Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#8

Nathaniel

Kolorowe liście swawolnie opadały na ziemię pozostawiając ogołocone drzewa na pastwę chłodu. Jesień była cudowna, ale zdecydowanie wolałem oglądać ją przez okno z ciepłego pokoju. Wszechogarniająca wilgoć osiadała na moich butach, cieszyłem się, że są wodoszczelne.
- Zimno – mruknąłem zapinając płaszcz pod samą szyję.
Ukryłem się po sam nos w szarym szaliku, chłód szczypał po policzkach. Był 31 października, spacerowałem bez większego celu z jednej na drugą stronę. Wcisnąłem ręce do kieszeni, palce zaczynały mi drętwieć. Dziś było Halloween, wszystkie domy były ozdobione a każde napotkane dziecko miało na sobie imponujący kostium bohaterów będących teraz na czasie. Minąłem już przynajmniej trzech Kapitanów Ameryka i jednego zmarzniętego Hulka. Dziewczynki miały kolorowe włosy i niespecjalnie wiedziałem za co się przebierały, ale byłem pewien, że było to powiązane z Azją.
Kręciłem się bez celu, próbowałem rozgonić natłok atakujących mnie myśli. Z cichym westchnięciem usiadłem na ławce. Nim się zorientowałem trafiłem do parku przed mieszkaniem Kastiela, wolałbym go dziś nie spotkać. To on był powodem moich wszystkich problemów. Odkąd się pojawił, ciągle spotyka mnie coś złego. Mówi różne dziwne rzeczy, jeszcze gorsze robi a później śmie być wściekły na mnie za moje zachowanie. Bawiło mnie to, byłem jedyną osobą, która ma prawo się gniewać. Jeżeli to był kolejny żart, to wcale nie był zabawny.
Odchyliłem głowę w tył. Wciąż przed oczami miałem jego zakłopotaną minę, czułem jak szybko bije jego serce. Biło od niego przyjemne ciepło...
- Ale to jest dziecinne...
Drgnąłem niespokojnie słysząc jego głos. Zawstydzony bałem się, że to tylko moja wyobraźnia.
- Nie marudź, obiecałeś mi.
- Ile ty masz lat, Debra?
Z domu Kastiela na ulicę wybiegła dziewczyna w fioletowej pelerynie i kapeluszem wiedźmy. Za nią ciągnął się ślamazarnym krokiem Kas w przebraniu kościotrupa. Zaśmiałem się pod nosem, wyglądało to komicznie. Nie spodziewałbym się, że w tym wieku nadal praktykuje przebieranki. Nie znałem go od tej strony.
- Na cukierkowy szlak! – zawołała wyrzucając w górę pięść, podskoczyła a jej peleryna zabłyszczała w świetle... była brokatowa!
Zatkałem sobie dłonią usta, mało brakowałoby a mogliby mnie usłyszeć. Odetchnąłem głęboko, wciąż patrząc za nimi. Z tej perspektywy wyglądali jak para... oczywiście nie byłbym tym nawet zaskoczony, w końcu był w niej zakochany długi czas. I to właśnie ona była powodem rozpadu naszej przyjaźni... może nie jedynym, wiele w tamtym czasie się działo, pomogła tylko przeciąć naszą więź, która i tak była silnie nadwyrężona. Nie miałem jej tego za złe, przecież gdyby nasza przyjaźń była silniejsza, nigdy by się nie skończyła. To tylko potwierdziło jak mało warta była.
Pokręciłem głową, nie lubiłem tej dziewczyny. Patrzenie na nich powodowało ścisk w moim brzuchu. Chyba po prostu robiło mi się niedobrze na ich widok. Tak, to z pewnością to.
Szli w przeciwnym kierunku, nie zauważyli mnie. Przecież tego chciałem, tak? Nie chciałbym aby znów wmieszali mnie w jakiś kwas między sobą. Ale z jakiegoś powodu było mi żal, że się nie odwrócił, że mnie nie zauważył, że się do mnie nie uśmiechnął. Zdenerwowany tymi myślami, wstałem i skierowałem się do domu. Z zamyślenia wyrwało mnie ciche jęknięcie w mojej klacie. Zaskoczony spojrzałem na kasztanowy kucyk, który pocierał właśnie swoje czoło. Wypuściłem powietrze uśmiechając się do potrąconej dziewczyny.
- Melani?
- Och, Nath – jej twarz rozpromienił uśmiech – Czy Kas powiedział ci wczoraj coś niemiłego?
- Nieszczególnie ruszają mnie jego słowa – odparłem chłodno i stanowczo, ale szybko wróciłem do swojego normalnego tonu – Kastiel zawsze był zgryźliwy, jego zaczepkami nie ma potrzeby się przejmować.
- Skoro tak mówisz... chociaż wydaje mi się, że ostatnio częściej spotykam was razem.
- Naprawdę? – zaśmiałem się kryjąc swoje zdenerwowanie.
- A nie jest tak? Jest w pokoju gospodarzy nawet częściej niż ja! – zawołała ze śmiechem – I zawsze czeka na ciebie, nawet gdy siedzisz do...
Przerwałem jej machnięciem dłoni, nie chciałem już tego słuchać.
- Nonsens. To wszystko wina dyrektorki, ona sprowadziła na mnie ten ciężar. Przez niego ciągle mam migrenę.
- Przepraszam – mruknęła zaskoczona moim nagłym wybuchem, wygięła nerwowo palce.
- Nie, nie – pokręciłem głową, zrobiło mi się głupio – Nie potrzebnie się uniosłem. Nie było rozmowy. Dokąd się wybierasz?
- Chciałam zobaczyć nową kawiarnię tuż za rogiem. Chcesz może pójść ze mną? – zapytała znów ożywiona.
Jej błękitne oczy zabłyszczały, nie miałem jak odmówić. Zgodziłem się, pozwalając by objęła moje ramię. To mogła być miła odmiana.

W drodze do celu, dziewczyna emocjonowała się wszystkimi dekoracjami. Zatrzymywała się za każdym razem, gdy któraś z dekoracji zaczynała się poruszać. Zafascynowana wpatrywała się w mechanicznego pająka wielkości dorodnej świni, który uwijał się przed drzwiami wejściowymi tworząc sieć.
- Ale super – zaświergotała robiąc mu szybkie zdjęcie.
Wpatrywałem się w nią zaskoczony. Rozbawiła mnie ta wersja Melani. Zarumieniła się słysząc mój śmiech.
- Wybacz – mruknąłem dotykając jej ramienia – Nigdy nie spodziewałbym się, że jesteś taką pasjonatką Halloween.
- Od zawsze uwielbiałam mroczne, straszne historie. Słuchać opowieści przy świecach, chadzać o północy na cmentarz. Kocham dreszczyk emocji – odparła z błyszczącymi oczami.
Z uśmiechem obserwowałem jak przechodzi od dekoracji do dekoracji, fascynując się jak małe dziecko. Szczerze to nigdy nie bawiłem się w Halloween. To niezbyt atrakcyjne święto jak dla mnie. Nie rozumiałem i nie rozumiem jak można lubić się bać...
- To tutaj – wyrwała mnie z zamyślenia.
Drgnąłem, nie mogłem uwierzyć, że musiał być akurat tutaj. Przed nowo otwartą kawiarnią stał nie kto inny jak Kastiel. Rozdawał ulotki i bez entuzjazmu wołał:
- Zapraszamy!
Kiedy nasze oczy się spotkały, nie ukrywał zdziwienia. Zaśmiałem się, kostium z bliska wyglądał jeszcze gorzej. Białe kości świeciły w ciemności na zielono, w tym półmroku wyglądał jak fluoroscencyjna pałeczka z czerwonymi włosami.
- Czyżby chłopczyk był na randce? – zakpił krzyżując dłonie na piersi.
- Nie spodziewałem się zobaczyć cię tutaj w takim stroju – zignorowałem jego zaczepkę uśmiechając się z przekąsem – wyglądasz bardzo ciekawie.
Nie wiedziałem skąd wziął się ten przypływ śmiałości, ale byłem zadowolony. Potraktowałem go tak jak on zawsze mnie. Zaczerwienił się ze złości. Minęliśmy go wchodząc do wnętrza przystrojonego lokalu. Kelnerka zaprowadziła nas dowolnego miejsca pod oknem gdzieś na tyłach Sali.
- Na co masz ochotę? – zapytałem kiedy wpatrywała się we mnie odrobinę zbyt długo.
Zawstydzona opuściła wzrok, przeglądając pośpiesznie kartę. Miała lekko zaczerwieniony nos i policzki od chłodu, jej oczy mieniły się w świetle, wyglądała bardzo pięknie. Musiałem przyznać, że bardzo ją lubiłem.
- Gorąca czekolada z bitą śmietaną i piankami do mnie przemawiał. A ty?
Skrzywiłem się widząc, że w karcie znajdują się praktycznie same słodkie napoje i desery. Kawy nie chciałem, było już dość późno i szczerze niespecjalnie mi smakowała.
- Zieloną herbatę z cynamonem i goździkami.
Podałem kelnerce nasze zamówienia i oddałem karty. Melani spojrzała na mnie z wielką skruchą.
- Zapomniałam, że nie lubisz słodkich rzeczy. Powinniśmy byli pójść gdzieś indziej.
- O czym ty mówisz – zaśmiałem się – Przecież chciałaś zobaczyć tą kawiarnie, ja się tylko dołączyłem. Poza tym w miłym towarzystwie nawet słodycze mi nie przeszkadzają.
Uśmiechnęła się spuszczając wzrok, pokiwała głową a jej uszy zaczerwieniły się. Nadal było jej zimno?
Rozmawialiśmy trochę o przeszłości. Opowiadała mi jak brat straszył ją duchami. Mówił, że jeśli nie będzie grzeczna, to zjawią się po nią pewnej nocy i zabiorą na zawsze. Za karę co noc przestawiała mu rzeczy w pokoju, po miesiącu był tak przerażony, że nie mógł spać i ją na tym przyłapał. Nie mogłem powstrzymać się od śmiechu. Wyobrażałem sobie jak mała dziewczynka siedzi pod łóżkiem czekając aż jej starszy brat zaśnie. Wypiliśmy swoje zamówienia w spokoju. Przyznałem jej, że nigdy nie zbierałem cukierków, jak również nigdy nie chodziłem po cmentarzach w innym celu jak zapalenia znicza na grobie rodzinnym. Chciała to koniecznie nadrobić. Już miałem jej odmówić, gdy Kastiel postanowił zepsuć przyjemną atmosferę. Ubrany już w swoje zwyczajne ubrania, przysunął sobie krzesło do naszego stolika.
- Och, jak słodko! – zawołał zwracając na siebie uwagę – Gruchacie jak dwa gołąbeczki.
Parsknął na widok naszych zażenowanych min. Wyraźnie było widać, że go tu nie chcemy, a mimo to nie odszedł.
- Nie powinieneś pracować? – zapytałem podkreślając jeszcze wyraźniej by zniknął.
- Czyżbym w czymś przeszkadzał?
- Nie jesteś po prostu mile tu widziany – uśmiechnąłem się sztucznie przywołując kelnerkę, zapłaciłem za zamówienie.
- Nie? Wydawało mi się, że mnie zaprosiłeś.
- Coś ci się przyśniło. Ale nic nie szkodzi i tak wychodziliśmy.
- Nie skończyliśmy rozmawiać.
- Naprawdę? Odniosłem inne wrażenie.
Zobaczyłem jak w jego oczach przewija się błysk gniewu. Wstał gwałtownie podnosząc mnie za kołnierz koszuli. Zacisnął wargi w wąską linie i warknął do Melani.
- Tu się kończy wasza randka.
I pociągnął mnie za sobą. Jego palce boleśnie wbijały się w moje ramię. Wepchnął mnie do składziku. Potknąłem się o wiadro z mopem. Kurczowo złapałem za półki, aby utrzymać równowagę.
- C-co tym razem? – w moim głosie było słychać panikę.
- Specjalnie próbujesz wyprowadzić mnie z równowagi? – jego ton był groźny, z trudem przełknąłem ślinę.
Cofnąłem się jeszcze mocniej, półki wbijały się w moje plecy. Zamknął za sobą drzwi na klucz, serce chciało mi wyskoczyć.
Niech wyskoczy! – zawołałem w myślach. Niech wyskoczy i zakończy to wszystko.
- Boisz się mnie – jego uśmiech przyprawiał mnie o dreszcze, zostałem zamknięty z drapieżnikiem – Boisz się tak bardzo, że chciałbyś wołać o pomoc? Śmiało, nie krępuj się.
Zapach papierosów mnie otoczył, postawił mnie pod ścianą. Jeśli zacząłbym krzyczeć, pogorszyłbym tylko swoją sytuację. To nie było rozwiązania, nie widziałem żadnego rozwiązania z tej sytuacji. Serce tłukło mi się w piersi, nie potrafiłem nad nim zapanować. Był coraz bliżej, nasze nosy prawie się stykały. Nie mogłem oddychać.
- Dlaczego miałby robić to specjalnie? – wychrypiałem przez zaciśnięte gardło, nawet głos mi drżał.
- To dlaczego tu przyszedłeś. I to właśnie z nią?!
Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Nie rozumiałem czego ode mnie oczekiwał. W końcu jakie to ma znaczenie z kim tutaj przyszedłem?
- Tak strasznie denerwujesz mnie takim bezmyślnym zachowaniem – westchnął chowając twarz w moich włosach, objął mnie w pasie mocniej przyciągając do siebie –Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jakie to wszystko jest dla mnie trudne.
I znowu to niewyjaśnione przyśpieszenie serca

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro