Eric
Nigdy nie przepadałem za pełnią. Spędzaliśmy ją wszyscy razem, jak rodzina, jednak ja nigdy nie czułem się jej częścią. Teraz czułem, że mam z nimi jeszcze mniej wspólnego. Jak zawsze zgłosiłem się na ochotnika do pilnowania w mieście. Ale nawet gdyby coś się stało i tak bym nie interweniował.
Sam zawsze wściekał się na mnie, że za każdym razem się zgłaszam, ale musiał zauważyć, że ostatnio jestem dziwny (kto tego nie zauważył...), albo stwierdził, że tak będzie lepiej i od razu się zgodził.
Usiadłem pod drzewem naprzeciwko domu Katie. Wiedziałem, że tam jest. Znałem jej zapach, jestem na niego wyczulony. Nie był silny, gdybym go nie szukał nic bym nie poczuł, tak jak każdy inny wilk.
Poza tym może nie znamy się długo, ale na tyle ją znam.
- Tu jesteś - usłyszałem w głowie.
- Mo? Co ty tu robisz?
- Znowu się zgłosiłeś... Chciałam sprawdzić dlaczego.
- Dobrze wiesz. Nie jestem jak wy. Nie byłem wybrany.
- Ale jesteś jednym z nas.
- Sam jest zadowolony, mi też to nie przeszkadza. Poza tym nie lubię pełni...
- Wierz mi... Ja też nie lubię być wilkiem przez dłuższy czas...
- Ja nie lubię być nim wcale.
Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu.
- Dlaczego wpatrujesz się w ten dom? Ktoś tam jest?
- Co? Yyy... Nie. Tak po prostu.
- Co się z Tobą dzieje?
- Sam nie wiem...
- Znasz to miasto? Byłeś tu kiedyś?
- Nie. Nigdy tu nie byłem.
- To o co chodzi. Chyba możesz mi powiedzieć. Martwię się o Ciebie. Max też.
- Lepiej żebyś nie wiedziała. Nie chcę, żebyś miała przeze mnie problem.
- To jest aż takie złe?
- Tak. Nigdy nie powinno się zdarzyć. Nie prawdziwemu członkowi watahy. To mogłem zrobić tylko ja.
- Co to? Powiedz mi. Może będę umiała Ci pomóc.
- Uwierz mi... Nikt mi nie pomoże. Z resztą chyba nawet nie chcę. Złamałem zasady, ale jestem szczęśliwszy.
- Nie ufasz mi.
- Co? Nie...
- Boisz się, że powiem Samowi.
- Musisz być posłuszna alfie. Jeśli będzie ci kazał powiesz mu wszystko.
- A słyszałeś, że jeśli wilkołak się zakocha może sprzeciwić się alfie?
- Jesteś zakochana?
- Tak. Wiem, że ty też.
- Skąd Ci to przyszło do głowy?
- Widzę. Ale nie martw się, nikt inny tego nie zauważy, a ja nic nie powiem.
- No dobrze. Masz rację...
- To jej dom prawda?
- Yhm...
- Wie co do niej czujesz?
- Nie wiem.
- A ona Cię kocha?
- Nie wiem.
- A zna Cię?
- Tak. Spotykamy się co noc.
- Max wie?
- Śledził mnie. Nie byłem czujny.
- Nie martw się - powiedziała po chwili milczenia. - Nic nie powiem.
Odeszła.
Mo... Tylko ona i Max mi zostali. Gdyby nie oni, nie dałbym sobie rady. Często pomagali mi, wstawiali się za mną u Sama, gdy coś przeskrobałem.
W końcu wzeszło słońce. Katie wróciła do obozu.
Ruszyłem w kierunku lasu myślami próbując przyspieszyć słońce.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro