Katie
- Co tak długo? - spytał David.
- Ja... Nie... Zamek się zaciął - dlaczego nie powiedziałam prawdy?
- Chodź. Musimy znaleźć miejsce i się rozłożyć.
Reszta grupy zdążyła już odgrodzić spory kawałek lasu łodygami, kamieniami. Dwa namioty były już postawione. Razem z Davidem postawiliśmy kolejne dwa.
- Wygląda to całkiem nieźle. Zostało jeszcze jedno - powiedział wyjmując nieznane mi zioło. - To tojad. Sprawdzimy czy działa to w prawdziwym życiu.
Tak minęła cała noc i dzień.
- Musimy ustalić warty - powiedział David. - Jedna osoba przy włazie, jedna przy obozie. Ja mogę wziąć jedną teraz.
- Nie - wyrwałam się. - Musisz się wyspać, odpocząć. Ja wezmę pierwszą.
- Dobrze. To przy obozie już mamy...
- Wolałabym przy włazie.
- Jesteś pewna?
- Tak.
- Przyjdę cię później zmienić.
- Nie spiesz się. Wyśpij się porządnie - będę potrzebowała trochę czasu.
Poszłam w kierunku włazu. David rozdzielał ostatnie warty na dziś. Mam nadzieję, że nie zmieni mnie zbyt wcześnie.
Doszłam do włazu. Tu miałam mieć wartę, ale musiałam wejść do środka.
- Katie? - usłyszałam głos, gdy podeszłam do drzwi.
- Tak. To ja.
- Bałem się, że nie przyjdziesz.
- Tak właściwie nie wiem, dlaczego przyszłam.
- Ale mimo wszystko przyszłaś.
- Dlaczego chciałeś się ze mną spotkać? I tak nie wpuszczę cię do środka.
- Spokojnie. Jak mówiłem wcześniej, nie będę nalegał. Rozumiem cię i podziwiam. Nie wiem co bym zrobił na twoim miejscu.
- Sama bym się tego po sobie nie spodziewała.
- Wiem, że nie powinienem cię o to pytać. Nie chcę wyjść na wścibskiego...
- Pytaj o co chcesz.
- Czy ciebie i tego chłopaka... Czy coś was łączy?
- Mnie i Davida? Dlaczego o to pytasz? - byłam zdziwiona tym pytaniem. Spodziewałam się wszystkiego... Jak widać jednak nie.
- Jak się pierwszy raz spotkaliśmy miałem wrażenie, że jesteście sobie obcy. On biegł co sił w nogach nie zwracając uwagi na ciebie. Natomiast wczoraj szukał ciebie, wrócił aż tutaj. Nie wiem co ty do niego czujesz, ale powiem ci, że on jest jakiś dziwny.
- Jesteśmy przyjaciółmi...
- A ty chciałabyś czegoś więcej - to nie było pytanie.
- Jeszcze parę dni temu powiedziałabym, że tak. Ale ostatnio zbyt wiele się działo i teraz nie jestem tego taka pewna. Tyle razy chciałam go zapytać czy traktuje mnie tylko jak przyjaciółkę, ale zawsze stchórzyłam. Nie potrafiłam powiedzieć mu prawdy - czułam, że za chwilę się popłaczę. - Może zmienimy temat?
- Dobrze. Jest coś co chciałabyś o mnie wiedzieć? Chyba, że ja mam pytać. Jak chcesz.
- W zasadzie to mam kilka pytań. Dlaczego zaatakowaliście akurat nas?
- Nie wiem. Nie zależy to od nas. Alfa wybiera miasto, a my wykonujemy zadanie.
- I nie możecie się przeciwstawić?
- Jeszcze niedawno myślałem, że nie.
- A jak ty stałeś się wilkołakiem? Znaczy... Przepraszam, chyba nie powinnam o to pytać, to twoja sprawa...
- Nie ma sprawy - przerwał moje tłumaczenie. - Jeszcze nikomu o tym nie opowiadałem. Ale jeśli chcesz posłuchać, to chętnie ci opowiem. To było ponad rok temu. Zaczęło się tak jak tu. W nocy przyszli jacyś ludzie, rano zaczęła się rzeź. Po paru dniach została nas już tylko garstka. Ja przeżyłem tylko dlatego, że zostałem z moim kumplem Maxem. Gdybym był wtedy w domu zginąłbym razem z rodziną. Po tygodniu w nocy ktoś zapukał do drzwi. Max otworzył, ja schowałem się w kuchni i podsłuchiwałem. To była dziewczyna, do teraz pamiętam co powiedziała: „Ty jesteś Max, prawda? Zostałeś wybrany. Będziemy na ciebie czekać jutro w nocy.". Max zamknął drzwi. Kiedy go zapytałem co się stało powiedział, że chwyciła go za rękę i poczuł mrowienie na całym ciele. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że można stać się wilkołakiem przez dotyk. Dowiedział się o tym, gdy wrócił ze spotkania. Razem z nim przyszedł Sam z watahy. Od razu wiedział, że zostałem przemieniony przez Maxa, mimo że nie znajdowałem się na liście. Wataha nie była zbytnio zadowolona, ale nie mieli wyboru.
- Powiedziałeś, że przenosicie to przez dotyk. Czy to znaczy, że ja...
- Spokojnie. Nie zmienisz się.
- Ale przecież mnie dotknąłeś.
- Tak, ale po mojej przypadkowej przemianie przez miesiąc nowi ćwiczyli jak wytworzyć barierę ochronną, żeby nie zmienić kogoś niepożądanego. Nie dotknąłbym cię nie będąc pewnym, że cię nie przemienię. Nie mógłbym na siebie patrzeć, gdybym cię przemienił.
- Więc jesteś pewien, że nic mi nie będzie?
- Tak, w stu procentach.
- To dobrze. Nie mogłabym być tym pot... - chyba nie powinnam tego mówić. Nie przy Ericu.
- Wiem co chciałaś powiedzieć.
- To nie tak, przepraszam. Ale ty nie...
- Nie tłumacz się - znów mi przerwał. - Wiem kim, czy raczej czym jestem. Masz rację. Jesteśmy potworami. Potrafimy tylko niszczyć.
- Ale ty jesteś inny. Sam powiedziałeś, że już dawno mogłeś mnie zabić. Mimo to nadal żyję.
- Jak wataha się o tym dowie, będę martwy...
- Nikt się o tym nie dowie.
- Obiecaj, że nikomu nic nie powiesz. Nikt nie może o tym wiedzieć dla twojego bezpieczeństwa.
- Myślę, że nawet jeśli byś mnie o to nie prosił, to i tak bym nic nie powiedziała. W końcu już co do dzisiaj skłamałam.
- Naprawdę? Co powiedziałaś?
- Wzięłam pierwszą wartę. David chciał mnie ustawić przy obozie, ale na szczęście udało mi się go przekonać. Myślałeś, że mu powiem: David idę do wejścia, bo chcę pogadać z pewnym wilkołakiem? Wziąłby mnie za wariatkę i w życiu nie pozwolił przyjść.
- Nie dziwiłbym mu się.
- Mam jeszcze jedno pytanie. Mówiłeś, że macie upatrzonych ludzi, których chcecie mieć. Czy z grona, które uciekło, jest ktoś na tej waszej liście?
- Na razie znam tylko jedną osobę.
- Kto to?
Cisza.
- Eric? Kto to? Powiedz.
- David.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro