Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

40

Wesołych Świąt Wielkanocnych i dużo smacznego jedzonka, oraz mokrego poniedziałku.

Kastiel

- W takim razie będę już szła – mruknęła ledwo słyszalnie, nie zwracając zbytnio mojej uwagi.
Pieściłem psa, odczuwając jak chłód i gorąc mieszały się, przyprawiając mnie o nieprzyjemne dreszcze.
- Pewnie cię to nie interesuje – zaczęła, odkładając moją bluzę na miejsce i wciągając na siebie swoje ubrania – ale twoja księżniczka kręci się w pobliżu.
- Masz rację – spojrzałem, jak różowe majtki ukrywają się pod ciasnymi, jeansowymi spodniami – nie interesuje mnie to.
Odrzuciła do tyłu włosy, poddenerwowana faktem, że nie może wcisnąć się w spodnie. Biorąc głęboki wdech, dopięła swego, omal nie tracąc przy tym tchu i równowagi.
- Może jednak użyczę ci dresowych spodni? – zapytałem dość rozbawiony zaistniałą sytuacją – Po co masz nosić portki, które nie pasują na twój tyłek ?
- One są dobre – warknęła, poprawiając rozmazany makijaż – po prostu mam mokre nogi ...
Spojrzałem na nią wymownie, co spowodowało tylko lekki rumieniec na jej twarzy.
- Bluzę zabiorę – powiedziała po na myślę – Niech przewodniczący zobaczy – zawołała, wybiegając na dwór.
Patrzyłem na niedomknięte drzwi, przez chwilę rozmyślając nad jej słowami.
- Kurwa, Debra ! – krzyknąłem zrywając się z podłogi.
Dziewczyna już dawno zbiegła ze schodów, okrywając się ciepłą bluzą. Minęła Nathaniela szczerząc do niego białe ząbki i słodkim głosikiem witając się. Zaskoczony chłopak zawahał się z odpowiedzią, zerkając w moim kierunku. Zawiesiłem wzrok na jego wargach, które zadrżały lekko, jakby chciały uformować słowa.
Westchnąłem w duszy, zatrzaskując drzwi. Odciąłem się od trudnej sytuacji.
- To nie jest dobry dzień – westchnąłem, opierając się o szafkę na buty.
Otarłem mokre ręce o czarny podkoszulek z czaszką , zauważając ruch na krótkim korytarzu. Demon usiadł w przejściu mierząc mnie czarnymi ślepiami.
- Czasami tak trzeba – mruknąłem, wyciągając w jego kierunku dłoń.
Zwierzę wydobyło cichy warkot, uciekając przed moim dotykiem. Ruszyłem za nim, oglądając jak chowa się w moim pokoju. Rozłożył się pod oknem, oddając kolejny niezrozumiały dźwięk.
- Czasami mam wrażenie, że wiesz więcej o tym co się dzieję dookoła, niż ja – stwierdziłem, przecierając zmęczone oczy.
Obraz powoli tracił na walorach, wszystko wydawało się ponure i przygnębiające.
Byłem w połowie drogi do łóżka, kiedy dźwięk telefonu zmusił mnie do zmiany planów. Spojrzałem na ciemny wyświetlacz, zauważając wiadomość.
Miałem tylko dwie możliwości ... Mogłem sprawdzić zawartość i chcąc nie chcąc odpowiedzieć, bo mogłoby się okazać to bardzo pilne albo olać wszystko i udać się na zasłużony spoczynek.
Zawahałem się z kciukiem nad małą zieloną ikonką. Naprawdę nie miałem dziś już na nic ochoty. Wybranie snu było jedyną zalecaną i bezpieczną opcją, jednak nim się obejrzałem, tekst powiększył się i zakodował w moim umyśle.

„A ja skłamałem tylko raz. 20" ~Lysander

- W tym momencie również – westchnąłem, przeczesując dłonią przetłuszczone już lekko włosy.
Wszyscy kłamią i to niezliczoną ilość razy. Nie ma człowieka, który zrobiłby to tylko raz. Są różne rodzaje mijania się z prawdą, a nawet zawody, które się na nich opierają. Ja również wiele razy kogoś oszukałem. Były to kłamstwa z niewiedzy, zawiści, strachu, niedowierzenia, egoizmu ... jest niezliczona ilość przykładów. Opowiadałem „bajkę" milcząc, co sprawiało, że stawałem się współwinny.

„Mowa jest srebrem, a milczenie złotem" ~Pitagoras

Ale gdy zamilkniemy staniemy się niezrozumiali dla innych, nasze uczucia nigdy nie dotrą do zamkniętych serc ludzi. Gdy usta uciszą się, by więcej kłamstw nie wypuszczać, wtedy mowa naszego ciała stanie się kłamliwa. Nasze dłonie, nogi, drobne ruchy nosa staną się nową historią ... historią złożoną z blefu, którym wypełniamy nasze spokojne i codzienne życie. Ile to jest ludzi ukrywających się co dnia ? Piękna, wspaniała maska lalki, wiecznie uśmiechniętej. A co się dzieje, gdy zostaje w końcu sama? Spada na podłogę roztrzaskując się i odbijając lejące się łzy spod niej. Gdy tylko odwracasz wzrok, przynosisz jej ulgę. Spokój marionetce, która będzie mogła w końcu zdjąć pustą, nic nie wartą, ale jakże piękną skorupkę.

„A ja jeszcze zrobię to nie jeden raz.20" ~Kastiel

Byłem pewny, że się więcej do mnie nie odezwie. Po tym wszystkim co się stało... słowach, które zostały wypowiedziane. Jednak mimo to nadal uważam go za najlepszego przyjaciele. Nasza znajomość trwa zbyt długo, byśmy mogli od tak się rozstać.
Zerknąłem na elektryczny zegarek, na nocnej szafce, który zielonymi cyframi wskazywał za dziesięć dwudziestą.
- Chciałbym spać- mruknąłem, masując pulsujące skronie.
Na przekór swoim słowom, wróciłem ubrać zabłocone już buty i trzasnąłem drzwiami, dając się ostudzić wieczornemu chłodowi.
Deszcz ustał, jednak wysoka wilgoć utrzymywała się. Jestem pewny, że gdybym chciał to mógłbym zebrać ją łyżką i zjeść w ostateczności.
- Jeść...- westchnąłem, słysząc niezadowolenie z wieczornej wycieczki ze strony żołądka.
Zjechałem po mokrej poręczy, za późno zdając sobie sprawę, że to jest równoznaczne z przemoczeniem spodni. Kręcąc głową z lekkim uśmiechem, wylazłem zza bramę swojego bloku i wolnym krokiem ruszyłem w tak dobrze znanym kierunku.
Dwadzieścia kamieni, dwadzieścia łodzi, dwadzieścia drzew no i jeden plac zabaw.
Puste ślizgawki, piaskownice i ... zajęta huśtawka.
- Jest zimno – powiedziałem, starając się zwrócić na siebie uwagę wątłej postaci.
Przeskoczyłem przez niskie ogrodzenie, wiedząc, że odpowiedzi po dobroci nie otrzymam. Wylądowałem na rozmiękłym piasku, który dawał poczucie stąpania po ruchomych piaskach.
- No jasna cholera – zakląłem pod nosem, topiąc swoją ulubiona parę adidasów po kostki w błocie.
Osoba w granatowej bluzie poruszyła się, wydając cichy odgłos rozbawienia. Nieznacznie odbijała się od ziemi utrzymując huśtawkę w ruchu.
Z rezygnacją opadłem na pozostałe wolne miejsce. Plastikowe siedzenie zaskrzypiało złowrogo, ostatecznie nie załamując się pod moim ciężarem, pozwalając na odrobinę przyjemności z relaksacyjnych ruchów przód tył.
Zaśmiałem się cicho z tej myśli, spoglądając na wystającą blond czuprynę spod ciemnego kaptura.
- Lubisz takie ruchy, co ? – zapytałem sugestywnie poruszając brwiami, aby chociaż odrobinę rozluźnić atmosferę.
- Bardziej ty niż ja – westchnął przeciągle, wychylając się do tyłu.
- I tak nic nie zobaczysz – skomentowałem jego pozycje.
Gwiazdy dziś są otulone przez czarne chmury deszczowe, niosące wiadomość o nadchodzącej burzy.
- Co się stało, że wędrujesz tak późną porą? – zapytał, w końcu spoglądając na mnie swoimi złotymi oczami.
- Pewnie przeznaczenie – szepnąłem, czując jak wypływa na moją twarz lekki uśmiech.
- Wiesz co miałem na myśli – mruknął, spuszczając wzrok – Co się stało, że siedzisz teraz tu ze mną ...
- Jeśli się nie mylę, to w swoim wolnym czasie, mogę przebywać gdzie mi się tylko zachce– warknąłem, zrywając się na równe nogi.
- Spokojnie, przecież nie zabraniam ci.
Zaskoczony spojrzałem jak się prostuje, rozciągając przy tym ramiona.
Zacisnąłem pięści, czując nagłą irytację.
- Poczułbyś się chociaż odrobinę samotnie gdybym zniknął ? – słowa wypłynęły z moich ust zanim zdałem sobie z tego sprawę.
Byłem wściekły, zdenerwowany faktem, że mógłbym odejść, a nie zrobiłoby to na nim większego wrażenia. Ta myśl bolała mnie, jednak nigdy nie ślubowaliśmy sobie miłości. Jeszcze nie usłyszałem ani razu od niego tych dwóch ważnych słów. Za to zdradził mnie już dwa razy ...
- Dobra nieważne – westchnąłem drapiąc się po głowie – nie było pytania.
Zacząłem się oddalać, zauważając znajomy szary płaszcz. Lysander siedział na płaskiej skale nad brzegiem jeziora, rzucając co jakiś czas kamienie, które stanowczo były za okrągłe, aby móc odbijać się od powierzchni.
Minąłem świeżo odmalowaną furtkę, nadal śmierdzącą rozpuszczalnikiem i farbą.
- Brakowałoby ... -  nie byłem pewien czy te słowa naprawdę padły czy były tylko wytworem mojej wyobraźni.
Spojrzałem za siebie, czując lekki gorąc na twarzy. Nathaniel zaciskał wargi w cienką kreskę, jakby próbował powstrzymać się od dopowiedzenia czegoś. Odetchnął głęboko, przyciskając dłoń do skroni w ten swój charakterystyczny sposób. Ubrany w bordowe sztruksy i bluzę, którą skądś kojarzyłem. Lustrowałem go po kolei , wliczając w to sprane czarne trampki i potargane na każdą stronę włosy.
- To moja bluza – myśli zamieniły się w słowa, powodując rumieniec na twarzy chłopaka.
Ubrałem go w nią, gdy raz zjawił się u mnie cały przemoczony. Ten fakt całkowicie wyleciał mi z głowy, ponieważ nie był jakoś specjalnie ważny. Jednak teraz, czułem się dziwnie. Prędzej spodziewałbym się, że ją wyrzuci, spali... ale on nadal ją miał.
Blondyn nerwowo obrócił się na pięcie, wyskakując przez płot, zahaczając rękawem o wystający gwóźdź.
No i tyle po mojej bluzie – pomyślałem, zamykając furtkę.
Uśmiechnąłem się pod nosem, idąc w umówione miejsce. Chwyciłem pierwszy płaski kamyczek, który wypatrzyłem i z rozbiegu wrzuciłem go do wody, sprawiając, że skoczył co najmniej sześć razy.
- I tak się puszcza kaczki – powiedziałem, całkowicie dumny ze swojego czynu.
- Pozwól spełniać marzenia też tym okrągłym – odparł tym swoim monotonnym, bez entuzjastycznym głosem.
- Nie wszystkie marzenia się spełniają...
- Kiedyś mówiłeś, że żadne się nie spełniają – udał zaskoczenie, marszcząc na mnie brwi.
- Chyba zaczynam wierzyć, że ludzie potrafią się zmieniać – zaśmiałem się nerwowo, rozpychając obok przyjaciela.
Niemy błysk rozdarł niebo, ale nie ruszyliśmy się. Jeszcze chwilę wpatrywaliśmy się jak zaczarowani, gdy przez niebo przebił się kolejny błysk .

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro