60.
Luty, 2027
Yoongi dobudzał się powoli. W ustach czuł gorzki posmak nocy i resztki wczorajszego wina. Normalnie nie pił sam, ale poprzedniego dnia (i nocy) miał poważny powód. Właśnie minął czternasty lutego, który spędził jak zmarnowany życiem singiel, choć od kilku lat był w związku. Tak się składa, że jego narzeczony oddał ten "szczególny dzień" swoje nowej kochance - pracy. Co prawda to prawda - nie była to jego wina, że dostał prawie dwunastogodzinny dyżur, a potem jeszcze dwa wezwania, z którego jedno okazało się żartem. Ludzie są głupsi niż przez całe życie zdawało się Yoongiemu.
No cóż, przynajmniej wypił swoje ulubione wino i obejrzał z Holly i Mickym dwie dziesięcioodcinkowe dramy, specjalnie omijając szerokim łukiem wszystkie romanse. Nie umiał się nie złościć na Hoseoka, nawet wiedząc, że nie miał innego wyjścia, jak pojawić się w pracy i wypełniać należycie swoje obowiązki. Jeszcze większą irytację czuł, czytając na grupowym czacie relacje zdawane z poszczególnych randek swoich kumpli. Oni jakoś umieli wygospodarować trochę czasu na swoje śmieszne aktywności w ten przereklamowany do porzygu, przyozdobiony oczojebnymi serduszkami i przyklejonymi do siebie osobnikami w każdej reklamie między odcinkami dram, dzień.
Ostatnio (od mniej więcej roku) ich życie zrobiło się jednak tak pozbawione osławionego romantyzmu, że czasami Yoongi miał wrażenie, jakby był przynajmniej dziesięć lat po ślubie i miał na wychowaniu dwóch nastoletnich synów, choć Holly zbliżał się powoli do wieku emerytalnego, a Mickey równie dobrze mógłby iść do pracy i zarabiać na swoje niekończące się zapasy karmy, którego kawałki walały się wszędzie i wyciągał je podczas sprzątania nawet z własnej lodówki. Praca pochłaniała dużo czasu, bo kariera Hoseoka właściwie nabierała powoli tempa i pozwolili odejść mu od biurka więcej niż raz w tygodniu, co nie raz wprawiało go w stan niemal euforyczny. Opowiadał o aresztowaniu złodziei długopisów, jak akcji ujęcia Pablo Escobara. A oczy świeciły mu się tym mocniej, im więcej zainteresowania i aprobaty okazał Yoongi - jak za małym dzieckiem. Yoongi nie musiał być rodzicem, by doświadczyć tego uczucia sprawienia prostej radości komuś samym zainteresowaniem.
Problem w tym, że praca zajmowała zdecydowanie za dużo uwagi Hoseoka, szczególnie jak na standardy Yoongiego, który starał się zostawiać swoje rozterki zawodowe za drzwiami ich mieszkania. Jednak co innego kłopoty w pracy, a co innego sukcesy. Lubił o nich słuchać, ale nie chciał być zaniedbywany, a spędzanie walentynek z psami uznał za poważne zaniedbanie. Przynajmniej ich pupile nie zdawały sobie wczoraj sprawy, jak nieszczęśliwy był jeden z panów. W sumie to nawet, gdyby zdawały sobie sprawę z emocji, to prawdopodobnie nie zauważyłyby różnicy w jego zachowaniu, bo Yoongi był osobnikiem, który nie pała energią z byle powodu. Oszczędzał ją na ważniejsze okazje niż wstanie rano z łóżka, zdecydowanie czasami wolałby tam zostać na cały dzień.
Zaspany, z zaklejonymi ropą oczami i burzą potarganych włosów na głowie, przewrócił się na bok, żeby "całkiem przypadkowo" przydzwonić Hobiemu w nos za wczorajszą nieobecność. Nic takiego się jednak nie stało, bo zewnętrza strona jego dłoni uderzyła w zimną poduszkę.
- No chyba sobie ze mnie jaja robisz... - wymruczał pod nosem i ziewnął mocno, po części, by pozbyć się frustracji, która obudziła go z rana. Minęło jeszcze kilka długich minut i myśli pełnych przekleństw na narzeczonego, kiedy otworzył w końcu zmęczony oczy, po czym przetarł, uciekając przed mocnym światłem późnego poranka - mam nadzieję, że robisz śniadanie, albo się myjesz, łajzo - powiedział sam do siebie, domyślnie kierując słowa do wielkiego nieobecnego.
Podniósł się na łokciach i potarł na piersi koszulkę nocną. Dlaczego człowiek zaraz po przebudzeniu musi być tak zmęczony? Przecież dopiero co przespał kilka długich godzin. Powinien być rześki, wyspany i pełen... nie, wtedy musiałby nie nazywać się Min Yoongi. Nie czuł z kuchni żadnych podejrzanych zapachów, zarówno kierujących podejrzenia na spaleniznę, ani pyszne gofry, nie słyszał szumu wody pod prysznicem, właściwie mieszkanie wydawało się tak puste jak wczoraj, jeśli nie liczyć jego i psów. Od niechcenia przewrócił się ociężale na pustą i zimną połowę łóżka, uderzając głową idealnie w coś, co materiałem poduszki nie było.
Uniósł głowę zdezorientowany i zobaczył złożoną na pół kartkę w kolorze tak białym jak poszewka. Czyli miał chociaż odrobinę przyzwoitości, żeby się wytłumaczyć. Choć nie sądził, że jakiekolwiek słowa zdołałyby pomóc mu teraz w przebaczeniu. Usiadł na materacu i otworzył kartkę, wcześniej sięgając na szafkę po czarne oprawki okularów. Nasunął je na nos i skupił wzrok na niezbyt kaligraficznym, ale bardzo charakterystycznym piśmie Hoseoka. Nie pomyliłby go z żadnym innym na świecie.
Są osoby, które się pamięta, i osoby, o których się śni. (*1)
- Że jak? - wybełkotał i przeczytał słowa jeszcze kilka razy - poeta mu się załączył z rana czy co? - zabrał kartkę ze sobą i wstał z łóżka, od razu nasuwając na gołe stopy kapcie i zbierając z szafki nocnej pusty kieliszek oraz opróżnioną butelkę po białym winie. Szurał kapciami aż do kuchni, gdzie włączył wodę na kawę i ogrzewanie, bo po wczorajszej popijawie sam na sam, stracił poczucie zimna. Poranna toaleta była kolejną na liście priorytetów. Skorzystał z toalety, uciszając w międzyczasie Mickyego, który piszczał mu pod drzwiami jak gumowa kaczka. Chciał tylko umyć ręce i przepłukać usta po smaku wina, lecz jego wzrok zatrzymał się na identycznej, złożonej w pół kartce, przyklejonej plasterkiem w koniki na rany do lustra. Odkleił ją i rozłożył, nie za bardzo wiedząc, co tym myśleć.
Była to miłość od pierwszego wejrzenia, od ostatniego wejrzenia, od każdego, wszelkiego wejrzenia. (*2)
Kącik ust podskoczył mu do góry, prawie jak tik nerwowy. Pokręcił głową i wyszedł z łazienki z kartką w dłoni. Od razu sięgnął po telefon.
Yooni: od kiedy cytujesz z rana Nabokova?
Odpowiedzi, a nawet odczytania wiadomości się nie doczekał od razu, dlatego z ciężkim sercem znowu szykował się do pracy. Mickey zjadł już swoje śniadanie i grzecznie czekał obok Holly, aż najlepszy przyjaciel skończy swój posiłek. Długo zajęło im uczenie pieska Hoseoka, że nie może wyjadać porcji Holly, to, że zawsze kończy pierwszy nie upoważnia go do kradzieży. W końcu jednak dotarło do małej główki ozdobionej dwiema kiteczkami i jedzenie Holly lądowało ostatecznie w jego brzuchu. Yoongi wyjął z kosza, wyrzuconą tam wcześniej kartkę, którą znalazł na poduszce i jeszcze raz przeczytał oba zdania. Pierwszego nie kojarzył, drugi to z pewnością cytat Nabokova. Miał słabość do rosyjskich pisarzy i wiele klasyków prawie że cytował z pamięci. Zostawił skrawki papieru na stole, kiedy woda w czajniku przestała się gotować. Podszedł do zlewu, żeby umyć kubek, który spodziewał się tam znaleźć.
Nie dość jednak, że nie znalazł tam kubka, to pierwszym co zobaczył była pęknięta na pół błękitna doniczka, kilka listków jego kwiatka i trochę ziemi. Zacisnął wargi i sięgnął po kartkę położoną obok jednej z połówek doniczki. Napis w środku był bardzo chaotyczny, szybki i szpecił błędem w prostym słowie. Wyglądał jakby ktoś pisał go w ostatniej sekundzie życia i to na kolanie.
Tak trudno mi zachowywać się właściwie, gdy jestem przy tobie. (*3)
- Na prawdę łatwiej ci było to napisać i niż ukryć dowody zbrodni i wyrzucić doniczkę do kosza? - powiedział na głos, prychając przy tym rozbawiony. Holly zwrócił ku niemu głowę, myśląc pewnie, że pan coś do niego mówi. Położył kolejną kartkę na stole i teraz już zainteresowany rozejrzał się po kuchni. Prześledził wzrokiem szafki, zlew, półkę na kubki, parapet i krzesełka przy stole, ale nigdzie nie zauważył już kolejnej "wiadomości". Czuł się trochę bardziej obudzony i gotowy na trudny dnia. Nie zrezygnował jednak z kawy, która jako jedyna mogła go wyleczyć z choroby spowodowanej wczorajszym winem i nieobecnością Hobiego.
Postawił parujący kubek i przy stole z książką, którą wczoraj zaczął czytać w pracy, ale nie zdążył dokończyć kilku stron. Miał nadzieję zrobić to teraz. Przeszkodził mu jednak dźwięk przychodzącej wiadomości.
Hobi: To jakaś rosyjska firma produkująca mopy?
Yooni: Co się stało z moim kwiatkiem?
Hobi: umar
Yooni: Na pewno nie umarŁ sam. Ktoś musiał mu pomóc.
Hobi: jak wrócę do domu to przeprowadzę śledztwo. Nie zniszcz śladów
Yooni: To ty masz zamiar kiedyś wrócić do domu?!
Yooni: Nie musisz się martwić. Nie zniszczę śladów, sprzątanie zostawię specjalnie dla ciebie, melepeto.
Hobi: No i po co tyle agresji?
Yooni: To że jesteś melepetą to nie obraza, to fakt autentyczny.
Hobi: No wiem, chodziło mi o kropki
Yooni: Jestem tradycjonalistą i używam poprawnej interpunkcji.
Hobi: Odezwę się później, bo mam zaraz odprawę
Yooni: Czego ja się więcej mogłem spodziewać...
Odrzucił telefon na blat stołu i chwycił za książkę. Czytanie książek było dla Yoongiego zawsze jak wejście w czyjeś buty i przeżywanie życia ciągle na nowo, z innej perspektywy, w innym czasie i miejscu. Mama mówiła mu zawsze, że chodzi z głową w chmurach, a ludzie lubili mu kiedyś wytykać, że jest nudny. Zgadzał się tylko z jedną z tych opinii, przynajmniej od kiedy lepiej poznał Hoseoka. Jak mógł być nudny, skoro przeżył już tysiące przygód, uczestniczył w niezliczonej ilości konfliktów, przeprowadził miliony rozmów i widział rzeczy tak niewyobrażalne, jak te, które mogłaby stworzyć jedynie głowa Taehyunga? Umierał, rodził się, dobywał miecza, zbierał gwiazdy, szukał morderców, uczył się latać na smokach. Czy ktoś z takim bagażem doświadczeń może być nudny? Od kilku lat nie przeszłoby mu już przez gardło "Tak".
Teraz jednak nie potrafił skupić się na literach, wyrazach, a tym bardziej zdaniach. Wszystko zlewało się w jedną całość, bez ładu i sensu. Zamknął książkę tak szybko jak ją otworzył i spojrzał w górę na zegarek ścienny. Miał jeszcze trochę czasu do otwarcia biblioteki, ale co mógł robić innego, jeśli nie wyjść wcześniej do pracy? Przecież nie miał z kim pogadać, poleżeć w łóżku, nie wspominając już o robieniu w łóżku czegokolwiek innego. Ubrał się swobodnie, ale nie niechlujnie. Do tej pory nie mógł zrozumieć, jak jego kumpel z pracy Hwang może przychodzić do pracy w dresie. Przecież biblioteka to też jakiegoś rodzaju instytucja, może niezbyt wysokiego szczebla, ale zawsze. Najbardziej zdziwił się, gdy pewnego słonecznego dnia, Hwang pojawił się w kapciach w wielkie głowy krokodyli, z kubkiem w ręce i niedokładnie zgolonym zarostem, po czym stwierdził, że jebie tę robotę i dogoli się dopiero po kawie. Ludzie patrzyli dziwnie i na niego Hwanga i na niego przez cały dzień. Dlaczego to on zawsze cierpiał za głupotę innych?
Do lodówki zajrzał, tylko po to, żeby stwierdzić, że nic tam nie ma i spróbować wyłapać moment, w którym gaśnie światło w środku. Zdziwił się jednak widząc pudełko z jego ulubionym zestawem śniadaniowym, kupionym w piekarni, którą lubił. Uśmiechnął się pod nosem, ale dyskretnie, żeby nawet światło w lodówce tego nie spostrzegło i wyciągnął jedzenie, przyciskając je od razu do piersi. Otworzył je tylko na moment, żeby zobaczyć czy ten Dzbanek kupił jego ulubiony zestaw (co okazało się prawdą). W środku znalazł podobnej wielkości kartkę. Wyjął ją tym razem bez wahania i otworzył jedną ręką.
Jeśli się uśmiechniesz, mogę oddychać; jeśli się roześmiejesz, mam dość pokarmu, aby przetrwać następne kilka dni. (*4)
- Świetnie, debilu. I właśnie dlatego nie uśmiechnę się do ciebie przez kolejny tydzień - zamruczał pod nosem, sam kompletnie nie wierząc w to, co mówi.
Spakował pudełko do plecaka. Gdy ubierał już buty i kurtkę, zajrzał do portfela. Codziennie sprawdzał czy ma ze sobą kartę miejską, po tym jak dwa tygodnie wcześniej dostał mandat. Skleroza nie boli, mandat już tak. Znalazł kartę i biały papier, nie znalazł za to swoich pieniędzy.
Nigdy nie jest się biednym, jeśli ma się coś do kochania. (*5)
Ps. Pożyczyłem stówę. Oddam
- Ciekawe czy babka w kawiarni przyjmuje twoją miłość za kawę karmelową - burknął, uśmiechnięty od ucha do ucha - bo jeśli nie, to masz przejebane.
Wszystkie kartki wcisnął do plecaka i zasunął go, prawie przejeżdżając suwakiem po palcach. Obiecał sobie, że znajdzie każdą książkę, z której Hoseok wytrzasnął cytat i będzie go katował czytaniem do poduszki, dopóki nie zaznajomi się ze źródłami swoich romantycznych pomysłów. To będzie dobra zemsta za samotne walentynki.
. . .
Chat BTS
Jimin: Chyba jestem w ciąży
Namjoon: po czym poznajesz?
Jimin: Brzuch mnie boli. I ciągle bym wpierdzielał Kimchi
Jin: Nażarłeś się za dużo Kimchi i teraz boli cię brzuch. Zagadka rozwiązana. Płatność gotówką czy kartą?
Jimin: Dupą
Jin: Przykro mi, ale już nie przyjmuję zapłaty w tej walucie od kiedy wyszedłem za mąż
Jimin: Namjoon hyung, przyjedź i mnie zbadaj
Namjoon: Mam wyjść z oddziału i przyjechać do ciebie z drugiego końca miasta, bo boli cię brzuch?
Jimin: Poproszę
Namjoon: Nie każ mi tego pisać
Jimin: Hyuuuungieeee...
Namjoon: Nie
Kookie: Nie zgadniecie co wczoraj dostałem na walentynki od najlepszego chłopaka na świecie?
Jimin: Dlaczego Tae ci coś dał?!
Jin: Patrzta go jaki święty Walenty. Jak miał 16 lat to mówił (mam na to świadków), że każdej zakochanej parze w to święto pajaców, wsadziłby róże z łodygami do gardeł, aż by im wyszły dupą
Kook: Jimin - powiedziałem najlepszego chłopaka na świecie, a nie zjeba z dałnem, Jin - byłem młody i gniewny, proszę tu nie wywlekać moich brudów z przeszłości
Jin: Ja mogę wywlec twoje brudy sprzed trzech dni
Kook: STOB IT
Jin: Zostawiłeś w naszym mieszkaniu brudne skarpety, tak jebało, że myślałem, że mi jakiś gołąb wleciał do mieszkania i zdechł
Jimin: brzuch mnie boli <intensywny płak>
Kook: ryj
Kook: zepsuliście mi romantyczny nastrój
Yoongi: nawet wyciszenie na was nie działa, jak można wyprodukować 300 powiadomień w piętnaście minut?! W robocie jestem.
Jin: A co nas to obchodzi, że sobie życie marnujesz? Nikt nie kazał ci się tam zatrudniać
Yoongi: Powiedział facet, który kilka lat pracował w szkole jako nauczyciel, przedmiotu, którego nie rozumie.
Jin: Umiem matmę.
Jin: Trochę.
Namjoon: Geometria idzie ci średnio
Jin: dlatego ty sprawdzałeś z niej kartkówki
Jin: W życiu nie trzeba wszystkiego umieć. W życiu trzeba się ustawić
Yoongi: A ty się tak ustawiłeś, że Namjoon musiał ci kartkówki sprawdzać
Jin: Przynajmniej sprawdzał
Jin: Z resztą to było dawno, nie wracajmy do tego
Jin: Co było, a nie jest to coś tam coś tam
Yoongi: Widzę, że z przysłów też jesteś wybitny
Jin: Jestem wybitnie przystojny, wystarczy
Jin: Możesz ze mnie zejść?
Yoongi: Bałbym się na ciebie wejść.
Yoongi; Czemu mnie zmusiłeś i do napisania takiego zdania?
Jin: He he he
Jin: A propos
Jin: Jakbyście ty i Hoseok teoretycznie uprawiali kiedykolwiek seks, to on może sobie zabrać strój policjanta do domu i założyć go do łóżka? Bo jak tak, to ja bym sobie od niego pożyczył
Kook: ale teraz dojebałeś. Czemu ja nie mogę rzucać takimi tekstami? :(
Jin: Bo jesteś małym gównem, bez prawa głosu
Yoongi: A jeśli teoretycznie morderstwo byłoby legalne, to mógłbym przyjść do ciebie do pracy i zatłuc cię twoim własnym wałkiem do ciasta?
Jin: W teorii jest taka możliwość, ale niestety dla ciebie morderstwo jest nielegalne
Jin: A twój chłop jest policjantem, także sajonara mordowanie porządnych obywateli
Yoongi: Specjalnie zostanę prezydentem, potem dyktatorem i wprowadzę prawo na legalne morderstwo
Jin: Nie zagłosowałbym na ciebie
Namjoon: Nie tak łatwo zostać dyktatorem...
Jimin: Namjoon na prezydenta!
Namjoon: A dziękuję :)
Jimin: Za dziękuję nie naprawi się mój brzuszek, przyjeżdżaj tu i mnie lecz
Jin: No ale co z tym strojem?
Yoongi: A co z tym wałkiem?
Kook: Chcecie wiedzieć co dostałem na walentynki czy nie?
Hobi: Koleżanka z pracy myślała, że mam w kieszeni wibrator, możecie się opanować?
Jin: A kto cię wie co ty tam trzymasz
Jin: W ogóle ić stond
Jin: Tu się toczą rozmowy o życiu i śmierci
Namjoon: I twoim stroju policjanta na Jinie
Namjoon: Moja wyobraźnia zaczęła działać
Hoseok: Jaki strój?
Jin: Twój z roboty, pożycz
Hoseok: Po co ci?
Yoongi: Musisz go pytać?!
Cheng: Robiłem konspekt, ale cholera, to jest ciekawsze
Kook: Nie chcą wiedzieć, co od ciebie dostałem
Cheng: Ważne, że ty wiesz <3
Jin: Żeby założyć do łóżka i być złym gliną. No wiesz... cimcirimci
Hoseok: Po co ja tu w ogóle wszedłem?
Yoongi: Mówiłem, żebyś nie pytał, to ty nie, zapytam. Zawsze na przekór.
Kook: Cimcirimci to prawie jak Bracia Ciecierecie (*6), zajebisty zespół
Jimin: lepszy niż BTS?
Namjoon: Niż co?
Jimin: Naprawdę przegapiłeś nasze ostatnie kilka lat pisania, hyung?
Yoongi: Dlaczego wy rozwijacie takie tematy? Nie możecie raz porozmawiać o czymś normalnym?
Jin: Witajcie przyjaciele, jaka dziś u was pogoda?
Kook: Piździ
Namjoon: U mnie też
Cheng: Same
Jin: Może to dlatego, że mieszkamy w tym samym mieście?
Namjoon: jest takie statystyczne prawdopodobieństwo
Yoongi: Bo wy to nawet o pogodzie nie umiecie rozmawiać.
Jin: pogodynek się znalazł
Kook: Ej, jakbym nie był strażakiem, to chyba bym był pogodynkiem
Jin: Robiłbyś furrorę w telewizji publicznej, wszystkie mohery by szalały i gubiły wełniane rajtki
Cheng: Jungkook staje się pogodynkiem. Oglądalność pogody - Stonks
Kook: No przestańcie przyjaciele, bo się zaczerwienię
Jimin: A facet w ogóle może być w ciąży?
Jin: ty się cofasz w rozwoju czy co? chcesz się upodobnić intelektualnie do męża?
Jin: A tak btw, to gdzie on jest?
Namjoon: Chyba bts
Jin: Aaa, I see what u did there, honey!
Yoongi: Chryste, daj mi siły
Yoongi odłożył telefon i rozprostował strzykający kręgosłup. Do końca zmiany w bibliotece zostało mu zaledwie piętnaście minut i marzył już tylko o ciepłym łóżku i jednym idiocie obok, którego mógłby przytulić. Jednego mógł być pewny, ciepłe łóżko dzisiaj dostanie, ale co do drugiego marzenia, nie mógł być tego pewny.
. . .
- Myślicie, że damy radę?
- Co mamy nie dać, przecież to nie pierwszy raz na scenie - Hoseok poprawił długi, językowaty kołnierzyk koszuli w różowe flamingi.
- Ja za każdym razem stresuję się tak samo - pisnął Jimin, przebierał noga za nogą, a szerokie nogawki spodni szurały o siebie irytująco za każdym razem, gdy to robił.
- Muszę się skupić i poćwiczyć przeponę - warknął do nich wszystkich Jin.
- Chyba oponę, spasłeś się - zagaił Yoongi. Jako jedyny nie poprawiał nerwowo żadnej części garderoby, tylko stał w futrynie i przyglądał się, jak reszta jego kumpli z zaangażowaniem przygładza nierozprasowane elementy ubioru, przylizuje na specyfik marki " Guma żelbeton" uciekające z fryzur pojedyncze włoski, albo odchrząkuje, aby ustabilizować głos.
- Lepiej pilnuj swoich wystających żeber, bo ci pouciekają - odwrócił się na moment w jego stronę Jin i zrobił minę z serii "Jesteś niczym więcej, jak pyłem na moich mokasynach, bitch".
- Jestem taki podekscytowany, że zaraz coś rozsadzi mnie od środka - złapał się za serce Tae. Miał na sobie ogórkowy zestaw spodni od garnituru i dopasowaną do niej kamizelkę zapinaną na trzy guziczki.
- Mówiłem, żebyś nie dojadał tej fasolki - pokręcił nosem Hoseok. Yoongi uśmiechnął się pod nosem, widząc z daleka ten gest. Na głos nie przyznał się jeszcze jakie emocje wzbudzają w nim te pojedyncze ruchy twarzy, dłoni o długich palcach czy zgrabnych bioder kumpla i nie zrobi tego, choćby i przesłuchiwany na torturach. Zwłaszcza uwielbiał ten niepozorny ruch nosem, jakby coś go swędziało. Marszczył wtedy lekko czoło i brwi, a potem pocierał fragment skóry pod lewym okiem, co właśnie w tej chwili zrobił. Yoongi normalnie nie zwracał uwagi na takie gesty u ludzi, w ogóle nie zwracał uwagi na ludzi. Wychodził na scenę, robił swoje, odgrywał rolę, zabierał wypłatę w kopercie, albo do ręki i uciekał, gdzieś, gdzie ludzie nie wchodzili mu w drogę. Miał kilka takich miejsc w mieście. Z tym, że była jedna osoba, u której zauważał te tiki, zwyczaje, gesty i słowa. I czasami się przez to martwił, bo dostrzeganie takich szczegółów było mu niczym więcej jak kłopotem i dodatkowymi, niepotrzebnymi myślami.
Odkleił się od wejścia i przemaszerował w czterech krokach przez malutki pokój socjalny, jak nazwał pomieszczenie organizator imprezy. Wyjął ze swojej torby maleńki breloczek z brązu w kształcie książki i schował go do kieszeni marynarki. Prawie zapomniał, a przecież wychodzenie bez niego na scenie to prawie jak zawodowe samobójstwo.
- To nie fasolka, tylko moje emocje! Chociaż czekaj... jest tu gdzieś łazienka? - panika pojawiła się w oczach Taehyunga.
- Jaka łazienka? Wychodzimy za pięć minut - syknął Jin.
- Chłopaki, ja chyba nie dam rady - wtrącił się nieśmiały głos Chenga.
- Dasz radę! Ile razy mam ci powtarzać? - wtrącił się Kook, chociaż sam nie brzmiał na przekonanego w stu procentach.
- Podpisałeś umowę, teraz nie ma wymigiwania się.
- Ale nie myślałem, że to będzie coś na taką skalę. To mnie przerasta - przestraszył się nie na żarty dwumetrowy facet w błękitnej marynarce - a co jeśli was zawiodę? Nie mogę zapsuć wam renomy - panikował coraz bardziej.
- Cheng - podszedł do niego Hoseok. Yoongi zawiesił wzrok dosłownie na ułamek sekundy na opiętym w czerwony materiał spodni tyłku. No cholera, kto mu pozwolił się tak ubrać? Pewnie teraz spodnie Hoseoka i jego twarz pasują do siebie kolorystycznie jak ulał - jesteśmy zespołem, tak? Doszedłeś jako ostatni, ale to nie znaczy, że gorszy. Wszyscy razem tworzymy coś super, pokazujemy ludziom naszą pasję do muzyki, zarażamy ich rytmem, sprawiamy, że ich serca biją mocniej, a ciała same ruszają się w tańcu. To jest nasza siła, a bez ciebie będzie niepełna, nie teraz kiedy stworzyliśmy razem nowy kawałek. A teraz wyjdziemy wszyscy, oczywiście jak Tae wróci z łazienki i zrobimy takie show, że wszystkim dzwony i saboty pospadają. Tak?
Cheng patrzył w niego jak swojego wybawcę, a reszta grupy zatrzymała na moment przygotowania, żeby poczuć siłę bijącą ze słów Hoseoka. To jednak nie kręcenie nosem przyciągało tak oporny wzrok Yoongiego. To zdecydowanie coś więcej, kilka słów, które potrafią odpędzić strach i obudzić w każdym coś odważnego, pewnego siebie i pozytywnego. Hoseok był sercem i pasją ich grupy, a Yoongi potrzebował tego w swoim pozbawionym ich życiu, którego jesnym kolorem były dźwięki muzyki, tworzonej razem od lat i materiały garniturów, które Tae i Jin szyli z zapałem nocami. Cheng uśmiechnął się do Hobiego, a Jin westchnął i pokiwał głową. Jego morska koszula napięła się na piersi.
- No i właśnie dlatego to ty jesteś liderem, Hosiek.
Jin rzadko mówił takie rzeczy, ale miał racje. Wszyscy mieli szczęście, że znaleźli Hoseoka.
Wyszli z pomieszczenia, gnieżdżąc się gęsiego w ciasnym przejściu. Ktoś nadepnął na nogawkę spodni Yoongiego i coś czuł, że to Jin, bo jeszcze na dokładkę kopnął go w kostkę. Syknął cichutko, a plecy oblał mu zimny pot, kiedy poczuł delikatny dotyk czyjejś dłoni na nadgarstku. Zimna fala zamieniła się w słodkie ciepło, po tym jak zorientował się, że dłoń należy do idącego przed nim Hoseoka. Chłopak nie zwrócił się do niego, po prostu, wysunął tylko w tył dłoń, jakby instynktownie szukał czyjejś bliskości. Iskierki szczęścia same poprowadziły mięśnie w kącikach ust Yoongiego ostrożnie do góry.
Lekki stres szumiał mu w głowie, a środek brzucha zaciskał dość nieprzyjemnie. Ostatnie szybsze bicie serca i wejście w światło sceny. Szelest ich stóp i szybsze oddechy rozpłynęły się pośród odgłosów tłumu. Żółte światło trafiło go prosto w oczy, kiedy nie zdążył zasłonić ich dłonią. Oślepiło go tylko na moment.
Zazwyczaj nie stresował się w ogóle występami przed publicznością, tym razem było inaczej, czuł pod skórą, że dzisiaj może być inaczej. Ludzi było sporo, a ich głosy wzmocniły się, gdy wyszli na scenę i każdy ustawił się przed swoim srebrnym statywem. Żółty, mocny reflektor przygasł, zamieniając się kolejno w kolorowe światła tańczące na scenie, zanim oni jeszcze zaczęli utwór. Odchrząknął niemrawo, a echo wraz z piskiem z psującego się mikrofonu poniosło to chrząknięcie poza scenę. Ścisnął mocno wargi zażenowany tym, co właśnie miało miejsce. Jin spojrzał na niego, jakby chciał zabić go na sto najbardziej brutalnych sposobów, a Tae złapał się za brzuch.
- Witajcie moi drodzy, to my, BTS! - przywitał się Hoseok. jego mikrofon niósł taki pogłos, jakby grali na pustej hali z betonowymi ścianami, a nie na świeżym powietrzu. Yoongi pierwszy raz doświadczał takich uczuć jak dziś. Zrobiło mu się słabo od samego słuchania ich porażek i patrzenia w puste twarze ludzi przy scenie, którzy nie dość, że wydawali się identyczni, to jeszcze nie okazywali grama emocji, może oprócz zażenowania. Jego granatowy garnitur trzyczęściowy zdawał się nagle uciskać go wszędzie, gdzie to tylko możliwe, a dobrze wiedział, że to niemożliwe, bo Jin uszył go rozmiar za duży i kazał przytyć do występu. Nie przytył, a teraz ciężko było mu oddychać, czyli ewidentnie coś działo się nie tak - to zaszczyt dla nas, móc wystąpić przed tak wspaniałą, pełną energii publicznością! Witamy was na festynie Kimchi!
Kilka osób zaklaskało słabo, jakieś dziecko zaczęło ryczeć, a pan z trzeciego rzędu chyba miał problem z wyborem, bo jak zacięty powtarzał "Idę albo nie idę". Yoongi zdecydowanie miał ochotę iść i to jak najdalej stąd.
Nagle zdał sobie sprawę, że wystroili się jak pajace dla garstki wsioków na obchodach festynu Kimchi. Chciał zaprotestować, ale wtedy rozpoczęła się melodia piosenki.
- Bo ah ah, dziś jestem wśród gwiazd Więc patrz jak wzniecam ogień i rozjaśniam tę noc - zaczął całkiem ładnie śpiewać Kook. Zaraz z przestarzałych głośników popłynęła skoczna melodia disco. Rozejrzał się, z przerażeniem na twarzy obserwując jak jego kumple zadowoleni z siebie brną w to dalej i śpiewają o imprezce, dynamicie, czekał tylko na część z Al-ka'idą i będą skończeni.
- Bo ja, ja, ja dziś jestem wśród gwiazd. Więc patrz jak wzniecam ogień i rozjaśniam tę noc -zaczęli wszyscy razem, a Yoongi złapał się za głowę.
Jak mogli robić z siebie takie pośmiewisko? Ogórkowy strój Taehyunga zatańczył mu przed oczami. Nawoskowane żelbetonowym żelem włosy śmierdziały z odległości kilku metrów. Zakrztusił się. Kątem oka zauważył, jak Hoseok oderwał wzrok od przysypiającej publiczności i zwrócił ku niemu zmartwione spojrzenie. Chciał prosić go o pomoc, ale udało mu się tylko resztką siły wyciągnąć ku niemu obie dłonie.
Przecież oni cholera jasna nie umieją śpiewać! Nawet nie mają zespołu! A co jeśli Tae zacznie rapować o bażantach?!
Panika sięgnęła jego gardła. Pod sceną stała dziewczyna w różowej sukience. Wydawało mu się, że trzyma w dłoni jakiś mały balonik, który sam zmienia kolory. Już zaczął bać się diabelskiego urządzenia, kiedy zorientował się, że to tylko wata cukrowa, która zmieniała kolor od świateł na scenie, a dziewczyna pożera ją jak mała pirania.
Nie myśląc za bardzo co robi, albo raczej dając ponieść się swojej panice, cofnął się o kilka kroków i poczuł tylko jak uderza o coś z całej siły plecami. Chybotliwa, patykowata konstrukcja nie utrzymała jego ciężaru i ugięła się, przewracając wielki, starodawny jak wszystko tutaj reflektor prosto na niego.
Zdążył tylko poczuć jak ktoś go odpycha, a stalowa, ciężka lampa spada prosto na osobę w czerwonych spodniach.
- Nie!
Zlany zimnym potem poczuł na sobie czyjeś dłonie, trząsł się na całym ciele, a wargi zeschły mu się na wiór.
- Yooni, kochanie... - usłyszał jeszcze delikatnie przez mgłę, kiedy powoli zdawał sobie sprawę, że wszystko, co działo się przed chwilą, to tylko najokropniejszy z możliwych koszmarów. Ciepłe dłonie gładziły go po drżących plecach i przyciskały mocno do chodnego jeszcze swetra, pachnącego zimową aurą i przede wszystkim ciałem Hoseoka.
- Hobi, śniło mi się tyle okropieństw - powiedział mruczącym, ale lekko zdyszanym głosem - Tae miał ogórkowy garnitur, a Jin saboty.
- Że co?
- Takie obrzydliwe buty, mój ojciec je nosił za kawalera...
- W porządku...
- Nie, nie w porządku, za te buty powinno się dostać kolonię karną.
- Chciałbyś, żeby twój tata poszedł do kolonii karnej? - zapytał zupełnie poważnie, cały czas trzymał go w ramionach i przyciskał do piersi.
- Spalił je, kiedy znalazłem to cholerstwo na strychu, on ma odpuszczone.
- Ale to cię tak przeraziło?
- Nie tylko - uspokoił odrobine oddech, ale ciągle nie miał zamiaru odsunąć się ani na milimetr od uścisku, który tak bardzo kochał i którego potrzebował bardziej niż kiedykolwiek - mieliśmy zespół i graliśmy chałturę na święcie Kimchi.
- Brzmi jak zabawa - zaśmiał się cicho młodszy.
- Brzmi jak horror, w którym nie chciałem grać! - warknął Yoongi - mieliśmy na sobie kretyńskie garnitury w oczojebnych kolorach i śpiewaliśmy o dynamicie, disco i gwiazdach - wcisnął czoło w miejsce między obojczykiem i podbródkiem Hoseoka - na koniec zorientowałem się, że coś jest nie tak i w panice przewróciłem reflektor, który spadłby mi na głowę, gdybyś mnie nie uratował i to ciebie... - wcisnął nos tak głęboko, że wręcz przykleił się do skóry na szyi Hobiego.
- No już, jestem tutaj - szepnął Hoseok. Ułożył podbródek na czubku głowy narzeczonego i owinął długie ramiona wokół jego wątłej sylwetki - żaden krwiożerczy reflektor mnie nie zaatakował, nie jesteśmy w zespole, a Tae nie ma ogórkowego garnituru, mogę ci to przysiąc na co tylko chcesz. Przynajmniej nie miał, kiedy ostatni raz go widziałem.
- Nie strasz mnie - zamruczał mu ciepłym powietrzem w skórę starszy, a Hobi zachichotał gardłowo. Zdobył się jednak na odsunięcie kilka centymetrów w tył i spojrzenie w zmęczoną, ale szczęśliwą twarz Hoseoka. Policzki miał jeszcze odrobinę czerwone od mrozu, a włosy zniknęły z jego czoła i zebrały się z boku, sklejone wilgocią z rozpuszczonego śniegu. Oczy migotały mu trochę niezdrowo, mógł znowu przeziębić się na tych swoich niekończących się zmianach - właściwie to co tu robisz?
- Czy ja wiem, chyba mieszkam. Powinieneś mnie parę razy zauważyć, bo jakby śpię obok - zaśmiał się Hobi.
- Dobrze powiedziane, parę razy - tym razem już na dobre odkleił się od przyciągających jak magnes ramion i pociągnął nosem, choć ani nie miał kataru, ani nie chciało mu się płakać. Wtedy zauważył ściśniętą w palcach młodszego kartkę papieru złożoną na pół, tak jak te z ranka. Skinął na nią głową, nie trudząc się nawet z zadawaniem pytań.
- Ach, tak. To wiadomość dla ciebie. Znalazłeś moje kartki rano?
- Znalazłem, ale szczerze powiedziawszy wolałbym zamiast nich znaleźć ciebie.
- Tutaj mam ostatnią - powiedział Hobi, kładąc przed nim papier i po chwili dodając odrobinę zawstydzony - wiem, że wczoraj zawaliłem, ale nie mogłem nic zrobić, żeby komuś opchnąć tę zmianę, a tą dzisiejszą miałem przydzieloną już w tamtym miesiącu.
- Nie tłumacz mi się, przecież wiem - zatrzymał go obojętnie. Obaj patrzyli na złożoną kartkę - ale i tak mam ci to za złe.
- Jeśli to poprawi ci w jakiś sposób nastrój to wziąłem sobie wolne na cały weekend.
- Mów dalej... - Yoongi zmrużył oczy.
- To właściwie tyle, myślałem, że moja obecność wystarczy.
- Też mi coś, nie jesteś jakąś atrakcją - naburmuszył się Yoongi i wyrwał spod tyłka narzeczonego koc, który mu przysiedział, żeby przycisnąć kolana pod brodę i okryć się nim aż pod brodę. Z daleka mógł wyglądać jak kamień, zwłaszcza, że koc miał szary kolor. Zawsze lepiej niż wygląd ogórka.
- Myślałem, że twój sen był wystarczającą atrakcją? - uśmiechnął się chytrze. Bieg czasu i staż w związku zmienił dość sporo, szczególnie to, że Hoseok bardzo polubił odpowiadanie pięknym za nadobne i nie hamował się z dogryzanie w zamian za chamskie odzywki Yoona.
- Ty chyba nie zdążyłeś jeszcze poznać tego, co jest dla mnie rozrywką przez te wszystkie lata.
- Oczywiście, że wiem, co jest dla ciebie rozrywką - wzruszył ramionami - czytanie kryminałów o trzeciej nad ranem, rozmawianie z Holly o serialach, oglądanie dram z japońskimi napisami, segregowanie i układanie książek w niekończących się zapasach w salonie i w piwnicy, gotowanie europejskich dań, no i oczywiście nie zapominajmy o pisaniu po kryjomu jakiś tekstów, których nie chcesz mi pokazać, chociaż błagałem cię o to na kolanach nie raz.
- Pokażę jak zasłużysz - burknął w koc Yoongi. Spod szarego materiału widać było, jak policzki zaróżowiły mu się lekko.
- No dobrze, w takim razie wracam do służenia tobie i bezpieczeństwu tego miasta - westchnął i spojrzał dramatycznie w sufit.
- Dobra, daj tę kartkę, baranie.
- Chciałeś powiedzieć Batmanie - powiedział rozbawiony Hoseok, kiedy Yoongi wyrywał mu kawałek papieru.
Miłość, co wprawia w ruch słońce i gwiazdy. (*7)
- Hmm - Yoongi uniósł delikatnie jedną brew - ładne, tego nie znam.
- Chciałem dać ci to zanim się obudzisz, miałeś to zobaczyć dopiero jak wstaniesz i zaraz przed tym przyjdziesz do salonu.
- Czemu niby?
- Bo kupiłem coś ekstra - ucieszył się jak małe dziecko - chcesz zobaczyć?
- W sumie to nie mam wyjścia.
- Ale chcesz, co nie?
- Prowokujesz mnie, żebym był dla ciebie niemiły - prychnął Min.
- Możesz być niemiły, takiego też cię kocham.
Tym zdaniem chyba kupił Yoongiego, który wychylił nos zza koca i odsłonił nawet brodę, kolejno szyję i ręce.
- Ok, to pokaż co tam masz. A w ogóle to jadłeś coś? - zapytał praktycznie, ciągnięty za rękę w stronę drzwi.
- Jadłem w pracy - głowa Hoseoka miała teraz inne zajęcie niż myślenie o czymś tak przyziemnym jak jedzenie.
Weszli do większego pokoju. Całą lewą stronę i kawałek ściany obok okna zajmowały wielkie półki na książki, których uzbierała się niezła kolekcja. Hobi narzekał czasami, że czuje się, jakby mieszkał w bibliotece, a on się na zadania od atramentowego Kaszalota nie pisał, ale szybko zapominał o swoich pretensjach, gdy Yoongi przypominał mu jak ciekawie spędzili kiedyś noc w bibliotece pani Wong.
Swoją drogą, w tym miesiącu musieli odwiedzić staruszkę, bo jej córka prosiła, by zmieniali kwiaty na grobowcu raz w miesiącu. Bibliotekarka zmarła ponad rok wcześniej, a Yoongi katastrofalnie przeżył tę wiadomość. Odeszła we śnie, nie pamiętając już praktycznie nic ze swojego życia, tylko kilka suchych faktów na temat własnej osoby i otaczającego ją świata. Ciężko było pogodzić się Minowi z tą stratą, zwłaszcza, że jeszcze przed jej odejściem miał już w planach wynająć bibliotekę od właścicieli, którzy prowadzili tam antykwariat. Ustabilizował się finansowo na tyle, że mógł to zrobić, ale niestety nie zdążył. Po śmierci pani Wong jego zapał trochę opadł, lecz nie zrezygnował z tego pomysłu. Czekał na odpowiedni moment, kiedy rana w jego sercu zagoi się na tyle, by mógł spokojnie tam wrócić.
Prócz regałów z książkami, w salonie stała kanapa z jego starego mieszkania, która dostała nowe życie u stolarza, niski stolik, przy którym Yoongi uwielbiał jeść przed telewizorem, a duże okna zastawiały drewniane, paskowane żaluzje. Pokój był dużo większy niż salon połączony z kuchnią w jego poprzednim mieszkaniu, ale i tak lubił je na równi, nie brakowało mu tej przytulności. Ważne, że miał tu Hoseoka, swoje psy i książki, z takim wyposażeniem mógłby mieszkać gdziekolwiek, a i tak czułby się jak w domu. Z przerażeniem obserwował u siebie rosnące zamiłowanie do kwiatów, z których miał już niezłą, zieloną wystawę. Bibliotekarze chyba po prostu tak mają. Ciężko wytłumaczyć to w inny sposób.
W salonie nie świeciło się światło, dlatego ufał instynktowi i pamięci Hoseoka, kiedy szedł za nim, czując jak zaciska palce na jego dłoni.
- Możemy zapalić światło? Nie zobaczę niespodzianki.
- Zaraz zobaczysz, niepotrzebne na światło.
- A gdzie są psy? - zapytał, orientując się, że od wejścia nic nie zaatakowało jego nagich stóp.
- Kook ich ma, mówił coś, że rodzice wyjeżdżają na weekend, a nie chce siedzieć sam w mieszkaniu.
Jungkook mieszkał zaledwie sześć minut drogi od nich, dlatego Yoongi nie zdziwił się, że Hoseok naprawdę miał ochotę dostarczać mu psy. Syknął, czując na gołej podeszwie coś twardego.
- Nadepnąłem na coś - jęknął.
- A, tutaj zgubiłem śrubkę od regału, w takim razie musimy uważać, żeby jeden z tych, które skręcałem w poprzedni weekend się nie zawalił.
- Zabić to mało.
- Jesteś gotowy? - zapytał Hobi podekscytowanym głosem.
- Ugotowany i odcedzony.
- W takim razie spójrz na to - powiedział ciszej, a po chwili cały pokój, każdy fragment ściany zamienił się w wielki widnokrąg, pełen zimno niebieskich, białych i fioletowych, delikatnie poruszających się gwiazdek. Na ciemno granatowym tle wydawało się jakby trafili do innej rzeczywistości i zawiśli gdzieś setki tysięcy lat świetlnych od swojego ówczesnego życia. W pokoju było dość chłodno, ale przez to jeszcze wyraźniej tworzyło się złudzenie otchłani kosmicznej. Łatwo się niej zagubić, z każdej strony otaczał ich jedynie horyzont maleńkich punkcików. To dlatego w pomieszczeniu było tak ciemno, Hobi zasłonił żaluzje i zadbał, żeby jak najmniej światła docierało pośród cztery ściany. Yoongi objął dłońmi nagie ramiona, miał na sobie tylko koszulkę z krótkim rękawkiem.
- To dlatego te gwiazdy... - powiedział cicho - skąd to wytrzasnąłeś? - zapytał, nie za bardzo umiejąc ukryć zachwyt.
- Widziałem w jednej dramie i postanowiłem, że muszę to kupić - Yoongi słyszał w jego głosie, że się uśmiecha - poza tym mówiłeś kiedyś, że w Seulu nigdy nie widać gwiazd, a jest zima, ty jesteś ciepłolubny i nie chciałem wywozić cię za miasto, żebyś mógł je pooglądać, dlatego zrobiłem wersję domową. A karteczki były moimi przeprosinami za to, że wczoraj nie mogłem z tobą być. Nawet nie wiesz jak bardzo było mi przykro, kiedy zobaczyłem siebie w grafiku - Yoongi ścisnął wargi, żeby nie uśmiechnąć się jeszcze szerzej, gdy silne ramiona objęły go całego od tyłu, a ciepły oddech pojawił się obok jego ucha.
Po tylu latach niemożliwym było, żeby zakochiwać się w kimś codziennie jeszcze bardziej dlatego uznał, że po prostu każdego ranka zakochuje się na nowo. I to uważał w ich związku za najpiękniejsze.
Taka nieromantyczna, realistyczna dusza jak jego musiała sobie jakoś radzić z codzienną nową miłością do tego samego człowieka. Mógł nie mówić wierszem i nie wyrażać uczuć słowami, mógł dogryzać, kąsać i odpychać, ale przychodził taki moment, każdego kolejnego dnia, że zatrzymywał się, rozglądał dookoła i szukał go wzrokiem, słuchem i sercem. Przystawał, a jego skostniała dusza kruszyła się i topniała dla Hoseoka.
- Kocham cię - powiedział, czując na sobie ciężar Hobiego i jego palce zaciśnięte na skórze.
- I nie gniewasz się za wczoraj?
- Dzień jak co dzień. Po co mi specjalny dzień dla zakochanych, skoro jestem zakochany codziennie?
- Kochałeś się kiedyś pod gwiazdami? - zapytał, a Yoongi prychnął cicho.
- Dobrze wiesz, że nie.
- To może chcesz spróbować?
- Pod jednym warunkiem.
- Zamieniam się w słuch.
- Że to ja będę na górze - Yoongi odwrócił się do narzeczonego i spojrzał mu prosto w oczy. Dojrzał tam czyste przerażenie, panikę i strach w jednym. Chyba tylko raz widział jeszcze u niego taki wyraz twarzy, kiedy unikatowa pianka w kształcie Hyuny wpadła mu do kałuży i rozpuściła się na jego oczach.
- Ale... że ty... mnie?
- No.
Skóra Hoseoka wręcz bladła w oczach.
- Zaraz zemdlejesz, prawda?
- Nie... - złapał głębszy oddech - a nie jesteś może śpiący?
- Nie zanęcisz mnie snem.
- Ale nagrzeję ci łóżko i oddam moją poduszkę w kształcie marchewki i przyniosę ci kakao.
- Nie.
- Dlaczego nie?! - spanikował zupełnie i złapał za oba policzki ukochanego. Wtedy Yoon nie wytrzymał i prychnął mu śmiechem w twarz - nie robi się takich żartów z kogoś, kogo się kocha! - obraził się Hoseok i chciał uciec, ale zwinne ręce Mina tym razem jego objęły w pasie i przyciągnęły blisko.
- No wybacz, chciałem zobaczyć twoją reakcję.
- Wcale, a wcale nie śmieszne. Jeśli naprawdę będziesz kiedyś chciał, to powiedz kilka dni wcześniej, muszę się do tego nastawić.
- Nie będę chciał - zarechotał Yoongi - to już powinieneś wiedzieć. Po tym jak raz spróbowaliśmy, obiecałem sobie, że nigdy więcej.
- To dlaczego ja nic nie wiem o tej obietnicy?
- Bo lubię robić ci na złość - wzruszył ramionami.
- To jest jakiś argument.
- Co nie?
Oddech pachnący zieloną herbatą i czymś słodkim (Hoseok pewnie jadł w pracy pączki) załaskotał wargi Yoongiego. Tak bardzo obaj czekali na taki wieczór. Jak cudownie było czuć na sobie usta i duże, gorące dłonie, odrobinę chropowate ocierające się o skórą pleców pod koszulką Yoona. Ich ciała zawsze tworzyły zażyłość, łączyły się w jedno. Hoseok całował go głęboko, jakby i z niego zaczynało uchodzić to napięcie ostatnich zabieganych dni. Hoseok przycisnął blade ciało do najbliższej ściany, by łatwiej było mu schodzić w dół z pocałunkami i pieszczotami. Wsunął dłoń pod plecy narzeczonego, pozbawiając je przyjemnego chłodu ciągnącego od ściany. Gwiazdy na ścianach poruszały się powoli, podobnie do ich warg.
Gorąco w nich pulsowało z sekundy na sekundę, a rozkosz wzbierała z każdym ruchem, pocałunkiem, jękiem przyjemności i dotykiem drugiego, rozpalonego ciała. Yoongi z przyjemnością wsłuchiwał się w to cichutkie sapanie i powietrze uciekające między ich wargami w ledwie sekundowych przerwach od pocałunków. Co chwilę łapał między zęby zaróżowioną wargę i leciutko, bądź troszkę mocniej zaciskał się na niej, a czym mocniej zdecydował się to zrobić, tym głośniejszy dźwięk dodawał mu odwagi.
- Może - oderwał się z trudem od pocałunków - przejdziemy do sypialni.
- Nie - zdecydował Hobi - zostajemy pod gwiazdami. Podłoga jest dzisiaj bardzo wygodna.
Powiedziawszy to, pociągnął za sobą mężczyznę w dół i zmusił, by ten usiadł mu na kolanach.
- Hoseok, mamy kanapę - zaśmiał się Yoongi, odchylając głowę do tyłu, by poczuć na szyi usta narzeczonego.
- Mamy też podłogę.
Odwrócił ich, by znaleźli się w odwrotnej pozycji, Yoongiemu nie przeszkadzało, że czuł pod plecami twarde deski podłogi. Interesowało go tylko przyjmowanie pocałunków i oglądanie nad ramieniem Hoseoka tysięcy maleńkich gwiazdeczek. Pocałunki Hobiego przenosiły się coraz niżej, a czym dłużej usta zajmowały się tą czynnością, tym pocałunki stawały się bardziej niedbałe i pospieszane przez zaciśnięte we jego włosach palce Yoona. Punkciki światła odbijały się w obu ich spojrzeniach, kiedy Hobi odsunął się, by zdjąć z siebie pierwszą warstwę ubrań, nie zatrzymując się jednak na niej. Rozrzucał je niedbale gdzie popadnie po podłodze, natychmiast po zakończeniu pomagając w tym samym Yoongiemu. Za długo nie mogli tego doświadczyć w ostatnim czasie, żeby teraz oddawać się sobie powoli i cierpliwie.
Mózg Yoongiego i wola nie miały siły, żeby przeciwstawiać się żadnej z potrzeb, już dawno zapomniał o wstydzie. Kąsał dorodne usta, zasysał się na na nich i oddychał ciężko, a ciepło oddechów tworzyło intymną otoczkę gorąca. Między ich wargami zrobiło się mokro od nagromadzonej śliny i niezwykle duszno, mimo niskiej temperatury w pomieszczeniu. Uczucie twardości drewna na plecach kontrastowało z miękkim dotykiem ciała w górze.
Między nimi zrobiło się mokro i zniewalająco przyjemnie. Yoongi jęczał między pocałunkami czując na sobie dotyk palców i drugiego penisa. Ręka Hoseoka była na tyle duża, by po części objąć ich obu. Dłoń Hobiego nadawał idealne tempo, to nic że biodra Yoona żyły własnym życiem i wypychały się do przodu, chcąc zyskać z tej bliskości jak najwięcej. Jednym silniejszym ruchem umiał zaspokoić chwilowy bunt.
Kilka kartek papieru ze słodkimi cytatami leżało w plecaku Yoona, ta ostatnia zagubiona gdzieś pośród rozrzuconych ciuchów. Wspomnienie koszmaru i samotnych walentynek stało się mgliste, aż w końcu zniknęło. Gwiazdy nad ich głowami migotały aż do samego rana.
Jeden dzień opóźnienia nie miał znaczenia dla dwóch kochających się mężczyzn. W końcu walentynki to tylko dzień w kalendarzu, dzisiaj pojawił się kolejny, jutro następny. A Yoongi każdego dnia kochał na nowo, tak samo, a może i mocniej niż wczoraj. W końcu miłość chyba nie ma limitu. Yoongi na pewno go jeszcze nie wykorzystał.
. . .
(*1) Carlos Ruiz Zafon "Cień wiatru"
(*2) Vladimir Nabokov "Lolita"
(*3) Maggie Stiefvater "Drżenie"
(*4) Jonathan Carroll "Dziecko na niebie"
(*5) Lucy maund Montgomery "Ania z szumiących topoli"
(*6) Na serio jest taki zespół, polecam sprawdzić
(*7) Cassandra Clare "Miasto upadłych Aniołów"
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro