Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

45.


Dzisiaj był ten dzień - 1 kwietnia. Yoongi od rana przeczytał już żart o odkryciu życia w drugiej najbliższej im galaktyce, rozpadzie jednej z kpopowych grup, a Tae próbował nabrać go, że on i Jimin się zaręczyli. Wszystko jednak zbywał ruchem ręki, bo dziś przecież był ten dzień.

Odprawił Hobiego rano długą serią pocałunków i nie pozwolił mu otworzyć drzwi, zanim ten obiecał mu po raz dziesiąty, że od razu po egzaminie zadzwoni i przyjdzie do biblioteki.

W pracy siedział jak na szpilkach. Spoglądał w stronę milczącego telefonu, nie mogąc się przed tym powstrzymać. Nawet wypożyczający książki zauważali jego stres i sami zaczynali nerwowo przygryzać wargi, albo potupywać nogą. 

Około południa był już na skraju wyczerpania. Właściwie sam nie wiedział, czego bardziej oczekuje, potwierdzenia przyjęcia, czy nie zdania egzaminu sprawnościowego. Pragnął szczęścia i bezpieczeństwa Hobiego, a w tym przypadku jedno wykluczało drugie. Sytuacja beznadziejna. Jakakolwiek informacja dotrze do niego pod wieczór i tak nie będzie w pełni zadowolony. Więc czym się martwił. Na dodatek mama zadzwoniła, tylko po to, żeby zestresować go serią pytań, czy to aby na pewno dzisiaj i czy"Pani Wong jeszcze żyje". Miał ochotę do niej jechać i ustawić ją w kącie, jak nieposłusznego bachora. 

- Cześć, hyung. 

Wystraszony aż podskoczył na krześle. Czy on kiedykolwiek zazna spokoju w swojej samotni? 

Uspokoił się jednak, a nawet ucieszył, widząc nad biurkiem Jungkooka. 

- Cześć, dawno się  nie nie widzieliśmy - postarał się o uśmiech - co u ciebie?

- Ok, chyba sporo rzeczy się stabilizuje. Chociaż... jednak nie wszystkie... - schował ręce głęboko w kieszenie bluzy. Ostatnimi dniami do Seulu docierało coraz więcej ciepłego powietrza, śniegowe i deszczowe chmury uciekały, tak samo jak zimowa aura. Zastąpiła ją zapowiedź ciepłej, pachnącej kwiatami wiosny - długo jeszcze pracujesz?

- Ustawowo do 18, z tym, że nikt tej ustawy nie pilnuje - wzruszył ramionami i zdjął okulary, zeby przetrzeć je o sweter. 

- To możesz wyjść?

- Teraz?

- Chciałbym pogadać, a tutaj się duszę. Nie wiem jak możesz przesiadywać tu całe dnie, hyung - Kook spojrzał z obiekcją po wysokim pomieszczeniu o intensywnym zapachu starości.

- A ja nie wiem jak możesz biegać za piłką dwie godziny i nie paść trupem. 

- Praktyka, ćwiczenia, kondycja. 

- Słowa mi nie znane. 

- Tak samo jak mi dyscyplina, spokój, porządek. 

- Dobra, znaj moją łaskę, młody - podniósł się ociężale z łamiącym strzelaniem w kościach - i tak dzisiaj nie jestem w nastroju, żeby tu bezczynnie siedzieć. 

- Może w coś zagramy, skoro cię nosi hyung? Musi być jakiś sport, który lubisz.

- Dawno temu wypowiedziałem mu wojnę, ja i sport to jak Batman i Joker, jak smerfy i Gargamel, Jak Rosja i Stany Zjednoczone. 

- A w kosza?

- Namówił. 

Jungkook dobrze pamiętał, że hyung przyznał się kiedyś po pijaku do zamiłowania rozgrywkami NBA i posiadania kilku plakatów z koszykarzami w pudle w piwnice. Podobno sam grywał, ale tylko po lekcjach i to samotnie, albo z jakimś jednym kolegą, którego imię wyleciało mu z głowy, nie wiedzieć czemu przywodziło tylko na myśl pustynię. Do drużyny nawet nie startował, bo nie pozwalał mu wzrost, a na wf-ie nie grywał, bo najczęściej miał lewe zwolnienia, albo robił za tabliczkę z wynikiem. To w sumie smutne, co dało Kookowi do myślenia, bo on ani przed, ani po wyjawieniu tej tajemnicy nie rwał się, aby pomagać takim wyrzutkom podczas zajęć. 

Teraz sam stawał się powoli jednym z tych frajerów, których nie chciał bronić, jako lubiany członek szkolnej społeczności. Od kiedy zaatakował Syunga nikt nie wchodził mu w drogę i to nie tylko przez strach. Nie chcieli mieć z nim nic wspólnego. Nie było wyzwisk, zaczepiania, dogryzania, ale i rozmów, wymiany pracą domową, żarcików z nauczycieli, czy nawet zwykłego cześć. 

Jako osoba lubiana był skończony, a i nawet tolerowany to za dużo powiedziane. Oczywiście znaleźli się tacy, którzy trzymali jego stronę, ale raczej potajemnie, bo nikt nie chciał  narażać się większości.

Trzymając stronę przegranych stajesz się jednym z nich. Wielu nie wie, że czasem warto. 

Wybrali boisko przy szkole. Yoongi po drodze musiał skoczyć do mieszkania przebrać się i nakarmić psy, bo pani Choi wyjechała do syna i psiakami nie miał się kto zajmować podczas jego nieobecności. 

- Hobi hyug pracuje? - zapytał Kook, wchodząc na boisko z piłką pod pachą, którą przemycił od siebie z domu. Zdjął grubą bluzę i dopiero wtedy Yoongi zobaczył, że ten chłopak "o twarzy dziecka i ciele atlety, kulturysta jebany" trochę zmalał i to wcale nie w kwestii wzrostu. Rozbudowane ramiona troszkę straciły na szerokości i jakby zaczął się odrobinę garbić. Włosów nie przycinał od czasu, gdy widzieli się miesiąc wcześniej, a jego skóra straciła zdrowy kolor przez zimę. Sam dziwił się, jak dał radę zauważyć te drobne zmiany. 

- Dzisiaj ma egzamin sprawnościowy - odpowiedział bibliotekarz.

- To dzisiaj? Zapomniałem - uderzył się w czoło - nawet nie życzyłem mu powodzenia. 

- I tak Tae go wczoraj wystarczająco stresował swoimi życzeniami. Na pewno wie, że trzymasz kciuki. 

- A ty jesteś zadowolony, że chce być policjantem? - zapytał, gdy biegli wokół boiska, robiąc rozgrzewkę. 

- To czy jestem zadowolony nie ma większego znaczenia. Przecież nie będę mu zabraniał spełniać marzeń. 

- Czyli nie jesteś zadowolony? 

- Ty byś był? 

- Nie wiem, nie mam chłopaka, ani dziewczyny. 

- I na dodatek sam wskakujesz do takiego samego dołka. 

- Kiedy ktoś czuje w sobie misję, to lepiej go nie powstrzymywać. Sam wiem ile moja matka straciła życia na kłótnie z ojcem. Całe życie robi mu o to wyrzuty. Nie bądź taki sam, hyung. To zniszczyło im małżeństwo, męczą się ze sobą.

Yoongi skupił się na swoich butach. Młody wiedział co mówi. Zrobiło mu się szkoda Kooka i jego sytuacji w domu i aż głupio było mu przyznać, że mógłby się czegoś nauczyć z błędów jego rodziców. Wolał to przemilczeć.

Skończyli rozgrzewkę i zaczęli od rzutów. Yoongi nie był wprawiony, ostatni raz rzucał do kosza w ostatniej klasie liceum. Szybko jednak okazało się, że tego się nie zapomina, jak jazdy samochodem. Raz się nauczysz i choćby minęły lata, wsiądziesz za kółko i pojedziesz. Tym sposobem wyprzedził Kooka na 17 do 9.

- A właściwie o czym chciałeś pogadać? - zapytał Yoongi, gdy wykiwał wyższego Kooka jak dziecko i wrzucił kolejny punkt. Jungkook czuł się jakby miał zatrzymać małą myszkę, która z niesamowitą szybkością przelatuje mu między butami. Zawsze mógłby spróbować ją zdeptać, ale wtedy kocur zwany Nadzieją pożarłby go na przystawkę. 

- Miałem dość siedzenia w domu przy książkach. Matka mnie uziemiła, ale ciągle pracuje, więc i tak robię co chcę. 

- Powinieneś się teraz uczyć?

- Litości, hyung. Zrobiłem dzisiaj trzy próbne arkusze egzaminacyjne. 

- No dobra, wierzę - Min pokręcił nosem i oddał młodszemu piłkę - więc mnie wykiwałeś z tą rozmową. 

- Nie no, chciałem ci się przyznać, że to ja rozwaliłem związek Jina i Namjoona - powiedział jakby nigdy nic i wrzucił piłkę do kosza. Yoongi zupełnie stracił orientację w grze i za chwilę stracił drugi punkt. Nie uderzyła go sama wiadomość, ale bardziej jak zastała przekazana. Młodszy powiedział to, jakby mówił mu o tym, że wczoraj jadł na obiad udka kurczaka, czyli coś co średnio lubi - wiedziałeś, co nie? - nawet nie umiał udać, że go to zaskoczyło. 

- Wiedziałem tylko, że jakoś jesteś w tą sprawę wmieszany i nic poza tym. 

- Kto ci powiedział? Namjoon? 

Oczywiste, że oskarżył Namjoona. Nie wiedzieć czemu nie za bardzo chciał zauważać błędy Jina. 

- Jin. 

Kook zmarszczył brwi i rzucił piłkę, tym razem nie trafiając, po czym złapał ją i oparł na biodrze. 

- Nie chcę znowu tego wspominać, ważne, że to moja wina i chcę to naprawić. 

- Chcesz, żeby znowu byli razem? 

- A wy nie? Wszystko się zepsuło od kiedy ze sobą zerwali, cała nasza grupa się rozpadła. 

- Tae ją wskrzesza. 

- Tae jest głupi i nie widzi, że problem nadal jest, ignoruje go. 

- Nie uważam, żeby był głupi. 

- Hyung - zaśmiał się ani trochę nie radośnie Kook - Tae nie jest do końca normalny i ty to wiesz. Może i to coś dało, że stworzył naszą grupę od nowa, ale to ciągle za mało. Musimy ich jakoś połączyć. Nie wiem, może jakiś podstęp, zetknięcie ich ze sobą, fake smsy?

Yoongi skrzywił się i pokiwał głową, odchodząc od nastolatka. 

- Hyung? 

- Usłyszałem teraz od ciebie tyle złych i niedojrzałych rzeczy, że nie wiem od czego zacząć - Yoongi czuł się okropnie musząc go o tym uświadomić - jak możesz mówić, że Tae jest głupi? Zawsze stawał po twojej stronie. 

- Mówię tylko o tym jak się zachowuje. Chyba sam przyznasz, że odstawia różne cyrki. Jak dla mnie potrzebuje pomocy.

- To nie brzmiało jakbyś chciał mu pomóc, bardziej jakbyś go oskarżał i dyskryminował. Nie wydawaj sądów tak pochopnie, nie wiesz co siedzi mu w głowie. A Jin i Namjoon? Mamy ich połączyć na siłę? Nie wiesz, że to tak nie działa, Kook? 

- Skoro byli razem i się kochają, to może potrzeba im tylko impulsu. 

- To jest ich życie. Już raz się w nie wtrąciłeś, czego nie będę ci wypominał, bo nie znam twoich uczuć, ani tego co wtedy tobą kierowało. Zetknięcie ich na siłę, fake smsy? Tak nie można. 

- Co z tobą, hyung? Czemu nagle jesteś taki święty umoralniony? Mam na koncie błąd i chcę go naprawić. To źle? 

- Ale nie takimi metodami. Może lepiej spotkaj się z nimi we trójkę, pogadajcie.

- Pogadać z nimi? Obaj będą przeciwko mnie, to ja ich skłóciłem, ja zniszczyłem ich związek. Mam im teraz tłumaczyć, że powinni do siebie wrócić? 

 - Nie, że powinni, ale unikacie się, żaden nie zna pełnej wersji wydarzeń. Być może chodzi tylko o niedomówienie i przez to ta cała afera. 

Kook odrzucił piłkę i usiadł pod siatką ogradzającą boisko. Yoongi zajął miejsce obok innego, choć było dość chłodno. Zbliżał się wieczór. 

- Znowu powiedziałem coś idiotycznego. 

- Chcesz sobie poradzić ze wszystkim sam, ale przecież masz nas, rodzinę, my wszyscy możemy ci pomóc przez to przejść. Nie musisz polegać tylko na sobie. 

- Mam wrażenie, że coś jest ze mną nie tak, hyung. Ciągle robię coś, czego po chwili żałuję, wplątuję się w kłopoty,  jest we mnie tyle... - zaciął się - emocji. Jest ich za dużo. 

- Nikt nie bagatelizuje twoich problemów, musisz się tylko nimi dzielić, bo inaczej nie wiemy, co się dzieje. Naprawianie błędów to najlepsza nauka, ale nie tak pochopnie. Podejdź do tego z rozsądkiem. A my jak mamy pomóc, skoro nas do siebie nie dopuszczasz?

- Dopuściłem do siebie jedną osobę. Ona mi pomaga - odgarnął długie włosy - tak naprawdę to byłem na was strasznie zły. Zostawiliście mnie i nie chciałem zwracać się do was o pomoc. 

- Przepraszam - Yoongi poczuł jak coś ściska mu się w żołądku. To prawda, nie mieli dla niego czasu. Tak bardzo pochłonęło ich życie, że sprawy Jungkooka stały się niewidzialne. Sam już  nie wiedział po której stronie leży większa część winy - nie wiem co jeszcze mogę powiedzieć oprócz tego, że chcę to naprawić. 

- Ja też przepraszam, hyung. Że się odciąłem, że od was uciekłem, że zepsułem grupę i rozdzieliłem hyungów. 

Yoongi normalnie nie robił takich rzeczy. Miał być przecież "złym człowiekiem". Jak na razie szło mu średnio, bo jego dłoń sama przyciągnęła Kooka i przytuliła go do siebie jak młodszego brata, a może i syna.

Od razu poczuł, że na sercu robi mu się bardziej lekko i dopiero teraz zaczną powoli odzyskiwać swojego Królika.

Rozdzielili się pod domem Jungkooka. Yoongi odprowadził go wzrokiem aż do klatki, żeby ten nie zwiał na dalsze wagary od nauki. Wrócił do mieszkania, przypominając sobie o Hobim dopiero pod domem. Na jego telefonie były dwa nieodebrane połączenia. Było już koło 19, więc Hobi zorientował się dawno, że nie ma go w bibliotece. Szybko wbiegł do domu, żeby w razie czego oddzwonić i pojechać do jego mieszkania. 

Ale nie, Hobi był u niego. Siedział na kanapie i bawił się w Mickym. Zdyszany wbiegł do salonu w butach i kurtce. 

- Przepraszam, byłem z Kookiem i straciłem rachubę czasu. Dopiero pod blokiem zauważyłem, że dzwoniłeś. Przepraszam - wysapał zmęczony i zarumieniony od wysiłku. 

- Nic nie szkodzi. Nie byłeś dzisiaj w pracy? 

- Byłem, ale wyszedłem wcześniej, bo Kook chciał gadać. Ale mów, jak było? Dostałeś się? - woda lała się na jego niedawno pastowaną podłogę, ale miał to gdzieś. Liczyły się tylko wiadomości od Hobiego - no! 

Hobi westchnął i odłożył Mickyego,  żeby podejść do mężczyzny. Był naprawdę świetnym aktorem, bo z jego miny nie dało się wyczytać absolutnie nic. Aż wstrzymał oddech i poczuł to dopiero, kiedy Hoseok powiedział pierwsze słowo. 

- Chyba będziesz zadowolony - zmarszczył jedną brew. 

- Nie dostałeś się?! 

- Jakie to cudowne uczucie, gdy chłopak w ciebie wierzy i jeszcze życzy ci szczęścia - wybuchł, a Yoongi struchlał ze wstydu. 

- J-ja...

- Dostałem się - uśmiechnął się dumny i śpiewnie wyznał prawdę. 

- O...

- O - powtórzył rozbawiony  i ścisnął jego policzki. Na twarz wstąpiły mu kolory i najszczerszy z możliwych uśmiechów. Tak rozanielonego nie widział go od ostatniej nocy, rozpoczętej w bibliotece, a zakończonej w jego mieszkaniu, bo jakoś nie potrafił się zmusić do takich rzeczy w miejscu pracy. Za bardzo kojarzyło mu się z panią Wong.

Ciężko było mu zadowolić wtedy naburmuszonego Hobiego, ale udało się. Wystarczyło przełknąć gorzką pigułkę i dać nazwać się "maluszkiem". Teraz młodszy perfidnie to wykorzystywał, przy każdej okazji, gdy byli sami. Tak strasznie przypadło to Hoseokowi do gustu, że wyrywało mu się to coraz częściej.

Nigdy w życiu nie przyzna się, że ta zabawa w opiekuna i niewinnego chłopca troszeczkę mu się spodobała.
Może kiedyś wykorzysta to na niespodziankę.

- Miałem jeden z lepszych wyników - dodał Hobi i aż podskoczył na palcach - byli bardzo zadowoleni i powiedzieli, że mogę dostać się na pierwszy rok bez większych problemów.

- A- a pozostałe kierunki?

- Były tylko alternatywą, od początku wiedziałem co wybiorę. Proszę, Yoongi, nie psuj mi tej radości taką poważną miną - jęknął i pociągnął kciukami jego kąciki ust ku górze. To sprawiło, że skapitulował i uśmiechnął się szczerze.

- Gratuluję, panie przyszły oficerze.

- Aaj, ale seksi to brzmi - rozmarzył się Hobi - właśnie... nie dotrzymałeś dzisiaj słowa. Siedziałem tu i martwiłem się o ciebie, nie odbierałeś telefonu...

- Nie zaczynaj - skinął na młodszego palcem - jeszcze nie jesteś policjantem.

- Ale już jestem kroczek bliżej.

- Jak będziesz miał mundur i odznakę, to pozwolę ci czasami używać takiego tonu, na razie jesteś smarkaczem z mlekiem pod nosem - złapał go za nos i pociągnął lekko.

- Sam jesteś smarkusiem, maluszku - jego dłonie zagubiły się na pośladkach mężczyzny, to wywołało u niego mocny rumieniec - a teraz powiedz mi ładnie, czego dowiedziałeś się od Kooka?

- Nawet ton masz już policyjny.

- Co nie?

- Zaczynam się bać.

- Nie masz czego, dla ciebie będę zawsze łagodny - powiedział Hobi i szczęśliwy złączył ich usta w pocałunku.

...

Według mojej intuicji (która jest dość słaba) zostało jeszcze ok. 6-8  rozdziałów ^^ ale to może się zmienić

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro