Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

52.


- Moja jest tamta - pokazała wysoko w górę paluszkiem Nyuna. Jej brokatowy kucyk wyklejany pieczołowicie przez cały tydzień wisiał na wystawie szkolnych talentów artystycznych. Przy okazji robocizny zużyła sześć słoiczków tęczowego brokatu, całą rolkę bibuły, cztery kolorowe bloki, wyrwała z ogródka mamy prawie wszystkie goździki, zebrała mnóstwo szyszek i kupiła pół kilo orzechów na skorupy.  Jednak widząc na twarzy dziewczynki szczery zachwyt swoim dziełem, mama uznała, że było warto, a goździki i tak odrosną. Kolaż Nyuny został jednogłośnie wybrany jako reprezentant klasy na międzyszkolnej wystawie i oprawiony w srebrną ramkę zawisł właściwie na honorowym miejscu.

Dziewczynka od samego rana promieniała dumą i radością. Oczywiście nie dała bratu dospać do przyzwoitej godziny i od szóstej męczyła go systematycznymi wizytami w jego pokoju. Aż do skutku.

Zwleczony z łóżka siłą, dostał w nagrodę pyszne śniadanie i osobiste zaproszenie na wystawę, a konkretnie to został w nie wrobiony przez mamę.

Wcale mu to nie przeszkadzało. I tak nie miał teraz za wiele do roboty, a Nyuna o mało co nie wyskoczyła ze szkolnych kapci, słysząc, że Namjoon przyjdzie obejrzeć jej pracę na wystawie.

Zaraz po śniadaniu ruszyła do szkoły, gdzie po lekcjach miał się pojawić Namjoon. Nyuna od kiedy tylko była świadoma siebie i istnienia swojego brata, zawsze brała z niego przykład. Z wiekiem pojawiały się rozbieżności. Chciała nosić sukienki i nie podobały jej się stare zabawki brata, wolała coś ,,dziewczynowego,,. Odkrycie swojej płciowej tożsamości nie zmieniło jednak postrzegania starszego brata jako swego rodzaju bohatera.

Mama zawsze była z niego zadowolona, był rodzinny, ciepły, lubił się przytulać, często czytał jej bajki, kiedy mama akurat nie miała czasu, nigdy nie zaczynał kłótni i miał tak dużą wiedzę, że mała Nyuna przez długi czas nie rozumiała dlaczego jego głowa nie rośnie, kiedy czyta tak dużo książek. Dopiero z czasem zrozumiała, że wszystkie informacje przechowywane są w pamięci i nie rozpychają głowy, jak powietrze balona.

Namjoon niezmiennie tkwił w jej głowie jako przykład dobrego człowieka, bo choć miał swoje wady, umiał się do nich przyznać i przeprosić. Niewielu ludzi umie przepraszać, co zawsze bardzo ją dziwiło. Przecież kiedy robię coś źle, skrzywdzę kogoś, nawet nieumyślnie, ale koniec końców jestem tego świadomy, to moim obowiązkiem jest przeprosić. To chyba proste?

Okazuje się, że nie dla każdego jest to proste. Na przykład dla jej klasowej znajomej Ryui, która w pierwszej klasie rozpowiedziała wszystkim koleżankom i kolegom, że Nyuna śmierdzi końską kupą i pewnie jej rodzina to konie, a nie ludzie, skoro je tak kocha, co oczywiście nie było prawdą. Nyuna uwielbiała konie, ale jako zwierzątka i towarzyszy ludzi. Wszyscy się wtedy z niej śmiali i zatykali nosy, gdy przechodziła obok.

Teraz sprawa odeszła dawno w zapomnienie, ale Ryui jej nie przeprosiła. I tak nie miała by okazji, bo jej rodzina przeniosła się do innego miasta i nie chodziła już z nimi do klasy. Nadal było jej smutno, przypominając sobie tamte dni.

- Jest na samym środku, na honorowym miejscu - uśmiechnął się Namjoon, kiedy po sześciu lekcjach pojawił się na szkolnym korytarzu.

- Pani od plastyki powiedział, że ładnie się komponuje, bo tak - złapała oddech i zastanowiła się przez moment - rozprowadza paletę kolorów. Ma w sobie dużo barw, które bryzgają na inne prace. Rozumiesz, oppa?  - tłumaczyła, a jej oczy błyszczały.

- Pewnie, że rozumiem i myślę, że to prawda. Jest jak kolorowe słońce w samym centrum.

Dziewczynka stanowczo pokiwała głową i ustawiła się obok brata, żeby tak jak on podumać nad całą wystawą. Poczuli się jak prawdziwi koneserzy sztuki.

- Oppa, może zostanę kiedyś artystką? Ale chciałabym też jeździć konno. Nie wiem co wybrać.

- Zawsze możesz robić to i to. Jedno może być twoim zawodem, drugie pasją, a może jeszcze będziesz zupełnie kimś innym, a sztuce i koniach nigdy nie zapomnisz. Nie musisz z niczego rezygnować.

- To dobrze, bo podejmowanie wyborów jest bardzo trudne.

Namjoon uśmiechnął się delikatnie do siostry, w sercu czując drobne jak kropelki zacinającego deszczu ukłucia. Dorosłe życie składa się w ogromnej mierze z podejmowania decyzji - wybaczysz komuś czy nie, zostaniesz, aby pielęgnować uczucie do drugiego człowieka, czy może wyjedziesz i będziesz rozwijać swoją karierę kosztem związku, czy uda ci się normalnie żyć bez ukochanej osoby czy kolejne lata spędzisz na dobijającej tęsknocie. Wątpliwość za wątpliwością i często nie dowiadujesz o słuszności swojej decyzji. Tak wygląda dorosłe życie.

Konsekwencje są zawsze i musisz pamiętać, że to ty sam wybrałeś tak, a nie inaczej. Odpowiedzialność to jeden z największych trudów dorosłości.

Lecz po co Nyuna miała teraz o tym słuchać? Miała osiem lat i kochała konie oraz wyklejanki. Dla niej to cały świat, ujmująco nieskomplikowany, aczkolwiek dla niej najistotniejszy. Namjoon nie bagatelizował problemów siostry, po prostu chciał, by poważne decyzje zostawiła na następne lata, a teraz rozwijała się jak tylko jej mała dusza zapragnie.

W pewnym momencie jego wzrok wykrył znaną postać. Zauważył go jako drugi, ale mógł jako pierwszy na to spotkanie zareagować. Kook wydawał się niepewny - podejść, czy nie. Na czacie rozmawiali w miarę zwyczajnie, bo i całą grupa wracała do normy, co nie znaczy, że tak pewnie czuli się i w tej chwili.

Kook musiał właśnie skoczyć wf, bo miał odrobinę mokre włosy i nieprzebrane jeszcze sportowe buty.

Namjoon pomachał do niego przyjaźnie, przywołując go do siebie i siostry. Skojarzyło mu się to ze zwabianiem wiewiórki na orzeszka w parku, a w przypadku Kooka, to raczej króliczka na kawałek selera. Zaraz i Nyuna zwróciła uwagę na zachowanie brata. Od razu domyśliła się, że to pewnie jakiś jego kolega, którego jeszcze nie zna.

Zdziwiło ją niezdecydowanie ładnego chłopaka, więc, podeszła i ująwszy zdezorientowanego bruneta za rękę podprowadzili go pod ścianę z rysunkami, gdzie rozbawiony czekał na nich Namjoon. Wszystko to jedna wielka groteska, a jego siostra jest mistrzem bezpośredniości.

- Cześć, hyung - powiedział Kook, kiedy Nyuna zlitowała się nad nim i puściła jego dłoń.

- Cześć - dodał mu odwagi uśmiechem.

- Cześć, mam na imię Nyuna i jestem siostrą Oppy - przedstawiła się dużo starszemu i dużo większemu chłopakowi mała. Namjoon miał nadzieję, że robi to tylko dlatego, że najwidoczniej on i jej brat są znajomymi i nie przedstawia się tak każdemu facetowi na ulicy. Nie, jego siostra nie jest głupia.

- Miło mi, jestem Jungkook.

Kim przyglądał się przez moment, jak przyjaciel próbuje nieporadnie nawiązać kontakt z ośmiolatką.

- Co tu robicie?

- Oppa ogląda wystawę, na której jest moja praca. O tamta, z kucykiem.

- Wow, musiałaś dużo pracy w nią włożyć.

- Tak, bardzo dużo, ale pomagała mi mama i trochę też Oppa, jak rozgniatał orzechy na łupinki. Wyklejałam z nich grzbiet.

- Fajną masz dziewczynę, Jeon - odezwał się jakiś chłopak, przechodzący obok nich.

- Widzę, że masz sporą rozbieżność wiekową między wybrankami serca - dodał drugi i obaj, prawie dusząc się pod nosem ze śmiechu, poszli dalej.

Namjoon zmarszczył brwi, oglądając się za nimi, po czym wrócił do Kooka, żeby w razie czego go powstrzymać przed pochopnymi decyzjami, ale nie. Młodszy dalej patrzył na obrazek i tylko drgający kącik ust zdradzał, że w jakiś sposób ruszało go to, co powiedzieli ci dwaj idioci. Nyuna również nie zareagowała. Miał nadzieję, że nie zrozumiała obrzydliwej aluzji.

Po prawdzie, to Kook przywykł już trochę do takiego traktowania. Od dwóch tygodni ataki stały się normalnością. Czasami bronił go Cheng, czasami to ignorował, właściwie coraz częściej wolał przemilczeć dogryzanie i wyzwiska, niż znowu dostać naganę za ,,agresję w stosunku do rówieśników,,. Szkoda, że szkoła widzi tylko fizyczną agresję, a na wszelką inną jest ślepa.

- Skończyłeś już lekcje? - zapytał go Nam.

- Ta, miałem teraz ostatni wf.

- To może się gdzieś przejdziemy? Nyuna, lody dla artystki?

Dziewczynka pokiwała ochoczo głową, ale zamiast grzecznie maszerować obok brata, wzięła za rękę Kooka i gotowa do drogi poprawiła plecak. Jej zacięta mina mówiła wszystko - walcie się idioci, a uścisk miał dać Jeonowi wsparcie, którego potrzebę mógł wypierać, choć i tak w nim tkwiła.

To dziecko było mądrzejsze niż sam myślał. Stawiał, że po mamie oboje odziedziczyli inteligencję.

Dwie dziewczyny uśmiechnęły się miło, widząc przed szkołą Kooka z małą dziewczynką, wyglądali jak urocze rodzeństwo - starszy brat opiekun, to magnes na dziewczyny. Aż jego mięśnie przestały się spinać ze stresu. Słońce zaświeciło im w twarz, przywiało pyłki drzew i słodki zapach kwiatów. Było lepiej.

Doszli do trochę mniej popularnej lodziarni, którą wybrali tylko ze względu na króliki, które podgryzały trawę w ogrodzonej przestrzeni, w obrębie ogródka kawiarni. Nyuna bardziej niż za lodami, tęskniła właśnie za nimi.

Zamówili swoje porcje i usiedli przy jednym ze stolików. Dziewczynka natychmiast zapytała, czy może iść do króliczków i po chwili zostawiła ich samych.

- Twoja siostra jest fajna - odezwał się Kook. W obecności Nyuny czuł się lekki jak puch, po jej zniknięciu, wspomnienia odżyły i znów przyszedł do niego wstyd.

- Teraz już nie da ci spokoju. Chyba cię polubiła - powiedział, wyjadając kolejną łyżkę swoich miętowych lodów z kubeczka.

- Sorki za to co gadali w szkole. Przeze mnie oberwało się też twojej siostrze.

- A przez nas tobie obrywa się ciągle.

- Raczej przez siebie. Nikt mnie nie zmuszał, żebym... No wiesz.

- Pocałowałeś Jina - dokończył za niego pewny siebie Namjoon. Absolutnie wiele się w nim zmieniło od kiedy się poznali. Życie jakoś dodało mu odwagi, podczas, gdy Kookowi jej odejmowało - stało się, trudno. Nie mówmy o tym, jakbyś zamordował człowieka. Zareagowałem bardzo ostro, ale to nie była do końca wina tego pocałunku. Jin zachodził mi za skórę od miesięcy, a to był raczej pretekst, niż prawdziwy powód. Wyszło na to, że tobie oberwało się najbardziej.

- Nie, nie chcę być ofiarą tej sytuacji. Ale nie chcę też, żeby zepsuła naszą przyjaźń. Bo ja nadal uważam, że jesteś moim przyjacielem - mówił, bawiąc się łyżką w rozpuszczonych lodach czekoladowych. Z zachowania przypominał trochę Nyunę, co zupełnie rozczuliło Nama. 
Jeszcze nie tak dawno nazywał się ,,detonatorem,, żeby teraz nie umieć spojrzeć mu w oczy. Nie uważał tego za dobrą zmianę.

- Pewnie, że jesteśmy przyjaciółmi. I nie mówię tego tylko dlatego, że ja i Jin się pogodziliśmy, ale dlatego, że jesteś świetnym facetem i lubię spędzać z tobą czas. Jak z każdym z naszej grupy. Tylko vminy mnie czasami męczą.

- Dzięki, hyung. Przysięgam ci, że nie mam nic do Jina. To była tylko...nieudana próba sprawdzenia swoich uczuć. Głupio zrobiłem, wybierając sobie hyunga.

- Wierzę, ciężko jest wytrzymać z Jinem - zaśmiał się - wydaje mi się, że ty i Cheng dużo bardziej do siebie pasujecie.

Kook odkaszlnął, czując jak lody trafiają do jego płuc, zamiast do żołądka.

- Ja wcale nie... - wydukał słabo.

- Żyjesz? - zapytał, poważniejąc Nam i poklepał go po łopatkach.

Pokiwał tylko dłonią na znak, że jest ok.

- Oppa, pani która zajmuje się króliczkami, mówi, że niedługo będą następne młode i że jak chcę to jednego mogę sobie wziąć - z nikąd pojawił się czerwona na policzkach Nyuna.

- Musimy zapytać mamy - powiedział Nam, jednocześnie spoglądając na Kooka, któremu pojawiły się łzy w oczach, po zakrztuszeniu lodem.

- Czemu płaczesz, Jungkookie? To przez tych głupich chłopaków ze szkoły? Nie przejmuj się - nie miał jak zaprotestować, bo jeszcze nie wrócił mu głos, gdy Nyuna złapał go za rękę i oparła się na jego boku, stojąc przy krześle - to głupki skoro myślą, że taka mała dziewczynka jest twoją dziewczyną. Pewnie masz starszą, ładną dziewczynę, a oni ci zazdroszczą. Ze mnie też się kiedyś śmiali, ale szybko zapomnieli. Najważniejsze, to żeby się nie poddawać.

Namjoon uśmiechnął się do siostry, a Nyuna poczuła, że jest z niej dumny. Jak będzie miała już swojego króliczka, to nazwie go Cookie.

...

- Długo czekasz? - zapytał zdyszany Kook.

- Nie, z pięć minut - Cheng stał na moście, gdzie umówili się dzisiaj po lekcji.

- Byłem z Namjoonem, a potem musiałem wrócić do domu, dlatego dłużej mi zajęło.

- Spokojnie, to tylko pięć minut - uśmiechnął się lekko. Nadal nie był pewny tego co chcą zrobić, ale przecież są tu razem i razem podjęli taką decyzję.

Słońce już zaszło, osłaniał ich mrok. Nikt nie zauważy dwóch młodych  chłopaków na starym mieście.

- Jesteś pewny? - zapytał ostatni raz Kook. W końcu to głównie o Chenga tu chodziło, o jego lęk.

- Tak, na pewno. Jak będziemy razem, to... To powinno się udać.

- Ok, to chodź.

Podeszli do barierki, wiatr uderzył ich w twarz. Niósł się nad wodą, a wraz z nim ściagały się świeże listki i suche gałązki. Tutaj było dużo chłodniej niż na lądzie. Czuła to każda ich kość, nerw i mięsień. Cheng oparł się o pordzewialą barierę między przepaścią, a nimi, aby złapać oddech.

- Nic się nie stanie, jeśli ich nie będzie - powiedział Kook, jakby cytował jakiś utwór, który przerabiali na lekcjach. Nie przypominał sobie takiego fragmentu, ale pasował.

Wyciągnął z kieszeni mały słoiczek z białymi drażetkami. Bał się, że jego słabe palce nie utrzymają przedmiotu, dlatego oddał je przyjacielowi.

Miał je, od kiedy tylko pamiętał. Nie konkretnie tę butelkę, której jeszcze nie otworzył, ale od wczesnych lat dzieciństwa przyjmował ten lek. Od kiedy jego tata zginął w wypadku, lęki pojawiały się o każdej porze dnia i nocy, mogły zastać go w szkole, w domu, w knajpie, na boisku, nie było zasady. Trauma, którą przeżył potężnie odbiła się na jego charakterze. Kiedyś roześmiany, odważny i pełen życia mały sportowiec stał się przestraszonym własnego cienia chłopaczkiem, który boi się zapytać o wyjście do łazienki na lekcji.

Leki pomagały, tak samo jak wizyty u psychologa i pedagoga szkolnego, ale lata mijały, a coraz trudniej było polegać tylko na lekach. Zdecydował się próbować bez nich. Poszedł do szkoły średniej, dali mu stanowisko kapitana w drużynie nożnej, poznał Kooka, w którego wpadł po uszy, lecz leki ciągle z nim były. Nieotwarte, ale  obok, na wszelki wypadek.

I żył z tą świadomością, aż do dnia, w którym Kook zabrał leki. Przeraził się tym, że na równi z życiem przyjaciela, martwił się możliwością utraty tego gówna. Przez jakiś czas brzydził się sobą. Dzisiaj postanowił to skończyć.

Białe nafaszerowane chemią drażetki nie będą decydować o tym, co ma być dla niego ważne, na czym powinno mu zależeć bardziej. Nie staną na samej górze jego potrzeb.

- Chcesz to zrobić?

- Daj - wyciągną dłoń ostatni raz po słoiczek. Otwarcie było najgorsze. Normalnie wyciągnąłby jedną i wrzucił do gardła. Nie teraz.

Jak miał to zrobić? Jak przechylić to cholerne szkło i wyrzucić zawartość?

Wzdrygnął się, czując zimne palce na dłoni opartej na barierce.

- Uda się, nie są nam do niczego potrzebne - powiedział Kook.

W tej chwili podjął jedną z ważniejszych decyzji w życiu. Lata zależności wreszcie dobiegały końca. Tata zginął przez nieostrożność i na pewno nie chciałby, żeby ten głupi błąd mścił się na jego synu całe życie. Nachylił otwarte wieczko i spoglądał jak tabletki jedna po drugiej spadają w dół. Każda jedna symbolizowała rok jego cierpienia. Opadały niczym białe łzy, żeby utonąć w zimnych wodach zapomnienia.

Kiedy zniknęła ostatnia wreszcie mógł złapać oddech, bo przez cały proceder nie umiał skupić się na nasycaniu płuc powietrzem.

- Jak się czujesz? - zapytał Jungkook.

- Chyba ok - powiedział zamykając słoiczek, miał zamiar wyrzucić go do pierwszego lepszego kosza. 

- Tylko ok?

- Jakoś tak inaczej.

- Inaczej, ale lepiej?

- Zobaczę jak będzie - chciał powiedzieć, że czuje ulgę i jest super, ale ciągle miał obawy. Za długo na nich polegał, to nie mogło być tak proste.

Nie zważając na to, jak to wygląda, Kook przytulił się do boku wysokiego chłopaka. Ich dłonie złączyły się razem na zimnej barierce. Cheng bez problemy oparł podbródek na czubku głowy Jungkooka, teraz dlugie włosy nie uderzały go po twarzy.

- Razem zobaczymy.

...

Nie ma to jak znowu ryczeć na własnym opowiadaniu. Debil ze mnie...
Ale czuję, jakbym sama oglądała ich życie z boku. Pierwszy raz czuję się tak, pisząc opowiadanie

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro