam trzymać wartę.
- Nie musisz. David cię zmieni, weźmie kogoś innego...
- David powinien zająć się sobą, Meg. On sam powinien odpocząć. Poza tym nie powinien cię zostawiać.
- Wiesz, że on nie pozwoli na to?
- Ale będzie musiał się z tym pogodzić, bo ja nie odpuszczę.
Położyłam się i za chwilę zasnęłam.
Obudziła mnie Meg.
- Katie? Wiesz gdzie jest David? Mike miał go zmienić, ale nikogo nie było przy włazie.
- Która jest godzina?
- Katie...
- To ważne.
- Około szesnastej. Ale co z moim bratem?
- Spokojnie. Chyba wiem gdzie jest.
Poszłam w kierunku włazu. Weszłam do środka.
- David? Wiem, że tu jesteś. Meg się o ciebie martwi, Mike cię szuka.
- A ty? - usłyszałam głos tuż przy uchu.
- A ja wiedziałam, że tu będziesz - powiedziałam odwracając się do wyjścia.
- Nie martwiłaś się?
- Nie jestem jak ty - wyszłam na zewnątrz.
- Katie, nie bądź zła - powiedział wychodząc. - Przecież chciałem dobrze. Aż tak ci przeszkadza, że się o ciebie martwię?
- Nie, ale myślę, że twoja siostra bardziej cię potrzebuje.
- Myślę, że wolałaby ciebie jako siostrę niż mnie. Nakrzyczała na mnie, że pozwoliłem ci wziąć wartę przy włazie.
- Ale jak zniknąłeś naprawdę się przestraszyła.
- Ale tak na wszelki wypadek, uwierz mi, nie chcę mieć w Meg wroga, dziś nie będziesz miała warty przy włazie. Tak samo jak jutro i... Zawsze. Nie pozwolę ci tam być.
- Co?! Nie mówisz chyba poważnie.
- A wyglądam jakbym żartował?
- Nie zrobisz tego. Mogę i będę sama o sobie decydować. Nie możesz mi zabronić.
- Teraz mamy inne zasady.
- W takim razie ja nie pozwalam tobie nigdzie iść. Będziesz całymi dniami siedział ze mną i Meg w obozie. Co ty na to?
- Czy ty mnie szantażujesz?
- A ty chcesz mi odebrać wolną wolę? - wiedziałam, że muszę go zmusić do zmiany decyzji. Eric będzie na mnie czekał.
- Kate, ja...
- Twój wybór. Ale pamiętaj. Nie dam się uwięzić. Jeśli będzie tak jak mówisz nie cofnę się przed niczym.
- Czyli?
- Czyli jeśli się bardzo postarasz więcej mnie nie zobaczysz, rozumiesz?
- Katie, przestań...
- David, ja nie żartuję. Tak więc lepiej zastanów się co jest dla ciebie lepsze.
- Dlaczego tak ci na tym zależy?
- Nie lubię być bezużyteczna, poza tym potrzebuję chwili samotności - dlaczego tak łatwo przyszło mi to kłamstwo? - Zbyt wiele się zmieniło, potrzebuję chwili by to do mnie dotarło - w sumie to do końca nie było kłamstwo, w końcu zginęli moi rodzice. Zostałam sama i muszę zmienić moje życie.
Potrzebuję kogoś kto mnie zrozumie.
- No dobrze. To będzie twoja warta. Przepraszam za moje zachowanie, ale Katie zrozum, chciałem dobrze. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką i nie chcę cię stracić. Jesteś dla mnie na prawdę ważna, nawet nie wiesz jak bardzo...
- David!
Meg natychmiast, gdy nas zobaczyła przybiegła i przytuliła Davida.
- Gdzie byłeś? Mike cię szukał, ale nigdzie cię nie było. Jak go znalazłaś? - spytała mnie.
- Powiedzmy, że potrzebowaliśmy chwili, żeby wyjaśnić sobie kilka spraw i twój braciszek przed wszystkimi się schował.
- Słońce niedługo zajdzie. Katie, mam nadzieję, że odpoczęłaś. Zjedz coś i szykuj się na swoją wartę.
- Co?! - spytała Meg.
- Mówiłam, że się nie dam - powiedziałam mrugając do małej. - Przypilnuj go, żeby zasnął. Musi porządnie odpocząć.
Poszłam coś zjeść. Niestety nasza tak zwana kuchnia nie była zbyt dobrze zaopatrzona. Jedzenie powoli zaczynało nam się kończyć. Tylko parę osób, w tym my, pomyśleliśmy, żeby wziąć coś do jedzenia. Musiałam coś wymyślić. No i nie mogłam o tym mówić Davidowi. On nie powinien w ogóle się ruszać z obozu.
- Dobranoc Meg - powiedziałam przechodząc koło naszego namiotu.
- Katie poczekaj - podbiegł do mnie David.
- Jesteś pewna, że chcesz mieć co noc wartę? Może jednak to przemyślisz? Meg chyba mnie zabije.
- David, jestem pewna. Powiedz Meg, żeby się nie martwiła. Dam sobie radę.
- W takim razie do jutra.
- Śpij dobrze, David - powiedziałam odchodząc.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro