Katie
- David?! - poczułam, że łzy płyną mi po policzkach. - To niemożliwe... - głos mi się łamał.
- Nie powinienem ci tego mówić, ale lepiej, że dowiedziałaś się tego wcześniej.
- A co to da?
- Jeśli David się ukryje i oni go nie znajdą to nic mu się nie stanie. No i musi patrzeć kogo dotyka.
- Ale jak mam go ostrzec? Przecież nie mogę powiedzieć mu skąd to wiem.
- Rzeczywiście, to jest problem.
- I co mam zrobić?
- Na razie zostajemy w mieście. Gdyby się coś zmieniło poinformowałbym cię.
- Naprawdę mógłbyś to zrobić?
- A przyjdziesz jutro?
- Czy to jest szantaż? - spytałam z uśmiechem.
- Prośba.
- W takim razie przyjdę.
- Ktoś otworzył właz. To David.
- Nie powinien mnie tu widzieć - powiedziałam ciszej.
- Idź. Powiedz, że coś słyszałaś i poszłaś sprawdzić.
- Do jutra.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro