Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Eric

Nie mogłem uwierzyć. Mo należy do rodu pierwotnych? Chociaż to tłumaczyło skąd wiedziała o rytuale.
Biegłem szukając jej, aż w końcu...
- Mo?
- Eric? Nadal tu jesteś?
- Wiem od Sama kim jesteś i potrzebuję pomocy - czasem nie warto owijać w bawełnę. Ja nie miałem na to czasu.
- To znaczy?
- Chcę to zakończyć.
- Ale przecież... Umrzesz... Ja nie mogę ci na to pozwolić.
- Proszę, ja wiem co robię i nie ma innego wyjścia.
- Zastanów się jeszcze. Pomyśl o Katie.
- Właśnie o niej myślę. Chcę, żeby jej życie wróciło do normy. Zanim spotkała watahę, zanim poznała mnie.
- A czy ona tego chce?
Po tym co mi ostatnio powiedziała, pewnie nie. Ale miała Davida...
- Nie ważne. Pomóż mi, proszę. Sam cię zabije jeśli nie zrobię tego co powinienem.
- Dobrze.
- Dziękuję. W takim razie chodźmy.
Pobiegliśmy na miejsce spotkania z Vikiem. On już na nas czekał.
- Myślałem, że stchórzyłeś - powiedział Vic na powitanie.
- Chcę to zakończyć.
- Witaj, Mo - powiedział Vic.
- To wy się znacie? - spytałem zdziwiony.
- Oczywiście, przecież jesteśmy pierwotnymi - odpowiedziała mi Mo.
- Co?! - nie tego się spodziewałem. Przecież Vic wyglądał na dużo starszego, a Mo była, a przynajmniej wyglądała na tyle co ja.
- Wilki, dziwnym trafem, starzeją się wolniej. Vic porzucił wilczą naturę, więc starzeje się wolniej niż człowiek, ale szybciej niż wilk.
- Aaa... - byłem skołowany, ale musiałem wziąć się w garść. - Katie i David za chwilę tu będą, więc przygotujmy się.
Vic wręczył mi wszystko co potrzebne: trzy świece S, B, W, każda z inną literą dla każdego przedstawiciela, dwa srebrne noże (trzeci dałem Davidowi), księgę i kredę, którą narysowałem trójkąt równoboczny. Na każdym wierzchołku umieściłem świecę.
- Eric! - odwróciłem się w kierunku, z którego dochodził głos. To David i Katie.
Nic nie mówiąc Katie zajęła swoje miejsce.
- Co ty robisz? - spytałem zdziwiony. Potrzebowałem tylko kropli jej krwi, nie chciałem, żeby tu była. W odpowiednim momencie miał się zjawić David z kroplą jej krwi na nożu.
- Jak to co. Potrzebujesz mnie. Bez mojej obecności się nie uda - powiedziała wyjmując srebrny nóż.
- Zacznijmy - powiedziałem zabierając jej ostrze.
Mo i Vic zajęli swoje miejsca, a ja zacząłem czytać wersy z księgi.
,,Ród wilków zagrożeniem się staje, dlatego ja Eric jestem tu, aby to zakończyć. Krew trzech pierwotnym potrzebna. Blood - podałem nóż Mo, Wolf - teraz Vikowi, i Steward - na koniec z wielkim trudem podałem ostatni Katie, są ze mną z własnej woli i dokonali wyboru. Niech teraz krople ich krwi połączą się i zerwą klątwę."
Cała trójka zrobiła niewielkie nacięcie na dłoni. Wiedziałem, że to okropnie musi boleć, w końcu noże były ze srebra. Spojrzałem na Katie, gdy upuszczała kroplę na ziemię i zobaczyłem błysk w jej oku. Miała jakiś pomysł i to mnie przeraziło. Nie wiem co jej chodzi po głowie. Zauważyłem, że nie ma Davida...
- ,,A teraz przypieczętuję koniec swoją śmiercią..."
Już wyciągałem nóż z kieszeni, kiedy Katie krzyknęła.
- Nie rób tego!
- Muszę.
- Nie wiesz wszystkiego. Vic ci nie powiedział, że ofiara musi być dobrowolna inaczej Twoja śmierć pójdzie na marne.
- Skąd to wiesz? - wyprzedził mnie z tym pytaniem Vic.
- Podsłuchałam kiedyś rozmowę rodziców - odpowiedziała patrząc nadal na mnie. - Wtedy tego nie rozumiałam, teraz już wiem o co chodziło.
- A dlaczego sądzisz, że moja ofiara nie jest dobrowolna?
- Widzę to w Twoich oczach. Ty nie chcesz umierać, ale chcesz się poświęcić. To nie to samo.
- Muszę spróbować.
- Chyba nie sądziłeś, że ci tak łatwo pozwolę.
- Katie! - to był David.
- Co ty wymyśliłaś? - spytałem cicho jednak nie odpowiedziała mi. W naszym kierunku biegł Sam. - Katie, co to ma znaczyć?
Odwróciła się dokładnie w momencie, gdy Sam był tuż za nią. Chwilę po tym Sam wił się na ziemi z wbitym w serce nożem. Srebrnym nożem...
- Chyba nie sądziłaś, że mnie przechytrzysz? - to były jego ostatnie słowa. Tylko o co mu chodziło? I wtedy Katie spojrzała na swoją rękę. Była cała we krwi. Myślałem, że to krew Sama, ale wtedy zobaczyłem w jego ręce nóż...
- Katie! - krzyknąłem, gdy ugięły się pod nią kolana. Złapałem ją zanim upadła. - Coś ty wymyśliła...
- Tego nie było w planie... - zemdlała.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro