Epilog
Moje miasto... Znów byłam w moim domu, w moim pokoju. Ale to już nie byłam ja. Zmieniłam się.
Ale najistotniejsze było to, że pomimo śmierci moich rodziców nie byłam sama.
- Kotku, gdzie to postawić?
Tak, tak. Eric jest tu ze mną, no i jest dzień.
Pytacie się dlaczego jest człowiekiem?
Eric pokazał mi rodzinną krypę, w której znalazłam zapiski mojego ojca. W drodze powrotnej ucięłam sobie długą pogawędkę z Mo na temat eliksiru, a w domu odnalazłam resztę dziennika. Gdy to połączyłyśmy stworzyłyśmy miksturę, która przywraca wilkom poprzednie życie. Tak więc Eric, Mo, Max i kilkoro innych przeszło na ,,naszą" stronę, a reszta watahy obiecała, że nigdy więcej nie zaatakuje człowieka.
Miasto powoli wracało do dawnej formy, jednak nie wszystko jeszcze działało jak należy. Ale nam to nie przeszkadzało.
- Możesz przestać się mi przyglądać, choć wiem, że to okropnie trudne, i powiedzieć mi, gdzie mam to pudło postawić? Ręce mi cierpną.
Zaśmiałem się.
- Połóż na blacie w kuchni.
Gdy postawił karton otworzyłam go. W środku były talerze, miski, sztućce, szklanki i wiele innych przedmiotów potrzebnych w kuchni.
Teraz to był nasz dom. Niestety niewiele przedmiotów przetrwało nadejście watahy, więc musieliśmy się zaopatrzyć.
Zaczęłam wypakowywać talerze, ale Eric chwycił mnie w talii.
- Nie teraz. O ile dobrze pamiętam jesteś umówiona. Chyba nie chcesz się spóźnić.
- No tak... David chciał iść ze mną do kina - uśmiechnęłam się.
- Bardzo śmieszne.
- Idę się przygotować - pocałowałam go.
Tak na serio, to Eric zaprosił mnie do restauracji. Jedynej, która wróciła do życia.
David wygadał mi się dlaczego ostatnio tyle czasu spędzał z moim chłopakiem. Eric chciał mi się oświadczyć. Dzisiaj. A ja zamierzam powiedzieć tak i żyć długo i szczęśliwie. Tak jak w książkach, dzięki którym kiedyś wymarzyłam sobie drugą połówkę. Jednak Eric nie był wymarzonym księciem z bajki. On jest lepszy niż mogłam sobie zamarzyć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro