Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Świąteczny Dodatek #4

Kastiel

Zamarłem puszczając zarumienioną skórę od moich zębów. Nat zaczął się śmiać widząc moją zdziwioną minę.

- Naprawdę myślałeś, że nie zauważę? To twoje mordercze spojrzenie paliło nas w kark, jak tylko przekroczyliśmy próg galerii. Poza tym, ludzie tam gadali tylko i wyłącznie o zboczeńcu, co się chował za doniczkami i gadał sam ze sobą. Zobaczyłeś to, co chciałeś?

- Przepraszam... - mruknąłem czując, że nawet uszy zaczynają mnie piec.

- Słoneczko, - zaśmiał się ujmując moją twarz – gdybym miał być o coś równie głupiego zły, to zabiłby cię, po tym, jak zainstalowałeś tę aplikację w moim telefonie.

- W-wiedziałeś?

- To, że coś ignoruję, nie oznacza, że jestem głupi, Kas – westchnął składając delikatny pocałunek na moich ustach. – Wierz mi, że ciężko się nie obudzić, kiedy ktoś klnie pod nosem, bo nie może odblokować czyjegoś telefonu.

- To wszystko było specjalnie? – Zapytałem opierając brodę na jego ramieniu. – Sprawdzałeś mnie?

- Głupi jesteś? – Roześmiał się rozczochrując moje włosy. – Melani spotkałem przez przypadek, chciałem jechać autobusem. Nie oczekiwałem, że za nami podążysz. Nie można ci nawet niespodzianki zrobić.

- Ja... - mruknąłem splatając nasze palce – bałem się.

- Wiem, – przyznał odwzajemniając mój uścisk, – ale nie zmienia to faktu, że wszystko zepsułeś. Musiałem specjalnie zadzwonić do Lysandra, żeby, chociaż choinkę ukryć przed twoim nadwrażliwym radarem.

- A reszta?

- Nie jesteś zbyt cierpliwy, co?

- Dopiero się zorientowałeś? – Westchnąłem przerzucając go na kanapę, z lekkim uśmieszkiem docisnąłem go do miękkich poduch. – Jestem zazdrosnym kochankiem.

- Oczywiście, że jesteś. Nie miałem, co do tego wątpliwości od samego początku. – Przewrócił oczami zarzucając ramiona na moją szyję. – Z zazdrością jesteś najprzystojniejszy.

Prychnąłem rozpinając guzik za guzikiem jego białej koszuli. Dlaczego on zawsze musiał ubierać się w ten sposób? To przez to ludzie źle go rozumieli. Jakbym wyszedł z Debrą w garniturze, rozumiałby, co mam na myśli. Lekko zirytowany objąłem jego talię unosząc wyżej. Objąłem ustami różowy sutek, który momentalnie stwardniał pod moim dotykiem.

- Co z pierścionkiem? – Dopytywałem przechodząc na drugą stronę.

- Domyśl się – stęknął głośniej, gdy ze złością zacisnąłem na nim mocniej zęby. Nat wsunął palce w moje włosy, gwałtownie ciągnąc za nie w górę. – Używaj czasem tej głowy, chyba nie masz jej tylko dla ozdoby?

- Mogę ci pokazać, na co mi ta głowa – powiedziałem zjeżdżając ustami niżej. – Potrafię sprawić, żebyś i ty swojej nie używał.

- Cz-czekaj! – Zawołał z trudem powstrzymując mnie przed zdjęciem mu spodni. – Nie chcesz, chociaż zobaczyć?

- Zobaczyć, co? – Zapytałem kąsając jego odpychającą mnie dłoń. – Nie wiem czy cokolwiek chcę widzieć.

- Durnyś, - zaśmiał się, gdy wyciągałem go ze spodni – naprawdę nie chcesz? Takie ładne zdjęcie mam.

- Na jej palcu? – Warknąłem zębami zsuwając jego bokserki. – Powiem, że nawet chętnie bym zobaczył.

- Ja chętnie zobaczyłbym na twoim.

- Słucham? – Oniemiały podniosłem głowę przyglądając się poirytowanej minie Nathaniela.

Blondyn przewrócił oczami odpychając mnie na długość ramion. Zaniemówiłem wpatrując się w czarne pudełko w jego dłoni.

- C-co to jest? – Wyjąkałem niepewnie ujmując opakowanie.

- Zgadnij – prychnął wyrywając z moich rąk spodnie.

Nathaniel przewracając oczami wciągnął na siebie odzienie. Z niedowierzeniem spojrzałem na dwa srebrne pierścionki. Blondyn westchnął wyciągając je z ozdobnego opakowania. Nie bardzo chciałem wierzyć temu, co robił. Zamarłem z dniom w jego rękach, czując chłód metalu na skórze.

- Nie podoba ci się?

- Podoba... - wymamrotałem niepewnie przyjmując srebrny pierścionek. – Podoba bardzo...

- Nie wyglądasz – zamarudził gryząc za mój wskazujący palec. – Może wolałbyś taki od Debry?

- Nawet trzy – zakpiłem wgryzając się w jego wargę. – Od ciebie to przynajmniej czterech oczekuje.

- Oho, to dużo wymagasz – zaśmiał się odwzajemniając mój uśmiech. – Jak będziesz grzecznym chłopcem, to się zastanowię.

- Nie stawiaj mi warunków nie do wykonania.

- Ale żeby nie było, jeszcze raz mi coś takiego zrobisz, a więcej mnie nie zobaczysz – ostrzegł uderzając palcem w moją pierś. – I żadna równie ckliwa historyjka, co te twoje „pierwsze razy" mnie nie zatrzyma.

- Drzwi piwnicy zamknięte na klucz z pewnością cię zatrzymują.

- Co?

- Co? – Powtórzyłem za nim z szerokim uśmiechem. – Powiedziałem tylko, że będę o tym pamiętał. Zawsze staram się nie wypaść z łask Mojej Panienki.

Nat zmrużył oczy procesując, co właśnie ode mnie usłyszał. Ze śmiechem podniosłem go na równe nogi, wciąż mieliśmy mnóstwo pracy. Znalezienie miejsca na wszystkie ozdoby przytargane przez Nathaniela zajęło nam ogrom czasu. Bite dwie godziny śmialiśmy się obrzucając nawzajem łańcuchami i plastikowymi kwiatkami. Miałem brokat dosłownie wszędzie, nawet tam, gdzie brokat nigdy nie chciałby się znaleźć. Godzinę upychaliśmy po kątach kartony, a później... później to była już historia.

- Na co się tak patrzysz?

Zerknąłem na Nathaniela, para wodna uciekała z łazienki tuż za nim. Objąłem go opierając brodę o jego mokre włosy. Ubrany w moją czarną koszulkę pachniał moim żelem do kąpieli. Czy można być bardziej seksowniejszym?

- Na najseksowniejszy tyłek w mieście?

Nat szturchnął mnie łokciem odrywając moje dłonie od jego krągłości.

- Na choinkę?

- Czy ty mnie o to pytasz? – Westchnął kręcąc niedowierzająco głową.

- Szukam prawidłowej odpowiedzi, nie chciałbym znowu oberwać – zaśmiałem się.

- Przecież ja cię nie biję...

- Wcale! – Zawołałem odsuwając się w ostatniej chwili. – Dziś przynajmniej pięćdziesiąt razy próbowałeś złamać mi żebra, udusić... nawet nie wspomnę o tym, jak wyrwałeś mi z garść włosów.

- Już nie udawaj, że to boli – burknął uciekając spojrzeniem.

- Oczywiście, że boli – zawyłem żałośnie opierając się na nim. – Uderzyłeś mnie nawet tam, gdzie mężczyzna jest najdelikatniejszy.

- Ojoj, straszne.

- Moja Panienka jest bezduszna – wymruczałem przygryzając jego ucho. – Nie powinienem dostać za to jakiejś rekompensaty?

- I czego toż Książe Kastiel sobie życzy w zamian?

- Niczego trudnego, – szepnąłem wciskając głowę pod jego koszulkę, – spędź ze mną tę noc.

- Zboczeniec – burknął ciasno oplatając mnie ramionami chroniąc się przed utratą równowagi.

- Czemu tak brzydko mówisz o swoim kochanku? – Zamarudziłem znajdując swoją drogę na powierzchnię. – Jestem kochany, uroczy, słodki i niesamowity.

- A przy tym masz zerową obsesję i zapędy stalkerskie... – przewrócił oczami, gdy uciszyłem go pocałunkiem.

- Sam doskonale wiedziałeś, co brałeś – zaśmiałem się ciągnąc go na kanapę.

Niezadowolony Demon zawarczał na nas opuszczając pomieszczenie. W tym mroku nie widziałem go, jego czarna sierść doskonale wtapiała go w tło. Poza serią kolorowych lampek, nie było innego światła. Przez zasłonięte zasłony nie wpadały uliczne światła. W naszym małym gniazdku było cicho, ciemno i przytulnie. Nie mógłbym w tej chwili mieć niczego lepszego. Z Nathanielem u boku, mógłbym zabunkrować się tutaj na kolejne lata.

- Nie jestem o tym taki przekonany – westchnął przestając się wiercić, kiedy materiał koszulki wydał z siebie żałosny dźwięk ostrzegawczy, przed rozerwaniem materiału. – Myślałem, że to twoja ulubiona koszulka.

- Zawsze chciałem ubrać na siebie ciebie.

- To zabrzmiało... cholernie dwuznacznie.

- Bo jesteś małym pervertem w przebraniu – wyszeptałem zostawiając coraz więcej malinek wokół jego obojczyków. – Gdybym powiedział, że chciałbym po prostu spędzić w tej pozycji cały wieczór i tak byś mi nie uwierzył.

- Mógłbym spróbować, gdybyś nie miał palców w moim tyłku – prychnął.

- Fair – przyznałem w dalszym ciągu kreśląc kółka po jego pośladkach. –Nigdzie nie podpisywałem umowy o życiu w celibacie.

- Jaką niby ja umowę podpisywałem? – Zapytał piskliwym głosem, gdy bezkarnie wsunąłem dłonie pod jego bokserki.

- W gratisie dostałeś nastolatka z buzującymi hormonami, nie powinieneś się cieszyć?

Nat w odpowiedzi tylko jęknął opierając czoło na podłokietniku. Uśmiechnąłem się z ustami przy jego piersi, czułem, jak serce zaczyna mu przyśpieszać. Słodki zapach jego skóry mnie pobudzał. Mógłbym zjeść go teraz w całości i wciąż czułbym niedosyt.

- Te twoje hormony zdecydowanie kiedyś mnie zabiją – zamarudził, gdy wreszcie uwolniłem nas z jego koszulki. – Podejrzewam, że szybciej, niż później.

- Daj spokój, od seksu jeszcze nikt nie umarł – przewróciłem oczami zsuwając mu bokserki.

Jak na tak głośne narzekanie, fizycznie stawiał zerowy opór. Ciężko byłoby w jego sytuacji walczyć, przy tak sterczącej sośnie, ta przebrana jodła mogła się, co najwyżej schować. Przez moment dzika myśl przeszyła mój umysł. Nat zabiłby mnie, gdybym spróbował, lecz ta wizja nie chciała mnie zostawić. Gdybym jego prącie ozdobił w lampki i łańcuchy, zdecydowanie spędziłbym te święta i nowy rok samotnie... obawiam się, że nawet i całą wieczność.

- Właśnie, że umarł – zamarudził nie patrząc w moim kierunku. – Były przypadki, gdy ludzie umierali od nadmiernego orgazmu!

- Brzmi, jak iście niebiański orgazm – zakpiłem nie przestając tego, co robiłem nawet na chwilę. – Chętnie uchylę przed tobą wrota nieba.

Niekoniecznie czekałem na jakąkolwiek aprobatę z jego strony. Korzystając z jego chwili zamyślenia, ulokowałem się w pozycji, do której dążyłem cały wieczór. Nat momentalnie wygiął się w łuk wydając z siebie serię niekontrolowanych dźwięków.

- K-Kas...!

- Wiem, że zabrzmiało to bardzo obiecująco, ale robisz krzywdę sobie i mi równocześnie – mruknąłem zaciskając dłonie mocniej na jego pośladkach. – Spróbuj, chociaż odrobinę się zrelaksować, przecież tylko żartowałem wcześniej.

Nat uniósł się na ramionach tylko i wyłącznie po to, żeby zdzielić mnie poduszką. Nie mogąc powstrzymać się od śmiechu, zwyczajnie wybuchłem. Objąłem go ciasno, nie dając mu żadnej przestrzeni do akrobacji. Nigdy nie zdawałem sobie sprawy, że można było kogokolwiek kochać tak mocno. Kochać tak, że aż bolało. Każda chwila spędzona z nim, była chwilą, do której tęskniłem i nieustannie dążyłem. Wcześniej nie pomyślałbym, że jestem zdolny do wyobrażania i planowania z kimś przyszłości. W jego towarzystwie nic innego nie potrafiłem robić. Patrząc na jego szeroki uśmiech, czując ciepło w ramionach i słysząc spokojny oddech, potrafiłem tylko układać w głowie plany, żeby zatrzymać to wszystko na jak najdłużej.

- Kocham cię – wyszeptałem całując śpiącego już Blondyna.

Chłopak odwrócił się sennie w moim kierunku, objął nieznacznie i wymruczał coś niezrozumiałego. Z uśmiechem głaskałem jego rozczochrane włosy. Nie zamierzałem go teraz budzić. Rano i każdego innego dnia wciąż będę miał mnóstwo czasu, który moglibyśmy spędzić razem. Nie ma lepszych świąt, niż te spędzone z kimś, kogo szczerze kochamy. Myśl, że przed nami jeszcze wiele takich chwil, sprawiała, że moje serce stawało się coraz większe.

******

Mógłbym teraz napisać:
„Żyli długo i szczęśliwie",
Jednak życie nie kończy się tam, gdzie autor przestaje pisać. Największe trudności zaczynają się tam, gdzie dostajemy wolną wolę i sami musimy o sobie decydować.

Życzę wszystkim Szczęśliwych i Radosnych Świąt tych oraz każdych kolejnych. Udanego Nowego Roku, żebyście wszyscy weszli w niego pełni nadziei i marzeń, bez zbędnego balastu z kończącego się roku. Myślcie pozytywnie, patrzcie przed siebie i nie dajcie się zatrzymać. Życie jest największą i najlepszą przygodą, jaka kiedykolwiek was spotka, nie pozwólcie, aby ktoś kierował w niej za was.

Pozdrawiam,

Autor. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro