Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Katie

Nie wiem, dlaczego poprosiłam Davida, żeby został. Chciałam tego, ale nie sądziłam, że jestem w stanie powiedzieć to na głos. Ale David ze mną został, usiadł na podłodze, oparł się o łóżko i zamknął oczy. Usiadłam obok niego i oparłam głowę na jego ramieniu, mnie objął. Tak siedzieliśmy, nie mówiąc ani słowa. Czekaliśmy na kolejny dzień, słuchaliśmy czy kolejni ludzie nie zostają zabici. Ale kolejna noc była cicha jak makiem zasiał.
- David?
- Hmm...
- Myślisz, że powinniśmy uciekać?
- Dlaczego pytasz?
- W końcu będziemy musieli wyjść. Oni to wiedzą.
- Nikt nam przecież nie każe wychodzić. Możemy całe tygodnie spędzić w domu.
- W końcu sam będziesz chciał wyjść, tak jak wszyscy inni. Dobrze o tym wiesz.
- Nawet jeśli masz rację to jak chcesz uciec. To jest nie możliwe.
- Pamiętasz jak kiedyś zeszliśmy do piwnicy u mnie w domu? Zapytałeś co jest za tymi drzwiami. Były zamknięte. Niedawno znalazłam do nich klucz. Sprawdziłam dokąd prowadzą. To tunel. Kończy się włazem w lesie za miastem.
- Ale jak dostaniemy się do twojego domu? My nie mamy tajnego tunelu.
Podeszłam do okna.
- Zauważyłeś, że wilki atakują tylko w dzień? - powiedziałam wskazując sąsiednie drzwi, w których stał mężczyzna.
- Rzeczywiście. Więc akcja musi odbyć się w nocy.
- Ale jak powiadomimy wszystkich. Przecież nie możemy iść sami.
- Chodźmy do moich rodziców. Może oni coś wymyślą.
Rodzice Davida siedzieli w salonie i oglądali wiadomości.
-... dlatego prosimy wszystkich mieszkańców o pozostanie w domach i nie otwieranie drzwi nikomu.
Najlepiej zamknąć wszystkie okna. Prosimy również o oszczędzanie jedzenia i wody. Postaramy się jak najszybciej dostarczyć najpotrzebniejsze rzeczy. Jeśli mają państwo informacje prosimy o telefon.
Ojciec Davida szybko zapisał numer na kartce. Kiedy zobaczył krzywe spojrzenie żony szybko zaczął się tłumaczyć.
- To tak na wszelki wypadek kochanie. Może się przydać...
- I to już nie długo - przerwał David. - Katie ma pomysł.
- To szaleństwo - powiedziała mama Davida kiedy wytłumaczył im plan.
- Ale może się udać - powiedział David.
- A jaką macie pewność, że wilki nie atakują w nocy? - mama Davida nadal nie była przekonana. - Co jeśli nas zaskoczą? Zganią wszyscy, którzy dotychczas uszli z życiem.
- Trzeba więc to sprawdzić - odezwał się w końcu tata Davida.
- Może pani ma rację. Może rzeczywiście nie warto ryzykować.
- Ale będzie jak mówiłaś. Ludzie zaczną w końcu wychodzić. Będą próbowali uciec z miasta, ale większości się nie uda - powiedział David.
- Gdzie są te drzwi? - spytał tata Davida.
- Chcesz iść sam? Co ci odbiło? - mama Davida była coraz bardziej nerwowa.
- Ja pójdę - powiedziałam i szybko ruszyłam do drzwi. Zatrzymał mnie David.
- Nie możesz iść sama. To może być niebezpieczne.
- Muszę tam iść. Jeśli moi rodzice żyją nikt oprócz mnie nie wejdzie do środka. Poza tym tylko ja wiem gdzie jest ten klucz.
- W takim razie pójdę z tobą.
- David... Nie...
- Idę, nawet jeśli mi nie pozwolisz.
- David, zastanów się... - odezwała się jego mama. Miała łzy w oczach.
- David, twoja mama ma rację. Nie powinieneś iść.
- W takim razie ty też nie możesz iść.
- Muszę...
- Katie, ty też nie powinnaś iść. Nie wiemy czego się spodziewać - powiedział tata Davida.
- Idę - byłam pewna swego. Musiałam wiedzieć czy mój plan ma jakąś szansę i czy moi rodzice żyją.
- W takim razie idę z tobą - odezwał się David.
- Nie puszczę was samych - powiedział ojciec Davida.
- Tylko wróćcie wszyscy.
Wyszliśmy na ganek. Nie widzieliśmy nikogo. Ruszyliśmy spokojnie w kierunku mojego domu.
Żadne z nas nie powiedziało ani słowa przez całą drogę, która na szczęście nie była długa. Drzwi były otwarte na oścież. Wbiegłam do środka i zobaczyłam moich rodziców leżących na podłodze. Nie żyli. David podszedł do mnie, odwrócił mnie do siebie i przytulił. Miałam ochotę się popłakać, ale wiedziałam, że nie mamy dużo czasu. Odsunęłam się od Davida i poprowadziłam ich w stronę piwnicy. Doszliśmy do drzwi, wyjęłam klucz ze skrytki, otworzyłam tunel i weszłam do środka.
Zaczęłam biec w kierunku włazu.
- To tutaj - powiedziałam wskazując drabinkę.
Otworzyłam właz i wyszłam na zewnątrz.
- Katie, co ty robisz? - usłyszałam głos Davida.
- Nikogo tu nie ma.
Za chwilę z tunelu wyszli David i jego tata. Znaleźliśmy się w środku lasu za bramą miasta.
- To może się udać - powiedział tata Davida. - Ale teraz się pospieszmy, do świtu nie zostało dużo czasu.
Pobiegliśmy w drugą stronę. Szybko zamknęłam drzwi. Gdy wybiegłam zaczynało już świtać.
- Katie, szybko - David z tatą biegli już w stronę domu. Szybko ruszyłam za nimi, ale potknęłam się o... O ciało sąsiadki.
- Nic ci nie jest? - nie znałam tego głosu, ale pozwoliłam, aby pomógł mi wstać. Kiedy się odwróciłam zobaczyłam chłopaka. Miał błękitne oczy, jak morze. Utonęłam w nich.
Szybko wyrwałam się z jego uścisku i pobiegłam co sił w nogach do domu Davida. Zatrzasnęłam za sobą drzwi. Przed domem stały już wilki.
- Co tak długo? Ledwo zdążyłaś - powiedział David.
- Ja... Potknęłam się o... O ciało naszej sąsiadki i... Pomógł mi... Ktoś. Nie znam go. Nigdy nie widziałam.
- Coś ci zrobił?
- Nie. Nic mi nie jest... - w tym momencie uświadomiłam sobie, że zostałam sama. Moi rodzice nie żyją. Nawet nie zauważyłam kiedy zaczęłam płakać. David chwycił mnie za rękę i poprowadził do swojego pokoju. Zamknął za mną drzwi i przytulił mnie. Staliśmy tak parę minut, a ja cały czas płakałam.
- Nie to chciałam zobaczyć - powiedziałam w końcu.
- Ja też miałem nadzieję, że nic im nie jest.
- Powinnam tam być z nimi. Może by nic się nie stało.
- Skąd możesz to wiedzieć - odsunął się ode mnie kawałek tak, żeby mógł mi spojrzeć w oczy. - A co jeśli byś też zginęła? Co bym zrobił sam? Nie mielibyśmy szansy ucieczki, a ja straciłbym najlepszą przyjaciółkę.
Czyli jednak byłam tylko przyjaciółką. A z resztą co by mi teraz dało, gdyby powiedział mi, że znaczę dla niego więcej. Możemy nie przeżyć kolejnego dnia, a ja zawracam sobie głowę takimi głupstwami.
- Przepraszam - powiedziałam opierając o niego głowę. - Po prostu czuję wyrzuty sumienia.
- Dlaczego? Bo ty żyjesz, a oni nie?
- A ty jakbyś się czuł na moim miejscu?
- Nie wiem. Byłoby mi ciężko, ale zrobiłbym wszystko, żeby ich śmierć nie poszła na marne.
- To kogo zabieramy? - zmieniłam temat.
- Rodzice nie chcą iść. Postanowili walczyć o odzyskanie miasta. Wiedzą, że wilki nie atakują w nocy. To już coś. Tata dzwoni do telewizji. Chcą namówić dorosłych do obserwacji, żeby w odpowiednim momencie zaatakować, a dzieci i młodzież, aby poszły z nami do lasu.
- A co później? Przecież jeśli wilki nas znajdą w lesie...
- Po naszym wyjściu bramy mają zostać zamknięte, aby nikt nie mógł się wydostać.
- Uda nam się?
- Nie chcę zapeszać, ale myślę, że tak. Z tego co wiem, to właz jest niedaleko plaży. Może nadejdzie drogą morską jakaś pomoc.
- Dzieciaki, bierzcie plecaki - powiedziała mama Davida. - Weźcie tylko najbardziej niezbędne rzeczy. Ruszacie dziś w nocy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro